ďťż

Tamashi no Heiwa & Shanae Zankoku

onlyifyouwant

Mieszkanie Tamashiego no Heiwa i Shanae Zankoku

Shanae wpadł do domu, od razu kierując się ku swojej sypialni w podziemiach. Zamknął drzwi od pokoju, opierając się o nie plecami i zamykając oczy.

Ostatnimi czasy źle się czuł i musiał pić o wiele więcej krwi, by zaspokoić głód. Nie był pewny, co się dzieje, więc wybrał się do medyka. To, co od niego usłyszał... na początku myślał, że to chory żart. Potem, że medyk się pomylił. Jednak po powtórzeniu badań musiał przyjąć do wiadomości, że jednak obie tezy były mylne.

Shanae spodziewał się dziecka.

Uniósł rękę, pocierając czoło palcami i podchodząc powoli do kanapy przed kominkiem. Usiadł na niej, przełykając ślinę. Był oszołomiony tą wiadomością. Miał podejrzenia, kiedy to się mogło stać, jednak... Był pewny, że ten cholerny eliksir przestał działać! Przecież specjalnie opóźnili z Rosierem powrót z misji, by mieć pewność, że żaden z nich nie zajdzie!

Opuścił głowę, opierając łokcie o kolana. Medyk przekazał mu szczegółowe wytyczne na temat częstotliwości posiłków, co może a czego nie może robić. Wampir bał się jednak jednego - jak on do cholery powie o tym Tamashiemu?! Jak mu to wytłumaczy? I jak smok na to zareaguje? Będzie zły? Zacznie krzyczeć, będzie miał wyrzuty?

Może... W ogóle nie powinien mu o tym mówić i jakoś pozbyć się problemu?

Warknął wściekle na tą myśl. Nie, nie zabije własnego dziecka. Westchnął cicho i położył się na kanapie z jedną ręką zwisającą smętnie ku podłodze, a drugą zasłaniając twarz. Musiał wszystko przemyśleć.


Tamashi usłyszał trzaśnięcie drzwi wejściowy i charakterystyczny dźwięk kroków Wampira.
Wcześniej Shanae wyszedł z mieszkania, nie mówiąc gdzie idzie, co Smoka trochę zaniepokoiło. Wstał z fotela, zabierając z biurka zioła, w trakcie których picia był i skierował się w stronę pokoju Wampira.

Zastał go na kanapie przed kominkiem w jego "lochach". Przysiadł się i odwrócił w jego kierunku głowę.

-Powiesz mi co się dzieje? - Jego głos nie był ani nieprzyjemny, ani zmartwiony.

Tamashiemu zależało po prostu na tym, by dowiedzieć się co trapi jego kochanka.
Wampir odsunął rękę z twarzy i spojrzał na smoka. Przez chwilę miał ochotę powiedzieć mu prosto z mostu, jaki "prezent" dla niego ma, otworzył nawet po to usta i...
To nie jest odpowiednia chwila.
- Właśnie wróciłem od medyka. Przeforsowałem się. Za mało piłem, za dużo trenowałem, za dużo misji - powiedział miękko, wyciągając rękę i kładąc ją na kolanie kochanka. Uśmiechnął się do niego delikatnie, podnosząc się do siadu i całując go w policzek.
- Wybacz, że cię zaniepokoiłem. Nie chciałem - mruknął, opierając czoło o jego ramię i przymykając oczy.
- Muszę na jakiś czas zwolnić z treningami i pracą. Nakaz doktora - roześmiał się cichutko.

Nie kłamał. Medyk kazał mu nie przeforsowywać ciała i odpoczywać. W końcu, organizm mężczyzn nie był przystosowany do bycia w ciąży.
Tamashi odetchnął cicho i położył dłoń na głowie chłopaka, przeczesując jego włosy. Oczywiście, martwił się o Shanae, jednak ucieszył go trochę stan Wampira. Jego odpoczynek oznaczał, że będzie miał więcej czasu dla Tamashiego.
Smok uśmiechnął się i ucałował go w czoło.

-Nie dziwię się, ostatnio nic nie robiłeś, tylko wyjeżdżałeś na misje - powiedział, odstawiając ziółka na stolik. - Co ty na to, by wybrać się na targ? Trochę pospacerujemy. No i wypadałoby kupić coś do jedzenia.


- Wydawało mi się, że niewolnictwo zostało zniesione - mruknął z lekko złośliwym uśmiechem Shanae na wzmiankę o "kupowaniu" jedzenia. Przeciągnął się.
- Możemy iść, świeże powietrze dobrze nam zrobi... - stwierdził, spuszczając nogi na podłogę i przeciągając się. Przechylił się do smoka i pocałował go w policzek, uśmiechając się do niego delikatnie.
- Tak, wiem... Przepraszam za to. Zaniedbałem cię... Ale teraz będziesz mnie miał często na głowie - roześmiał się delikatnie, unosząc dłoń i bawiąc się kosmykami mężczyzny.
Tamashi uniósł brew i również się zaśmiał, słysząc uwagę Wampira.
Złapał go za dłoń i uśmiechnął się wrednie.

-Nie przejmuj się - powiedział, zbliżając usta do jego ucha. - Lubię mieć cię na głowię. I nie tylko na głowie.

Zaśmiał się z własnego głupiego żartu i odsunął się, cięgle trzymając Wampira za dłoń. Ścisnął ją, wstając z kanapy.
Wampir parsknął śmiechem, wstając razem ze smokiem.
- Nie tylko, mówisz? - zamruczał, przysuwając się do niego i patrząc nań figlarnie. Stanął na palcach i musnął ustami jego wargi. Odsunął się delikatnie, puszczając mu oczko.
- Wezmę prysznic i możemy iść, dobrze? - zapytał, głaszcząc kciukiem jego dłoń, której nadal nie puścił. Starał się oddalić od siebie myśli o dziecku, jednak te wracały jak bumerang.
-W porządku - powiedział, puszczając jego dłoń i uśmiechając się przyjemnie. - A ja w tym czasie zjem coś i ubiorę się.

Pocałował go szybko w czoło i wyszedł z pomieszczenia.

Na górze zjadł surowego ogórka i dopił zioła. Ubrał się w długie, ciemne spodnie, które od bioder w dół były luźne, dopiero na poziomie kolan się zwężając. Na stopy wsunął wysokie buty. Ciemno fioletową koszulę, jaką założył wsunął w spodnie, a na to zarzucił czarną kurtkę sięgającą mu zaledwie pępka, za którą osobiście nie przepadał. Związał włosy w wysoką kitkę usiadł na niewielkiej ławce, która stała przed ich domem.
Wampir przestał się uśmiechać, gdy tylko mężczyzna wyszedł z pokoju. Z westchnieniem poszedł do łazienki i rozebrał się. Wziął szybki prysznic, nie mocząc włosów i wytarł się dokładnie. Wyszedł nago do pokoju i otworzył szafę. Mimowolnie spojrzał na siebie w lustrze. Stał nieruchomo, przyglądając się swojemu ciału po czym uniósł rękę i przesunął nią powoli po swoim brzuchu. Pokręcił gwałtownie głową, wyciągając z szafy bieliznę. Następnie założył na siebie czarne, obcisłe spodnie, długie buty do kolan na obcasiku i - wyjątkowo - krwistoczerwoną, skórzaną marynarkę, odsłaniającą biodra i pępek chłopaka. Do tego gruby pasek o srebrnej sprzączce w kształcie pająka i pomniejsze, czerwone dodatki.

Spojrzał znów w lustro.
Tak wygląda przyszły rodzic. Świetnie.
Pokręcił głową, wychodząc z pokoju i idąc na górę. Pokierował się po zapachu krwi smoka na dwór i uśmiechnął się do niego, pakując mu się na kolana i całując go w usta z pomrukiem.
- Idziemy, panie przystojny? - zapytał, pokazując mu język.
Tamashi zaśmiał się wesoło, wstając z nim na rękach, jednak po chwili odstawiając go na ziemię. Spojrzał na jego strój dość krytycznie.

-A ty jak zwykle musisz wyglądać tak prowokacyjnie - westchnął, łapiąc go za rękę i kierując się w stronę ścieżki prowadzącej do miasta. - Jestem zazdrosny, jak widzę te wszystkie wpatrzone w ciebie oczy.

Smok cieszył się ze wspólnego wyjścia. Dawno nie byli nigdzie razem, już od paru dni miał ochotę na spokojny spacer po lesie.

-Robiłeś dziś coś ciekawego? - zapytał po chwili, choć od zmroku nie minęło wiele czasu.
- Ale oni nie mogą mnie dotykać. A ty owszem - powiedział, "wieszając" się na ramieniu kochanka. Stanął na palcach i pocałował go w policzek. Uśmiechnął się pod nosem.

Lubił czuć pełne pożądania spojrzenia innych. Lubił prowokować, mącić i uwodzić. Bawić się innymi. Nie pozwalał jednak, by wyszło to za strefę patrzenia. Miał swojego smoka, cholera, kochał go, nie potrzebował nikogo innego.

Popatrzył w górę, na twarz starszego i impulsywnie wtulił się w niego gwałtownie.
- Kocham cię - mruknął nagle, całując go w szyję.
I noszę twoje dziecko pod sercem. Jak zareagujesz?
Mężczyzna zaśmiał się, a przez myśl mu przeszło, że ostatnio robi to niezwykle często.
Zatrzymał się na chwilę, pocałował chłopaka w usta i znów ruszył, kontynuując spacer.

Też kochał wampira. Trudno było się w nim nie zakochać po tym wszystkim, co razem przeszli. Tamashiemu nie przychodziło teraz do głowy nic, co mogłoby ich rozdzielić. Żadna rzecz, a tym bardziej inny osobnik nie mógł przeszkodzić im w szczęśliwej egzystencji, którą aktualnie prowadzili.

-Też cię kocham - odparł słabo słyszalnie, uśmiechając się do siebie pod nosem.
Uśmiechnął się pod nosem, cały zadowolony. Przeciągnął się, znów wieszając się na ramieniu smoka.
- Co masz ochotę kupić? Jakieś konkretne życzenia? Przejdziemy się wracając po lesie? - zapytał, całując go w szyję. Popatrzył na niego miękko, uśmiechając się delikatnie i czule. W tłumie, owszem, tulił i całował smoka, ale rzadko pozwalał sobie na wygląd zakochanego szczeniaka. Gdy byli sami, często praktykował takie zachowanie. To było tylko ich, prywatne i intymne, wampir nie chciał się dzielić takim zachowaniem z innymi.
-Zależy mi głównie na spędzeniu trochę czasu z tobą, nie na zakupach - odparł, splatając czule ich palce i wolną dłonią poprawiając kurtkę.

Lubił milczenie, nigdy nie sądził, że jest ono w jakikolwiek sposób niezręczne, czy nieprzyjemne. Każdy potrzebował czasem chwili z samym sobą, by przemyśleć sobie parę spraw. Aktualnie Tamashi myślał nad tym, co takiego się stanie w najbliższym czasie. Żadna sielanka nie trwa przecież wiecznie, a aktualnie z Shanae nie mieli żadnych znaczących problemów.
Spojrzał przed siebie, uśmiechając się delikatnie. Czuł miłe ciepło, rozchodzące się po jego klatce piersiowej na słowa smoka. Jednak zaraz za przyjemnym uczuciem przyszedł bolesny ucisk w brzuchu. Poczucie winy z powodu nie powiedzenia partnerowi o tak ważnej rzeczy jak "bycie w ciąży".

Puścił dłoń mężczyzny i wtulił się w jego bok, idąc z nim dalej. Starał się znów uśmiechnąć, jednak chwilę to trwało... Pokręcił lekko głową, zwilżając szybko wargi językiem.
- Niedługo zjawi się w mieście trupa teatralna. Możemy iść na ich występ, jeśli chcesz - powiedział łagodnie, chcąc skierować swoje myśli na inny tor.
Mężczyzna objął ramieniem chłopaka i pocałował go w czubek głowy. Cieszył się, że Shanae chce spędzać z nim czas, sam również nie miał nic przeciwko.

-Pewnie, że chcę - odparł z uśmiechem, choć nie przepadał za tego typu rozrywkami. - A dzisiaj chodźmy coś zjeść i napić się, co o tym myślisz?

Skubnął zębami kilka kosmyków jego włosów i podmuchał w nie, uśmiechając się do siebie pod nosem.
Kiwnął głową i wyciągnął ręce przed siebie. Rozprostował dłonie i pomachał palcami.
- Może powinienem sobie kupić nowe rękawiczki? Albo pierścionek. Jak myślisz? - podniósł na niego wzrok, uśmiechając się delikatnie.

Nadal coś nieprzyjemnie ściskało go w żołądku, gdy pomyślał, że w pewien sposób oszukuje kochanka. Oszukiwał i ukrywał wiele przed różnymi osobami, ale... Ale to był Tamashi, do cholery! Okłamywanie go było czymś zupełnie innym! Dodatkowo zachowane smoka tylko pogłębiało jego poczucie winy. Warknął na siebie w myślach, chcąc odsunąć wszystko od siebie.
-Nadchodzą ciepłe dni, nie potrzebne ci rękawiczki - odparł Tamashi, choć domyślał się, że Wampir może mieć na myśli bardziej ozdobę, niż ochronę przed mrozem. - A pierścionek... Hm... Poczekaj z tym.

Tamashi uśmiechnął się dość tajemniczo, nic już nie mówiąc.

~~~

Siedzieli teraz w niewielkiej gospodzie. Można było tutaj napić się czegoś dobrago, ale także zjeść smacznie. Potrawy były dostosowane do potrzeb każdej rasy, dlatego Tamashiemu tak podobało się to miejsce.

-Chcesz coś jeść? I pić? - zapytał, kładąc dłoń na stole i wyciągając ją w stronę chłopaka.
Chłopak nakrył dłoń smoka swoją dłonią, uśmiechając się do niego delikatnie.
- Mam ochotę na coś słodkiego... I sok grejpfrutowy - stwierdził, pokładając się na stole i patrząc na kochanka miękkim wzrokiem. Ich przechadzka w jakiś sposób sprawiła, że poczuł się trochę zmęczony.
- Może jakieś ciasto. A ty? Jadłeś w ogóle dzisiaj obiad albo kolację? - zapytał, mrużąc podejrzliwie oczy i marszcząc brwi.
Mężczyzna ścisnął jego dłoń. Poczuł się, jakby został nakryty na czymś nieodpowiednim i z pewnością tak właśnie wyglądał. Pokręcił głową na pytanie chłopaka.
Wstał po chwili, nie chcąc za bardzo o tym rozmawiać. Podszedł do baru i zamówił im obu posiłek oraz sok grejpfrutowy do picia. Zapłacił z uśmiechem i wrócił do stolika.

-Rzadko się zdarza, byś stronił od alkoholu, kiedy gdzieś wychodzimy - zauważył.
Zaklął w myślach, uśmiechając się jednak.
- Dziś jakoś... Nie mam ochoty. Po za tym, nie chce się przytruć. Nie wiem, jak z alkoholem się łączy to obrzydlistwo, którym napoił mnie medyk - odparł, wymyślając na szybko powód. - I nie myśl, że zapomniałem, o co pytałem. Teraz będę cię pilnował. Nie chcę, by coś ci się stało - powiedział spokojnie, wyciągając do niego rękę i głaszcząc ją powoli.

No przecież nie powiem ci, że nie mogę pić, bo zaszkodzę dziecku.
Tamashi przyjął spokojnie wytłumaczenie chłopaka, zupełnie nic nie podejrzewając. Dlaczego miałby sądzić, że Shanae go oszukuje?

-A więc będziemy się pilnować wzajemnie - odparł, śmiejąc się do niego. - Obaj nie chcemy, by coś nam się stało.

Wydawało mu się trochę nienaturalne, że siedzą spokojnie w dość zatłoczonym miejscu, nie krępując się i okazując sobie uczucie. Nie przeszkadzało mu to, jednak nie wyobrażał sobie wcześniej Shanae w takiej scenerii.
- Na to wygląda - roześmiał się cicho, zabierając rękę i wiercąc się na swoim krześle. Założył nogę na nogę i oparł łokcie o ławę, splatając swoje dłonie i opierając na nich podbródek. Uśmiechnął się do niego delikatnie, patrząc mu w oczy wyjątkowo czule. Po chwili jednak przeciągnął się i uśmiechnął figlarnie.
- Jak będzie trzeba, to cię zwiążę... - mruknął zaczepnie, puszczając mu oczko.
Tamashi zaśmiał się naprawdę szczerze i głośno.

-I będziesz mnie dokarmiał na siłę? - zapytał, opierając podbródek na otwartej dłoni.

Usiadł jednak zaraz normalnie, gdy jeden z pracowników gospody przyniósł im posiłki i dwie wysokie szklanki soku. Przesunął miskę gotowanych warzyw w swoją stronę, a drugi, zamówiony posiłek podał Shanae.
- A żebyś wiedział - odparł, pokazując mu zaraz język. Wyprostował się i uśmiechnął na widok dużego kawałka czekoladowego ciasta, z odpowiednią doprawką krwi, oczywiście. Złapał widelczyk i z satysfakcją ukroił nim pierwszą porcje. Uśmiechnął się z zadowoleniem do smoka, puszczając mu oczko znad ciasta.
- Smacznego - powiedział, po czym spokojnie zaczął jeść swoją porcję. - Może powinieneś wziąć do tego mięso, co? - mruknął, kiwając na jego miskę.
Tamashi nadział na widelec kawałek kalafiora i włożył go sobie spokojnie do ust, delektując się smakiem. Na pytanie chłopaka pokręcił głową. Lubił mięso, jednak o wiele bardziej zadowalał go smak dobrze przygotowanych warzyw.

-Dobrze, że wyszliśmy - powiedział, gdy przeżuł. - Miałem już dosyć siedzenia w domu.
Wampir uśmiechnął się lekko.
- Nie dziwię się. Dopiero niedawno zauważyłem, że jest trochę... Ponury - wzruszył ramionami, jedząc swoje ciasto z zadowoleniem. Sięgnął po swoją szklankę. Upił łyk soku i odłożył naczynie na ławę, opierając się znów o drewno.
- Trzeba by go jakoś rozjaśnić, ożywić... - mruknął, w myślach dodając "na przykład śmiechem i dreptaniem dziecka? Nie można wychowywać młodocianych w takim miejscu. Wiem, bo ja się w takim wychowałem i zobacz, co ze mnie wyrosło".
Tamashi zamyślił się na dłuższą chwilę, patrząc na okno. Widział w nim wyłącznie odbicie wnętrza gospody, gdyż na zewnątrz było już całkowicie ciemno.
Zastanawiał się, co takiego mógłby rozjaśnić z Shanae w ich domu. Góra była utrzymana w raczej jasnej tonacji, tylko piwnica, w której urzędował Shanae należała do tych ponurych stref mieszkania.

-Moglibyśmy kupić nowe meble, zasłony i dywany. - Spojrzał wreszcie na Wampira. - Odnowić go od zewnątrz, wyremontować ogród.
Gdy smok odwrócił wzrok, chłopak przestał się uśmiechać, a przez jego twarz przebiegł grymas niepewności. Zaraz jednak wrócił do poprzedniej miny
- Więc mamy co robić przez najbliższe miesiące - stwierdził, uśmiechając się trochę jakby sztucznie i klaszcząc delikatnie w ręce. Wziął swoją szklankę i odwrócił wzrok, udając, że wgapia się w bar, jakby było tam coś ciekawego.
- Możemy zrobić oczko wodne. Takie większe, to w ciepłe dnie można by się tam kąpać - powiedział odrobinę nieobecnie.

Właściwie, miał przed oczami dziecko, kilku letnie, ubrane w ciemnofioletowe spodenki. Bose, blade stópki zagłębiały się w ciepłym jeszcze piasku, a księżyc oświetlał ciemne włoski maleństwa. Nie potrafił określić płci ani jakiego koloru miało włosy, ale czuł, że to dziecko jego i smoka. Dreptało radośnie w stronę wody, by zamoczyć w nim nóżki.
Obok niego szedł uśmiechnięty Tamashi, wyglądający na spokojnego i szczęśliwego.

Potrząsnął głowę, odsuwając od siebie jak najdalej takie wyobrażenia. Coś w tym obrazku go zabolało, a raczej - wywołało kolejną falę poczucia wina. Musi skończyć o tym myśleć. Wzdrygnął się widocznie i przeniósł wzrok na ciastko. Nie miał już na nie ochoty.
Tamashi lubił obserwować swojego Wampira, a teraz miał ku temu idealne warunki. Przyglądał się uważnie jego twarzy, z lekkim, spokojnym uśmiechem na ustach.
Nie spodobało mu się jednak to, co zobaczył. Shaane wydawał się nieobecny, jakby myślami byłby zupełnie gdzie indziej.

-Powiesz mi, co się dzieje? - zapytał cicho i poważnie, gdyż zaczął się naprawdę niepokoić. W końcu Wampir był rano u medyka, a wizyty u takich ludzi oznaczają tylko nadchodzące kłopoty. - Medyk coś ci powiedział? Jesteś chory?
Wampir popatrzył na niego z zaskoczeniem. Uśmiechnął się zaraz uspokajająco, wyciągając rękę i chwytając dłoń smoka.
- Wszystko w porządku, nic mi nie jest - powiedział miękko, patrząc mu w oczy ciepłym spojrzeniem. Cofnął rękę, sięgając po swój sok. Napił się i oparł ręce na stole, wodząc palcem po brzegach naczynia.
- Po prostu... Zastanawiam się, w którym miejscu mogłem jeszcze zwolnić i nie musiałbym leżeć teraz odwłokiem. Z jednej strony, jestem zadowolony, bo będę więcej czasu z tobą i będę mógł w końcu odetchnąć... - mruknął w końcu, patrząc w sok. Podniósł jednak wzrok na starszego. - A z drugiej strony cholernie się boję. Mój... zawód... jest mało wdzięczny. Chwila nieuwagi i mogę wylądować poza obiegiem. A powiedzmy sobie szczerze, co poza tym potrafię? Całe życie byłem szkolony tylko do "pozbywania się niewygodnych osób". Nie widzę siebie inaczej. Do niczego innego się nie nadaję - powiedział cicho.

Po części to co mówił, było prawdą. Ale nie bał się wypaść z obiegu, a czy będzie w stanie zaopiekować się tym małym krwiopijcą, który w nim rośnie.
Tamashi ścisnął krótko jego dłoń.

-Nie powinieneś teraz robić sobie wyrzutów - odparł uspokajająco. - I nawet, jeżeli niezbyt znam się na twojej profesji, to nie sądzę, byś mógł "wypaść z obiegu". Jesteś zbyt dobry, by tak po prostu się ciebie pozbyć. A nawet jeśli, nie przejmuj się tym. Nigdy nie będę wymagał, byś pracował, dobrze wiesz, że nawet wolałbym, żebyś zajął się trochę domem... No i mną oczywiście.

Zaśmiał się i powrócił do jedzenia swojego posiłku. Oparł nieelegancko brodę na dłoni, przeżuwając powoli warzywa i patrząc wgłąb pomieszczenia.
Wampir zaśmiał się cicho.
- Mówisz, jakbym był twoją żoną - stwierdził z rozbawieniem, pokazując mu język. Upił kolejny łyk soku.
- Po za tym obawiam się, że nie potrafię "nie pracować". I nie najlepsza ze mnie gosposia, o gotowaniu już nawet nie wspominając - pokręcił głową. Nie czuł się pewnie w kuchni, a już tym bardziej nie wierzył, że nadaje się do "zajęcia domem".
- A tobą... Zajmuję się bardzo chętnie - spojrzał mu w oczy figlarnie, mówiąc dwuznaczne słowa. A raczej jednoznaczne, zależy jak na to patrzeć.

Chociaż i tak będę musiał rzucić swoją pracę, co najmniej na trzy-cztery lata.
Tamashi skierował wzrok na chłopaka i przekrzywił głowę. Uśmiechnął się dosyć niepewnie, zastanawiając się, czy powinien powiedzieć Shanae to, nad czym myślał. Spojrzał jednak na otaczających ich ludzi i rozmyślał się. To nie był czas i miejsce na oświadczyny.

-Kocham cię - powiedział tylko, sam nie wiedział dlaczego.

Powrócił do jedzenia, choć w jego talerzu nie pozostało wiele.
Wampir spoważniał, patrząc na smoka z uczuciem.
- Ja ciebie też - odparł, dźgając swoje ciasto. Dokończył je z lepszym humorem, popijając sok ze smakiem. Oparł się łokciami o blat i przyglądał się mężczyźnie z delikatnym uśmiechem.
- Wszystko jakoś się ułoży, czyż nie? - powiedział cicho.
Tamashi również skończył jeść. Odsunął od siebie talerz i popił resztką soku.
Popatrzył na Shanae z zaskoczeniem.

-Za wiele nie może się układać - odparł, podwijając rękawy króciutkiej kurtki. - Bo wszystko jest w porządku, tak?

Uniósł brew w pytającym geście.
Oparł brodę o złączone dłonie i uśmiechnął się trochę nieobecnie.
- Tak... Wszystko jest w porządku - powiedział cicho, zastanawiając się nad czymś widocznie.

Nie miał pojęcia, jak powiedzieć smokowi. A był już pewny, że cokolwiek się stanie, nie "pozbędzie" się dziecka. Przeciągnął się i postukał paznokciami w blat ławy. Jego uwagę zwróciła rodzina, która weszła właśnie do środka.

- Rati, nie biegaj! - kobieta fuknęła na kilkuletniego chłopaczka, który z "Ja zajmę!" na ustach pobiegł w kierunku wolnego stołu. Przebiegł obok wampira, który powiódł za nim wzrokiem z rozbawionym spojrzeniem. Parsknął śmiechem, widząc jak chłopczyk wdrapuje się na za wysokie dla niego krzesło. Jak mógłby nie skorzystać z takiej okazji?
- Hej, Tamashi... Co sądzisz o dzieciach? - zapytał, przesuwając wzrok z chłopczyka na smoka. Patrzył na niego z lekkim zaciekawieniem, uśmiechając się delikatnie.

Zawsze warto wybadać grunt.
Tamashi również przyglądał się "rodzince", która pojawiła się w pomieszczeniu. Zaśmiał się, choć krzyki zarówno dziecka, jak i jego matki zdecydowanie mu przeszkadzały. Zdziwił się, gdy usłyszał pytanie Shanae.

-Wiesz, nic do nich nie mam - odchrząknął. - Są co prawda kłopotliwe, głośne, często rozwydrzone i rozpieszczone, jednak potrafią być czasem rozkoszne. Myślę, że dla wielu matek są błogosławieństwem, jednak ja siebie w roli rodziciela zdecydowanie nie widzę.
Słowa smoka odebrał jako jasny przekaz, iż ten nie chce mieć dzieci. Nie wiedział, jak się zachować, gdy poczuł w brzuchu skurcz strachu i bólu. Uśmiechnął się tylko kącikiem ust, wracając spojrzeniem do dziecka. Oparł łokcie o stół i złączył dłonie. Oparł o nie policzek, wciąż patrząc się na dziecko.
- Zwykle staram się trzymać teraźniejszości, bo rozpamiętywanie nic nie daje, ale... - Powiedział cicho, obserwując ruchy dziecka. Nie wiedział czemu wzięło go na zwierzenia. - Zastanawiam się, czy gdybym... Wychował się w normalnej rodzinie... Czy umiałbym być rodzicem? - zamilkł na króciutką chwilę. - Jednak, zostałem wychowany na mordercę i obawiam się, że nie umiałbym inaczej wychować swojego dziecka, gdyby nikt mi w tym nie pomógł - uśmiechnął się gorzko, kręcąc głową. Spojrzał na smoka, odgarniając niesforne kosmyki z twarzy.
- Wybacz. Wizyta u medyka totalnie mnie roztroiła i zaczynam mieć dziwne przemyślenia... A ty musisz tego słuchać. Przepraszam - powiedział i roześmiał się lekko, wyglądając na zakłopotanego.

Cholera... Wściekniesz się. Na pewno się wściekniesz. Ale, Stworzycielu, nie zrobiłem tego specjalnie! Nie chciałem zachodzić w ciążę, nie chciałem dziecka! Jak mam ci to teraz powiedzieć, skoro wiem, że będziesz zły?...
Tamashi oparł brodę na otwartej dłoni, a jego wzrok spoważniał.

-Nie szkodzi. Cieszę się, że mi to mówisz - odparł po wysłuchaniu wypowiedzi Shanae. - Zastanawia mnie tylko, czemu rozmawiamy akurat o dzieciach. - Zaśmiał się i wyciągnął dłoń, by złapać tą należącą do Wampira. - Z moją pomocą dałbyś radę je wychować. Ale nie jest nam to dane... I może lepiej. Myślę, że mieszanka mogłaby być dość... Wybuchowa, jak to mówią.
Wampir przełknął niezauważalnie ślinę, zaciskając lekko palce na dłoni smoka. Uśmiechnął się do niego delikatnie, choć kosztowało go to dużo samokontroli.
- Tak, pewnie masz rację - odparł cicho. Znów spojrzał na dziecko z sąsiedniego stolika.
- Szczerze mówiąc, nie wiem, czemu akurat dzieci - zaśmiał się lekko. Ucichł na chwilę, po czym znów spojrzał na smoka. - Mogę jeszcze jedno ciastko?

Odpowiedź smoka tylko utwierdziła chłopaka, że im później powie starszemu, tym lepiej. A najlepiej nic mu nie mówić i w ogóle nie mieć tego dziecka, ale... Nie miał odwagi albo za bardzo już się do niego przywiązał, by je zabić. Taką opcję też rozważał, chociaż od razu ją odrzucał, gdy tylko wracała do jego myśli.
Mężczyzna przechylił głowę i przyglądał się Shanae w milczeniu. Wydawał być się dzisiaj zupełnie inny, niż zazwyczaj. Jakby myślami był gdzieś zupełnie indziej.

-Oczywiście - zreflektował się po kilkunastu sekundach Smok. - Już ci przynoszę.

Wstał, ściskając jeszcze rękę Shanae i znikając na chwilę z jego pola widzenia.
Wrócił po paru minutach, trzymając w dłoni talerz z dwoma kawałkami ciast.

-Jedno jest waniliowe, drugie czekoladowe - odparł, siadając tym razem tuż obok chłopaka i kładąc dłoń na jego udzie. - Nie wiedziałem które chciałeś.
Chłopak oparł jedną rękę na stole i zakrył oczy dłonią.
Cholera... Teraz się martwię bardziej, niż wcześniej
Wziął głęboki oddech, odsunął rękę i zerknął znów na małolata obok.

Wampir uśmiechnął się niczym zadowolone - o ironio - dziecko, gdy starszy wrócił z ciastkami.
- Oba - mruknął, przysuwając się do starszego i całując go w policzek. Trącił jeszcze nosem jego nos i zabrał się za pałaszowanie ciastek, zaczynając od waniliowego.
- Gratulacje dla wampirzych genów, przynajmniej nie przytyję, okres przyswajania masy ciała mam za sobą - mruknął, opierając się o starszego bokiem. - A z drugiej strony, nie urosnę już ani o centymetr, jeżeli na prawdę cal proces się już zatrzymał. Cholera - mamrotał bez sensu, by zagłuszyć własne myśli.
Mężczyzna przypatrywał się kochankowi ze szczerym uśmiechem. Cieszył się, że Shanae jest tak radosny, choć wydawało mu się to dosyć podejrzane. Nie miał jednak zamiaru rozmyślać nad tym teraz.
Smyrał delikatnie udo Wampira i patrzył uważnie na to, jak ten je, jakby było w tym coś niezwykłego.

-Och, przypomniało mi się - westchnął nagle. - A propo dzieci: W najbliższym czasie pojawi się u nas moja znajoma z mężem i dzieckiem. Mansy bardzo chce cię poznać.
Wampir uniósł lekko brew.
- Słodko. Czemu chce mnie poznać? - zapytał, mrużąc lekko oczy, patrząc na smoka podejrzliwie.
- Przyznaj się, co jej o mnie nagadałeś, hm? - mruknął złośliwie, dźgając go żartobliwie pod żebra. Roześmiał się i pocałował go w policzek.
- Nie krzyw się tak, będzie dobrze.

**

Siedzieli w salonie, "czekając" na gości. Byli właśnie w trakcie gorącej gry wstępnej, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Cholera... - wampir odsunął się szybko od męskości smoka i sięgnął po chusteczkę leżącą na sofie, wraz ze spodniami Tamashiego i górnym odzieniem wampira. Spojrzał na kochanka z rozbawieniem, wstając i zapinając szybko spodnie. Wytarł usta w chusteczkę.
Mężczyzna wzniósł oczy ku niebu, śmiejąc się zaraz cicho i całując Shanae przelotnie w policzek.

-Chyba za bardzo się tobą chwaliłem - odparł i ugryzł zaczepnie płatek jego ucha.

**

Smok zaciskał właśnie dłonie na narzucie kanapy, gdy gwałtownie "sotudził" go dzwonek do drzwi. Sapnął niezadowolony, łapiąc jeszcze na chwilę nogę Shanae i składając na jego udzie szybki pocałunek.

-Ale sobie porę wybrali - westchnął, wstając i ubierając się pośpiesznie.

Już po chwili stał przed drzwiami i otwierał je z uśmiechem i w nienagannym stroju.

-Witaj, Mans... - zaczął, uchylając drzwi.

Nie zdążył jednak zrobić tego do końca, gdyż już po chwili zostały one pchnięte od zewnątrz.
Do mieszkania Tamashiego i Shanae wbiegło nagle jakieś stworzenie, krzycząc na cały głos jakieś nie do odgadnięcia słowa. Zaraz po nim wpadł do środka niski mężczyzna, truchtając za chłopakiem i rzucając ze zdenerwowaniem krótkie "naprawdę przepraszam.

Tamashi stał w przejściu, zupełnie nie wiedząc jak się zachować. Wpuścił do środka Mansy i uśmiechnął się nerwowo.

-Wybacz nam, nasz syn jest nie do zatrzymania ani uciszenia - powiedziała, wchodząc i zamykając za sobą drzwi.
Wampir doprowadził się do porządku szybko, uśmiechając się pod nosem. Po chwili, również w nienagannym aczkolwiek wciąż wyzywającym stroju, podszedł do drzwi. Gdy usłyszał wrzaski i zarejestrował "coś" biegnące w jego stronę, zupełnie odruchowo położył rękę na ramieniu malucha, unieruchamiając go na chwilę.
- Hej, mały... Uważaj. Potkniesz się i zrobisz sobie krzywdę - powiedział do dziecka całkiem miło, przyglądając mu się czarno-czerwonymi oczami. Jakiś czas temu dowiedział się, że to "efekt uboczny" ciąży.
Chłopczyk zatrzymał się na chwilę, zagapiając się na dziwne oczy Wampira. Wywalił jednak język i zaśmiał się, dalej uciekając. Krzyknął coś jeszcze i wbiegł po schodach. Zaraz za nim pojawił się drobny mężczyzna.

-Dany, zatrzymaj się! - krzyknął.

Mansy oddała w tym czasie Tamashiemu swój płaszczyk i uśmiechnęła się nerwowo.

-Wybacz nam, naprawdę - powtórzyła przeprosiny, idąc w stronę salonu. - Dany bardzo ucieszył się z odwiedzin, lubi poznawać nowe osoby. Ale... Niedługo powinno mu przejść. Poza tym Bags ma do niego dobre podejście.

-W porządku, to nic. Oboje wiemy jakie są dzieci. - Uśmiechnął się, pokazując jej, by usiadła. - Napijecie się czegoś? Shanae pewnie szuka gdzieś Danyego.

-Możesz zrobić dwie herbaty - odpowiedziała kobieta. - Bags i tak lubi chłodną.

-Dany, mówiłem ci, żebyś nie biegał! - powiedział mężczyzna, głaszcząc płaczącego chłopczyka po włosach.

Ten siedział zapłakany i krzyczał, że boli go kolano, choć nie miał na nim nawet maleńkiego zadrapania.
Bags wziął go na ręce, nie przejmując się już jego wołaniami. Usiadł w salonie obok swojej żony, wzdychając głęboko.
Wziął głębszy oddech, słysząc płacz dziecka. Sam ulokował się do kuchni, by na chwilę złapać oddech. Oparł się o stół, czując ból w brzuchu. Wziął głębszy oddech.

Po chwili wszedł do salonu, trzymając tacę z trzema herbatami i dwoma szklankami soku, w tym jedną z wkładką krwi. Nie zabrakło też łyżeczek i cukru. Uśmiechnął się delikatnie do małżeństwa, stawiając tacę na stoliku. Usiadł obok smoka, odruchowo kładąc rękę na jego udzie i głaszcząc go delikatnie. Sięgnął po swoją szklankę, by dziecko nie napiło się przypadkiem krwi.

Przyglądał się im z zaciekawieniem, zastanawiając się, czy jego dziecko też będzie tak krzykliwe i nieznośne. Gdy Dany kopnął w stolik, wampir odruchowo wyciągnął rękę, łapiąc od spodu jedną z filiżanek z herbatą, która prawie spadła. Odłożył ją spokojnie na tacę.
Obydwie rodzinki wypiły napoje w dosyć przyjemnej atmosferze. Mansy okazała się przyjazną kobietą, za to Bags cichym i niesamowicie nieśmiałym facetem. Dany popisał się za to swoim charakterkiem, wylewając porcję soku na kolana ojca, kopiąc Shanae po piszczelach i wyrywając Tamashiemu kupkę włosów.

Gdy goście zniknęli z mieszkania, Smok oparł się o drzwi z głośnym westchnieniem. Skrzywił się, głaszcząc się po głowie, gdyż niesamowicie bolało go miejsce, z którego Dany wyrwał mu "tloseckę" włosów.

-O niebiosa - westchnął mężczyzna, choć niesamowicie rzadko zdarzało mu się wzywać na pomoc Bogów.
Wampir za to dziękował w myślach za wszystkie treningi cierpliwości, jakie przeszedł. Podszedł do Tamashiego i położył dłonie na jego policzkach, zmuszając go, by się pochylił. Ucałował miejsce, z którego zostały wyrwane włosy.
- Moje dzielne kochanie... Już, zły Dany poszedł, już - mruknął z pewnym rozbawieniem, znów całując go w głowę. Uśmiechnął się do niego delikatnie, głaszcząc go po policzkach delikatnie.
- I jak? Myślisz, że Mansy mnie polubiła? - pokazał mu język figlarnie, chociaż i on był wymęczony tą wizytą.
- Jakieś wnioski z tej wizyty?
Tamashi zaśmiał się, czując się jak dziecko, gdy Shanae go tak traktował. Skorzystał z okazji i wtulił się w niego, parodiując jego mruczenie, ponieważ sam nie umiał wydawać z siebie takich odgłosów.

-Wrażenia? - mruknął, a jego głos tłumiony był przez materiał odzieży Wampira. - Chyba nie muszę nic mówić. Nie wiedziałem, że dzieci potrafią być takimi wrednymi, głupimi, rozwydrzonymi bachorami. Nie sądziłem, że Dany taki będzie. Mansy wydaje się być kobietą, która umie poradzić sobie z wychowaniem syna.
Wampir przełknął ślinę, zamykając oczy i tuląc do siebie smoka. Pogłaskał go po włosach, starając się odgonić od siebie złe myśli.
- Wiesz... To jej dziecko. Oczywiste, że w pewien sposób mu pobłaża. Dzieci ogólnie nie są złe - powiedział cicho, próbując jakoś się wybronić.

W końcu sam spodziewał się takowego "bachora". Pocałował znów jego głowę, delikatnie głaszcząc jego plecy.
- No, ale przyznaj, kochanie, mimo wszystko, dzieci są całkiem... słodkie - próbował jakoś uratować własne, ciche nadzieje, że Tamashi jednak, może, choć troszeczkę się ucieszy z niespodzianki, jaką Shanae nosi pod serduszkiem.
-Oczywiście, nie oceniam jej - odparł uśmiechając się pod nosem i kierując swe dłonie do marynarki chłopaka. - Niektórzy po prostu sobie nie radzą. I ja też bym sobie nie poradził. I są słodkie, jak ubabrzą się w ciastkach i wsadzą łapska w galaretkę.

Rozsuwał powoli klapy marynarki, cofając głowę, by po chwili przybliżyć ją znowu, do ucha chłopaka i wgryźć się delikatnie w małżowinę.

-Ciągle gadamy o tych dzieciach i dzieciach... - mruknął, udając niezadowolenie i muskając skórę chłopaka wargami. - Poróbmy coś... Ciekawszego.
Chłopak uśmiechnął się nerwowo, automatycznie wodząc rękoma po torsie starszego. Kiwnął głową, przymykając oczy i wzdychając cicho.
- Masz rację - szepnął, całując go mocno w usta i pociągnął w stronę sypialni.

**

- Shanae... Takich decyzji nie podejmuje się na "hop siup" - medyk popatrzył na wampira niepewnie. - Przemyśl to...
- Przemyślałem! - wampir warknął wściekle, siedząc na stole.
- Zróbmy tak... Wróć do mnie za pięć dni. Jeśli nadal będziesz chciał to zrobić, przeprowadzimy zabieg i nikt nigdy się nie dowie, że miałeś dziecko.

**

Przez pierwsze dwa dni był spokojny. Trzeciego zaczął się denerwować. Był nerwowy, nie mógł usiedzieć w miejscu. Naprawdę chciał to zrobić? Zabić własne dziecko... Nie, nie mógł tak na to patrzeć. To był nieplanowany, problematyczny zbitek komórek, którego musiał się pozbyć. Nie dał by rady sam go wychowywać, a Tamashi... Cóż. Bał się, że albo go straci albo...

Czwartego był strasznie drażliwy. Nie miał ochoty na czułości, starał się jak najbardziej omijać smoka. Nie patrzył mu w oczy, odpowiadał półsłówkami.

Teraz szedł powoli w stronę "gorszej" części miasta, ku klinice. Starał się sam siebie utwierdzić w przekonaniu, że decyzja, którą chce podjąć jest odpowiednia. Gdy wszedł, medyk już na niego czekał.
- Witaj. Podjąłeś decyzję?
- Tak... Nadal uważam, że zabieg będzie najlepszym wyjściem.
- "Uważasz". Ale nie jesteś pewny. Posłuchaj mnie... Możesz tego żałować. Powiedziałeś swojemu partnerowi?
- ... Nie - wampir mruknął niechętnie.
- Powiedz mu. Może jednak... Wiesz, ludzie zmieniają opinię o dzieciach, gdy mają mieć własne. No i, to po części powinna być jego decyzja. To wasze dziecko, powinien wiedzieć.
- Wiem!... Ale jak mam mu to powiedzieć? "Tamashi, kochanie, tak nawiasem mówiąc, spodziewam się twojego dziecka"? O tak, na pewno się ucieszy. Szczególnie z jego opinią, że dzieci to "hałaśliwe, wredne, głupie bachory" - wampir usiadł na stole, widocznie roztrzęsiony. Pochylił głowę, opierając łokcie na kolanach i patrząc w podłogę. - Najzwyczajniej w świecie się boję, zadowolony? - warknął na medyka, który w milczeniu przyglądał się pacjentowi.
- Nie chcesz tego zrobić. Nie zmuszaj się - odparł cicho. Mimo wszystko był przeciwny takim rzeczom, nawet jeśli dokładał do tego rękę. Jakoś musiał zarabiać. Wampir zerknął na niego, po czym znów zagaił się w ziemię, nerwowo pocierając palcami skroń. Czuł łzy zbierające mu się w oczach, co dodatkowo pogarszało mu nastrój.
Wampir zniknął któregoś wieczoru na kilka godzin, nie mówiąc zupełnie gdzie idzie, co Tamashiego nie tyle zdenerwowało, co zaniepokoiło. Postanowił się jednak nie wtrącać, wykorzystując okazję i idąc do miasta, by obejrzeć zaręczynowe pierścionki.

Następne zachowania Shanae trudno mu było jednak zignorować, dlatego gdy ten znów powiedział, że musi wyjść, Smok postanowił iść za nim.
Miejsce, do którego nie trafił wcale go nie zdziwiło. Już wcześniej podejrzewał, że Shanae chodzi właśnie do medyka.

Tamashi posiedział kilka minut przed budynkiem, nerwowo skubiąc wargę. Bał się wejść do środka.
W końcu, prawie kwadransie, Smok zadudnił pięścią w drzwi za którymi znajdowała się lecznica.
Wampir rozpinał koszulę drżącymi palcami, próbując sam siebie przekonać, że to jedyne wyjście. Jednak z każdym kolejnym guzikiem miał coraz większą ochotę po prostu uciec. Drgnął gwałtownie, słysząc głośne "pukanie" do drzwi. Spojrzał na medyka, który ustawiał właśnie potrzebne noże, strzykawki i mazie na stoliku koło "stołu zabiegowego", nie przestając przy tym namawiać wahającego się chłopaka do zrezygnowania z zamiaru. Ten zmarszczył brwi, patrząc na drzwi i powoli do nich podchodząc.
- Shanae, przecież widzę, że nie chcesz tego robić. Wróć do domu i po prostu powiedz swojemu partnerowi o tym. Prosto z mostu, nie zastanawiaj się ani nie czekaj na okazję. Będziesz żałował, że mu nie powiedziałeś - dalej prowadził swój monolog, na tyle głośno, by było go słychać zza drzwi. Otworzył je i spojrzał na fioletowowłosego.
- Witam. Jeżeli to nic ważnego, mógłby pan przyjść później? Właśnie szykuję się do zabiegu - powiedział spokojni, a Shanae akurat wtedy wyszedł zza zasłonki, ubrany tylko w luźne, czarne spodnie.
- Mam się już poło... Tamashi - zamarł, przypatrując się smokowi. Przełknął ślinę, podchodząc powoli do drzwi. - Co ty tu robisz?
- To twój partner? - medyk spojrzał uważnie na wampira, który kiwnął głową. Zanim czerwonowosy powstrzymał mężczyznę, ten wciągnął smoka do środka i zamknął drzwi. - Powiedz mu teraz.
- Tori... Nie sądzę, by...
- Powiedz mu! - medyk zmarszczył brwi, zakładając ręce na piersi. - Albo ja mu powiem.
- Nie ośmielisz się.
- Sprawdź mnie - Tori uśmiechnął się złośliwie. Wampir wziął głęboki oddech, uciekając wzrokiem przed oczami smoka.
- Tamashi... Ja... - zaciął się, zaczynając drżeć. Bał się. Cholernie się bał.
Tamashiego całkowicie zamurowało i gdyby nie ręce medyka wpychającego go do pomieszczenia, prawdopodobnie stałby tam jak kołek, zupełnie nie reagując. Starał się przeanalizować logicznie to, co usłyszał.

Wreszcie skierował wzrok na Shanae, a w jego głowie od razu się rozjaśniło.

-Masz dziecko - odparł oniemiały, czując jak uginają się pod nim nogi. - A ja...

Przypomniał sobie te wszystkie rozmowy, dziwne zachowanie Shanae i swoje... Wypowiedzi. " Hałaśliwe, wredne bachory".
Wampir spojrzał na niego przestraszony, zagryzając dolną wargę. Złożył ręce na torsie, jednak wyglądało to, jakby sam siebie obejmował.
- Bardziej... Spodziewam się naszego dziecka. To dopiero piąty tydzień - odparł cicho, odwracając szybko wzrok w bok.
Tori wodził spojrzeniem od jednego do drugiego, wycofując się po cichu w głąb lecznicy. Nie chciał im przeszkadzać.
Shanae uniósł lekko jedną rękę i odgarnął z twarzy kilka czerwonych kosmyków.
- Ja... Nie mam pojęcia, co mam ci teraz powiedzieć, wytłumaczyć... - powiedział cicho, zaciskając palce na swojej grzywce. Czuł jak powoli zbiera mu się na płacz. Podszedł do Tamashiego i lekko zacisnął palce na jego koszuli. Nie patrzył mu w oczy, kuląc się lekko i opierając czoło o jego tors.
- Przepraszam. Byłem nie uważny i przez to... Przepraszam. Jeśli nie chcesz, ja mogę... mogę... - zaciął się nagle, stwierdzając, że końcówka "mogę się go pozbyć" nie chce przejść mu przez gardło.
-Naszego dziecka... - powtórzył Tamashi, zupełnie oniemiały. - Spodziewasz się naszego dziecka...

Mężczyzna objął machinalnie Shanae i przycisnął go do siebie. Zaprzeczył gwałtownie.

-To wszystko, co mówiłem... Wybacz mi, proszę, Shan, nic nie rób.
Drgnął, unosząc lekko głowę i patrząc na smoka z zagubieniem.
- Nie jesteś... zły? - zapytał cicho, jednocześnie odczuwając niewiarygodną ulgę. Prawdopodobnie i tak uciekłby ze stołu tuż przed zabiegiem, ale świadomość, że nie musi już nic ukrywać, że smok już o wszystkim wie była dla niego bardzo ważna.

Objął ramionami szyję Tamashiego, tuląc się do niego gwałtownie.
- Nie masz za co przepraszać. To była... "jest"... twoja opinia, nie przepraszaj za to - powiedział cicho, całując go w policzek. - To ja powinienem tu przepraszać, że nie powiedziałem ci od razu. Bałem się twojej reakcji, byłem zdezorientowany, nie miałem pojęcia, co robić... - zaczął się gorączkowo tłumaczyć, zupełnie jak nie on.
-Nie, przestań - przerwał mu gorączkowo Tamashi. - To moja wina. Wygadywałem tyle rzeczy. Mogłeś pomyśleć różne rzeczy no i te wszystkie sprawy, które ostatnio się wydarzyły, wcale ci nie pomagałem... - mówił niezbyt składnie, aż w końcu westchnął i przerwał. - Jak dobrze, że tego nie zrobiłeś... Kocham cię, niebiosa, jak ja cię bardzo kocham - powiedział, przecierając oczy, gdyż poczuł zbierające się łzy.

Zsunął rękę na plecy chłopaka, by po chwili drżącą, spoconą dłoń przesunąć na jego brzuch.
- Szszsz... Spokojnie - położył mu palec na ustach, chcąc przerwać potok słów.- Też cię kocham - powiedział cicho, patrząc mu w oczy ciepło. Drgnął, gdy poczuł dotyk jego dłoni na brzuchu, ale uśmiechnął się zaraz do smoka delikatnie, pozwalając mu na to.

Tori zakasłał, z zakłopotaniem drapiąc się po karku.
- Sprzątnąłem sprzęt, twoje rzeczy wiszą tam gdzie zawsze... I widzimy się za jakieś dwa tygodnie na kontroli, tak, Shanae? - uśmiechnął się do nich, zadowolony, że jednak nie było mu dane wysłać kolejnego dziecka przedwcześnie na tamten świat. Wampir kiwnął głową i spojrzał na smoka.
- Poczekaj chwilę... Ubiorę się i pójdziemy do domu, dobrze? - pogłaskał jego rękę, odsuwając się zaraz i idąc się ubrać. Medyk natomiast podszedł powoli do smoka.
- Wiem, że szok i tak dalej... I że już mówiłem to samo jemu, ale wiem też, jakie przyzwyczajenia mają osoby z takim fachem jak Shanae, więc powtórzę to jeszcze tobie. Przypilnuj go, żeby się nie przemęczał. Seks i lekki trening, coś w stylu dwa kółka w okół domu truchtem, to jest w porządku, ale żadnego biegania do utraty sił, walk, pojedynków czy nadużywania nekromanii. I musi jeść. Nie tylko czystą krew, ale też zwykłe potrawy, doprawione krwią. Wszystko, czym się żywi, jest teraz kierowane najpierw do dziecka, a że ono potrzebuje naprawdę wiele, za mało zostaje dla Shanae, co może spowodować omdlenia, brak sił, a w najgorszym przypadku skrajne wycieńczenie organizmu, co z kolei jest malutkim krokiem do poronienia lub przedwczesnego wydania dziecka na świat. Jeżeli będzie to za wcześnie, któreś z nich może tego nie przeżyć. Albo oboje - Tori podrapał się po karku, patrząc na smoka poważnie. - Będzie miał problemy z przybraniem wagi i przyzwyczajeniem się do niej, ale dziecko musi, po prostu musi mieć odpowiednio dużo miejsca. Wampiry źle znoszą ciąże, tyczy się to zarówno mężczyzn i kobiet. Nie są nauczone, że ich ciało się zmieni po za okresem dorastania, co wywołuje zagubienie i złość. Ale nie przejmuj się, odpoczynek, posiłki i troskliwy partner to wszystko, co mu potrzebne, by okres ciąży był dla niego znośny i bezpieczny. To tyle. Mam nadzieję, że cię nie wystraszyłem - medyk uśmiechnął się do smoka i poklepał go po ramieniu. - No i oczywiście, moje gratulacje!

Shanae wyszedł zza parawanu, ubrany już w swoje ciuchy. Zapiął koszulę do końca, podchodząc do smoka. Uśmiechnął się do niego delikatnie.
- Idziemy?
Tamashi przytakiwał, starając się słuchać uważnie, jednak drgał niespokojnie, gdy Tori uświadomił mu wszystkie zagrożenia. Wyciągnął dłoń do Shanae, by ten go za nią złapał i zwrócił się do medyka.

-Nie powinniśmy przyjść wcześniej? - zapytał go. - Może za tydzień? I co dokładnie ma jeść? Może być mięso, czy lepiej warzywa? Jakieś kaszki, zboża?
Wampir zmarszczył brwi, a medyk uśmiechnął się z zadowoleniem.
- To, co zje nie jest do końca ważne. Byle nie był to alkohol ani oczywiście nic trującego. Po prostu ma być tego sporo, ponieważ organizm Shanae i tak przetworzy wszystko w swój sposób. Po prostu ma nie pić alkoholu czy z alkoholików i narkomanów, a wszystko inne jest mile widziane- Tori pokręcił głową. - Jeżeli będzie się stosował do zaleceń i nie będzie żadnych nadprogramowych bólów czy otwierających się ran na brzuchu na spokojnie wizyta za dwa tygodnie jest odpowiednia.

Shanae złapał dłoń smoka i przysunął się do niego.
- Tamashi, wszystko będzie w porządku. Wiem, czego mam nie robić, a co powinienem - powiedział spokojnie, mimo iż miał wrażenie, że to i tak nie wystarczy. Kiwnął głową medykowi, chcąc wyjść z lecznicy.
Tamashi przytaknął niepewnie ściskając dłoń Shanae, jednak zaraz zreflektował się, by nie robić tego za mocno.

-Dziękuję - powiedział do medyka, otwierając drzwi i wychodząc z wampirem.

Nadal nie mógł otrząsnąć się z otępienie. Patrzył więc niepewnie na kochanka, jakby zupełnie nie wiedział z kim ma do czynienia. Nie potrafił uwierzyć, że Shanae przez niego chciał usunąć... zabić dziecko.
Wampir zmrużył lekko oczy, poprawiając swój płaszcz. To był całkiem chłodny wieczór. Spojrzał na partnera i odwrócił szybko wzrok, gdy zauważył, że ten mu się przypatruje.
- Chodźmy jeszcze na targ, dobrze? Chciałbym kupić jakieś owoce - powiedział, patrząc przed siebie. Przez chwilę szedł w ciszy, aż w końcu zatrzymał się gwałtownie, patrząc na kochanka z uporem.
- Zapytaj. Widzę, że cię to dręczy - powiedział stanowczo, zaciskając wolną dłoń w pięść.
Mężczyzna potrząsnął głową. Nie chciał o nic pytać. Musiał usiąść w spokoju i zastanowić się nad wszystkim. Trzeba by było przerobić gabinet na pokój dla dziecka, zasłonić tam szczelnie okna, kupić wszystko, co było potrzebne maluchowi.

-Jest tyle rzeczy do zrobienia - odparł tylko, ruszając w stronę targu. - A ty musisz leżeć, jeść i leżeć.
- Nie przemęczać się. To nie znaczy "leżeć" - odpowiedział spokojnie, unosząc brew i pocierając dwoma palcami skroń. - Nie jestem obłożnie chory, tylko mam... "gościa" w brzuchu.

Pokręcił głową, ruszając za starszym. Gdy dotarli na targ zrobił zakupy w jednym z kramów kupieckich, który specjalizował się w żywności dla wampirów. W końcu, dzierżąc dzielnie płócienną torbę z różnymi owocami, skierował się wraz z kochankiem ku domowi. Gdy przechodzili przez polanę, którą przecinała ich droga do domu, zatrzymał się nagle i spojrzał prosto na księżyc.
- Wiesz... Jeśli dziecko przejmie od mojej rasy tylko sposób żywienia... Będzie mogło chodzić za dnia - powiedział z zamyśleniem, wciąż patrząc w srebrną tarczę księżyca. Uśmiechnął się pod nosem, chociaż nie był to szczególnie wesoły uśmiech.

Będzie mogło zobaczyć słońce, poczuć jego ciepło i nie odczuć bólu spalenia. To będzie... kolejna rzecz, która oddzieli mnie od uczestniczenia w większości jego życia. Stworzycielu, czy to, że gdzieś podświadomie chciałbym, by jednak nie mogło chodzić za dnia, robi ze mnie kogoś... okrutnego?

- Co za ironia - mruknął bardzo cicho, kręcąc głową. "Shanae Zankoku" - "Żyjący przez Okrucieństwo". Oto sposób, w jaki imię może prześladować nosiciela.
Tamashi szedł posłusznie za Wampirem, oglądając uważnie to, co ten wybierał. Priorytetem stało się teraz dla niego opiekowanie się Shanae i maleństwem.
Zatrzymał się, zdziwiony i lekko zdezorientowany słuchając jego słów.

-To chyba dobrze - odparł niepewnie. - Będzie mogło chodzić do miejsc, gdzie będą nie tylko wampiry, ale i inne rasy, uczyć się razem z nimi, bawić... Cieszyłbym się, gdybym mógł wychodzić z nim w ciepłe poranki.
Kiwnął głową, wciąż patrząc na księżyc. Milczał przez chwilę.
- Nie pozwól mi zrobić z niego potwora - powiedział w końcu cicho, odwracając wzrok ku mężczyźnie. Uśmiechnął się do niego w końcu, po czym pokręcił głową i ruszył w dalszą drogę.

Przeciągnął się lekko, ziewając cicho. Był odrobinę zmęczony już tą huśtawką emocjonalną.
- Pojutrze jest występ trupy teatralnej. Chcesz iść?
Teraz Tamashi już zupełnie został zbity z tropu. Nie spodziewał się, że Shanae powie coś takiego.

-Co ty gadasz, nie zrobisz z niego potwora - powiedział od razu, łapiąc go za dłonie. - Nie jesteś potworem, nie mógłbyś tego zrobić.

Shanae nigdy nie był agresywny w domu, do Smoka odnosił się z miłością i oddaniem, ani razu nie podniósł na niego ręki.
Chłopak pokręcił głową, zaciskając palce na dłoniach smoka. Wziął głębszy oddech.
- Tamashi... - zaczął cicho. - Kocham cię. Dlatego nigdy nie chciałem, byś był świadomy tej części mnie, która jest potworem. To jest we mnie, będzie i zawsze było. Tak zostałem wychowany, pewne rzeczy nigdy się nie zmienią. Gdybym nie był, czy mógłbym wykonywać swoją "pracę" z takim spokojem? Powiedz mi, czy to normalne, że osoba, która zabija innych bez mrugnięcia okiem, wraca do domu i staje się zupełnie kimś innym? To też cech godna potwora, kamuflaż.

Pokręcił głową i zamknął oczy, opierając czoło o tors starszego.
- Boję się, że zrobię mu krzywdę. Nie mówię o fizycznej krzywdzie, ale że w jakiś sposób to, co zrobiono ze mną wpłynie na to, co przekażę dziecku - mruknął cicho.
Tamashi wysłuchał ze spokojem słów Shanae. Był świadomy jego okrutności i bezwzględności wobec swoich ofiar. Nie był głuchy ani ślepy, miał trochę znajomych, którzy obracali się w bardziej... Szemranym towarzystwie.
Smoka zaniepokoiło coś innego.

-Chcesz więc powiedzieć, że gdy wracasz do domu, nie jesteś sobą? - zapytał cicho.
Chłopak przez chwilę analizował słowa smoka.
- Jestem wtedy sobą. Tym spokojniejszym. Uczłowieczyłeś mnie - uśmiechnął się pod nosem, kręcąc głową.
- Chodzi mi raczej o to, że to będzie zupełnie nowa sytuacja. Coś, czego nigdy się nie spodziewałem i czego nie brałem pod uwagę. Nie mam pojęcia, jak się zachowam - Uniósł rękę i podrapał się po czole. - Ostatni raz tak się czułem, gdy dostałem zlecenie na ciebie - dodał cicho.
Tamashi przytulił chłopaka, całując go delikatnie w czoło.

-Jestem tutaj, Shanae - odparł uspokajająco. - Obiecaliśmy sobie, że nic nas nie rozdzieli. I nie zrobi tego, Shan. Wychowasz go z wrażliwością, której cię nauczyłem i z twardą, potrzebną dziecku ręką, której nauczyli cię w domu. Będziesz idealnym rodzicem, a ja ci w tym pomogę.
- Lepiej, żeby ta ręka go nie sięgnęła - mruknął cicho, tuląc się do smoka od razu. Przymknął oczy, uśmiechając się pod nosem. Wyciągnął rękę i pogłaskał smoka po włosach.
- Mam nadzieję, że masz rację - trącił jego nos swoim i - tuląc się wciąż do jego boku - ruszył do domu.

Gdy byli już w środku, wampir skierował się do kuchni. Odłożył torb, wyjmując z niej jabłko i sięgając po nóż. Spokojnie przekroił jabłko, po czym zaczął obierać te kawałki. Zamyślił się, nie zauważając, że przesunął ostrzem po własnych palcach, rozcinają je. Zorientował się dopiero, gdy spojrzał na stół i zauważył na nim krople krwi.
- Cholera! - syknął cicho.
Tamashi stał obok chłopaka, opierając się tyłkiem o szafkę i obracając w dłoni dorodną pomarańczę. Miał zamiar ją zjeść.
Zerknął zaskoczony na chłopaka, słysząc jego syk. Odłożył szybko owoc i podszedł do niego, kładąc dłoń na ręce wampira, która ściskała nóż.

-Shanae, ja to zrobię - odparł spokojnie, całując go przelotnie w policzek.

Niepokoiło go rozdrażnienie kochanka. Powinien być zrelaksowany i wypoczęty, a nie poddenerwowany.

-Powinieneś się położyć - dodał. - Zaraz podam ci trochę owoców do jedzenia, tak?
Wampir spojrzał na smoka i pokręcił głową.
- Wszystko w porządku, Tamashi - powiedział, patrząc na zagojoną już dłoń. - Nie, chcę jeszcze chwilę potrenować, dopóki nie świta.

Sięgnął po ściereczkę i wytarł krew z palców. Przyglądał się, jak smok obiera mu jabłko. Wziął jeden z kawałków i zjadł go z zamyśleniem. Sztylety czy nekromania, nekromania czy sztylet, co dziś ćwiczyć będzie...?
Tamashi odwrócił głowę w jego kierunku i chwilę patrzył na niego kontrolnie. Nie mógł pozwolić by Shanae przesadził.

-Tylko nie za długo - zastrzegł go. - Nie możesz się przemęczać, to zbyt niebezpieczne... Potowarzyszyć ci?

Sięgnął po trzymaną wcześniej pomarańczę i rozkroił ją na pół, wyciągając po chwili z szafki łyżkę.
Wampir niemal warknął, nagle zirytowany.
Ledwo się dowiedziałeś i już jesteś przewrażliwiony!...

Uniósł rękę i potarł skroń, mrużąc ciemne oczy. Uspokoił się równie szybko, co zirytował.
- Jeśli chcesz - odparł, dobrze wiedząc, że sam może przesadzić. Wyniósł to z domu i nie potrafił się tego pozbyć. Zawsze ćwiczył do utraty sił bądź tchu, często upadając przez to na ziemię i zwlekając się do domu dopiero po kilku godzinach.

Dojadł jabłko i - całując jeszcze smoka przelotnie w policzek - poszedł po swoje sztylety. Wziął ich kilka rodzai i wyszedł za dom.

Rozłożył czarny materiał na balustradzie tarasu, układając na nim swoje ostrza. Uśmiechnął się delikatnie, przesuwając po nich palcami. Na sam początek złapał najprostsze, na rozgrzewkę.

Zamknął oczy, łapiąc je i obracając pewnie w palcach. W końcu zaczął się poruszać. Wyglądał jakby tańczył, gdyby nie ostrza w jego rękach. Po chwili otworzył oczy i spojrzał na jedno z drzew. Skupił się, pobierając energię z gniazda ptaków, a raczej z samych ptaków. Wykorzystał ją do przywołania na wpół materialnej istoty.

Zaatakował, pozwalając jej się bronić i odpowiadać atakiem. Właściwie, jedyny moment kiedy przejmował kontrolę nad przyzwańcem był wtedy, gdy zmieniał ostrza.

Prowadzili zaciekłą walkę, ale żadne z nich nie ustępowało. Wampir uśmiechnął się pod nosem, znów napierając. Właściwie, mógł przyzwać podobną istotę, wykorzystując energię z roślin, ale była by ona o wiele za słaba. Nie chciał myśleć o tym, iż ofiara ze zwierząt również stawała się coraz mniej wystarczająca. Gdy był w Ostrzach, to Matka wzywała mu przeciwników, wykorzystując energię porwanych, bezdomnych dziwek, których nikt nie szukał i za którymi nikt nie płakał. Potem sam musiał nauczyć się tej sztuczki, chociaż od kiedy wrócił do smoka jak najbardziej odwlekał moment, w którym będzie musiał sięgnąć po tzn. "istotę rozumną".
Tamashi zmarszczył brwi, jednak nic nie odpowiedział. Pozwolił Shanae iść samemu, a on posprzątał i wszedł na blat z pomarańczą w ręku. Jadł nieśpiesznie, obserwując kochanka zza szyby.
Zastanawiał się kiedy minął chłopakowi te humorki. Zdawał sobie sprawę, że część winy ponosił on sam, w końcu nie raz źle mówiło dzieciach, podczas gdy Shanae nosił już dziecko.
Westchnął, uchylając okno i patrząc na Shanae z zainteresowaniem.
Wampir poruszał się z gracją, zwodząc zjawę co chwilę. W końcu jednak stanął na przeciw niej spokojnie, zamykając oczy. Nie poruszył się, gdy istota wrzeszcząc coś rzuciła się w jego stronę. Nie poruszył się, gdy zamachnęła się na niego pazurami.
Otworzył gwałtownie oczy, gdy jej szpony były w odległości kilku centymetrów od niego. Zrobił krok do przodu, wbijając jeden sztylet w podbródek, a drugi w żebra istoty i okręcił się w okół własnej osi, postępując następny krok do przodu. Istota rozprysła się w pył, a wampir skrzywił się, czując opuszczającą go energię.
Powoli podszedł do balustrady i odłożył sztylety. Oparł się o nią, zwisając głowę i kaszląc cicho. Wziął głęboki oddech, prostując się i składając ciemny materiał. Zachwiał się lekko, znów opierając się o balustradę. Zaklął w myślach, czując się trochę słabo. Używanie mocy nadszarpnęło jego i tak już obniżony system odpornościowy.
Tamashi obserwował SHanae czujnie, drgając co jakiś czas niespokojnie. Ufał mu, nie sądził, by Wampir mógł świadomie działać na niekorzyść dziecka. Martwił się jednak, czy ten nie przecenia swoich możliwości.
Wyszedł więc z domu i trafił akurat na moment, gdy Shanae zachwiał się niebezpiecznie.
Podszedł do niego prędko i przytrzymał za ramiona.

-Mówiłem, żebyś się nie przemęczał, Shan - odparł stanowczo, jednak nadal spokojnie. - Chodź do środka. Położysz się, a ja dam ci czegoś ciepłego do picia.
Kiwnął głową, opierając się o mężczyznę całym ciałem. Przytulił się do niego, muskając ustami skórę na szyi.
- Kakao... - mruknął cicho, przymykając oczy. Westchnął, odsuwając się powoli, uważając, by znowu się nie zachwiać.
- Już dobrze... To chwilowe. Ale masz rację, powinienem odpocząć - przyznał rację kochankowi, idąc do domu. Dla pewności trzymał się jego ramienia, po chwili lądując już w salonie, na kanapie, przed kominkiem. Usiadł wygodnie, od razu zawijając się w kokon z kocem znalezionym na oparciu. Uśmiechnął się delikatnie do smoka.
- Kocham cię -mruknął.
Tamashi przytaknął i ruszył z Shanae do domu. Gdy ten się położył, Smok wykorzystał swoją moc by rozpalić w kominku. Nachylił się nad chłopakiem i ucałował go w czoło.

-Ja ciebie też - powiedział, troszkę rozczulony. - Zaraz przyniosę ci kakao.

Zniknął z pomieszczenia na parę chwil. Przygotował wampirowi spory kubek ciepłego, gęstego kakaa. Z domieszką krwi oczywiście.
Wszedł do salonu, dał chłopakowi kubek i pozasłaniał szczelnie zasłony, gdyż niedługo miało świtać. Przysiadł się do Shanae, podkulając nogi i zakrywając stopy kawałkiem koca. Przeczesał włosy, patrząc ze spokojem na trzaskający ogień.
Shanae odchylił głowę, ściskając kubek w dłoniach. Wpatrywał się w ogień spod na wpół opadniętych powiek rozmyślał. Upił łyk kakaa, zerkając na kochanka.
W jakiś sposób teraz, gdy ten już wiedział, czuł się jeszcze bardziej "oddalony" od niego, niż kiedy ukrywał ciążę. Niby siedzieli obok siebie, kominek, ogień, sielankowy obrazek, a jednak czuł się, jakby był... sam.

Potrząsnął lekko głową, patrząc w kakao i znów upijając łyk. To niedorzeczne, nie powinien o tym myśleć.
Smok oparł głowę o zagłówek i przymknął oczy. Oddychał spokojnie, zmęczony dzisiejszymi zdarzeniami.
To, że będzie miał dziecko już do niego dotarło, jednak zupełnie nie chciał myśleć o kupowaniu wszystkich potrzebnych rzeczy. A potem najgorsze - wychowywanie go.
Tamashi zawsze chciał, by jego dziecko było spokojne i stonowane. Ciche, może nawet troszkę smutne. Nie sądził, by było to dla dziecka dobre.

Westchnął i przełknął ślinę, zasypiając powoli.
Wampir dopił kakao, dryfując myślami w różnych kierunkach. Zerknął na śpiącego i uśmiechnął się delikatnie. Wstał, odłożył kubek do kuchni i wrócił. Delikatnie uniósł starszego, dobrze wiedząc, jaki ochrzan mógłby za to dostać. Zaniósł go do sypialni na piętrze i położył na łóżku. Rozebrał go do bielizny, delikatnie założył mu koszulę do spania i przykrył kołderką po szyję.
- Branoc - mruknął, całując go w czoło i wychodząc z pomieszczenia. Poszedł do swojej sypialni w podziemiach, od razu kierując się do łazienki i pod prysznic.
***

Kilka tygodni później.

Shanae oparł się o murek, zamykając oczy i krzywiąc się lekko. Po raz kolejny lekko przesadził z treningiem, co zaowocowało ostrym bólem podbrzusza. Syknął cicho.
- No już, już, wiem... - mruknął, przesuwając dłonią po brzuchu. Był on już odrobinę większy niż zazwyczaj, przez co wampir źle się czuł. Miał wrażenie, że jest mu już za ciężko, że jego ruchy stały się mniej płynne.

Pokręcił głową, odbijając się od murku i idąc ku domu. Nie miał siły sprzątnąć nawet noży.
Tamashi jak zwykle siedział na blacie w kuchni, skąd miał doskonały widok na kawałek ziemi, którą Shanae zawsze używał do treningów.
Jadł ze spokojem kiść sałaty, jednak w jego wnętrzu powoli budziła się burza.
Starał się nie prawić wampirowi kazań, w końcu nie był już dzieckiem i wiedział jakie zagrożenie stanowi dla dziecka. Nie mógł jednak bezczynnie siedzieć i patrzeć, jak ten się wykańcza.

Gdy Shanae skończył trening, Tamashi udał się od razu do drzwi.

-Dzisiaj chyba trochę przesadziłeś - powiedział, starając się by jego głos brzmiał normalnie.
Wampir niemal warknął w myślach, słysząc smoka.
Pięknie, pięknie...

- Możliwe - stwierdził, zerkając w szybę i krzywiąc się na odbicie jego sylwetki we szkle. Czuł... niechęć do własnego ciała. Pokręcił głową, oddalając od siebie te myśli.
- Mamy jakiś sok? - zapytał jakby nic się nie stało, chcąc wyminąć kochanka w drzwiach. Uśmiechnął się do niego przy tym lekko. Zaraz jednak zachwiał się i oparł o futrynę, krzywiąc z bólu.
Tamashi zmarszczył brwi, słysząc, jak wampir go zbywa. Za każdym razem tak było. Shanae niby przepraszał, a następnego dnia sytuacja się powtarzała.
Sapnął, zaskoczony, gdy Shan upadł na futrynę. Postanowił nie roztkliwiać się jednak nad tym, nie chciał, by w kółko działo się to samo.

-Dam ci sok, jak wreszcie się opanujesz - odparł, łapiąc go za przedramię. - Nie jesteś odpowiedzialny tylko za siebie, popatrz co robisz i zastanów się bo twoje egoistyczne zachowanie może doprowadzić do tragedii.
Syknął, gdy poczuł dotyk na ramieniu. Spojrzał na niego czerwonymi oczy i spróbował się wyszarpnąć. Oparł się plecami o futrynę.
- Powiedz mi coś, czego nie wiem - warknął, natychmiastowo zirytowany. Znów szarpnął ramieniem, chcąc się wyrwać z uścisku kochanka.

Wiedział, przecież wiedział! Nie jego wina, że go poniosło, no! A smok od razu robił aferę.
Tamashi stracił całe opanowanie i puścił go, zirytowany. Zmarszczył brwi, uderzając otwartą dłonią w futrynę obok głowy kochanka.

-Skoro wiesz, to wytłumacz mi czemu dzień w dzień, od kilku tygodni robisz dokładnie to samo?! - warknął, marszcząc nieprzyjemnie brwi. - To moje dziecko Shanae, nie zapominaj o tym.
Wzdrygnął się i spojrzał na niego wściekle.
- Wierz mi, od kiedy dowiedziałem się o dziecku, ani na moment nie zapomniałem, że jest twoje - syknął, mrużąc oczy i strącił jego rękę z futryny.

Tak, ewidentnie miał na myśli moment, kiedy zdecydował się usunąć ciążę, bo sądził, że tak będzie lepiej. (Chociaż znał siebie i wiedział, że uciekł by ze stołu szybciej niż zdjął bluzkę.)

Znów spróbował go wyminąć i wejść do środka. Był wściekły, a dodatkowo bolał go brzuch.
Tamashi prychnął wściekle, jednak pozwolił Shanae wejść do środka. Udał się po chwili za nim, wściekle zaciskając pięści.

-Uwierz mi, że gdyby zależało to ode mnie, pozwoliłbym ci ćwiczyć do upadłego - warknął nieprzyjemnie. - Ale może odłożyłbyś maltretowanie siebie dopóki dziecko nie będzie bezpieczne, co?

Zagrodził mu drogę swoim ramieniem i spojrzał na niego z góry, wyraźnie wściekły.
Wampir popatrzył na niego, czując się, jakby mężczyzna zdzielił go w twarz.
- Dobrze - odparł nagle ugodowo, krzyżując ręce na piersi i patrząc na niego zimno. - Będę siedział grzecznie w domu, ruszać się z łóżka tylko do łazienki, a potem grzecznie zdechnę przy porodzie, żeby ci, kurwa, problemów nie robić! - warknął wściekle, szczerząc kły i odpychając ramię kochanka.

Skierował wściekłe kroki do kuchni, łapiąc pierwszą lepszą szklankę i sięgając po butelkę z sokiem.
Tamashi westchnął wściekle, idąc za chłopakiem i nie ustępując.

-Nie jesteśmy dziećmi by kłócić się w ten sposób - warknął. - Od dzisiaj masz zakaz jakichkolwiek treningów, nie pozwolę byś zrobił krzywdę sobie i dziecku.

Czuł się jak rodzic krzyczący na dziecko i zdecydowanie mu się to nie podobało. Nie chciał traktować Shanae w ten sposób, ale nie mógł nic poradzić na to, że martwił się o niego i bachora.

-I nie przeklinaj z łaski swej, bo na tym etapie dziecko wszystko słyszy!
- Pierdolę, czy to słyszy czy nie, skoro nie rozumie znaczenia tego słowa! - krzyknął, rzucając wściekle szklankę do zlewu, rozbijając ją. Odwrócił się o mężczyzny, patrząc na niego ze złością.
- Skoro nie jesteśmy dziećmi, nie będziesz mi nakładał zakazów czy nakazów - warknął, krzyżując ręce na piersi i patrząc na niego z rozdrażnieniem.

- Chcesz dodać coś jeszcze? - zapytał agresywnie.
Tamashi prychnął z niedowierzaniem, samemu nie będąc w stanie ogarnąć tego, co właśnie się działo.

-Jeśli będzie trzeba, zamknę cię w tej cholernej piwnicy, rozumiesz?! - krzyknął, do końca już wyprowadzony z równowagi. - Ja też nie prosiłem się o to dziecko! I nadal nie proszę! Ale jestem za nie odpowiedzialny tak samo mocno jak ty, więc zachowuj się jak na rodzica przystało. Chyba jesteś w stanie zrobić chociaż tyle, co?
- A spróbuj szczęścia! - krzyknął, opierając ręce na biodrach. - Nikt cię nie prosi, żebyś się czuł odpowiedzialny! Jeśli tak bardzo ci przeszkadza moje zachowanie, to mogę spakować swoje rzeczy i iść w cholerę! Wtedy rozwiążesz aż dwa problemy na raz - kłopotliwego partnera i niechcianego dziecka!

Sięgnął po kolejną szklankę, szybko nalewając sobie soku i upijając łyk. Starał się uspokoić, żeby przypadkiem nie zaszkodzić dziecku.
Tamashi zakrył twarz dłonią, zaciskając ze złości szczęki. Musiał się jakoś opanować. W końcu nadmierne denerwowanie się i stres nie wpływały dobrze na dziecko.
Stał przez chwilę w spokoju, starając się opanować zarówno ciało, jak i umysł.

-Porozmawiamy jutro, jak już obaj ochłoniemy. Pochopne decyzje to chyba najgorsze, co możemy teraz zrobić dziecku, nie uważasz?

Nie sądził, że już w tym etapie rodzicielstwa będzie tak trudno. Teraz wiedział czemu o małżeństwach, które wychowały dzieci mówi się, że przetrwają już wszystko.
- Jasne - syknął, szybko odkładając szklankę. Wyminął smoka i niemal biegiem udał się do swoich podziemi. Trzasnął mocno drzwiami, czując wściekłość.

Gdy ją wyładował i opadł na łóżko bez sił, pokój wyglądał jak po przejściu huraganu. Wszystko było porozrzucane, szkło w kredensie rozbite, poduszki rozerwane. Teraz leżał na łóżku, zakrywając przedramieniem oczy, z których powoli płynęły krwiste łzy. Nie rozumiał swoich wahań nastroju, czuł się ja na cholernej karuzeli. Zasnął w końcu, wycieńczony furią i późniejszym płaczem.
Tamashi warknął pod nosem, widząc niezadowolenie Shanae. Niby rozumiał te wszystkie wahania nastrojów podczas ciąży, ale ile można!?
Gdy odgłosy z dołu ucichły, smok poczekał jeszcze chwilę i zszedł do wampira. Widok, jaki zastał nie zdziwił go ani trochę.

To, co mógł posprzątać we względnej ciszy, uporządkował z pomocą swoich możliwości. Przykrył jeszcze śpiącego kochanka i wrócił na górę, by położyć się spać.

Nie sądził by ich "wymiana zdań" jakkolwiek pomogła.
Nie odzywali się do siebie z tydzień już. Po n-tej kłótni, Shanae przystopował z treningami, ale nic nie powiedział Tamashiemu.

Wampir zakradał się właśnie do sypialni smoka, otwierając cichutko drzwi. Było nad ranem, smoczek spał jeszcze. Podszedł powoli do łóżka, patrząc na niego. Miał na sobie za dużą koszulę, która zakrywała jego delikatnie już zaokrąglony brzuszek. Wsunął się powoli pod kołdrę, przysuwając się do smoka i przytulając się do niego.

Położył głowę obok niego i pocałował delikatnie jego szyję. Przytulił do niego niepewnie, bojąc się odrzucenia. Cholera, potrzebował bliskości. Czuł się obrzydliwie, brzydził się własnego ciała i potrzebował wsparcia. Choć trochę.
Tamashi mruknął sennie, podkurczając bardziej nogi. Obudziło go dziwne uczucie, że nie jest sam. Otworzył sennie oczy i sapnął z zaskoczeniem, widząc tuż przed twarzą, twarz Shanae.
Nie odzywali się do siebie już dłuższy czas, smok zaskoczony był więc poranną wizytą. Dobrze, że na wieczór zasłonił zasłony.

-Co robisz? - zapytał śpiąca, patrząc na wampira z lekkim niezrozumieniem.
- Próbuję się przytulić i zasnąć? - odparł cicho, patrząc na niego niepewnie.

Cholera, Tamashi, proszę, nie odtrącaj mnie teraz... - pomyślał płaczliwie niemal, wyciągając rękę i dotykając delikatnie policzka starszego.

- ... Mam sobie iść? - zapytał jeszcze ciszej.
Słysząc szept Shanae, Tamashiego niemal od razu zalała fala wyrzutów sumienia. Miał przed sobą swojego kochanka, miłość życia, a traktował go jak zarazę, przeszkodę. To nie on był tutaj w ciąży, powinien wykazać się więc większym rozsądkiem, traktować Shanae z miłością i oddaniem.

Przeniósł rękę nad jego głowę i przeczesał opuszkami palców włosy wampira. Nakrył go kołdrą, układając wolną rękę na biodrze Shanae.

-Brakowało mi twojego dotyku porankami - mruknął nadal sennie, wpatrując się jednak w oczy Shana z pewnością.
Przysunął się do niego na tyle, na ile pozwalał mu brzuszek. Pogłaskał go delikatnie po policzku, uśmiechając się delikatnie.

- Przepraszam... Wiem, że jestem okropny... - mruknął cicho, patrząc na niego smutno. - Po prostu, cholera no... Nie mogę się przyzwyczaić, że dziecko, że ciąża, że jestem coraz grubszy - ostatnie słowa przypieczętował skrzywieniem obrzydzenia. Westchnął cicho i pokręcił głową, patrząc na smoka błagalnie.
- Kocham cię. Wiem, że to trudna sytuacja, że nie chciałeś tego, że sprawiam ci kłopoty... Ale proszę, nie zostawiaj mnie - ostatnie słowa niemal wyszeptał, patrząc mu w oczy ze smutkiem.
Tamashi wsunął dłoń we włosy Shanae i przymknął oczy. Czuł się źle z tym, że to wampir go przeprasza. Nie powinien tego robić.

-To ty musisz wybaczyć mi - powiedział cicho. - I to ty musisz mnie zapewnić, że nie odejdziesz...

Milczał dłuższą chwilę, cały czas głaszcząc wampira uspokajająco po plecach.

-Jesteś piękny nawet z tym brzuchem, Shan... Kupiłem ci nawet ostatnio parę ubrań. - Smok zaśmiał się na myśl o skórzanych rybaczka z regulowanymi paskami na górze. - I wyniosłem wszystkie rzeczy z gabinetu. Musimy kupić mebelki.
Wampir uśmiechnął się lekko, odrobinę uspokojony. Roześmiał się cicho na wspomnienie mebelków.

- Z jasnego drewna czy ciemnego? - zapytał cicho, lekko rozbawiony. Ba, nawet uśmiechnął się delikatnie. Uniósł się delikatnie, opierając na łokciu.
- Kupiłeś mi ubrania? - zapytał z lekkim zdziwieniem, patrząc na niego z zaskoczeniem. Przysunął się i cmoknął go w nos.
Tamashiemu od razu zrobiło się cieplej na sercu, gdy zauważył, że Shanae od razu poprawił się humor. Przeczesał jego włosy i również ucałował jego blady nosek.

-Myślałem o jasnych, z ciemnymi dodatkami, takimi jak kocyki i inne... - zamyślił się na chwilę. - I tak, kupiłem ci parę ubrań, jednak, wiesz... Nie ma zbyt dużego wyboru ciążowych rzeczy dla mężczyzn... Właściwie to żadnego. Nie sądzę więc, by cokolwiek ci się spodobało.
Parsknął cichym śmiechem.
- Domyślam się... Nigdy nie sądziłem, że będę miał problem z ubraniami - pokręcił głową. Przymknął oczy, uśmiechając się delikatnie.
- Można mu namalować jakieś wzroki na ścianach... Najgorzej, że nie wiemy jeszcze czy będzie mogło wychodzić na słońce - westchnął cicho, kręcąc głową.
Tamashi zaśmiał się szczerze, przygarniając chłopaka bliżej siebie.

-Dowiemy się chwilę po porodzie, zanim wrócisz do domu zdążę zrobić porządek z oknami. - Pocałował go w skroń. - A na razie śpij. Powinieneś dużo spać.
Kiwnął głową, układając się wygodnie i zamykając oczka.
- Poleżysz ze mną jeszcze trochę? - zapytał cichutko, kładąc luźno rękę na jego tali. Czuł się zmęczony, ale i uspokojony i bezpieczny.

Zasnął po kilku minutach, tuląc się do smoka chętnie.
Tamashi stał w swoim dawnym gabinecie i patrzył na świeżo pomalowaną ścianę. Była w kolorze ciemnego błękitu. Smok obawiał się, że zbyt ciemnego.
W prawej dłoni trzymał puste do połowy wiaderko z farbą, a w lewej brudny pędzel. Zresztą, Tamashi był praktycznie cały brudny.
Krótkie spodenki jakie miał na sobie pochlapane były zarówno z przodu, jak i z tyłu, to samo z błękitną koszulą, którą miał wciągniętą w środek. Włosy oblepione były nie tylko niebieską, ale i również kanarkową farbą, którą Smok wypróbowywał wcześniej.

Kupione ostatnio mebelki dla dziecka stały na korytarzu, w połowie skręcone.
Shanae kroczył między mebelkami, patrząc na nie krytycznie. Czuł się rozdrażniony. Duży, ciążowy brzuszek wkurzał go niepomiernie, przynajmniej w tym momencie. Czuł się brzydki, gruby, w cholerę nie atrakcyjny. Jego humory zmieniały się jak w kalejdoskopie, umiał się zezłościć, by zaraz rzucać się smokowi na szyję z radosnym piskiem i zaraz zacząć płakać ze smutku. Sam już czuł się tym zmęczony... i strasznie bolały go plecy i stopy.

Wszedł do pokoju, wcześniej z niego wygoniony, bo "farba zaszkodzi dziecku!". Popatrzył na kolor ścian i zmrużył oczy.
- Nie sądzisz, że jest za ciemny? - zapytał, stając w zacienionej części pokoju. Kolejne następstwo ciąży - przestawił sobie dobę, spał w nocy, a łaził w dzień.
- Powinien być kilka tonów jaśniejszy, co? - powiedział, rozglądając się i obejmując rączkami swój brzuch. Czuł się mało komfortowo przez to, jak wyglądał.
Tamashi obrócił się w jego stronę, zaskoczony jego głosem. Przewrócił oczami i znów krytycznie spojrzał na ścianę. No i świetnie. Była za ciemna.
Odstawił wiaderko na podłogę i wrzucił do środka pędzel. Podszedł do Shanae, nie dotykając go jednak by nie pobrudzić go farbą.

-Zaraz to poprawię. - Uśmiechnął się trochę wymuszenie, zmęczony całodzienną pracą. - A ty nie powinieneś tu wchodzić, pamiętasz? Nawdychasz się tego świństwa.
- Przecież okno jest otwarte - odparł, próbując w jakikolwiek sposób zasłonić rękami brzuszek o wywracając oczami. Spojrzał na jego włosy i parsknął śmiechem.
- Sam wyglądasz jak dziecko - stwierdził, zaraz jednak podchodząc do kilku puszek farby w kącie pokoju.
- Mogę ci pomóc, przecież wiesz - powiedział, kucając powoli i w końcu siadając na podłodze. Syknął wściekle, krzywiąc się i patrząc na swoje ciało z obrzydzeniem.
- Hej, Tam... Może rozjaśnić tą ścianę jakimiś wzrokami z kanarkowej farby, co? Można pomalować mebelki też na taki kolor...
Pokręcił głową.
- Właśnie, mebelki. Widziałeś je? Dlaczego nie mają wzorków, jak tamte, które oglądaliśmy? Łóżeczko ma brzydkie wykończenie. Może jakoś przerobić, żeby miało jakie malutkie kulki, jak poprzednie? To nie powinno być trudne, prawda?
Tamashi westchnął, zasłaniając twarz dłonią. Czasem żałował, że Shanae nie funkcjonuje tak, jak dotychczas.

-Kochanie, poradzę sobie - powiedział, patrząc jak tamten rusza farby. - I wszystko po kolei, muszę ułożyć sobie plan działania, bo inaczej zwariuję. Pokryłem ścianę tym ciemnym błękitem, teraz nic tego nie zakryje, więc skończę malować wszystkie ściany. Muszę jeszcze poprawić przy listwach... A z mebelkami zrobimy porządek jutro. Jeśli nic nie będzie się dało z nimi zrobić, oddamy je i przy okazji kupimy szablony do rozjaśnienia ścian.

Oparł ręce na biodrach i zamyślił się, patrząc na okno. Zasłonił je trochę, by promienie słoneczne nie dosięgnęły jego kochanka.

-I nie zasłaniaj tego brzucha. Dobrze ci z nim.
- Jak może mi być dobrze z brzuchem wielkości nosorożca? - prychnął, kręcąc głową. - I nie zasłaniaj okna, nie będziesz nic widział!
Wstał bardzo powoli, opierając się o jeszcze nie pomalowaną ścianę. Czuł się jak... jak... nawet nie wiedział, jak to nazwać. Powoli, lekko kołysząc się na boki, podszedł do mężczyzny, nie wchodząc jednak w krąg światła.
- Przecież można kogoś nająć, nie musisz robić tego sam. A co do mebli... To chyba nie może być trudne. Mogę przy tym pokombinować, tylko sobie krzesło przyniosę, bo mi kręgosłup siada już - skrzywił się leciutko. - Jestem tak wielki, jakbym nosił co najmniej sześcioraczki, a nie jednego malucha.

Tori miał rację - wampiry bardzo źle znosiły zmiany w swoim ciele. Shanae miał czasami ochotę przestać pić na jakiś czas, by schudnąć, ale z drugiej strony, bał się o dziecko. Bo jakkolwiek by nie psioczył, maleństwo było dla niego niezwykle ważne, chociaż on nie był tak przewrażliwiony jak Tamashi.

- Pomogę ci z tą ścianą, będzie szybciej. Masz jeszcze jakiś pędzel?
Tamashi spojrzał na niego z irytacją. Nie chciał się kłócić, ale jak miał niby wytrzymać w takiej atmosferze? Shanae zasypywał go tyloma słowami, że już sam nie wiedział na które pytanie powinien odpowiedzieć w pierwszej kolejności, by go nie zdenerwować. Swoją drogą "nie zdenerwowanie" Shana było nie lada wyczynem.

-Zdecyduj się, kochanie - odparł, siląc się na spokój. - Zasłoniłem okno tak, by światło padało akurat na tę ścianę, którą maluję. A ty masz zamiar przerabiać mebelki czy malować, bo trochę się pogubiłem. Pozwól, że to ja będę tutaj odgrywał rolę mężczyzny, nie godzi się z moją ambicją, bym dał sobie pomagać jakiemuś specjaliście. Chyba, że uważasz, że nie nadaję się do tej roboty.

Przez całą tę ciążę wykorzystał zasób słów na następne dziesięć lat.

-Dochodzi wieczór, po prostu połóż się, proszę.
Wampir zmrużył wściekle oczy, krzyżując ręce na torsie.
- "Rolę mężczyzny" - syknął cicho, co było jak cisza przed burzą. Skrzywił się i uniósł lekko brew.
- Więc twoim zdaniem w tym układzie, ja jestem kobietą, tak? Mam milczeć, patrzeć jak sobie nie radzisz i grzecznie przytakiwać, kiedy próbujesz ustawiać mnie po kątach? Niby czemu mam być kobietą w tym związku? Jestem tak samo facetem jak ty i nie widzę powodu, dla którego miałbym być tą pasywniejszą stroną. To, że jestem w ciąży nie znaczy, że urosną mi piersi, a fiut zamieni się w cipę - warknął, kładąc dłonie na biodrach. - Chcesz się babrać w tym sam, proszę cię bardzo! Powiedz, jak znudzi ci się odgrywanie "Zosi Samosi". Wtedy wynajmie się ekipę specjalistów, którzy zrobią to porządnie - odwrócił się, kołysząc się w stronę drzwi.

- Położę się, kiedy poczuję taką potrzebę, a nie kiedy mi każesz - syknął jeszcze. Przeszedł kilka kroków i nagle słychać było łomot i zduszony krzyk.

Wampir leżał na boku, kuląc się i osłaniając brzuszek rękoma. W okół niego leżały drewniane części mebelków, ułożone wcześniej byle jak przez pracowników kupca, u którego je kupili. Chłopak najzywczajniej w świecie potknął się o wystający kawałek jakiejś nóżki czy coś, którego nie zauważył przez duży brzuszek. Udało mu się jednak wymanewrować, by upaść bardziej na plecy niż na brzuch i zasłonić go rękami. Warknął, powoli podnosząc się do siadu. Nie czuł bólu w brzuchu, więc to był już sukces. Znikąd też nie leciała mu krew, drugi sukces.
Tamashi słuchał Shanae w milczeniu, zaciskając ze złości palce. Powoli zaczynało mu być obojętne czy dziecko, które miało urodzić się lada chwila będzie miało gdzie spać. Odwrócił się do kochanka, by powiedzieć mu, że nie ma zamiaru wysłuchiwać jego fochów i bezsensownych oskarżeń, jednak wybiło mu to z głowy głuche jęknięcie, które usłyszał.
Podbiegł do wampira, kładąc dłoń na jego ramieniu i klękając przy nim prędko. Serce biło mu szybko i mocno.

-Co się stało, wszystko w porządku? - zapytał gorączkowo, przyglądając się uważnie jego twarzy. - Boli cię coś? Mam wezwać lekarza?

Nie wiedział czy Shanae upadł, bo potknął się o coś, czy dlatego, bo coś go zabolało. Ułożył rękę na jego brzuchu i wpatrywał w niego z napięciem.
- Nie, spokojnie... Jedyne, co ucierpiało to moja noga i ta cholerna szafka - powiedział, kopiąc ze złością kawałek drewna. - Potknąłem się - wyjaśnił szybko.
Popatrzył na smoka, kładąc rękę na jego dłoni i głaszcząc go palcami delikatnie.
- Spokojnie, Tamashi, maleństwu nic nie jest. Nie czuję bólu, nic mi znikąd nie leci, mały przed chwilą kopnął mnie w pęcherz, więc też czuje się dobrze. Pewnie się przestraszył odgłosu, to wszystko. Nie trzeba wzywać lekarza, naprawdę - powiedział miękko, starając się do niego uśmiechnąć.
- Pomożesz mi wstać? Boli mnie noga i nie wiem, czy dam radę z tym wielorybkiem - powiedział z lekkim rozbawieniem, głaszcząc palcami brzuszek.
- Przepraszam, że cię wystraszyłem. I wkurzyłem. Cholera, sam już nie wiem, co się ze mną dzieje - westchnął cicho.
Tamashi odetchnął kilka razy głębiej, spoglądając na Shanae już uspokojony. Wsunął rękę pod jego pachę i trzymając go mocno, wstał razem z nim.

-W porządku - odetchnął. - Niedługo się to skończy, wrócisz do siebie. No i ja też.

Spojrzał w kierunku niedokończonego pokoju i westchnął pod nosem. Pomieszczenie było ważne, jednak jego kochanek i dziecko tym bardziej. Nie zamierzał przejmować się taką błachostką jak farba, gdy miał w ramionach Shanae z bolądą nogą i kilogramem w brzuchu.
Przytrzymał go i ruszył w kierunku sypialni, nie chcąc słyszeć nawet słowa protestu.

-Chciałbym dzisiaj posłuchać trochę malca - przyznał, wchodząc do pomieszczenia, w którym już zwyczajowo zasłonięte były zasłony. - I trochę do niego pomówić, dawno tego nie robiłem.
Shanae nie protestował, dając zaprowadzić się do sypialni. Na "wyznanie" mężczyzny spiął się lekko. Oczywiście, to było w pewien sposób przyjemnie, jednak... Wampir dalej nie mógł się pogodzić z wyglądem swojego ciała, a myśl, że Tamashi mógłby widzieć jego brzuszek w pełnej okazałości...
- Ale najpierw zmyj z siebie farbę, dobrze? - powiedział cicho, samemu zmierzając do łóżka, utykając delikatnie na bolącą nogę. Usiadł na pościeli i westchnął cicho, niemal od razu kładąc się na boku.
Tamashi westchnął, odwijając rękawy koszuli.

-W porządku - powiedział, wycofując się z pokoju. - Muszę jeszcze zabezpieczyć farby.

Choć może nie było to odpowiednie, w duchu cieszył się trochę, że Shanae się potknął. Możliwe, że jeżeliby tego nie zrobił, ich kłótnia właśnie osiągała apogeum.

Pozamykał farby, wsadził pędzle do rozpuszczalnika i poszedł się umyć.
Ze skóry udało mu się zmyć wszystko, jednak na włosach pozostało mu trochę kanarkowej farby, co wyglądało wręcz komicznie. Tamashi nie zamierzał się jednak śmiać. Będzie musiał pójść gdzieś do miasta i usunąć to, gdyż nawet jego moc nie dawała sobie rady ze sztucznymi barwnikami.

Ubrany w piżamę (krótkie, luźne spodnie) wszedł do sypialni i cicho zamknął za sobą drzwi. Wszedł nieporadnie do łóżka, kładąc się na boku w stronę wampira.

-Te farby to przekleństwo - mruknął niezadowolony.
Wampir otworzył oczy, patrząc zaspanym wzrokiem na kochanka. Zamrugał, widząc kanarkową plamę na włosach smoka.
- Wyglądasz... Słodko - stwierdził lekko zachrypniętym od snu głosem, wyciągając rękę i głaszcząc go po policzku.

Miał na sobie dużą koszulę, z delikatnym zaznaczeniem "wcięcia" w pasie. Była w kolorze pastelowego różu, z delikatnym kołnierzykiem i sporymi guziczkami, o kilka tonów ciemniejszych od materiału. Tak, była to damska koszula ciążowa. Shanae nic nie mógł na to poradzić. Pod spodem miał króciutkie, materiałowe spodenki, nie uciskające brzuszka.
Tamashi spojrzał na jego strój i zaśmiał się, zakrywając usta dłonią.

-Trzeba przyznać, że ty też - odparł, delikatnie rozbawiony.

Nigdy nie sądził,że zobaczy Shanae w różowym ubraniu, a co dopiero w ciążowym, różowym ubraniu. Nawet mimo wielkiego brzucha, wampirowi nie pasował ten kolor. Tamashiemu to jednak nie przeszkadzało, by przysunąć się bliżej i pocałować chłopaka czule.
Wampir oddał pocałunek chętnie, zaraz jednak lekko odrywając usta od warg kochanka.
- Nie śmiej się. Niczego innego nie było, rozumiesz to? Ba, nawet przefarbować dziadostwa nie mogę, bo "zniszczę materiał" - prychnął niby urażony, kręcąc głową leciutko.
- Chcę tylko, żeby maleństwo już się urodziło, całe i zdrowe... i żeby moje ciało wróciło do porządku, bo zwariuję niedługo - powiedział trochę marudnie, kładąc rękę na ramieniu smoka i głaszcząc go delikatnie.
- Myślę, że z naszej trójki tylko ono znakomicie się bawi - wywrócił oczami i uśmiechnął się do kochanka delikatnie.
Smok znów się zaśmiał i obrócił na brzuch, nadal jednak patrząc na kochanka z czułością. Wyciągnął rękę i przeczesał jego ciemne włosy.

-Musimy to jakoś przetrwać - westchnął. - Przede wszystkim ty. Za trzy tygodnie musimy już iść do medyka... A, no i zamówiłem ci wizytę w przyszłym tygodniu. Na wszelki wypadek.
Wampir uniósł brew, przyglądając się kochankowi sceptycznie.
- Przecież byłem trzy dni temu - powiedział, wzdychając cicho. On sam z powodu brzuszka mógł co najwyżej odwrócić się na drugi bok, a i to nie bardzo.
- A ja myślałem, że najtrudniejsze będzie nasze ponowne zejście po... "incydencie" z Rosierem i Orą - pokręcił lekko głową, krzywiąc się przy nazwisku Hideyoshiego. Nie lubił go. Bardzo go nie lubił, tym bardziej dziwił go fakt, że Rosier lgnął do niebianina jak mucha do gówna.
Skrzywił się lekko. Nie chciał o tym myśleć. Rosier zawsze najpierw wplątywał się w jakąś gierkę, a potem zastanawiał, czy jest to korzystne. Jak sobie pościeli tak się wyśpi, o.

To nie jest problem Shanae i tyle.
Tamashi drgnął lekko na wspomnienie imienia Ory. Bez jego kontroli, w jego umyśle zaczęły pojawiać się bezsensowne pytania. Czy teraz też miałby takie problemy, gdyby został wtedy z Hideyoshim? Czy gdyby został z tym zimnym, ale zarówno niezwykle elektryzującym mężczyzną, byłby dawnym sobą, bez zmartwień i trosk takich jak to męczące malowanie tych pieprzonych mebelków?
Spojrzał na Shanae, a potem na jego brzuch i -choć starał się to kontrolować- skrzywił się lekko.
Odwrócił wzrok, wbijając twarz w poduszkę.
Shanae niemal skulił się w sobie, widząc skrzywienie ust smoka. Zamknął szybko oczy, zaciskając palce na swojej koszuli.
Nie widział tego. Nie widział, nie widział, nie widział, nie chciał tego widzieć!

Otworzył oczy i podniósł się powoli do siadu, opuszczając nogi na podłogę.
- Pójdę spać na dół... Dobranoc, Tamashi - powiedział cicho, wstając w końcu z łóżka. Poszedł w kierunku drzwi, zaciskając lekko palce.

Miał ochotę zacisnąć pięści i przyłożyć sobie w brzuch. Albo na niego upaść. Albo zrobić cokolwiek, byle by go nie było, cofnąć czas, wywołać poronienie, cokolwiek... Chciał już tylko być ponownie sobą. Chciał wrócić do momentu, gdy był aroganckim członkiem Ostrzy, gdy największym problemem było zajęte pole do ćwiczeń. Nigdy się do tego nie przyznał, ale mimo wszystko tęsknił do swojego "poprzedniego" życia. Do Ojca, Matki, Dziadka. Do życia według ustalonego porządku, bez potrzeby uważania na inną osobę, bez troszczenia się, bez dzieci, bez niepotrzebnych, kłopotliwych uczuć...!

Zamknął za sobą cichutko drzwi, zaciskając mocno zęby, by nie wrzasnąć.

Po raz pierwszy Shanae żałował, że kiedykolwiek spotkał i pokochał Tamashiego.
Tamashi podniósł się razem Shanae, jednak nie zatrzymał go. Siedział chwilę w ciszy, przyglądając się zamkniętym drzwiom i bezsilnie zaciskając pięści.
Naprawdę żałował. Poczuł żal do siebie samego, że pozwolił sobie na coś takiego, że zamieszkał z nim, przywiązał do siebie... Kusił tam, wtedy, w swoim gabinecie w wierzy. Poczuł wilgoć pod powiekami.
Kiedyś był wolnym smokiem, w każdej chwili mógł po prostu rzucić wszystko, rozłożyć skrzydła i polecieć. Właśnie, skrzydła.
Tamashi obrócił się za siebie, jakby rzeczywiście mógł je tam teraz zobaczyć.
Kiedyś używał ich praktycznie codziennie, tak jak swojej mocy. Teraz używał ich sporadycznie.

Wstał z łóżka i podszedł do okna, odsłaniając zasłony i wpatrując się w zachodzące powoli słońce. Otworzył drewniane ramy i wskoczył na parapet, ostrożnie spoglądając w dół. Rozłożył skrzydła, zginając je za plecami i wciągając do płuc orzeźwiające, niezwykle przyjemne powietrze.
Skoczył, tuż nad ziemią rozkładając fioletowe kończyny i lecąc szybko w stronę lasu.

Zastanawiał się, czy gdyby się postarał, mógłby odnaleźć Hideyoshiego.
Następne dni były... trudne. Shanae nie miał siły myśleć o dziecku, a już tym bardziej o przygotowaniach do jego przyjścia na świat, dlatego przytakiwał we wszystkim Tamashiemu. Patrzył przy tym na smoka zamyślono-smutnawym wzrokiem.

Zastanawiał się, jak potoczyły by się ich losy, gdyby się nie poznali. Albo czy gdyby Tamashi został z Hideyoshim, to wrócili by do swoich dawnych "ja". Czy smok żałuje, że wrócił? Czy czół do niego odrazę, jednak obowiązek nie pozwalał mu na okazywanie tego? Czy chciałby wrócić do Ory? Czy niebianin był dla niego lepszym partnerem niż Shanae?

Wampir starał się odganiać takie myśli, ale wracały niczym bumerang, wciąż i wciąż zakłócając jego sen. Miał coraz mniejszy apetyt, jadał już tylko z poczucia obowiązku wobec istotki, którą nosił pod sercem. Kochał swoje dziecko, bardzo je kochał, ale czasami miał ogromną chęć, by go nie było, by znikło.

Potem dowiedział się o śmierci Rosiera. O tym, że spodziewał się dzieci - o słodka ironio - Hideyoshiego, że nie wytrzymał psychicznie... Poczuł się słabo na myśl, że jego przyjaciel sam siebie zaszlachtował, chcąc pozbyć się niechcianych bachorów.

Teraz siedział na kanapie, kuląc się, by przetrwać ból rozchodzący się po jego ciele. Drgnął, czując wilgoć na rękach, którymi obejmował brzuch oraz w... ekhym, tylnej części swojego ciała. Odsunął lekko ręce, patrząc na nie spanikowany. Krew odznaczała się zarówno na białej skórze wampira jak i na jego białej koszuli.
- Tam... Tamashi! - krzyknął spanikowany, próbując wstać.
Tamashi siedział zadumany w pokoju dla dziecka i kończył składać ostatni mebelek. Pokój wyglądał ładnie, błękitne ściany nie wydawały się już tak ciemne, a jasne mebelki idealnie współgrały z kanarkowymi wzorkami na ścianach.
Smok oparł się na rękach i otaksował wszystko wzrokiem. Cieszył się, że udało mu się zrobić wszystko przed pójściem do medyka. Właśnie. Musiał jeszcze oporządzić konie, by jutro z samego rana udać się z Shanae do miasta.
Wstał z podłogi i otrzepał ręce o długie spodnie, jakie miał na sobie. Obrócił nagle głowę w stronę drzwi, słysząc krzyk kochanka.

Zbiegł prędko po schodach, prosto do salonu i klęknął przy Shanae, całkowicie sparaliżowany. Krew byłana jego rękach, na jego brzuchu, koszuli, na wszystkim.
Starał się otrzeźwić umysł, by wymyślić coś sensownego.

-Shanae, Shanae, Shanae - powtarzał jak w amoku, patrząc na rany ze strachem, rozpaczą niemal.

Wreszcie podniósł chłopaka i nie zważając na jego jęki, szybko wziął go na ręce. Wybiegł z domu, nie przejmując się niczym i rozkładając prędko skrzydła.
Zdawał sobie sprawę, że wampir nie powinien się ruszać, jednak zostanie w domu i patrzenie, jak ten się wykrwawia nie wchodziło w grę.
Wampir trząsł się, łapiąc Tamashiego za ramię i wbijając zakrwawione palce w jego ciało. Patrzył szeroko otwartymi oczami na swoją drugą rękę, całą w posoce, próbując nią zatamować krwawienie z wciąż poszerzającej się rany na brzuchu.

Nie myślał o tym, że jest nad ziemią, że jego ciało pokryła gęsia skórka. Jedyne, co zaprzątało teraz jego myśli, było dziecko. Oczywiście, wcześniej miewał chwilę, gdy go nie chciał, gdy błagał tylko o to, by zniknęło, ale teraz, gdy stało się to rzeczywistością... Bał się. Cholernie się bał, nie chciał go stracić.
Tamashi opierał się o drzwi, z zaciśniętymi oczami błagając o to, by dziecku nic nie było. O Shana nie martwił się tak bardzo, w końcu był wampirem -jego ciało potrafiło znieść naprawdę wiele. Martwił się o niemowlę, które nie było tak silne jak jego tata.

Za drzwiami był medyk i Shanae, który od pewnego momentu ich lotu był nieprzytomny.
Smok nie wiedział ile stoi pod tymi drzwiami. Mógłby stać w nieskończoność, byleby małemu nic nie było.
Półtorej godziny później drzwi otworzyły się delikatnie i stanął w nich smutny Tori. Jego ubranie było umazane krwią, a zza jego pleców dochodził cichy szloch i desperackie prośby, by to wszystko było nieprawdą wyszeptane w próżnię.

Medyk spojrzał na smoka, kręcąc przecząco głową.
- Nic nie dało się zrobić... Było martwe jeszcze zanim zaczęło się krwawienie. Przykro mi - powiedział cicho.

Shanae leżał na stole zabiegowym, skulony, przyciskając kolana do piersi, a zakrwawionymi rękoma zakrywał uszy. Trząsł się, płacząc i szepcząc, nie chcąc uwierzyć w to, czego był niechcianym świadkiem. Medyk ocucił go, potrzebował go przytomnego przy całym... zabiegu. Był on bolesny, bardzo bolesny, ale wiadomość o przedwczesnej śmierci potomka była jeszcze gorsza.

To był chłopiec. Malutki wampirek, o jasnofioletowym puszku na umytej już główce. Zwłoki dziecka leżały na małym stoliku, okryte z czułością kocykami.

Wampir zsunął się, a raczej spadł na podłogę, w rozpiętej, zakrwawionej koszuli i bez dolnego odzienia. Uniósł się, podchodząc do stolika i opierając się o niego rękami. Spojrzał na zawiniątko i upadł na kolana, zawieszając głowę i trzęsąc się cały. Zacisnął mocno palce na krawędziach stołu, niezdolny do niczego innego.
Tamashi wstał, jak tylko usłyszał dźwięk otwieranych drzwi.Prawie nie zwracał uwagi na Toriego, choć słowa przez niego wypowiedziane dotarły do niego. Zbyt gwałtownie.
Smok niekontrolowanie odepchnął mężczyznę, patrząc przerażonym wzrokiem na płaczącego wampira. Na małe, różowe zawiniątko, niewielką główkę, drobniutkie rzęsy...

Cofnął się szybko i zwymiotował rzadką, wodnistą substancją niedaleko drzwi do medyka.
Miesiąc później.

Shanae siedział na kanapie, skulony i przykryty kocem. Patrzył w ogień, zmęczony już wszystkim.
Nie sądził, by któryś z nich "pogodził" się już ze śmiercią dziecka, mimo tego, iż dziś je pochowali. Wcześniej żaden nie miał do tego głowy. Wampir ani razu nie wszedł do pokoju dla dziecka, czasami jedynie stawał przed jego drzwiami, kładł rękę na klamce i rezygnował.

Między nim a Tamashim paradoksalnie zrodził się dystans. Zamiast zbliżyć się do siebie, wspierać, oni oddalali się, przeżywając tą tragedię na swój własny sposób.

Wampir był już tym zmęczony. Był zmęczony ciszą między nimi, pełnymi oskarżenia spojrzeniami, mijaniem się w ciemnych korytarzach. Pochylił się i podrapał się po czole. Czuł prawie to samo, co w trakcie ciąży - chęć wrócenia do dawnego siebie. Teraz jednak powodem był nieprzemijający ból, który odczuwał za każdym razem, patrząc na swoje ciało cz na smoka.
Tamashi siedział na kanapie w salonie i wrzucał kawałki połamanego łóżeczka do palącego się kominka.
Dzisiaj pochowali ich dziecko. Malucha, który mógł właśnie teraz, radośnie gaworzyć w jego ramionach. Małego synka, dla którego Shanae wymyślałby właśnie imię...

Warknął wściekle i wrzucił do kominka ostatnią część. Dusił się. Nie potrafił patrzeć na kochanka tak, jak kiedyś, bez żalu i oskarżenia. Nie chciał winić go za to, co się stało. Ale wiedział jak wyglądały jego oczy, gdy patrzył na Shanae.
Wstał powoli, zsuwając koc ramion. Miał na sobie już swoje ciuchy i... czuł się przez to winny. Westchnął cicho, opuszczając swój pokój i idąc za zapachem krwi kochanka.

Stanął w drzwiach, przyglądając się smokowi w ciszy. Niemal namacalnie czuł barierę między nimi. I chociaż, cholera, kochał tego mężczyznę, to i tak wiedział, że...
- To koniec, prawda, Tamashi? - powiedział cicho, robiąc kilka kroków w przód. - Doszliśmy do tego momentu, kiedy jedyne, co możemy zrobić to zranić się nawzajem jeszcze mocniej.

Skrzyżował ręce na piersi, chociaż wyglądało to tak, jakby po prostu sam siebie obejmował.
- Może powinniśmy powiedzieć sobie "stop", pożegnać się bez kłótni i zwalania winy na drugą osobę... i odejść każdy w swoim kierunku? - powiedział cicho, patrząc na płonące szczątki łóżeczka dla dziecka. Miał ochotę się rozpłakać, ale nie widział innego wyjścia niż rozstanie. Nie sądził, by byli w stanie "jakoś" naprawić ich związek. Całą ciążę kopali pod nim dołki, a dziecko, które miało je zapełnić... nie ma go, nie ma czym wypełnić te luki.
Tamashi skierował na niego umęczony wzrok, wcale nie będąc zaskoczonym słowami wampira. Też nad tym myślał. Tyle, że on nie miał na tyle odwagi by powiedzieć o tym Shanae.
Wrócił wzrokiem na ogień i przeczesał włosy obiema dłońmi, pochylając się do przodu. Kiedyś wydawało mu się, że zrobi dla Shanae wszystko, że zostanie z nim, chodźby miał go zmusić. Ale to minęło. Chęć bycia z wampirem wyparowała niemal całkowicie, choć nadal czuł do niego niemal tak silne uczucie, co zawsze. Czy był jednak sens ciągnięcia tej maskarady? Stawiania sobie wzajemnie barier, ograniczania się?
Shanae był młody, mógł ułożyć życie tak, jakby wszystkie niepowodzenia, które do tej pory go spotkały, nie miały absolutnie żadnego znaczenia.

Przechylił głowę, patrząc na niego i przytaknął, choć w jego oczach pojawiły się łzy.
Wampir podszedł powoli do kochanka i ukucnął przed nim, kładąc rękę na jego kolanie. Pogłaskał go po nim delikatnie, przełykając ślinę.
- Kocham cię, Tamashi - powiedział miękko, patrząc mu w oczy. - Ale mam wrażenie, że uczucie, które nas łączy... Nie uwzględnia bycia ze sobą.

Uniósł się delikatnie, chcąc go pocałować. Zawahał się jednak i ucałował czoło smoka, przymykając na chwilę oczy i starając się opanować łzy, które do nich napłynęły. Odsunął się, wstając.
- Pójdę się spakować - powiedział jeszcze ciszej niż wcześniej, boleśnie uświadamiając sobie, że naprawdę się rozstają.

Powoli skierował się do drzwi, a w jego umyśle była pustka. Nie wiedział, gdzie powinien pójść, co zrobić, jak sobie poradzi... Czuł jednak, że jeśli nie wyjedzie już dziś, to nigdy nie znajdzie w sobie siły, by to zrobić.
Tamashi zagryzł wargę, by nie wyrwał mu się szloch. Wstał za wampirem szybko i złapał go za rękę, przyciągając trochę do siebie i patrząc na niego z żalem i przygnębieniem.

-Przestań, dokąd pójdziesz? - szepnął,starając się opanować łzy. - Zostań, jeszcze tylko chwilę... Może to za pochopna decyzja, może się uda, ja mógłbym... - Przełknął ślinę i puścił go, zwieszając głowę niczym zbite szczenię.

Zrozumiał, że te słowa są bezsensowne. Gdyby miało się poprawić, już dawno byłoby dobrze. A nie było.
Shanae popatrzył na smoka, po czym instynktownie przysunął się do niego i objął jego ramiona swoimi, przytulając go do siebie i wsuwając mu dłoń we włosy.
- Tamashi... - zaczął cicho, samemu ledwo powstrzymując łzy. - Kochanie... Obaj wiemy, że już nic nie naprawimy. Powiedz mi, ani razu nie pomyślałeś o tym, że chciałbyś znowu być wolnym, dumnym smokiem, nie skrępowanym, używającym mocy i skrzydeł? - zapytał retorycznie, całując go w skroń.
- Obaj się zmieniliśmy. Na początku na dobre, ale teraz... Dusimy siebie nawzajem. Jeśli zostaniemy razem, będziemy się tylko ranić. Cholera, Tam, kocham cię, tak cholernie cię kocham, nie chcę odchodzić, ale... Jeśli zostanę, będziemy tylko ciągnąć tą od jakiegoś czasu toksyczną relację.

Znów pocałował jego skroń, przytulając się do niego desperacko. Pogłaskał jego włosy i odsunął się w końcu.
- Jest źle, Tamashi. A my nawet nie wiemy, czy możemy to naprawić.
Tamashi słuchał go i bolało go, że musiał zgodzić się z każdym słowem wampira. Nie było ratunku, za późno zdali sobie sprawę z sytuacji, w jakiej się znaleźli.
Smok wsunął dłoń we włosy Shana i przycisnął go do siebie.

-Zostań do następnego wieczoru, jest późno, może cię zastać dzień... Albo ja powinienem się wyprowadzić - dodał po chwili. - Będę miał mniej kłopotów ze znalezieniem jakiegoś miejsca.
Pokręcił delikatnie głową, głaszcząc smoka po włosach.
- Nie mogę tu zostać. Nie jestem w stanie tu zostać - odparł cicho, przymykając oczy.

Cholera, to było trudne. Wolałby, gdyby na siebie wrzeszczeli, wtedy przynajmniej całe rozżalenie, cały ból zaćmiłaby złość. A tak... Kochał swoje smoka i nie chciał doprowadzić do kolejnego nieszczęścia.

Właśnie tak to widział - ich związek niespiesznie prowadził do ich własnej autodestrukcji.
Tamashi trzymał go dłuższą chwilę przy sobie, jednak zaraz puścił go całkowicie.
Nie mógł się rozkleić, nie mógł pozwolić, by zawładnęła nim słabość, chwilowe uczucie niepewności.
Sam ostatnio marzył o tym, by wrócić do dawnego życia, by znów być wolnym, szalonym smokiem. Teraz miał na to okazję.

-Jeśli kiedykolwiek chciałbyś wrócić - mruknął, uśmiechając się wymuszenie. - Daj mi znać, ten dom zawsze będzie na ciebie czekał.
- Oczywiście. Będę pamiętać - powiedział, kiwając leciutko głową. Wiedział, że to tylko słowa, że powrót... Że powrót tak na prawdę nie wchodził w grę.

Przez chwilę stał w ciszy, po czym pokonał te kilka kroków ich dzielących i stanął na palcach, wpijając się ustami w jego wargi. Pocałował go desperacko, zaciskając palce na jego ramionach. Oderwał się jednak zaraz, patrząc na niego załzawionymi oczami.
- Przepraszam... Przepraszam, ja po prostu... - powiedział, nie wiedząc jak wytłumaczyć ten nagły "wybuch". Puścił jego ramiona, robiąc krok do tyłu, niczym spłoszone zwierzątko.
Tamashi był wewnętrznie rozdarty. Z jednej strony chciał przyszpilić do siebie Shana, ścisnąć go, całować do utraty tchu, a z drugiej chciał, by ten zniknął jak najszybciej. Bolało coraz bardziej. Kula w jego gardle rozrastała się z każdą chwilą, odbierając Tamashiemu oddech.

-Shanae idź - załkał niemal, nie patrząc na niego i zakrywając usta dłonią. - Idź bo inaczej zguba czeka na nas obu.
Wampir przez chwilę miał ochotę znowu przysunąć się do smoka, objąć go, pocałować... Zaraz jednak opamiętał się, kiwając głową i robiąc krok w tył. Po chwili zrobił też drugi i trzeci, po czym odwrócił się na pięcie i wybiegł z pomieszczenia, kierując się do swojej sypialni.

Oparł się ciężko o drzwi i pozwolił sobie w końcu wybuchnąć płaczem, opadając na podłogę i chowając twarz w dłoniach. Wiedział, że to jedyna właściwa decyzja. Że to jedyna dobra droga. A jednocześnie coś głęboko w nim krzyczało, że nie powinien odchodzić, że nie ważne, jak bardzo będzie bolało, powinien ciągnąć ten związek.
Tamashi schodził do piwnicy Shanae, trzymając się barierki. Dużo kosztowało go zebranie się w sobie. Po dłuższym czasie od ich rozmowy dał jednak radę przemyśleć wszystko i dojść do takich samych wniosków, co Wampir. Lepiej było dla nich obu by się rozstali.
Smok nie mógł jednak puścić Shanae tak po prostu. Kiedyś obiecał sobie, że da mu to, co chciał. I właśnie teraz zamierzał podarować mu pierścionek, który kupił mu już jakiś czas temu.

Zapukał cicho i wszedł do pokoju wampira, trzymając w dłoni czarne pudełeczko.
Shanae krzątał się po pokoju, pakując rzeczy do wielkiego kufra. Miał na sobie jedynie skórzane, ciemne spodnie i rozpiętą koszulę w kolorze wina. Lekko wilgotne włosy opadały mu na kark i szyję. Łańcuszek z fiolką, w której był kosmyk włosów Tamashiego, poruszał się w rytm ruchów wampira. Szafa była otwarta na oścież, połowa ubrań leżała już kufrze.

Spojrzał w stronę drzwi, gdy usłyszał pytanie. Uśmiechnął się delikatnie do smoka, a właściwie próbował się uśmiechnąć. Włożył do kufra zawiniątko ze sztyletami, które trzymał w ręku.
- Um... Coś się stało, Tamashi? - zapytał, prostując się i wkładając dłonie do tylnych kieszeni spodni. Nie miał pojęcia, jak powinien się teraz zachować.
Tamashi wszedł niepewnie wgłąb pomieszczenia i mimowolnie spojrzał na kufer. Odwrócił wzrok, wchodząc głębiej i siadając na brzegu łóżka. Nie wiedział zbytnio jak zacząć. Gdy w przeszłości ustawiał sobie w głowie przebieg zaręczyn, sceneria była zupełnie inna. Przyszłość była zupełnie inna.
Spojrzał na wampira i ścisnął pudełeczko, spuszczając wzrok.

-Myślałem o tym już dłuższy czas... - zaczął w końcu. - A nie chciałem puszczać cię bez tego.

Patrzył na swoje kolana, kładąc pudełeczko obok na pościeli.
Wampir przełknął, patrząc na niego niepewnie. Jeśli to jest to, co mu się wydaje... Objął się ramionami, zaciskając lekko palce na własnych biodrach.
- Czemu... nie powiedziałeś mi wcześniej? - zapytał cicho, robiąc krok w kierunku starszego.

Może gdyby wcześniej... Może teraz nie tkwili by w takiej sytuacji, może mieli by punkt zaczepienia, może...

Wampir zacisnął mocniej palce, wbijając paznokcie we własną skórę. Nie chciał gdybać, to nic by nie dało. Podszedł powoli do smoka i położył bladą dłoń na jego głowie, delikatnie głaszcząc go po plecach. Chciał sięgnąć po pudełeczko, jednak... bał się. I trochę krępował.
Tamashi podniósł głowę i spojrzał na niego, unosząc na chwilę ramiona.
Nie wiedział. Na początku nie był pewien, czy Shanae się zgodzi, potem były inne, ważniejsze sprawy, Tamashi nigdy nie znalazł właściwego momentu. Ale teraz... to była ostatnia szansa.

-Chciałbym, żebyś ją wziął. - Złapał pudełeczko i otworzył je, pokazując zawartość wampirowi.

W środku były dwa, równolegle ułożone pierścionki. Były niezwykle drobne, delikatne, zrobione z białego złota. Każdy z nich posiadał niewielki, kulisty kamień na środku. Przeznaczony dla Shanae miał barwę ciemnego fioletu - dokładnie taką, jakiej koloru włosy miał smok. Pierścionek dla Tamashiego był czerwony. Dokładnie taki, jakiego barwy przybierały czasem oczy Shana.

-To rubiny - wyjaśnił cicho smok. - Są niewielkie, jednak... Wydawało mi się, że pasują do nas najlepiej.
Wampir uśmiechnął się blado, patrząc na pierścionki. Przesunął rękę na policzek smoka, głaszcząc go delikatnie palcami.
- Są... piękne - powiedział cicho, sięgając do pudełka i przesunął palcami po pierścionkach. Zrobiło mu się niesamowicie ciężko. Przełknął ślinę, patrząc na smoka.
- Czemu teraz? - zapytał niemal szeptem, patrząc mu oczy.

Nie rozumiał. Przecież się rozstają, odchodzą od siebie... Dlaczego smok wybrał akurat ten moment, żeby mu o tym mówić, żeby mu to pokazywać?
Chociaż, musiał przyznać że chciał się wymienić tymi pierścionkami (prawie jak obrączkami) ze smokiem. Tak symbolicznie pokazać więź, która ich łączy.
Smok przymknął oczy, wtulając policzek w dłoń Shanae. Zaczęły nachodzić go wątpliwości. Czy na pewno muszą się rozstawać, odchodzić od siebie na zawsze?
Spojrzał na Shanae i zrozumiał wszystko.
Był wampirem, miał długie życie przed sobą. Tamashi nie mógł pozwolić by zmarnował czas na coś tak nietrwałego, kruchego jak ich związek.
Złapał go za dłoń.

-Kupiłem je by ci się oświadczyć - powiedział cicho, a jego głos stawał się coraz bardziej wilgotny. - I nie chcę byś odchodził bez tego. Nie oczekuję, że będziesz go nosił! - dodał od razu, niemal panicznie. - Po prostu... To symbol. Tego, co nas łączy i będzie łączyło na wieki.

Wolną dłonią sięgnął po pierścionek z fioletowym oczkiem i położył go na jego dłoni, po chwili zamykając ją swoją i przymykając równocześnie oczy.
Patrzył na niego, mając ochotę po prostu się rozpłakać. Serce zaczęło mu szybciej bić, gdy starszy powiedział o oświadczynach. Zacisnął palce na pierścionku, oblizując szybko usta. Pokiwał głową, słysząc wytłumaczenie smoka. Przez chwilę stał w bezruchu.
- Chciałbyś... żebyśmy założyli je sobie nawzajem? - zapytał w końcu cicho, obserwując Tamashiego uważnie.

Patrzył na mężczyznę, z którym był gotowy spędzić całe swoje wampirze życie. Z którym chciał budować coś trwałego... Tak bardzo, bardzo chciał zacząć od nowa i wiedział, że to nie jest możliwe. Że to będzie za nimi kroczyło i wyskoczy przy jakieś kłótni, nieporozumieniu. Miał ochotę kopnąć się mentalnie w dupę, by wziął się w garść i pozwolił mężczyźnie żyć swoim życiem, bez niepotrzebnych problemów związanych z wampirem.
Tamashi przekręcił na chwilę głowę i kiwnął nią, przełykając ślinę. Wyobrażał to sobie zupełnie inaczej.
Podał chłopakowi pudełeczko, by ten wyciągnął z niego pierścionek dla smoka. Odłożył je i wstał z posłania, łapiąc w dłonie lewą rękę młodszego.
Drżącą ręką nasunął na serdeczny palec wampira niewielki pierścionek i trwał chwilę w bezruchu.

-Kocham cię, Shanae - powiedział cicho i wreszcie spojrzał mu w oczy.

Normalnie przepraszałby, że sceneria jest nie ta, że jest źle ubrany, nie mówi tego, co powinien... Ale teraz to chyba nie miało znaczenia.
Wampir trzymał delikatnie pierścionek, patrząc jak smok nasuwa mu drobną obręcz na palec. Ujął delikatnie jego lewą dłoń, nakładając mu na serdeczny palec pierścionek z czerwonym oczkiem. Spojrzał w górę, prosto w oczy starszego i uśmiechnął się delikatnie.
- Ja ciebie też kocham, Tamashi - odparł, głaszcząc palcami jego dłoń.

Miał wrażenie, że to nie tak powinno wyglądać. Że ich wymienienie się obrączkami nie powinno być swoistym pożegnaniem. Uniósł się na palcach i musnął wargami usta smoka, chcąc przypieczętować ich wyznania.

Zaczęły dopadać go wątpliwości, jednak... bał się, nie chciał, by smok zmarnował z nim, jeśli ich związek dalej byłby tak niepewny.
Copyright (c) 2009 onlyifyouwant | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.