Shai Lailah Ora & Hayame Valtteri Zankoku no Heiwa
onlyifyouwant
14 latHayame wszedł do domu tuż przed wschodem słońca, zaraz zamykając za sobą drzwi i odrzucając książki na szafkę obok wejścia. Zdążył tuż przed pierwszymi promieniami słońca, unikając poparzenia.
Miał na sobie czarną koszulkę, nisko osadzone, ciemne spodnie i buty do połowy łydki. Rodzice przyzwyczaili się, że chłopak miał dość mroczny styl i nie ingerowali w to, jakie ubrania sobie wybierał. Hayame był im za to niezwykle wdzięczny.
- Ile razy ci mówiłem, żebyś wracał wcześniej? - usłyszał pytanie, a zaraz potem zza rogu wyłoniła się sylwetka Tamashiego.
Wampir zmarszczył brwi. Nie lubił konfrontacji ze starszym ojcem, właściwie odkąd nabrał rozumu i dostrzegł prawdziwe podejście Tamashiego, nie lubił nawet przebywać w jego towarzystwie.
- Przecież wróciłem zanim mnie oparzyło - odburknął, ruszając żwawo w stronę schodów. Na piętrze był jego pokój, gdzie chłopak mógł bez problemu zaszyć się i spać cały dzień.
- Coś ci się mogło stać - dodał zaraz ojciec, jedynie podążając za nim wzrokiem.
- I tak by cię to nie obeszło - mruknął pod nosem Hay i zaraz zniknął za drzwiami swojego pokoju.
Czasami brakowało mu ciepłych słów Tamashiego. Czasami, właściwie coraz rzadziej.
17 lat
Długowłosy chłopak trzasnął drzwiami i skrzywił się, gdy nie udało mu się stłumić łoskotu. Był już prawie ranek, Hay kolejny raz ominął szkołę, przesiadując już któryś dzień z rzędu na obrzeżach miasta. Czuł, że dzisiaj przesadził z alkoholem, jeszcze nigdy nie wrócił tak pijany do domu. Swoją drogą, ogólnie rzadko tu bywał.
Kilka nocy temu, Hayame znów przeleciał swojego kolegę, który ostatnio znajdywał niezwykłą przyjemność w dawaniu wampirowi dupy. Chłopak go lubił. Czasem, gdy całe towarzystwo miało ochotę na trochę… ostrzejszą zabawę, Hay razem z Socky, kupowali kilka kulek narkotyku, a potem oddawali się bardziej… przyjemnym zabawom. Tak było też tej nocy, dlatego Hay nadal nie czuł się najlepiej.
Udało mu się jednak przemknąć do pokoju bez natrafienia na ojców.
19 lat
Hayame wszedł cicho do domu i przymknął za sobą drzwi tak, by ojcowie go nie usłyszeli. Nie pokazywał się już chyba tydzień, więc wolał nie narażać się na nieprzyjemną konwersację z którymś z nich.
Ściągnął ze stóp swoje masywne buty i jedynie w skarpetkach podążył do schodów prowadzących na piętro. Jego pokój znajdował się na końcu korytarza, więc Hay ruszył w tamtą stronę, zatrzymał go jednak głos rozmów dochodzący z sypialni Tamashiego i Shanae.
- Jeśli nie zaczniesz traktować go inaczej, stracimy go! - usłyszałwzburony głos młodszego z ojców, przystanął więc w pobliżu drzwi i zmarszczył czoło, nasłuchując.
- Nic na to nie poradzę, że nie umiem traktować go tak, jak powienienem.
- Tamashi, wiem, że to nie jest dokładnie nasza krew… Ale jednak wciąż nasza. Pogódź się z tym wreszcie.
Hayame rozchylił usta, nie będąc pewnym czy dobrze usłyszał. Przełknął głośno ślinę, by zaraz zniknąć za drzwiami swojego pokoju i oprzeć się o nie całym ciałem.
“Nie nasza krew” - brzęczało mu w głowie, wciąż i wciąż wbijając się mu do świadomości. dnia Wto 0:57, 24 Cze 2014, w całości zmieniany 1 raz
6 lat
Płakał cicho, wtulając się w ramiona Sihy. Słowa dzieci w przedszkolu bolały, szczególnie, że były to okrutne i bezmyślne uwagi o jego rodzinie. Siniaki i zadrapania, które otrzymał, stając w obronie ojców bolały mniej, ucałowane przez obu rodziców.
- Shai - głos Hideyoshiego zmusił chłopca do spojrzenia na niego. - Miej ich w dupie. Poradzisz sobie bez nich.
Pokiwał głową, w zamian otrzymując czułe potarganie po włosach i białą czekoladę.
Po co mu przyjaciele, ma rodzinę.
12 lat
- Pamiętaj Shai, nie daj się ruchać w dupę, musisz mieć swoją dumę - Shai pokiwał głową, chłonąc słowa Hideyoshiego. W końcu dziadek był taki mądry!
- A Rosier ma dumę? - zapytał, patrząc na dziadka uważnie. W końcu wiele razy złapał ich w jednoznacznej sytuacji.
- Rosier to co innego, bo on daje mi - zaśmiał się wrednie starszy, czochrając włosy wnukowi. Na pogadankę o miłości przyjdzie czas, na razie niech tylko wie o fizycznej części.
14 lat
Shai mógł powiedzieć, że był szczęśliwy. Miał przyjaciela, na którym zawsze mógł polegać i chłopaka, który był dla niego czuły i miły. I mimo niedorzecznych słów Clouda o rzekomym zakładzie, niebianin nadal ufał, iż Taneli - osiemnastoletni wampir - jest wobec niego szczery i nie pragnie "wyruchać go", by zgarnąć pieniądze. Dlatego nie widział nic złego w tym, że gdy chłopak kończył szkołę poszyli razem do właściwie opuszczonej przybudówki. Nie spodziewał się też, że jego partner dosypie mu środka usypiającego do picia.
Obudził się, związany cienkimi, srebrnymi łańcuszkami. Ich dotyk parzył, Shai czuł jak ograniczają jego moc, nie pozwalając mu ich zerwać. Zadrżał z zimna, orientując się, że leży całkowicie nagi. Szarpnął się, coraz bardziej przestraszony.
- Obudziłeś się. Dość szybko - Taneli wyszedł z cienia, uśmiechając się lekko do chłopaka. Ten spojrzał na niego z niezrozumieniem.
- Tan...? Co ty...? Wypuść mnie! - zadrżał ponownie, gdy wampir przesunął powoli palcami po jego udach, a potem krzyknął, gdy "partner" gwałtownie rozsunął jego nogi.
Na początku krzyczał i płakał, błagając, by go zostawił. Był przerażony, ruchy wampira bolały, a Shai czuł zbierające w nim obrzydzenie. Potem już tylko leżał, ze spojrzeniem utkwionym w ścianę obok, drżąc pod dotykiem Tanela. Miał ochotę wymiotować, a te krótkie chwile, gdy młody mężczyzna zostawiał jego ciało w spokoju i podchodził do torby, z której wyciągał kolejne dawki narkotyku, nie dawały już żadnego ukojenia. Nie wiedział, ile czasu minęło, czy jest dzień czy noc, ponieważ przybudówka nie miała okien, a drzwi były szczelnie zasłonięte.
Nie bardzo pamiętał, jak został znaleziony. Słyszał głos Clouda, jego wściekły ryk, czuł jak delikatne palce zdejmują z jego krwawiących rąk łańcuszki. Gdy tylko zniknęły one z jego ciała, energia w okół niego właściwie wybuchła. Pochłonęła Tanela, zabijając go na miejscu, a Cloud oberwał rykoszetem. Wtedy Shai nakarmił go swoją krwią po raz pierwszy, ratując mu życie, chociaż to on niemal mu je odebrał.
- Nikt nie może się dowiedzieć - powiedział niebianin, patrząc na wampira poważnie. Pozbyli się już ciała, a mag spędził trzy godziny pod prysznicem. Gdy spod niego wyszedł wydawał się niemal normalny.
- Ale Shai...!
- Nikt - uciął gwałtownie blondyn, odwracając się. - Wszyscy mi mówili, by mu nie ufać. Rodzice, Hide, Rosier... Ty... A mimo to... - zamilkł na chwilę, drgając i zaciskając mocniej palce na własnym ramieniu. Spojrzał przyjacielowi w oczy. - To moja porażka, Cloud. Nie mogę iść do nich i powiedzieć, że on mnie... że... Zawiódł bym ich. Tyle razy powtarzali, że powinienem się szanować...!
- To nie była twoja wina! - Colud ruszył gwałtownie do przyjaciela, lecz zatrzymał się, gdy zobaczył, jak Shai kuli się gwałtownie.
- Wiem. Ale proszę... Zostawmy to tak. Nie chcę, by ktoś wiedział.
Nikt nie szukał Tanelego, co było niebianinowi na rękę. Rok zajęło mu uporanie się z gwałtownymi reakcjami na innych mężczyzn. Razem z Cloudem zmienił szkołę, trzymając wszystkich na dystans. utrzymując wizerunek zimnego "Władcy Marionetek", jak go pięknie nazywali w związku z jego mocami. Jednak, dopiero w okolicach osiemnastych urodzin przestał zupełnie bać się dotyku innych osób.
Ani on ani Cloud nie wracali do tych - jak się potem dowiedział - prawie trzydziestu godzin, które spędził związany i gwałcony w przybudówce. Nigdy.
17 lat
Uniósł brew, patrząc na kopertę jakby miała zaraz wybuchnąć. Był najlepszy w klasie, był jednym z najlepszych magów na świecie i miał tylko jednego przyjaciela, który mógłby do niego pisać. Znaczy, mógłby, gdyby nie mieszkał kilka ulic dalej. Tak więc list, zaadresowany ogółem do P. Lailah Ora, co mogło oznaczać i jego i Aishę i Sihę, kiedy wpadł w jego ręce był dziwnym zjawiskiem, szczególnie, że nie rozpoznawał pisma na kopercie. Teraz siedział wygodnie we własnym łóżku, z kubkiem herbaty i rozważał, czy owy list otworzyć.
Ciekawość wzięła górę. dnia Pon 6:14, 21 Lip 2014, w całości zmieniany 2 razy
20 lat
Hayame siedział przy biurku i stukał piórem o blat, zastanawiając się, jak przelać swoje myśli na papier.
Do najmłodszego członka rodziny Lailah Ora.
Witaj. Wybacz, że nie zaadresowałem listu poprawnie, nadal nie udało mi się ustalić jak brzmi twoje imię. Jedyną wiedzę, jaką posiadam, czerpię z podsłuchiwania własnych rodziców, nie dowiedziałem się jeszcze wszystkiego.
Postanowiłem napisać do ciebie i poprosić o pomoc.
Kilka lat temu natrafiłem na coś, co sprawiło, że chcę dowiedzieć się jak najwięcej o własnej rodzinie. Mam nadzieję, że mogę liczyć na twoją dyskrecję.
Jestem synem Tamashiego no Heiwa i Shanae Zankoku, znajomych Twoich dziadków. Pochodzę z północnej części kontynentu, mam dwadzieścia lat, prawdopodobnie jesteśmy w zbliżonym wieku, dlatego piszę do ciebie w nadziei, że będziesz w stanie mi pomóc. Moja rodzina nie posiada żadnych kronik, bądź rodzice po prostu je przede mną ukryli. Podejżewam, że nie wyznali mi całej prawdy o moim pochodzeniu.
Nie wiem czy wiesz, ale mój ojciec - Shanae Zankoku i Rosier Lailah, prowadzą ze sobą listowną korespondencję. Miałem nadzieję, że to właśnie twojemu dziadkowi Shanae zwierza się z prawdy. Pragnę zapytać cię, czy wiesz cokolwiek o rodzinie Zankoku no Heiwa, być może usłyszałeś kiedyś, jak o nas rozmawiali, widziałeś fragment korespondecji. Będę bardzo wdzięczny, jeśli pomożesz mi dotrzeć do prawdy.
Liczy się każdy szczegół.
Hayame Zankoku no Heiwa.
Chłopak napisał list swoim lekko pochyłym, ale nie przesadnie starannynm pismem i wsadził poskładaną kartkę do grubej koperty. Miał nadzieję, że przesyłka nie dostanie się w niepowołane ręce i dotrze do adresata nienaruszona.
Miał naprawdę wielkie nadzieje dotyczące tego listu. dnia Wto 1:01, 24 Cze 2014, w całości zmieniany 2 razy
17 lat
Zanurzył pióro w atramencie i po chwili zaczął kreślić słowa na pergaminie. Jego pismo było pochyłe i eleganckie, lekcje kaligrafii nie poszły na marne. Siedział przy biurku, a plecy grzały mu ciepłe promienie słońca.
Hayame,
sądzę, iż wiem o Twojej rodzinie całkiem sporo, a raczej o przeszłości Twoich ojców - w szczególności Shanae Zankoku. Rosier uwielbia o nim mówić, wspominać ich pracę, zlecenia czy późniejsze dzieje. Wiem również o ich korespondencji, trudno nie zauważyć, gdy czort jest czymś podekscytowany, wierz mi.
Co do kronik rodzinnych, nie dziwię się, że ich nie znalazłeś, gdyż nie istnieją. Żaden skrytobójca nie chce, by było to gdzieś opisane. Bo wiesz o pracy Rosiera i Shanae dla gildii skrytobójców oraz o powiązaniach rodzinnych Twojego ojca z "głową" Ostrzy Nocy, słynnym Śniącym, prawda? Jeśli nie, czeka Cię wiele ciekawych informacji.
Z mojej wiedzy wynika, że jesteś ich trzecim synem. Najstarszy był Tameari, potem Tamanea, który nie był biologicznym dzieckiem Shanae, ale ten zmienił go w wampira w wyniku jakiejś tragedii, ale nie znam szczegółów. Teraz jesteś Ty, najmłodszy.
Mogę podpytać Rosiera o Twoją rodzinę, ale wtedy będziesz mi winny coś więcej niż "dziękuję". Nie wiem, co więcej Ci napisać, "każdy szczegół się liczy" to mało precyzyjna wskazówka.
Ah, właśnie. Dokładniej mam 17 lat, mieszkam z ojcami niemal w sercu kontynentu i chętnie pomogę Ci jak będę mógł. Nie wynika to jednak mojego dobrego serca, a z czystej ciekawości.
Z pozdrowieniami,
Shai Lailah Ora.
PS. Miło mi Cię poznać, Hayame.
Hayame opadł na krzesło przy biurku i od razu sięgnął po nożyk, by otworzyć kopertę i wyjąc z niej list. Czekał na odpowiedź ponad miesiąc, ostatnimi dniami nawet częściej bywał w domu, byle by tylko nie przegapić przesyłki.
Miał szczęście, że zarówno Tamashi, jak i Shanae nigdy nie sięgneliby do cudzego listu.
Przeczytał odpowiedź Shai i zmarszczył brwi pod wpływem niespodziewanej ilości informacji. Nie sądził, że chłopak będzie wiedział aż tyle.
Shai.
Dziękuję bardzo za twoją odpowiedź, nie spodziewałem się, że będziesz posiadał taką wiedzę na temat moich rodziców.
Dotąd nie słyszałem o żadnych powiązaniach mojego ojca z ostrzami, nigdy nie rozmawialiśmy o tym, czym zajmował się Shanae. Nigdy też nie mówili mi, bym miał jakichkolwiek braci. TAMeari, TAManea i ja, Hayame. Czy to tylko mój pesymizm, czy naprawdę nie pasuję do całego obrazka?
Jeśli wiesz, powiedz mi co stało się z dziećmi Tamashiego i Shanae. Nigdzie nie było ich podobizn, nie natrafiłem na stare ubrania, czy cokolwiek, co wskazywałoby na to, że rodzice mięli inne dzieci.
Pomóż mi dowiedzieć się jak najwięcej.
Jeśli uważasz, że to bezpieczne, możesz zapytać Rosiera o moją rodzinę. Nie chciałbym jednak, by twój dziadek pochwalił się tym w którymś z listów do Shanae. Jeśli moi ojcowie się dowiedzą, uwierz mi, że na pewno postarają się o to, bym nie miał już szansy dowiedzenia się czegokolwiek.
Hayame Zankoku no Heiwa.
PS. Mi również miło cię poznać, Shai. Czekam cierpliwie na twoją dopowiedź. dnia Wto 7:37, 24 Cze 2014, w całości zmieniany 1 raz
Hayame.
Naprawdę mało wiesz o swoich korzeniach. Albo po prostu "Shaaan" nie uznał za stosowne wytrenować i Ciebie. Miło mi, że jestem tym, który uświadomi Cię, iż jesteś wnukiem wielkiego Śniącego, a także "spadkobiercą" Ostrzy Nocy. Znaczy - oficjalnie prawnukiem, ale Rosier się kiedyś wygadał, że Śniący prawdopodobnie zapłodnił swojego pierwszego syna i z tego wyszedł Shanae, oficjalnie zostając jednak tylko wnukiem. Pewnie też miał dać "dziadkowi" kolejnego dzieciaka, ale zwiał - z Tamashim, którego miał okraść a potem zabić, żeby było zabawniej.
Możesz zapytać go o to, z tego co Rosier mi naopowiadał wychodzi, że Twoich braci trenował, nie wiem, czemu miało by to ominąć Ciebie. Albo o "historię miłosną" twoich ojców.
A co do imion... "Tameari" - pierwszy, "Tamanea" - wybranek. To podstawy staroautynockiego, którego również wymagają w Ostrzach. Rosier uwielbia przeklinać w tym języku, bo brzmi to bardzo łagodnie i właściwie mało osób się orientuje, że właśnie z uśmiechem nazwał ich "świńskim skurwysynem". Niestety, słowa te dawno zanikły w aktualnym języku autynockim, gdyż on sam jest "na wymarciu". Mieszkam przy granicach Autynocy, właściwie wygrał tu język wspólny, co jest smutne.
Więc, zamiast "nie pasować", po prostu "wyróżniasz" się z obrazka.
Nie mam pojęcia, co się stało z Tamaneą, przykro mi. Natomiast Tameari wyjechał do jakiegoś "Kręgu", to szkoła czy coś. Nie naciskałem bardziej, bo Rosier głupi nie jest i by się zorientował.
Właśnie, listy! Znalazłem kilka listów Shanae do Rosiera, ale było w nich tylko, że ostatnio więcej kłócą się z Tamashim. I o tym, że znikasz z domu, nie chodzisz do szkoły i szlajasz się niewiadomo gdzie, przez co nabawił się nerwicy i bezsenności, "czekając aż Hay wróci do domu, szurając butami po podłodze, by trzasnąć drzwiami i położyć się do łóżka, śmierdząc papierosami i dziwnym towarzystwem" - cytat dosłowny. Co mnie zaciekawiło to to, że pod tym widniało zdanie "Chyba popełniam - albo popełniłem - ten sam błąd, Rosier". Nie wiem tylko, do czego się odnosi.
Shai Lalilah Ora
PS. "Cierpliwie"? Miałem nadzieję, że umierasz z niecierpliwości, aż dostaniesz mój list. Cóż, lekko się rozczarowałem, ale da się to naprawić.
Shai uśmiechnął się złośliwie, odkładając pióro. Przeciągnął się lekko, po czym magią wysuszył atrament, by się nie rozmazał i złożył list na pół. Wsadził go do eleganckiej koperty i zaadresował.
- Hayame, Hayame... Jak ty słodko mało wiesz - mruknął pod nosem, po czym wstał i poszedł wysłać list, olewając uporczywe pytania Clouda "Do kogo to? Hayame? Masz chłopaka? Czemu nic o nim nie wiem?".
Hayame uśmiechnął się, czytając list na łóżku. Długo na niego czekał, żałował odrobinę, że okazał się tak krótki.
Shai.
Dziękuję za Twoją odpowiedź. Nie spodziewałem się, że moja rodzina ma tak bogatą przeszłość. Wciąż zastanawiam się, co stało się z moimi braćmi. Nie podoba mi się fakt, że nic mi o nich nie powiedzieli.
Będę szukał informacji o "kręgu". Wydaje mi się, że słyszałem kiedyś, jak Tamashi rozmawiał o tym miejscu z Shanae. Postaram się znaleźć cokolwiek. Jeśli to tsm udał się Tameari, muszę go odnaleźć.
Szczerze powiedziawszy, czuję się dość dziwnie wiedząc, że wiesz o mnie tak dużo. Nauczyłem się traktować ojców oschle, to prawda. Wiem, że przysparzam im kłopotów, ale to moje życie. Oni mnie okłamują, nie potrafię ufać komuś, kto kłamie mi prosto w oczy. Z resztą, powinieneś tu być, by mnie zrozumieć.
Hayame Zankoku no Heiwa.
PS. Zwróć proszę uwagę na zmianę adresu. Nie chcę pokazywać się w domu zbyt często.
Półtora roku później.
18 lat
- Dobrze, dobrze, zaraz zejdę! - krzyknął, zamykając drzwi pokoju magią. Poprawił się wygodnie na krześle i zaczął pisać.
Hay!
Dziękuję za wsparcie. Oczywiście, zdałem śpiewająco, mimo Twoich "ciekawych" komentarzy, które przypominały się mi w trakcie egzaminu i niemal zostałem przez nie wyrzucony z sali. Tak, chichotałem, nie ciesz się tak. Jednak czekolada bardzo mi pomogła w trakcie nauki, dziękuję za nią. Chociaż Cloud ukradł mi połowę, bezczelny prostak.
Jak tam ta twoja "impreza"? Mam nadzieję, że głowa za bardzo Cię potem nie bolała... Na prawdę, przystopuj trochę. I nie, nie zamierzam "znowu prawić Ci kazań", po prostu tak będzie lepiej dla Twojego zdrowia. A te Ci się przyda zapewne.
I jeszcze raz - idź do medyka. Serio. Skoro nie jesteś pewny, gdzie i komu wsadzałeś, nie możesz być pewny, czy Ci czegoś nie sprzedał. I nie, wcale nie uśmiecham się teraz złośliwie. No, może troszeczkę.
Przepraszam, że tak długo musiałeś czekać na tą odpowiedź, ale Cloud wyciągnął mnie na "wycieczkę w plener". Pięć dni nocowania pod gołym niebem, na jeziorem, w zupełnym odcięciu od cywilizacji. Było ciekawie. Nawet bardzo, chociaż zimno jak cholera nocą. A że miało być bez "oszukiwania" = magii, marzłem strasznie, przez co teraz poleguję w łóżku i się leczę. Cudnie, na prawdę.
Jeśli kiedykolwiek zdecyduję się na drugi taki wyjazd, przypomnij mi, bym wziął coś do ogrzania się. Albo kogoś.
I, zgodnie z tradycją, którą zacząłeś:
"Twój",
Shai.
PS. Udało się mi ustalić, iż Tameari nie widnieje na liście uczniów Kręgu, ba, nawet nie skończył szkoły. Zniknął gdzieś na 6 roku. Gdzie? Jeszcze nie wiem, ale mam kilka wskazówek, jednak potrzebuję odrobinę czasu, by znaleźć dobre źródło.
Najwygodniej było by po prostu się tam wybrać i popytać, ale nie wiem, czy ktoś go skojarzy po tylu latach. dnia Wto 16:11, 24 Cze 2014, w całości zmieniany 1 raz
20 lat
Hayame opadł brzuchem na łóżko i zrzucił ze stóp rozwiązane wcześniej buty. Przyłożył do nosa zamkniętą jeszcze kopertę i odruchowo uśmiechnął się. Listy od Shai zawsze specyficznie pachniały.
Shai.
Pojechałem do Kręgu. Dowiedziałem się niewiele, okazało się bowiem, że nauczyciele i uczniowie mają przerwę w zajęciach. Gdy dostaniesz ten list, zapewne będę już po drugiej wizycie w tej szkole. Muszę porozmawiać z nauczycielami, którzy uczyli tam kilkanaście lat temu i dowiedzieć się czegoś, CZEGOKOLWIEK o Tamearim.
Co dziwne, dyrektor wręcz zaniemówił, gdy mnie zobaczył. Wymówił cicho jakieś nazwisko na V, a potem zamilkł i odmówił jakiejkolwiek rozmowy. Boję się, że mógł skojarzyć mnie z Tamearim i wpaść na pomysł poinformowania rodziców o moich poszukiwaniach.
Coraz rzadziej pojawiam się w domu.
Za każdym razem widzę, jaka przepaść utworzyła się między Tamashim i Shanae, nie chcę tego oglądać. Nie wiem, z czym próbują się uporać, ale wyraźnie im to nie wychodzi. Tamashi nawet mnie już nie wita. Kilkakrotnie dał mi do zrozumienia, jak bardzo mnie tam nie chce. Nie mam zamiaru zmuszać go do oglądania mojej twarzy.
Nie wnikaj w moje aktualne, osobiste życie Shai. Prosiłem, byś "nie prawił mi kazań". Odcinam się od ludzi, którzy próbują to robić.
Twój,
Hayame.
Shanae u nas jest.
To miły mężczyzna, ma ładny uśmiech. I oczy, cholera, cudowne ma oczy. Rosier niemal się posikał, jak go zobaczył na naszym progu. Mam tylko jedno pytanie.
Zawsze ma takie smutne spojrzenie?
Siedzieli z Rosierem niemal do rana, ale nie udało się mi podsłuchać nic użytecznego. No, może poza tym, że prawdopodobnie rozstaną się z Tamashim. Mówił, że powoli ma dość kłamstw i postawy Tamashiego. Że nie jesteś niczemu winny i że boi się, iż skończysz jak Tameari.
Nie mam pojęcia, co to znaczy, ale raczej nic miłego. Potem rozmawiali o starych sprawach, dzieciństwie moich rodziców, nawet o mnie.
Na V? Na liście, którą mam jest "Mikael Valtteri", nie skończył szkoły, zniknął w 9 klasie... W tym samym roku, co Tameari. Co prawda, w tym roku zniknęło jeszcze czterech uczniów, ale to zawsze jakiś trop.
Au, zraniłeś moje uczucia, Hayame. Chcesz się ode mnie odciąć? Będzie mi przykro...
Następny list mogę otrzymać z opóźnieniem, bo jedziemy z Cloudem do jakiś jego znajomych na kompletne odludzie. Zapewne będę robił za tego najtrzeźwiejszego. Niemal jak przedszkolanka. Ale jedzie też Ronne, o którym Ci wspominałem, więc nie powinienem się nudzić.
Dobrze. Nie będę już wnikał w twoje życie osobiste.
Twój,
Shai.
PS. Shanae ma u nas zostać na tydzień albo dwa, więc może jeszcze się czegoś dowiem.
PSS. IDŹ DO MEDYKA.
Shai przeciągnął się lekko, odkładając pióro. Schował list do koperty i uniósł ją do ust. Odruchowo postukał rogiem pergaminu o swoje wargi, zamyślając się z delikatnym uśmiechem. Zaraz pokręcił głową, odganiając dziwne myśli. Zaadresował kopertę zamaszyście i ruszył do drzwi.
Musi się jeszcze spakować! dnia Wto 18:04, 24 Cze 2014, w całości zmieniany 1 raz
Hayame wpadł do swojego pokoju, zakrywając sobie usta dłonią, by nie zwrócić na siebie uwagi ojców. Był pijany. Dzisiaj nie łykali nic więcej prócz porządnych porcji alkoholu, a Hay i tak czuł, jakby nałykał się kilku magicznych kuleczek.
Wyciągnął z kieszeni kurtki kopertę i wyszczerzył się pod nosem jak dziecko.
Wziął papier do ręki i opadł na plecy na łóżko, by zaraz wgramolić się na nie głębiej.
Jak zwykle, przyłożył pergamin do nozdrzy i wciągnął specyficzny zapach przesyłki. Uwielbiał go. Żałował, że woń szybko się ulatniała. Gdyby nie to, zawsze trzymałby listy od Shai przy sobie.
Otworzył kopertę i przeleciał tekst wzrokiem, jednak nie mógł skupić się na żadnym ze zdań. Był zbyt zamroczony procentami, by móc przeczytać list ze zrozumieniem. Wdychał jedynie słodki zapach.
Sięgnął po jakieś kartki, które leżały pod łużkiem oraz pióro i nakreślił Shai lekko krzywym pismem. Zagryzł wargę, odrzucając na plecy swoje ciemne włosy i pisząc dalej.
Shai.
Leżę na łóżku i myślę o tobie. Nawet nie przeczytałem co napisałeś, nie liczy się to teraz, ważne, że mam kolejny list, który tak cholernie dobrze tobą pachnie... Mam ochotę zwalić sobie do tego pierdolonego papieru.
Piszemy i piszemu już prawie dwa lata, nikt nie wie o mnie tyle, co ty, a nigdy nawet cię nie widziałem. Za każdym razem, gdy otwieram nową przesyłkę, czuję gorąco na całym ciele... Zupełnie tak, jak teraz. Jest mi duszno. Gdy pieprzę kogoś w mieście, zawsze przed oczami staje mi twoja rozmyta twarz. To twój zapach mam wtedy w nozdrzach, każdy twój jęk przysparza mi zawrotów głowy. Gryzę, wyobrażając sobie, że to w ciebie wbijam kły.
Listy sprawiają, że odczuwam cholerny niedosyt, jakbym miał cię na wyciągnięcie ręki, ale wciąż niedostępnego. Wziąłbym cię całego dla siebie, gdybyś tylko tu był.
Chyba mam na twoim punkcie obsesję.
Hayame.
PS. Naprawdę zwaliłem sobie do listu od ciebie.
Zanim się obejrzał, miał już w dłoni własne przyrodzenie, które kurczyło się właśnie po osiągnięciu spełnienia. Uśmiechnął się pijacko, po czym zerknął na nasienie pozostawione na łóżku. Gdyby nie był pijany, możliwe, że czułby się odrobinę zażenowany tak szybkim orgazmem.
Potem jeszcze tylko zszedł na dół i włożył zaadresowany list do niewielkiego worka przy werandzie, skąd codziennie rano ktoś zabierał pocztę.
***
Chłopak trzymał w dłoni pióro i marszczył brwi, patrząc na pustą kartkę ze złością. Wytrzeźwiał paręnaście godzin po wysłaniu poprzedniego listu i niestety, wszystko mu się przypomniało. Musiał to teraz jakoś odkręcić. Wątpił bowiem, czy Shai będzie chciał z nim jeszcze rozmawiać.
Shai.
Wybacz za poprzedni list. Zignoruj go, proszę. Byłem pijany i zaćpany gdy go pisałem, mam nadzieję, że nie potraktujesz moich słów poważnie.
Przeczytałem list od ciebie.
Szczerze powiedziawszy, nie wiem jaki wzrok ma Shanae. Nie wiedziałem nawet, że do was pojechał. Od kilku lat dosyć rzadko go widuję, o czym z resztą doskonale wiesz.
Nie chcę snuć domysłów, ale boję się, że Tameari mógł zginąć. Niczego nie jestem pewien, dlatego właśnie postanowiłem pojechać do Ilris, miasta, gdzie mieszkał Mikael z Tamearim. Podobno to niezbyt przyjemne miejsce, tak zwany margines społeczny, ale znasz mnie, poradzę sobie wszędzie. Mam nadzieję, że ktoś wprowadzi mnie w towarzystwo i dowiem się czegoś, co da mi następny trop.
Hayame.
Shai rozsiadł się wygodnie w sporym, niemal rozpadającym się fotelu, w którym "zakochał" się od pierwszego wejrzenia i musiał go mieć. Miał na kolanach dwa listy od Hayame, co go trochę zdziwiło. Po co ten miałby pisać dwa razy?
Otworzył najpierw kopertę z jakby bardziej niż zwykle nabazgranym adresem i rozłożył pergamin. Im niżej przesuwały się jego oczy, tym większe czuł ciepło. Zarumienił się mocno, czytając linijka po linijce "wyznanie"... no właśnie. Znajomego? Kolegi? Nie wiedział jak to ustosunkować, a jeszcze ta treść. Jak miał się do tego odnieść? Z jednej strony, czuł ciepło i zadowolenie, że wywołuje takie emocje w Hayame. A z drugiej... rżnie kogoś myśląc o nim? To dość okrutne, ale i tak sprawiło, że niebianin poczuł przyjemne ciarki na kręgosłupie i lekki uścisk w podbrzuszu. Przy ostatnim zdaniu przełknął ślinę, ślicznie zarumieniony.
- Shai, masz... Co jest? Jakieś niegrzeczne rzeczy czytasz, że się tak zarumieniłeś? - uniósł wzrok na Hideyoshiego, który stał w progu pokoju. Jego źrenice były mocno rozszerzone, niemal wypierając tęczówkę.
- Co...? Nie, nie, to tylko... Cloud zrobił mi głupi żart - odparł trochę słabo, szybko składając pergamin w pół. Poczekał, aż dziadek skończy się wrednie śmiać i wyjdzie, po czym znów spojrzał na list.
No ładnie. Uśmiechnął się delikatnie, mimo wszystko miło połechtany. On też myślał o Hayame w różnych kategoriach, również seksualnych. Nie zamierzał się jednak do tego przyznawać.
Zaraz otworzył drugą kopertę i szybko przeleciał treść wzrokiem. Uśmiech od razu zniknął z jego ust, zastąpiony lekkim grymasem.
Nie traktować poważnie? Cóż, skoro wszystkie poprzednie słowa były wynikiem alkoholu i narkotyków to trudno, by brał je na poważnie. Zaśmiał się pod nosem, a jednak miły uścisk w brzuchu minął, zastąpiony nieprzyjemnym ciężarem w klatce piersiowej. Zamknął na chwilę oczy, zbierając się w sobie. Czuł się jak idiota przez to, że tak się cieszył z poprzedniego listu.
- Głupi - mruknął pod nosem, po czym skupił się na liście. Skrzywił się jeszcze mocniej, marszcząc brwi. Szybko wstał, niemal podbiegając do biurka i szybko wyjmując pergamin.
Czy Ciebie, za przeproszeniem, pojebało?!
Poradzisz sobie? Tak sobie poradzisz, że wylądujesz w rowie, idioto! Wprowadzić w towarzystwo, dobre sobie. Jestem pewny, że da się to załatwić bez "wchodzenia w towarzystwo". Hayame, błagam Cię, nie bądź debilem, nie daj się w nic wciągnąć.
To naprawdę idiotyczny pomysł. Możesz nic nie wskórać, a tylko stanie się coś złego. Proszę, powstrzymaj się trochę, znajdę sposób, by wyciągnąć informacje inaczej.
Twój,
Shai.
Zawahał się na chwilę, po czym jednak znów przysunął pióro do pergaminu.
PS. Nie przeszkadza mi, jeśli "walisz" sobie do moich listów.
Nie napisał nic więcej, chociaż chciał. Jednak, skoro Hayame dał mu do zrozumienia, że to nie było na poważnie... Nie było powodu, by się odkrywał przed nim.
Westchnął, szybko wysuszając atrament i wkładając list do koperty. Zaadresował ją i odruchowo uniósł do ust. Przez głowę przeszła mu myśl, czy Hay i ten pergamin będzie wąchał.
**
Szedł ulicą, klnąc w myślach. Hayame nie odpisał mu przez dwa miesiące, więc wyruszył do Ilris, w pogoni za tym idiotą. Miał na sobie ciemne spodnie, podkreślające jego zgrabne nogi i pośladki, mosiężne buty i czarny płaszcz ze srebrnymi sprzączkami. Rozpuszczone włosy lekko falowały za nim, gdy szedł pewnym krokiem przed siebie. Już kilka razy musiał dobitnie przekazać, że nie jest zainteresowany "zabawą" z natrętnymi, naćpanymi osobnikami.
Sama myśl, że pośród nich mógł być Hayame, tak samo naćpany i upity, próbujący na chama pchać ręce gdzie nie powinien, przyprawiała go o mdłości. Nie chciał go takim widzieć, czy nawet wyobrażać go sobie takiego.
Hayame siedział na jakimś stołku przed gospodą, w której zamieszkał i popalał leniwie fajkę. Trafił do miejsca, gdzie kilkanaście lat temu mieszkał Tameari z Mikaelem. Aktualnie już drugi tydzień czekał na kogoś, kto czasem tu bywał, a wcześniej znał Mikaela Valtteri.
Hay obserwował dość wąską uliczkę, z obrzydzeniem spoglądając na ludzi, którzy się tędy przewijali. Wszyscy wyglądali tak samo. Brudni, pijani bądź naćpani no i nachalni oczywiście. Właśnie taki widok, no i chęć dowiedzenia się prawdy o rodzinie, powstrzymywała go przed większym ćpaniem.
- Jesteś jeszcze chudszy niż wczoraj - na kolana wampira wszedł jakiś niski blondynek i pomasował jego uda z niewinnym uśmiechem. - Na samych papierosach nie wyżyjesz - dodał.
Hayame zgromił go wzrokiem, po czym zakrył usta chłopaka jednym palcem. Nie lubił, gdy ten gadał. Miał wkurzający głos, poza tym Hay tolerował go tylko dlatego, że ten umilał mu pobyt w tej spelunie.
- Dobrze, że o tym wsppmniałeś - odpowiedział mu cicho, po czym przysunął sobie jego szyję do ust. Odrzucił niedopałek na ziemię i wbił kły w jego szyję, gdzie były już stare ślady zębów.
Krew pociekła po karku blondynka, zaraz wsiąkając w skórzaną rękawiczkę, jaką Hay miał na sobie.
Skręcił, zgrabnie omijając jednego ze złodziei, zanim temu udało się na niego "wpaść". Ruszył dalej, coraz bardziej zirytowany. To miejsce po prostu do niego nie pasowało, dokładnie, jak mówił Hide. Jego wzrok padł na pożywiającego się pod ścianą wampira. Omiótł wzrokiem jego ofiarę i ślady krwi, przypominając sobie śmiech Shanae i jego "Nie, wampiry nie brudzą. Żaden porządny wampir nie pozwoli, by krew się zmarnowała. Szczególnie, gdy pijesz z kogoś, na kim Ci zależy". Najwyraźniej chłopakowi nie zależało na blondynku, bo połowa cieczy spływała wesoło po karku ofiary.
Uśmiechnął się kątem ust, na wpół złośliwie na wpół z pewną figlarnością, patrząc wampirowi w oczy. Musiał przyznać, że na tyle na ile go widział, wyglądał interesująco. Poczuł nawet jak robi mu się trochę cieplej. Jakby spojrzenie tworzyło między nimi więź i ciągnęło go do wampira. A nawet nie znał jego imienia.
Utrzymywał z nim kontakt wzrokowy, do póki nie stanął przed nim jakiś osiłek, z obrzydliwym uśmiechem.
- Cześć, słonko. Słyszałem, że zgrywasz niedostępnego. To dobrze, bo każdy, kto czegoś tu chce, musi najpierw obsłużyć mnie - zaśmiał się wrednie, denerwującym głosem. Shai uniósł brew, mierząc wzrokiem jego sylwetkę. Mężczyzna wyglądał lepiej, o wiele lepiej niż reszta, więc pewnie był dilerem. Nie umknęło też jego uwadze, że został okrążony przez jakiś osiłków.
"No nie..." warknął w myślach, zły, że ktoś mu przerywał kontakt z wampirem. Znaczy, poszukiwania Hayame.
Mężczyzna zbliżył się, mówiąc coś o ładnej twarzyczce i komentując "pracowitość" ust niebianina. Źrenice chłopka zwęziły się do pionowej szparki, pokazując jak bardzo mu to nie pasuje. Odtrącił dłonią w skórzanej, pełnej rękawiczce rękę natręta, gdy ten próbował go dotknąć.
- Nie radzę - odparł spokojnym, miękkim głosem. I, tak jak sądził, wkurzył faceta, co poskutkowało "atakiem" pozostałych. Zdołali oni jednak tylko zrobić krok, a potem nagle coś wyrzuciło ich na jakieś 2 metry w powietrze i z impetem wbiło w ziemię. Shai uśmiechnął się delikatnie, wbijając spojrzenie w dilera. Ten nagle padł na kolana, trzymając się za koszulę i charcząc. Niebianin podszedł do niego powoli.
- Ostrzegałem - powiedział niezmiennym tonem, sprawiając, że ten stracił przytomność. Blondyn miał ochotę go zabić, ale to nie było w jego stylu. Już mu nie zagrażał. Magią odsunął poły jego płaszcza i już po chwili w okół jego lekko uniesionej dłoni wirowały kulki. Chłopak niezauważalnie pokierował kilkanaście z nich do swojego rękawa. Przyda mu się przy przekupywaniu innych.
- Ktoś ma ochotę? - zapytał, a potem podpalił kulki w powietrzu, niszcząc je. Jego wzrok ostatni raz padł na wampira. Uśmiechnął się do niego w ten sam sposób, co wcześniej i powstrzymując chęć podejścia do niego, ruszył w dalszą drogę, pod adres, który dał mu jeden z "kontaktów".
"Hayame, do cholery, gdzie jesteś?" wymamrotał w myślach.
Hayame pożywiał się obficie, gdy nagle, tuż po tym, jak otworzył oczy, przez jego ciało przeszedł silny dreszcz. Napotkał swoim wzrokiem oczy jakiegoś chłopaka i zatonął w nich niemal, zapominając zupełnie o piciu z blondynka. Odpowiedział mu uśmiechem, gdy już zdołał przyzwyczaić się do dziwnego uczucia ciepła w klatce piersiowej.
Obserwował całe zajście z ciekawością, ale i podziwem dla małego chłopaka. Wydawało mu się, jakby wyczuł zapach Shaia i odruchowo zerknął na swoją kurtkę, gdzie w wewnętrznej kieszeni był ostatni list, jaki Hay dostał od znajomego.
Nie miał z nim kontaktu od kilku miesięcy i odrobinę mu to doskwierało.
Rzucił chopakowi ostatnie spojrzenie swoich jasnych oczu i powrócił zainteresowaniem do czorta, który siedział mu na kolanach.
- Chodź, Shai - powiedział, gdy poczuł jego dłonie na swoim kroczu. - Porobimy coś ciekawszego niż picie.
- Dobrze, Hayame - zgodził się ten od razu, niemal natychmiast schodząc z jego kolan i ciągnąc go w stronę karczmy. - Chociaż nadal nie wiem czemu nazywasz mnie w ten sposób...
Shai.
Dopiero przeczytałem twój ostatni list. Byłem w Ilris, mieście, o którym ci mówiłem. Nie wiem czemu się tak martwisz, powinieneś się przyzwyczaić, że daję sobie radę. Nie wylądowałem w rowie, nie dałem się wciągnąć w nic, w czym bym już nie siedział.
Było w porządku. Sporo się dowiedziałem. Dotarłem do dawnego znajomego Mikaela. Nie chciał jednak za dużo mi o nim powiedzieć. Wywnioskowałem jednak sam, że był... ćpunem. Widocznie narkotyki kręciły się wokół mojej rodziny już długo.
Dostałem od niego namiar na Rikke. Nie wiadomo jednak, czy żyje. Jest czortem, starzeje się, obawiam się więc, że już dawno kopnął w kalendarz. To może być jedyny trop, Shai... Muszę do niego pojechać. Był blisko zarówno z Mikaelem, jak i z Tamearim, jeśli do niego nie dotrę, mogę zacząć przyzwyczajać się do uczucia porażki.
Jak tylko odpocznę od poprzedniej podróży, wyruszam w następną. Możliwe, że nie będzie mnie już tutaj, gdy odpowiedź od ciebie przyjdzie.
Życz mi powodzenia.
Hay.
PS. Nie byłem w domu od trzech miesięcy. Chyba już tam nie wrócę.
Hayame.
Przysięgam, jak Cię spotkam, to Ci nakopię w ten głupi, pusty łeb.
W porządku? Miasto pełne naćpanych i uchlanych osób, które za marną kulkę zrobią dosłownie wszystko, a Ty mi mówisz, że było w porządku? Super. Czyli nie miałem powodu, by nie spać po nocach. Szkoda, że wcześniej nie dałeś znać, że jest w porządku, może bym się nie denerwował... niepotrzebnie.
Po za tym, chyba Cię pogrzało. Nie będę Ci życzył powodzenia. Nie puszczę Cię drugi raz samego, rozumiesz? Masz na mnie czekać, będę u Ciebie jakieś z 2, może 3 dni po liście.
Jeśli nie poczekasz - wyrwę Ci kły w najbardziej bolesny i brutalny sposób jaki jest znany.
Shai.
PS. Dzięki bogom. Nawet nie wiesz, jaką ulgę poczułem, gdy odebrałem Twój list. Cieszę się, że wróciłeś cały i - mam nadzieję - zdrowy.
--
Zsiadł z konia i przeciągnął się. Miał na sobie mundur swojej szkoły, bo był najwygodniejszy. Ciemne spodnie, wpuszczone w mosiężne buty, czarny pasek ze srebrną sprzączką, oraz czarny niby-płaszcz. Był zapinany pod szyję, wizualnie wyszczuplał i tak smukłą postać chłopaka. Do bioder był jednolity, ze srebrnymi guzikami na zapięciach z długimi, lekko rozszerzającymi się rękawami. Na lewej piersi był wyszyty biało-srebrną nicią dziwny, runiczny wzór, oznaczający przynależność do elitarnej szkoły. Od bioder w dół miał rozcięcia po obu stronach, a materiał sięgał kilka centymetrów za kolana. Miał białe, runiczne znaki u dołu, ładnie komponujące się z resztą ubrania. Blond włosy zawirowały lekko, rozpuszczone.
Zmierzył wzrokiem budynek, w którym miał się spotkać z Hayame. Ściągnął z wierzchowca czarną torbę ze swoimi rzeczami i oddał lejce stajennemu, zostawiając gruby napiwek, by koń został dobrze oporządzony.
Wszedł do środka i rozejrzał się po pomieszczeniu, po czym zapytawszy właściciela o drogę, udał się pod drzwi "mieszkania" wampira.
"Raz kozie śmierć" mruknął w myślach i zapukał.
Jeśli Hayame na niego nie poczekał, na pewno wyrwie mu te kły. Boleśnie. I długo.
Hayame siedział na uprzątniętym łóżku i palił papierosa, patrząc na teren za gospodą. Ostatnio fajczył coraz więcej, jednak zawsze przy otwartym oknie, dzięki czemu pomieszczenie nie było zadymione.
Pod oknem stało niskie, szerokie łóżko, a tuż obok szafa z tego samego drewna. Na biurku panował kontrolowany bałagan, głównie pióra, kałamarze i papeteria.
Hay nie mógł powiedzieć, że choć odrobinę się nie denerwował. Wiedział, że przyjazd Shaia zbliża się nieubłaganie.
Wyobrażał go sobie jako wysokiego, szczupłego mężczyznę o twardym spojrzeniu i wrednym uśmiechu. Podejżewał, że będzie czuł się przy nim jak... dziecko.
Wampir odrzucił niedopałek za okno i przeczesał włosy, obserwując się w szybie. Jak tylko wstał, gdy nastał wieczór, poszedł się umyć, odświeżyć i najeść porządnie. Założył na siebie czarną koszulkę z fioletowymi guzikami, obcisłe spodnie, które były podtrzymywane nisko na biodrach przez szeroki pasek ze skóry, no i ciężkie, sznurowane buty do płowy łydki. Na rękach miał swoje rękawiczki z niewielkimi klamerkami.
Odwrócił się nagle, słysząc za plecami pukanie i wstał z posłania, starając się wychwycić w powietrzu znany sobie zapach.
Podszedł do drzwi i otworzył je, rozmasowując sobie kark. Nie miał pojęcia czego się spodziewać.
Shai uniósł brew, mierząc wampira wzrokiem. Pamiętał go. Widział go w tym zapchlonym mieście. Cholera, był tak blisko, a jednak się minęli.
Trudno, miał tylko nadzieję, że wampir tego nie pamięta.
Uśmiechnął się złośliwie kątem ust, idealnie wyuczonym gestem od dziadka Hide i... uniósł rękę, by lekko "trzepnąć" starszego w bok głowy.
- Idiota. Ale przynajmniej poczekałeś - powiedział miękkim tonem, po czym spokojnie ominął wampira, wchodząc do pomieszczenia. Zarejestrował, że sięgał mu do ramienia, co lekko wyprowadziło go z równowagi.
Rozejrzał się po pokoju, kładąc swoją torbę na podłodze i odpinając kilka górnych guzików munduru. Zaraz jednak odwrócił się do starszego, unosząc ręce na wysokość klatki piersiowej i powoli ściągając skórzane rękawiczki, ukazując jasne, delikatne dłonie. Uśmiechnął się do niego w wyrazie zmieszanej figlarności z wredotą i podszedł bliżej, gdy ten już zamknął drzwi.
- Miło Cię w końcu zobaczyć, Hayame - powiedział, patrząc na niego jasnymi oczami. Źrenice rozszerzyły się troszkę, w wyrazie ulgi i pewnej radości.
W ogóle nie był świadomy teraz już mniej widocznej, ale jednak malinki, którą miał na szyi. Dzień przed wyjazdem napił się z Cloudem i jego znajomymi, ale prawdopodobnie ktoś postanowił zrobić mu psikusa, bo dostał mocniejszego drinka niż chciał. Poskutkowało to poluzowaniem hamulców i serią śmiałych pocałunków z niebieskowłosym wampirem. Gdy ich wargi się rozłączyły, Cloud roześmiał się i z "A ty podstępna bestio!" rzucił się na Shaia, celem bezwzględnych gilgotek. Chłopak roześmiał się, nie wyczuwając nawet, kiedy przyjaciel zrobił mu malinkę na szyi i wycofał się z satysfakcją wymalowaną na twarzy. "Szumowina" zaśmiał się niebianin, podnosząc się z trawy.
Wszystko przez to, że wziął wampira za Hayame i chciał zobaczyć, jakby to było go pocałować... dnia Czw 15:51, 26 Cze 2014, w całości zmieniany 2 razy
Hide otaksował sylwetkę chłopaka wzrokiem i parsknął cicho, porównując go ze swoim wcześniejszym wyobrażeniem. Nie sądził, że Shai będzie tak... mały. Nie, żeby mu to przeszkadzało. Wręcz przeciwnie... No i do tego ten zapach. Dokładnie taki, jak na listach, ale o wiele silniejszy.
- Ciebie również - powiedział spokojnie, przybierając na twarz swój zwyczajowy, lekko prowokujący wyraz. - Zupełnie inaczej sobie ciebie wyobrażałem - przyznał. - Nie, żeby mi to nie pasowało. Zdecydowanie bardziej odpowiada mi... prawdziwa wersja Shaia.
Wskazał chłopakowi krzesło, a sam usiadł na łóżku i oparł się na przedramionach. Patrzył na maga śmiało, jakby zupełnie nie odczuwał zawstydzenia.
Poznał go. Widzieli się w Ilris pod karczmą, w której mieszkał Hay. Nigdy nie zapomniałby tych oczu, w które zapatrzył się wtedy na dobrych kilkanaście sekund. Nie chciał jednak, by Shai wiedział o tym, że go rozpoznał.
- Oczywiście, że poczekałem - powiedział, mrużąc delikatnie swoje jasne oczy. Włosy zasłoniły mu połowę twarzy. - Moje niby kły, to jedna z bardziej wartościowych rzeczy w moim ciele.
Uniósł lekko brew, a źrenice zwęziły się delikatnie na parsknięcie.
- Prawdziwa wersja...? - powtórzył miękko, a jego usta wykrzywiły się w bardziej złośliwym uśmieszku. - No tak, przecież miałeś "fałszywych" mnie.
Rzucił mu twarde spojrzenie, siadając na zaoferowanym krześle. Oparł się wygodnie o oparcie i założył nogę na nogę, ale jego sylwetka zachowała pewne napięcie. Zupełnie jakby siedział wyprostowany. Ręce skrzyżował, a na wypowiedź o kłach uśmiechnął się odrobinę wrednie.
- Tak mówisz? Mógłbym wymienić jeszcze kilka wartościowych rzeczy w Twoim ciele, których też zapewne nie chciał byś stracić - powiedział lekko uszczypliwym głosem. Nie ukrywał przy tym oceniającego spojrzenia, którym zmierzył wampira.
Cholera, podobał mu się ten mężczyzna. Pociągał go i chyba tylko dzięki treningom opanowania oraz "naukom" Hideyoshiego Shai nadal siedział na krześle, zamiast rozkładać przed nim nogi na łóżku. Szybko odpędził od siebie tą myśl, przenosząc neutralnie spojrzenia z wampira na kolejne elementy pomieszczenia.
- Wyruszymy za dwa dni - powiedział łagodnym głosem, który często nie pasował do kwestii, które wygłaszał. Sięgnął nagle do torby, po czym wyciągnął z niej małą torebeczkę... cukierków, które młodszy ojciec Hayame zawsze mu dawał w dzieciństwie, gdy zrobił coś dobrego. Rzucił je na łóżko obok wampira.
- Shanae wyczuł Twój zapach na listach. Kazał przekazać, iż ma na dzieję, że wpadniesz do domu by chociażby powiedzieć "Żyję, mam się dobrze". Spokojnie, udało się mi mu nakłamać, że nasza korespondencja to następstwo projektu z mojej szkoły - nie pamiętał, by do kogoś mówił tak długie kwestie. No, może poza Hideyoshim, ale to z innych powodów.
- To zabawne, jak dobry macie węch. Trochę jak psiaki, tylko tresowanie dłużej zajmuje - zauważył miękko, zapinając swoją torbę.
Hay uniósł kącik ust, odpowiadając śmiałym spojrzeniem.
- Jak się nie ma co się lubi... - skomentował pierwszą wypowiedź Shai, mrużąc lekko oczy.
Cieszył się, że chłopak okazał się... taki. Gdyby był większy, potężniejszy, silniejszy niż Hay, ten czułby się dosyć zażenowany. Nadal pamiętał list, który trafił do rąk Shaia. I blondynek najwyraźniej też pamiętał...
- Nie mam tak dobrego węchu, jak Shanae - powiedział. - Nie jestem też tak szybki. I jeśli mógłbyś, darujmy sobie rozmawianie o moich rodzicach. Właściwie nie jestem nawet pewien, czy to moi rodzice.
- Jak się nie ma, co się lubi to się chodzi systematycznie badać do medyka - odparł niemal czule, uśmiechając się wrednie.
- Nie znasz powiedzenia "nie ważne kto spłodził, ważne, kto wychował"? - zapytał po jego ostatniej wypowiedzi, unosząc brew i znów patrząc na wampira. Zaraz jednak machnął lekko ręką, wstając z krzesła.
- Zresztą, nie jestem tu po to, by robić Ci pogadankę... Przynajmniej nie o rodzinie - dodał, podchodząc do biurka. Tak naprawdę był mocno skrępowany i nie wiedział, o czym rozmawiać z Hayem, skoro już są w jednym pomieszczeniu. Zdradziecka wyobraźnia podsunęła mu kilka propozycji miłego spędzenia czasu, w większości przekalkowując pozycje, w których przyłapał Rosiera z Hide i zastępując mężczyzn nimi.
Podszedł do biurka, odganiając takie myśli i przesunął palcami po blacie, oglądając z zaciekawieniem bałagan.
- Masz wierzchowca? Wolałbym wybrać się konno, jest szybciej i taniej niż wynajmując powóz - złapał kawałek pustego pergaminu, odwracając się przodem do wampira. Pomachał lekko kartką, przysuwając ją zaraz zwyczajowo do ust i stukając rogiem w wargi.
- Chyba że wolisz biec...? - dodał lekko złośliwie, patrząc wampirowi w oczy pewnie.
- Przenocujesz mnie, Hay? - zapytał zaraz miękko, zupełnie, jakby spał u niego wiele razy wcześniej.
Hayame przewrócił oczami, ignorując przytyk. Tak naprawdę, był u medyka. Poszedł do niego po którymś z kolei marudzeniu Shaia. Oczywiście, miał po tym tego chłopaka w Ilris, ale do tej pory był całkowicie zdrowy.
- Wychowali mnie, ale i okłamywali dwadzieścia lat, Shai - odparł, mrużąc oczy i spoglądając na chłopaka lekko zirytowany. - Zostań tu na noc, jeśli chcesz - dodał zaraz i wyciągnął z kieszeni spodni niewielkie pudełko, w którym trzymał fajki. Przysunął się do okna, by nie dmuchać dymem w młodszego. - Skoro nie jedziemy jutro, dzisiaj mogę się jeszcze trochę... zabawić. Z resztą, i tak jest jedno, wąskie łóżko. Nie pomieścilibyśmy się.
Shai zmrużył oczy, a jego źrenice zwężyły się mocno.
- Zapomnij - odparł chłodno, a potem wykonał dłonią gest, jakby przywoływał go do siebie. Pudełko wyleciało z dłoni wampira i przeleciało przez pokój, lądując miękko na dłoni chłopaka.
- Nie po to jechałem tu ponad dwa tygodnie, żebyś mi się teraz gdzieś naćpał i zdechł - dodał tym samym tonem, a pudełko nagle stanęło w ogniu. Zaraz jednak zostało zmoczone, a Shai spokojnie zsunął je ze swojej dłoni na podłogę. Cały czas patrzył wampirowi w oczy.
- I żartowałem. Wynająłem pokój w drugim korytarzu - uśmiechnął się chłodno, a jego źrenice nadal przypominały pionowe szparki.
Był zły. Tyle lat, listów, czekania, aż spotka Hayame twarzą w twarz i okazuje się, że wampir woli iść się upić, zaćpać i cholera wie co jeszcze niż zostać z nim. Chociaż, z drugiej strony, może się przeliczył. Może to tylko on czuł się "blisko związany" z mężczyzną i nadinterpretował list, który dostał. Miał go nie brać na poważnie, jego błąd, bo uwierzył.
Cholera, znowu poczuł się odtrącony.
Złapał pergamin, który trzymał w dwa palce i odrzucił go za siebie na biurko. Odbił się od niego i podszedł do swojej torby.
- Nie przesadzaj. Jesteś wychudzony, ja również do największych nie należę, więc pewnie jeszcze ładny kawałek wolnego miejsca by został - rzucił mimochodem, szperając w torbie.
Hayame dłuższą chwilę po prostu obserwował chłopaka, starając się dobrze zinterpretować jego gesty i mimikę. Shai coraz bardziej mu się podobał.
Wampir tyle miesięcy wyobrażał sobie tego chłopaka, tyle czasu musiał zastępować go innymi, wyobrażać sobie, jak smakuje jego krew, a teraz miałby pójść gdzieś i robić to znowu? Miał go przecież tuż przed sobą, dokładnie na wyciągnięcie ręki.
- Podobasz mi się, Shai - powiedział po prostu, dosyć cicho, ale był pewien, że młodszy go usłyszy. - Cholernie mi się podobasz - dodał.
Korzystając z tego, że chłopak pochylał się do swojej torby, stanął tuż przed nim i dotknął palcami jego jasnych włosów. Uśmiechnął się, chcąc spojrzeć na niego z góry swoimi jasnymi oczami. Wciągnął jego zapach.
- Może gdybyśmy leżeli na sobie, rzeczywiście wystarczyłoby miejsca.
Shai zamrugał, czując jak serce mu zamiera, a potem zaczyna bić przyspieszonym w tempie, gdy usłyszał głos mężczyzny. Jego źrenice rozszerzyły się gwałtownie, niemal wypierając tęczówkę. Wyprostował się gwałtownie, unosząc głowę i patrząc na wampira. Policzki zarumieniły mu się uroczo, gdy przez kilka długich sekund nie potrafił się opanować.
Tak, był nieśmiały w takich sytuacjach. Jego "życie uczuciowe" praktycznie nie istniało do czasu, aż zaczął dostawać listy od Hayame. Mimo nauk teoretycznych Hide, nie umiał zastosować ich w praktyce.
Odchrząknął, szybko zwilżając wargi językiem. Na uwagę o łóżku zamrugał i zmarszczył brwi.
- Nie ma mowy - odparł pewnie, chociaż rumieniec nie zniknął, a źrenice dalej były zdradziecko rozszerzone. Odruchowo zerknął na tors Hayame, wyobrażając sobie, jak by to było, gdyby...
"Shai! Uspokój się!" warknął sam na siebie w myślach, wracając spojrzeniem na twarz starszego. Starał się wyglądać na spokojnego... Mimo wszystko.
Wampir uśmechnął się półgębkiem, nie puszczając kosmyków młodszego i niemal jak zaczarowany wpatrując się w jego oczy. Te źrenice... Były niesamowite. W jednej chwili Shai miał jasne przez swoje tęczówki oczy, a w drugiej te niemal całkowicie pokrywała czerń.
- Czemu się tak rumienisz Shai? - zapytał, mrużąc powieki, a wolną dłonią zaczesując przeszkadzające włosy za ucho. - Nie wygląda na to, byś rzeczywiście był taki niewinny... - mruknął, dotykając miejsca na szyi chłopaka, gdzie ten miał malinkę.
Hayame zauważył ją już wcześniej, ale nie był pewien, czy to rzeczywiście malinka. Teraz, gdy spoglądał na nią z tak bliska, był już o tym przekonany.
Niebianin zmarszczył lekko brwi, również sięgając do swojej szyi.
- O czym mów... Cloud, debilu - syknął cicho, uzmysławiając sobie, co zrobił mu kolega. Zerknął jeszcze na wampira, rumieniąc się mocniej. Przecież nie powie, że to przez fantazjowanie o nim!
- Nie będę Ci się tłumaczył z mojego życia osobistego, Hay - odparł prawie pewnie, gdyż głos mu lekko drżał.
Nie do końca wiedział, jak się zachować. Z jednej strony ciągnęło go do Hayame niesamowicie, a z drugiej wciąż pamiętał słowa dziadka i przykre wspomnienia z poprzednich "przyjaźni". Przełknął ślinę lekko i odchrząknął.
- Nadal nie odpowiedziałeś na pytanie, czy masz wierzchowca? - odparł, a skojarzenia powiodły go do pozycji "na jeźdźca". Jakby to było ujeżdżać Haya? Czuć jego dłonie na skórze, jego usta, kły...
Warknął na siebie w myślach i znów spojrzał na wampira. "Najważniejsze to się nie wycofywać!" pomyślał, patrząc mu w oczy butnie.
Hayame prychnął pod nosem, słysząc drżenie w głosie chłopaka. Trochę go to bawiło. Podczas wymiany korespondencji, Shai wydawał się konkretnym, pewnym siebie mężczyzną. Zawsze stawiał na swoim. Na żywo jednak okazał się być takim niskim, blondwłosym aniołkiem o zdradzieckich, dużych oczach i kruchej budowie. Rumienił się jak piwonia, nie patrzył w oczy Haya i nagle okazało się, że to wampir jest tym "dominującym".
- A więc ma na imię Cloud... - zamyślił się, odwracając na chwilę głowę, by zaraz ponownie spojrzeć na blondyna. - Powinienem być zazdrosny? - zmrużył oczy.
Zupełnie olał jego pytanie o wierzchowca, odkładając tę rozmowę na później. Teraz po głowie chodziły mu zupełnie inne rzeczy.
Shai warknął cicho, opierając dłonie na biodrach. Zmrużył lekko oczy.
- Mógłbyś odpowiedzieć mi na pytanie? Próbuję zorganizować nam podróż - syknął, butnie unosząc głowę i wpatrując się w wampira. Nie lubił być ignorowanym.
- O Clouda? Niby czemu? To przyjaciel, ba, macie nawet wspólną, "kiełkową" rasę. Czasem zdarzało mu się ze mnie pić, to wszystko - prychnął cicho, kręcąc głową. Skrzyżował zaraz ręce na piersi i uniósł lekko brew.
- Po za tym, po co miałbyś być zazdrosny? Nie należę do Ciebie - dodał, tym razem patrząc prosto w oczy Hayame. Jego źrenice pulsowały, jakby miotając się między pionową kreską wściekłości o olewanie a wyparciem, tęczówki ze względu na samą bliskość wampira. Musiał też przyznać, że zrobiło mu się przyjemnie ciepło na jego pytanie. Sama sugestia, że ciemnowłosy mógłby być zazdrosny o niego, że "mogłoby" mu zależeć wprawiała półczorta w małą euforię. Nie zamierzał jednak tego po sobie pokazywać, oj nie. I tak już za bardzo odsłonił swoją "słabą" stronę przed tym wampirem.
Wyprostował się lekko, powoli odzyskując utracony spokój. Hayame wziął go z zaskoczenia, dlatego tak wyszło!
Hayame prychnął, zakładając ramiona na piersi. Nie podobało mu się, że Shai daje komuś z siebie pić. Nie wyglądał na ufnego, więc dlaczego powierzał znajomemu coś tak ważnego, jak własną krew?
Wampir nie potrafił tego zrozumieć.
- Wampiry mają bardzo silny instynkt - odpowiedział mu, pochylając głowę. Włosy przysłoniły mu połowę twarzy. - A mój podpowiada mi, że powinienem być zazdrosny. Nie musisz być mój, bym czuł coś takiego.
Shai czasem wspominał o swoim przyjacielu wampirze, jednak nigdy nie wypowaidał się na jego temat przesadnie miło. Po prostu, mówił o jakimś wyjściu z nim, czy wycieczce pod namiot. Hayame nigdy by jednak nie pomyślał, że łączy ich jakaś głębsza więź. Pewnie nie znał czorta tak dobrze, jak ten cały Cloud, dlatego właśnie, gdy to sobie uświadomił, zirytował się niesamowicie.
- Nie mam swojego konia, gdy dobrze się napiję, jestem szybszy niż one, więc nigdy nie przejmowałem się nabyciem jednego - powiedział po dłuższej przerwie, którą poświęcił na przemyślenia. - Jeśli chcesz ze mną jechać do Rikke, załatwię sobie jakiegoś.
Shai uśmiechnął się z rozbawieniem, widząc "takiego" wampira. Odruchowo uniósł rękę i "podrapał" go za uchem.
- Psiak - mruknął z pewnym rozczuleniem, a jego źrenice znowu się rozszerzyły.
- No to z Clouda mizerny wampir, bo jego instynkt jest równy zeru - roześmiał się zaraz złośliwie, wciąż głaszcząc Hayame. To było miłe uczucie, mógłby tak robić częściej. Na przykład leżąc razem na łóżku... Odegnał od siebie te myśli, ale ręki nie cofnął i z lekkim rumieńcem pokiwał głową.
- Po to tu przyjechałem. Przy wjeździe do miasta jest stadnina, mają kilka dobrych ogierów... I jedną szybką klacz z tego, co udało się mi dowiedzieć. Chociaż nie sądzę, by któryś dorównał Gaelanowi - wzruszył przy końcu lekko ramionami. Był dumny ze swojego ogiera, którego dostał jeszcze jako źrebaka od Hide, który oczywiście zadbał, by był to "prezent z najwyższej półki".
- Możemy jutro tam pójść, wybierzesz któregoś. Od razu załatwię prowiant i sprawdzimy drogę na mapie. Trzeba policzyć mniej-więcej czas podróży, pobyt tam, powrót... i jakieś dwa-trzy dni na "nagłe" wypadki - wpadł w swój zwykły, niemal generalski ton, planując wszystko na zaś. Nie lubił być zaskakiwany. Nie kiedy było coś ważnego do zrobienia.
- Podasz mi ten adres? Wtedy część z mapą mogę załatwić od ręki - uśmiechnął się do Hayame odruchowo, lekko przechylając głowę. Odgarnął kilka kosmyków wampira za jego ucho, przerywając głaskanie.
"Do Clouda się tyle nie szczerzę" zauważył złośliwie w myślach. dnia Wto 21:21, 01 Lip 2014, w całości zmieniany 1 raz
Hayame stał w tym samym miejscu, obserwując chłopaka z niezmiennym wyrazem twarzy. Uśmiechnął się jednak, słysząc ton, który tak bardzo pasował do listownych wypowiedzi młodszego. Nie lubił jednak, jak ktoś sterował jego życiem i decyzjami w ten sposób, dlatego odsunął się i wyciągnął w stronę maga dłoń, jakby go zatrzymywał.
- Zaraz zaraz - powiedział. - Cieszę się, że chcesz ze mną pojechać, ale przestań rozplanowywać każdą sekundę. Jestem dużym chłopcem... właściwie większym niż ty. Poradzę sobie.
Shai lekko przekrzywił głowę, słuchając wampira. Na uwagę o byciu "dużym" zmrużył oczy, a potem uśmiechnął się naprawdę nieprzyjemnie. Wbił w niego zwężone źrenice z zaciętością.
- Upijanie się praktycznie co noc, ćpanie, pieprzenie się z czym popadnie, odwrócenie się od własnej rodziny plecami i kręcenie się na ślepo w kółko, szukając informacji, o które mógłbyś po prostu spytać, podsłuchiwanie niczym szczur i żywienie się z byle kogo... To nazywasz radzeniem sobie? - miękki, niemal czuły głos nie złagodził ostrego wydźwięku słów i uśmiechu chłopaka. - Aż boję się zapytać, jak dla Ciebie wygląda "nie radzenie sobie".
Prychnął cicho, kręcąc delikatnie głową. Podniósł i przywołał do siebie swoją torbę.
- Dobrze. To załatw wszystko na jutro. Ruszymy jak tylko zapadnie zmrok. Przyjdź po mnie, jak się obudzisz... Drogę sobie wywęszysz - powiedział spokojnie, zapinając torbę szybko.
- A co do "bycia większym". Żaden Ci nigdy nie powiedział, że wielkość jest nieważna, jeśli nie umiesz wykorzystać wszystkich swoich atrybutów? - dodał, rzucając mu złośliwy uśmiech.
- I nie zapomnij uwzględnić postojów dla koni i kryjówek dla Ciebie za dnia w Twoim planie. I co zrobisz, jeśli zabłądzimy.
Wiedział, że miał okropnie dominującą naturę. Zazwyczaj też nie przejmował się swoim wzrostem, ale gdy Hayame użył tego do bycia nad nim "górą", poczuł się na prawdę nieprzyjemnie.
Hayame przewrócił oczami i założył ramiona na piersi. Początek współpracy? Nienaganny!
- Mógłbyś nie wymawiać takiego potoku słów naraz, a potem nagle zmieniać temat, zupełnie jakbyś sądził, że nie mam nic do powiedzenia w tej sprawie? - zapytał, możnaby powiedzieć, że uprzejmie, choć wyraz jego twarzy na to nie wskazywał. - Będę się upijał, ćpał i pieprzył z czymkolwiek będę chciał, nic ci do tego. Dobrze mnie chyba poznałeś w trakcie korespondecji, prawda? Więc nie zachowuj się teraz jakbyś pozjadał wszystkie rozumy. Namawiałem cię, żebyś tu przyjeżdżał? Sam tego chciałeś. Jeśli się zgubimy, to przejdę się do najbliższego miasta, zaćpam, zachlam i przepieprzę pół miasteczka, bo to moja podróż, Shai. I w jej trakcie zrobię dokładnie to, na co mam ochotę. Jeśli chciałeś mi towarzyszyć, wiedziałeś na co się piszesz.
Przeszedł przez pokój i wyciągnął z szuflady biurka pudełeczko, które łudząco przypominało to, którego Shai pozbył się kilka minut temu.
- Nie niszcz więcej moich rzeczy - odparł, chowając przedmiot do kieszeni w kurteczce, po czym poprawił skurzane klamerki na nadgarstkach, wyraźnie szykując się do wyjścia. - A, i jeszcze jedno - dodał. - Nie wyjedziemy tuż po zmroku, a wtedy, kiedy sobie tego zażyczę. Dobranoc, Shai.
Shai uniósł brew, a jego twarz przybrała obojętny wyraz. Zupełnie, jakby założył maskę.
- Stój - powiedział spokojnie, a Hay mógł poczuć, jak jego ciało oplata niewidzialna siła, zmuszając go do wysłuchania "polecenia". Już po chwili siedział na łóżku i sam podpalał swoje pudełko fajek, używając podanych przez Shaia zapałek. Chłopak patrzył na niego zimnym wzrokiem.
- Masz rację, poznałem Cię "dosyć dobrze". I zapewne wyraźnie się przeliczyłem, biorąc cię za "dosyć" rozsądnego. I owszem, nie namawiałeś mnie. Przyjechałem z własnej, egoistycznej potrzeby przekonania się osobiście, że wróciłeś cały i zdrowy. Że nic Ci nie jest - mówił spokojnym, nie wskazującym na żadne emocje głosem. Zupełnie jakby zamknął wszystko w środku siebie. Gdy paczka przestała się palić, powoli podszedł do wampira, którego dalej "przytrzymywał" mocą. Zawahał się na chwilę i usiadł mu okrakiem na kolanach. Raz się żyje, czasem może sobie pozwolić. Objął szyję wampira ramionami i uśmiechnął się do niego delikatnie, chociaż wyglądało to mało przekonująco.
- Ale przecież martwienie się o Ciebie jest zbędne, więc zrobimy tak... Ty pójdziesz robić sobie co tam chcesz, a ja wrócę do swojego pokoju. Jeśli jutro od razu po zmroku nie przyjedziesz, wyjadę i będziemy udawać, że to nigdy nie miało miejsca. To nasze całe pisanie czy co jest teraz - pogłaskał go po włosach delikatnie. Czuł smutek. Wszystko poszło nie tak. Chciał pomóc, być choć trochę podporą, ale najwyraźniej wampir więcej pomocy otrzymuje od narkotyków i alkoholu. Zdarza się.
Przysunął się delikatnie, wciąż patrząc mu w oczy. Dotknął wargami delikatnie ust wampira, uwalniając jego głowę od magii. Przez chwilę było to tylko muskanie, które przeszło w głębszy, bardziej namiętny pocałunek. Shai przytrzymywał ciało ciemnowłosego mocą, nie pozwalając się objąć czy właściwie odepchnąć. Gdy zabrakło mu powietrza, odsunął się od starszego. Miał lekko zarumienione policzki, a źrenice znowu rozszerzyły się do nienaturalnych rozmiarów.
- Dobranoc, Hayame. Miło było Cię poznać - powiedział cicho, patrząc mu w oczy. Wstał z niego szybko i sięgnął po swoją torbę. Gdy był już przy drzwiach uwolnił wampira od magii. W pierwotnym założeniu chciał go tak przetrzymać do rana, ale nic by tym nie osiągnął, a tylko pokłócili by się jeszcze bardziej. dnia Pon 15:19, 07 Lip 2014, w całości zmieniany 1 raz
To, co głównie nie podobało się Hayame to to, że nie miał jak zareagować. Jeśli Shai wcześniej powiedziałby, że chce się lizać, wampir inaczej by z nim rozmawiał... Albo i wcale nie rozmawiał, a od razu zabrał się do rzeczy.
Opadł na łóżko i podłożył ramiona pod głowę, patrząc na sufit zamyślonym wzrokiem. Ten chłopak był... niesamowity. Hay nie wiedział czemu, ale jego zapach bardzo silnie na niego działał. Gdyby nie to, że miał sztywne ciało, pewnie złapałby Shaia za ramiona i rzucił na łóżko, by potem wbić w niego swoje tępe kły.
*** Hayame obudził się, gdy słońce dochodziło właśnie do horyzontu, zupełnie jakby ustawił w sobie jakiś wewnętrzny budzik. Uśmiechnął się, a jego myśli od razu powędrowały do pewnego małego blondynka.
Zdjął bieliznę i poszedł pod prysznic.
Kilkadziesiąt minut później, Hay zapukał cicho do pokoju Shaia i wszedł do środka, nie czekając na odpowiedź. Uniósł kącik ust, zerkając na maga z rozczuleniem. Leżał na łóżku, szczelnie przykryty, a w pokoju panował przyjemny półmrok. Wampir podszedł do posłania, nie zwracając zbytnio uwagi na inne elementy pomieszczenia i przysiadł przy chłopaku bezszelestnie.
Shai oddychał spokojnie, miał lekko uchylone usteczka i Hay nie mógł się oprzeć, by nie wyciągnąć w ich stronę lodowatego palca i dotknąć ich. Zaczesał włosy za ucho.
- Shai - mruknął, przysuwając się delikatnie i po chwili zastępując palec swoimi wargami. - Shai.
Mruknął cicho, instynktownie zakopując się mocniej w swój kokon z kołdry. Zmarszczył lekko brwi, czując zimno na wargach. Słyszał głos, powtarzający jego imię, czyjeś usta na jego... Otworzył gwałtownie oczy, czując obcy język próbujący wsunąć się do jego ust. Szarpnął się lekko, wycofując bliżej ściany, na szczęście nie używając magii do obrony. Przynajmniej tym razem.
Spojrzał jeszcze mało przytomnie na wampira. Jego oczy były całe czarne, po chwili jednak źrenice zaczęły się zmniejszać do "normalnych" wymiarów, pulsując przy tym delikatnie, jakby żyły własnym życiem.
- Już wieczór? - mruknął, unosząc ręce i lekko przecierając powieki. Wydawał się lekko nieobecny, gdy wyplątywał się z pościelowego kokoniku. Ziewnął, szczerząc przy tym białe ząbki i usiadł koło Hayame. Uśmiechnął się do niego słodkim, zaspanym gestem i ucałował go w wargi z pomrukiem.
- Cześć - powiedział tym samym tonem, po czym wstał i lekko chwiejnie udał się do łazienki. Miał na sobie jedynie dość obcisłą bieliznę, która mimo zakrywania wszystkiego co powinna i kończenia się kilka centymetrów pod pośladkami, ładnie podkreślała walory chłopaka.
Po chwili ktoś zapukał do drzwi pokoju i do środka weszła córka karczmarza, niosą na tace posiłek, kubek i duży dzbanek kawy. Wymamrotała coś w stylu "Już opłacone" i wyszła szybko. W tym samym momencie z łazienki wyszedł Shai, po dopełnieniu porannej toalety. Woda z mokrych włosów skapywała mu powoli po ładnie zbudowanym, choć nie przesadnie umięśnionym torsie, ale chłopak wydawał się w ogóle tym nie przejmować.
- Kawa... - zamruczał, wbijając spojrzenie w dzbanek i niemal lewitując w stronę kubka. Nalał sobie kawy i wrócił na łóżko, znów otulając się kołdrą. Spojrzał na wampira wciąż mało przytomnym wzrokiem i uśmiechnął się, znów obdarzając go całusem, pachnącym miętą.
Najwyraźniej bez kawy nie było z nim "sensownej" rozmowy, bo dopiero po połowie trzeciego kubka zaczął zachowywać się bardziej przytomnie. I przestał uraczać Hayame słodkimi uśmiechami i buziakami to w policzki to w usta.
Hayame siedział u chłopaka już kilkanaście minut, wciąż obserwując go uważnie i niemal przewiercając wzrokiem. Nie sądził, że Shai będzie taki... odważny.
- Wolałem cię, gdy jej nie piłeś - przyznał. Opierał się na wyprostowanym ręku za jego plecami, co jakiś czas niby przypadkiem zahaczając palcem o bieliznę. - Najpierw pokazałeś mi swoje połóweczki, potem sterczące po kąpieli sutki, a potem jeszcze zacząłeś całować po twarzy. Nie mógłbyś być taki cały dzień? - zapytał z "milusim" uśmiechem.
Shai spojrzał na niego uważniej, unosząc brew i krzywiąc się.
- Nie sądzę. Było by mi zimno, gdybym latał tak po dworze. Plus, ja, w przeciwieństwie do pewnego zimnoskórego tutaj, mogę się porządnie przez to rozchorować. Dziękuję, postoję - odparł zgryźliwie znad kubka, znów upijając łyk cieczy. Poruszył się lekko, odsuwając tyłek od ręki mężczyzny. W myślach wściekał się na siebie, że spał tak długo. Dobrze wiedział, jaki potrafił być tuż po przebudzeniu, skompromitował się na całego.
- Załatwiłeś coś? - zapytał, by tylko zmienić temat. Magią szybko się wysuszył i przywołał przygotowane przed snem odzienie. Był nim oczywiście jego mundur, który chłopak uwielbiał. Niemal tak bardzo, jak "pełne umundurowanie", w którym musieli chodzić na czas egzaminów w szkole.
Zsunął nogi z łóżka i wstał szybko. Zarumienił się lekko, było nie było, troszkę zawstydzony tym, jak bardzo odkryty był. Złapał swoje rzeczy i poszedł do łazienki. Zostawił lekko uchylone drzwi, by słyszeć mężczyznę i modlił się w duchu, by ten nie wpadł na pomysł "pomóc" mu przy ubiorze.
Hayame podążył za nim, przystając jednak przed drzwiami do łazienki. Oparł się plecami o ścianę obok nich.
- Jakbyś miał tak chodzić, nie wypuszczałbym cię na dwór - przyznał z delikatnym uśmiechem. Zajrzał za framugę, chcąc obejrzeć chłopaka dokładniej. - Z pokoju bym ci wyjść nie pozwolił - dodał. - A co do załatwiania, nic nie załatwiłem - odparł, rozchylając sobie drzwi i stając w progu. - Jestem głodny, Shai. Skoro dokarmiasz tego swojego Cloude'a, to mógłbyś też mnie trochę dokarmić.
Szybko zmienił bieliznę, cicho powarkując pod nosem, gdy słyszał zbliżające się kroki wampira. Gdy ten "wkroczył" do pomieszczenia, mag właśnie założył cienki, ciemny podkoszulek. Na to narzucił górę munduru, unosząc brew.
- Przynieś mi zaświadczenie od medyka, że żadnego syfa nie masz, to porozmawiamy - odparł, uśmiechając się do niego wrednie. Zaczął zapinać mundur, podchodząc do mężczyzny.
- Żaden wampir nie wbijał we mnie kłów i aktualnie nie mam zamiaru tego zmieniać - dodał, puszczając mu oczko i przechodząc obok, by wrócić do pokoju. Podszedł do biurka i dopił kawę, by zaraz sobie dolać kolejną porcję.
- A dokarmianie Clouda nie było moją inicjatywą, tylko wymuszeniem sytuacji - wzruszył ramionami, odwracając się przodem do wampira. Oparł się tyłkiem o blat, patrząc na niego znad kubka.
- Na prawdę masz ochotę, czy po prostu nie chce Ci się tyłka ruszyć i bierzesz, co jest najbliżej? - zapytał spokojnie, patrząc na niego uważnie.
Przed oczami stanęła mu scena, gdy widział, jak Hayame pożywiał się z tamtego chłopaczka w mieście ćpunów. Nie chciał zostać potraktowany tak samo, by jego krew marnowała się, spływając mu po karku.
Hayame nic już nie rozumiał. Dokładnie pamiętał, jak Shai mówił o tym, że Cloud czasem z niego pije, a teraz zarzekał się, że nikt nigdy go nie gryzł. Nie miał jednak zamiaru w to wnikać. Jeśli chłopak chciał mieć swoje sekrety, wampirowi nic do tego.
- Po co mnie pytasz, skoro i tak mi nie dasz? - zapytał, a jego oczy zaświeciły się czerwienią.
Rzuciłby się na niego, gdyby tylko tak bardzo nie zdawał sobie sprawy, że jeśli Shai by chciał, powaliłby go jednym skinieniem palca.
Oczywiście, że miał na niego cholerną ochotę. Nigdy nie czuł ludzkiego zapachu tak, jak tego blondyna. Nie wiedział czy to kwestia tego, że chłopak miał w sobie krew niebianina, czy tego, że po prostu miał taką naturę. Hayame był pewien jednego: gdyby się do niego dorwał, na prawdę trudno byłoby mu schować kły.
Shai uśmiechnął się kątem ust trochę wrednie i sięgnął za siebie, łapiąc nóż leżący na tacy. Uniósł go i spokojnie magią naostrzył tak, że ten niemal świecił w blasku świecy. Magią podwinął swój rękaw i wciąż patrząc wampirowi w oczy naciął skórę na przedramieniu, pozwalając, by krew delikatnie ściekła w dół, ku jego dłoni.
- Po co pytasz, skoro nie chcesz jej wziąć? - zapytał miękko, obserwując go uważnie. Nie miał tego w planach, ale Hayame jawnie go prowokował. Przechylił lekko głowię, niemal figlarnym gestem i poruszył lekko palcami, gdy krew do nich dotarła. Magią nie pozwolił jej spłynąć dalej.
Wiedział, że igrał z ogniem. Drażnienie wampirów - nie ważne, którego pokolenia - nigdy nie było mądrym posunięciem.
Hayame zamilkł nagle, a jego wzrok skupił się całkowicie na ranie, która powstała na ręku Shaia. Jego oczy zaszły czerwienią, by zaraz zmienić barwę na głęboką czerń. Na prawdę był głodny. A gdy taki kąsek podsuwał mu się pod nos... Wydłużyły mu się kły, drapiąc wargi, ale Hay nie zauważył tego.
Ruszył w kierunku chłopaka jakby w transie, wciąż wpatrując się w krew, jakby ta go zahipnotyzowała. W końcu podszedł do niego i ujął spokojnie w swoją dłoń, rękę chłopaka. Wyciągnął język w kierunku wiszącej kropli, chcąc ją zlizać.
Chłopak pozwolił, by kropla krwi spadła na język wampira. Potem kolejna i następna. Przełknął i niemal jęknął, gdy poczuł usta i język Hayame na ranie. Przyjemne mrowienie promieniowało od złączenia ich ciał, sprawiając, iż mag niemal lekko dygotał. Czuł podniecenie i żądzę, jego męskość stwardniała lekko. Wampir działał na niego niesamowicie. Oparł się mocniej o biurko, czując, że zaraz zsunie się na podłogę. Oblizał szybko wargi, pozwalając wampirowi żywić się z niego dłuższą chwilę. Gdy zrobiło mu się słabiej położył lekko drugą rękę na ramieniu mężczyzny, próbując odciągnąć go od rany.
- Już wystarczy, Hayame. Nie mogę dać Ci teraz więcej - powiedział miękko, obserwując wampira uważnie. Magią zasklepił ranę i wyczyścił rękę z resztek krwi, nim chciwy język mężczyzny do nich dotarł. Dopiero z tak bliskiej odległości było widać cieniutkie blizny, niemal niewidoczne na tle jasnej skóry.
Nie kłamał mówiąc, że żaden wampir go nigdy nie ugryzł. Zresztą, Shai uważał to za bardzo intymny akt, pozwolić, by wampir pił jego krew , posługując się kłami do jej uzyskania. Nie był jeszcze gotowy na taką bliskość z Hayame, chociaż nie sądził, by mężczyzna widział to w ten sam sposób.
- Zaspokojony? - zapytał, odruchowo zaczesując palcami włosy wampira za jego ucho i głaszcząc go opuszkami palców po policzku. Sam czuł, że jego ciało dalej reaguje na bliskość mężczyzny, chociaż mniej gwałtownie. Nie był już twardy, ale wciąż się rumienił, a rozszerzone źrenice zdradzały dalszą obecność uczucia delikatnego podniecenia.
Hayame pił obficie, choć starał się nie być przesadnie łapczywy. Coś się działo. Krew Shaia nie tylko zaspokajała jego głód, ale i wnikała w każdą część ciała wampira. Chłopak czuł lekkie podniecenie, ekscytację, drżenie kończyn. Jego oczy, całkowicie zasnute czerwienią przeniosły się z rany na twarz blondyna.
Hayame chwilę przetwarzał to, co się stało. Nie czuł się przy tym piciu tak, jak przy pozostałych.
- Cholernie niezaspokojony - odpowiedział, gdy wreszcie się ogarnął. Podsunął się do młodszego i oparł dłońmi o biurko, tym samym zamykając go w swoich "kleszczach". - Zdążyłem już nauczyć się twoich oczu. Boisz się? - szepnął, z czerownymi od krwi ustami tuż przy wargach należących do maga.
Shai przełknął ślinę, czując mężczyznę tak blisko. Starał się oddychać jak najspokojniej, wciąż patrząc wampirowi w oczy. Jego źrenice rozszerzyły się jeszcze mocniej.
- Nie - odparł cicho, unosząc rękę i wplątując palce we włosy Hayame. Przez myśl mignęło mu, jak by smakowała jego własna krew na ustach ciemnowłosego. Wiedziony chwilą, przysunął się do niego, pokonując te ostatnie centymetry ich dzielące i posmakował warg wampira.
Miały metaliczny posmak krwi, ale też były jakby... słodkie. Niczym biała czekolada.
Przymknął lekko powieki, wciąż obserwując starszego i pogłębił pocałunek. Pozwolił Hayame, by na chwilę go zdominował, niemal całkowicie poddając się jego woli i przyjemności, jaką czuł. Po chwili jednak zakończył pocałunek, kąsając dolną wargę mężczyzny zaczepnie i magią odsunął go na tyle, by móc się wydostać spomiędzy jego ciała a biurka.
Dzięki naukom dziadka Hide był na tyle zdyscyplinowany, że "uciekł" od tej kuszącej sposobności. Nie chciał stracić swojej godności i nie chciał być w oczach Hayame jak "wszystko", co ten wcześniej zaliczył. Nie chciał zostać zabawką i pożywieniem na kilka nocy, by potem zostać wyrzucony na bruk, bez brania pod uwagę jego uczuć.
Nawet jeśli Hayame przyciągał go jak magnes.
- Pójdziemy sprawić Ci wierzchowca, skoro nic nie załatwiłeś - powiedział lekko zachrypniętym tonem, odchrząkając zaraz. Poprawił rękawy i dopiął ostatnie guziki munduru, szybko kierując się ku wysokim, ciężkim butom.
- Czy masz inne plany? - dodał już normalnym, miękkim tonem.
Hayame nie zdążył nawet dobrze wczuć się w pocałunek, gdy Shai już zwyczajowo, posterował jego ciałem tak jak mu pasowało i odsunął wampira od siebie. Denerwowało go to. Nie mógł nic właściwie zrobić, bo młody zawsze ustawiał sobie wszystko tak, jak jemu było wygodnie.
- Jeśli będziemy się ruchać, to też będziesz sterował moim chujem? - zapytał, mrużąc nieprzyjemnie oczy. - Chodźmy. "Pójdziemy sprawić mi wierzchowca" - dodał zaraz i ocierając jeszcze usta wierzchem dłoni, skierował się ku drzwiom.
Spiął się cały, słysząc wypowiedź Hayame i zbladł lekko. Zerknął na wampira i szybko odwrócił wzrok. Nieprzyjemny, zimny dreszcz przebiegł mu po placach, zupełnie wymazując przyjemne odczucia sprzed chwili, zamiast tego zostawiając obślizgły, niemiły uścisk w dole brzucha.
Nie chciał "być ruchany".
Skończył wiązać buty i wyprostował się, poprawiając mundur. Wyszedł na korytarz i zamknął drzwi na klucz, ten chowając szybko w kieszeni. Ruszył za Hayame, milcząc. Nie mógł zaprzeczyć, że ciemnowłosy go pociągał, ale z drugiej strony... Jeśli miał być kolejnym "do ruchania" to nie zamierzał się w to mieszać. Chciał być szanowany, nie traktowany jak dodatek do łóżka.
Patrzył przed siebie, starając się odgonić nieprzyjemne myśli. Powoli wyciągnął z kieszeni czarne rękawiczki i wsunął w nie dłonie, lekko ruszając palcami, by się dobrze ułożyły. dnia Pią 13:53, 11 Lip 2014, w całości zmieniany 1 raz
Hayame ruszył przodem, krótko oglądając się na młodszego. Nie był głupi, połączył jego nagłe zamilknięcie ze swoimi słowami, ale nie sądził, by przesadził. Shai wciąż ustalał wszystko z góry, do tego niszczył wampirowi fajki, a tego to już nie potrafił od tak zapomnieć. Po prostu nie lubił być pod czyjąkolwiek kontrolą.
Wyruszyli tuż po tym, jak Hayame sprawił sobie wierzchowca i kupił zapas swoich fajek i czarnych kulek, które były tak słabe, że wampir najczęściej brał je na sen. Poza tym wziął sakiewkę monet i ciuchy na zmianę - czarną koszulę z wysokim kołnierzem, szare spodnie i bieliznę.
Droga dłużyła się Hayame niemiłosiernie. Wypalił przy Shaiu dwie fajki, co szczęśliwie nie zakończyło się spaleniem kolejnego pudełka. Nie rozmawiał zbyt dużo z magiem, właściwie omawiali jedynie sprawy drogi i inne czysto organizacyjne rzeczy. Okazało się, że podróż zajmie im więcej niż jedną noc, dlatego kilka godzin przed wschodem, postanowili zatrzymać się w jedynej karczmie, jaką znaleźli. Zapłacili stajennemu syto, by dobrze zajął się wierzchowcami i udali się do środka gospody.
- Witam - Hayame podszedł do lady i wykrzywił twarz w grymasie, który miał chyba imitować uśmiech. W pomieszczeniu nie było dużo ludzi, nic z resztą dziwnego, skoro przybytek stał na pustkowiu. - Macie wolne pokoje?
Shai milczał przez większość drogi. Mamrotał czasem tylko coś melodyjnie, widocznie uspokajając swojego wierzchowca, który wciąż i wciąż prychał na towarzyszy podróży. Gaelan, bo tak nazywał się wierzchowiec, był... dziwnym stworzeniem. Poniekąd był koniem, dość wysokim i smukłym, biały o srebrnej grzywie. Jego oczy były wściekło niebieskie i żarzące się, co odróżniało go od "zwykłych" rumaków. W dodatku od razu czuć było w okół niego dziwną, magiczną aurę. Wydawał się też rozumieć o wiele więcej niż inteligentne przecież konie. Gdy Hayame wyciągnął fajki, zerknął na niego tylko krótko, po czym znów wbił wzrok w drogę przed nimi. Nie przeszkadzało mu to jednak w ingerowaniu w dym, by nie "wchłaniał" się w organizm mężczyzny. Często przyłapywał Aishę, gdy robił to samo, kiedy Siha palił. Teraz powoli zaczynał rozumieć, dlaczego.
Chłopak z bólem pozwolił, by jego wierzchowiec spędził kolejne godziny w stajni, ale zapewnienia stajennego i sowita zapłata sprawiły, iż był do tego bardziej przekonany niż zazwyczaj.
- Nie atakuj nikogo, jak mnie nie będzie, dobrze? - mruknął jeszcze cicho do zwierzęcia, głaszczące je po łbie.
Gdy weszli do środka, obrzucił szybkim spojrzeniem obecnych tam gości, pozwalając przejąć Hayame stery. Cloud często powtarzał mu, iż ma zbyt "dominującą" osobowość i że zdarza sie mu traktować innych niczym "szmaciane lalki". Może dlatego w szkole nazywano go Władcą Marionetek. Nie wnikał w to jednak, gdy przyglądał się pulchnej kobiecie za ladą. Ta zmierzyła ich uważnym spojrzeniem.
- Owszem, kochanieńki, mamy... Wolny pokój. Niestety, jeden - powiedziała matczynym tonem, szybko przecierając ladę. - Małżeński - dodała zaraz, uśmiechając się jednak miło.
Mag zachował kamienną twarz, chociaż nie mógł powiedzieć, by uśmiechało mu się spanie z wampirem w jednym łożu. Bądź co bądź, rano jego zachowanie bywało bardzo beztroskie.
- To nic - odparł jednak, uśmiechając się do kobiety uprzejmie, choć z dystansem. - Prosił bym tylko o dodatkowy komplet pościeli.
- Oczywiście, kochanie - kobieta spojrzała na niego miękko, po czym szybko wypisała jakiś świstek. Po załatwieniu formalności i zamówieniu kawy po pobudce, ruszyli do swojego pokoju.
Shai rozejrzał się krytycznie po dość małym pomieszczeniu. Większą jego część zajmowało dwuosobowe - a raczej, jak na oko chłopaka, półtoraosobowe - łóżko, przysunięte do ściany. Do tego mały stolik, fotel, stojak na świece i szafa. Po lewej były drzwi do mikroskopijnej łazienki. Odłożył swoją torbę z rzeczami na fotel, patrząc na łóżko.
- Śpię od ściany - rzucił do wampira, zdejmując powoli skórzane rękawiczki. Po chwili do pokoju weszła młoda dziewczyna, mniej-więcej w wieku wampira, z naręczem pościeli. Uśmiechnęła się, kładąc ją na łóżku. Na nieosłoniętej sukienką szyi miała wyraźne ślady po wampirzych kłach. Zerknęła na blondyna, po czym wbiła wzrok w Hayame.
- Przyniosłam pościel - oznajmiła, jakby wcale tego nie zauważyli. - I... jeśli chciałbyś się pożywić, służę pomocą - dodała ciszej, bardziej mrukliwym i w jej zamyśle kuszącym tonem, uśmiechając się do wampira zalotnie. Shai uniósł brew, widząc jej delikatne rumieńce, słysząc szybsze bicie serca i wyczuwając wzrost temperatury jej ciała. Wywrócił lekko oczami, po czym schował rękawiczki do torby i zaczął rozpinać mundur.
Mimo wszystko czekał jednak na odpowiedź Hayame. Niby planował "poczęstować" go swoją krwią ponownie, ale po ich... wymianie zdań nie był pewny, czy Hay bierze go pod uwagę w tym względzie.
W ogóle nie był pewny czy cały jego przyjazd i wproszenie się na tą wyprawę to był dobry pomysł, ale zaszedł tak daleko i nie zamierzał się wycofać.
Hay odłożył rzeczy na swoją część łóżka i opadł na posłanie. Przywitał kobietę krzywym uśmiechem i z niechęcią spojrzał na sine ślady na jej szyi. Po usłyszeniu jej pytania zerknął na Shaia krótko. Miał cholerną ochotę na jego krew, ale nie zamierzał się prosić.
- A macie kogoś jeszcze, kto się tym zajmuje? - zapytał, wstając i podchodząc do kobiety. - Jakiś młody chłopak na przykład.
Dziewczyna zmarszczyła brwi, patrząc na wampira uważnie i również zerknęła na jasnowłosego.
- Nie - odparła niechętnie. - Mieliśmy Joela, ale wyjechał w zeszłym tygodniu zamieszkać w mieście...
"Nie to nie, ty... cwelu!" pomyślała ze złością, odwracając się i trzaskając drzwiami.
Shai odłożył górę munduru na fotel, zostając w spodniach i cienkim podkoszulku. Czuł, że cały się lepi, mimo iż w miarę regularnie odświeżał się w trakcie drogi magią.
- Na dole był jakiś chłopaczek... Albo mogę poczęstować Cię swoją - mruknął niby mimochodem. Niebianin ziewnął cicho, szykując sobie świeżą bieliznę do spania i przeciągnął się wolno, zaraz zabierając się za zdejmowanie butów. Znów oczyścił swoje ciało magią, jednak w dalszym ciągu miał zamierzał skorzystać z małego prysznica.
Hayame zaśmiał się, widząc reakcję kobiety. Może by i skorzystał z jej propozycji, ale mimo wszystko nie przepadał za wysysaniem krwi z tak... wykorzystanych już ludzi. Poza tym, zupełnie nie interesowały go kobiety.
Wampir popatrzył na Shaia i chwilę jakby rozważał za i przeciw.
- W takim razie zostanę - powiedział w końcu. Nie potrafił odmówić sobie tak dobrej krwi. - Widziałem jeszcze jedną łazienkę na końcu korytarza. Pójdę tam, żeby nie zajmować ci miejsca - dodał zaraz, a po chwili zniknął już z czystą bielizną.
Shai kiwnął tylko głową, wyjmując własne kosmetyki. Gdy wampir wrócił do pokoju, chłopak jeszcze brał prysznic. Wyszedł po kilkunastu minutach, przyjemnie rozgrzany. Wysuszył włosy najpierw ręcznikiem, a potem magią. Odruchowo podniósł temperaturę w pokoju, by nie zmarznąć po kąpieli. Był jedynie w ciemnych, prostych bokserkach, przylegających do ciała i ładnie opinających jego pośladki. Rzucił suchy ręcznik na fotel i spojrzał na wampira. Gdzieniegdzie miał zaróżowioną od ciepłej wody skórę.
- Chcesz się napić teraz czy jak wstaniemy? - zapytał, podchodząc do łóżka i szybko szykując sobie posłanie przy ścianie. Nie zamierzał dać się zrzucić w nocy, chociaż gdy patrzył na to łóżka stwierdzał, że i tak będą musieli spać dość blisko siebie. Poczuł przyjemny dreszcz na myśl o tak bliskim kontakcie, ale z drugiej strony...
Cóż. Mimo wszystko był wciąż w okresie dojrzewania, hormony mu szalały.
Po chwili zastanowienia wyciągnął z torby szarą koszulę i założył ją. Była widocznie za duża, więc idealnie nadawała się do spania.
Hayame siedział na łóżku w czystej bieliźnie i z mokrymi jeszcze włosami, gdy Shai wrócił do pokoju. Wampir bez krępacji oglądał sobie ciało młodszego, oczywiście najwięcej uwagi poświęcając pośladkom i kuszącej szyi.
- To od ciebie zależy - odpowiedział na pytanie maga. - Wytrzymam do następnej nocy. Albo mogę pójść na łowy. Zostało parę godzin do świtu.
Kiwnął głową, po czym znów podszedł do swojej torby. Wyciągnął z niej zwinięty z poprzedniej karczmy nóż i spokojnie rozciął sobie skórę na przedramieniu. Skrzywił się przy tym lekko, zaraz zerkając na wampira.
- Mógłbyś podejść? Nie chcę ubrudzić łóżka - powiedział łagodnie, pozwalając krwi spływać powoli po ręce. Odłożył szybko nóż na stolik i oparł się o niego biodrami.
Musiał przyznać, iż czuł pewną ekscytację, czekając na wampira. Na torturach by tego nie wyznał, ale czekał na to uczucie warg starszego na jego skórze. Było cholernie przyjemne. Zastanawiał się, czy na Hayame działało to tak samo jak na niego. dnia Śro 12:16, 23 Lip 2014, w całości zmieniany 1 raz
Wzrok Hayame wyostrzył się od razu, skupiając się na ścieżce krwi, która powstała na ręku maga. Oczywiście, wolał, gdyby posoka płynęła prosto z tętnicy, ale nie miał zamiaru narzekać. Zapach krwi, jak i samego Shaia działał na niego niesamowicie. Zbliżył się do chłopaka w wampirzym tempie i najpierw zerknął w jego oczy, po czym wbił wzrok w krew wydobywającą się z rany.
Nachylił się i liznął spływającą kroplę, zaraz zasysając się delikatnie. Przesuwał usta wzdłuż ścieżki, zamroczony smakiem chłopaka. Nigdy nie pił niczego tak dobrego. Dotarł do rany i złapał mocno rękę młodszego, ssąc krew łapczywie, ale z umiarem.
Shai wciągnął gwałtownie powietrze, czując dotyk ust wampira. Ekscytacja i podniecenie powoli wypełniało jego ciało. Jego źrenice rozszerzyły się gwałtownie, odpowiadając jego odczuciom. Oblizał szybko wargi, obserwując Hayame. Nie wyrywał się, czekając aż wampir się nasyci. Po dłuższej chwili poczuł, jak powoli zaczyna czuć się słabo, ale nic nie mówił, póki nie pojawiły mu się mroczki przed oczami. Oparł się mocniej o stolik, niemal na nim siadając.
- Hayame... Już dosyć - powiedział miękko i cicho, kładąc drugą rękę na ramieniu wampira. Już miał użyczyć mocy, by go odsunąć, jednak powstrzymał się. Uśmiechnął się delikatnie do wampira, po czym znów oblizał usta i używając magii zasklepił ranę. Wziął głęboki wdech, próbując wstać i poleciał do przodu, opierając się o mężczyznę.
- Ugh... - mruknął, obejmując ręką jego szyję. dnia Śro 12:18, 23 Lip 2014, w całości zmieniany 1 raz
Hayame odessał się od ranki na przedramieniu Shaia i lekko zamroczony, spojrzał mu w oczy. Był oczarowany jego oczami, dzięki którym łatwo było rozpoznać co chłopak sobie myślał.
Przytrzymał go, gdy ten uwiesił się na szyi wampira i zaśmiał się, widząc jego stan.
- Uważaj - mruknął cicho, po czym zgrabnym ruchem wziął chłopaka na ręce. - Dałeś mi dużo...
Podszedł z nim do łóżka i położył na nim, zaraz siadając obok. Wciąż smakował krew, której resztki pozostały mu w ustach.
- Wisisz mi czekoladę - mruknął, przesuwając ręce nad głowę. - Albo porządny pocałunek - uśmiechnął się złośliwie. Przeciągnął się na pościeli, lekko prężąc ciało. Spojrzał na wampira i uśmiechnął się do niego kątem ust.
- Wyglądasz słodko jak się pożywiasz. O ile krew Ci nie wycieka spomiędzy warg - powiedział, unosząc się trochę i również siadając. Pomasował skronie palcami, starając się odgonić oznaki osłabienia. Zerknął na twarz wampira, na dłuższy moment przypatrując się jego wargom, na których ten wciąż miał odrobinę krwi.
Cholera, miał przerażającą ochotę, by go pocałować.
Odwrócił wzrok, patrząc na swoją rękę. Skupił się, zaleczając ranę do końca i poruszył smukłymi palcami. Uniósł brew, przyglądając się prawie nie widocznej, cieniutkiej bliźnie.
- Kolejna do kolekcji. Muszę albo bardziej przyłożyć się do leczenia albo znaleźć inny sposób - mruknął pod nosem. Zastanawiało go, czemu tak mocno reaguje na Hayame. Gdy Cloud się z niego żywił, czuł tylko dyskomfort. A tutaj? Podniecenie dopiero zaczęło z niego opadać, mimo osłabienia.
- Porządny pocałunek, który znowu zakończysz, jak tylko ci się znudzi? - zapytał retorycznie, mrużąc swoje jasne oczy.
Nie chciał znów wszczynać kłótni, szczególnie po tak miłej chwili no i bądź co bądź, poświęceniu Shaia. Wyciągnął dłoń i dotknął blizny, zaraz wędrując palcami wyżej, by wreszcie dotrzeć tam, gdzie pod skórą chowała się tętnica.
- Gdybym się postarał, dzięki zalizaniu nie zostałaby blizna - mruknął, oblizując z krwi usta i wpatrując się w szyję młodszego niczym zahipnotyzowany. - Gdybyś tylko pozwolił mi wbić w siebie kły.
Przysunął się do Hayame, po czym spokojnie polizał jego dolną wargę, zbierając z niej resztki krwi. Patrzył mu przy tym w oczy, delikatnie pulsującymi źrenicami.
- Nie, tym razem chciałem dać Ci wolną rękę - odparł, pokazując mu zaraz język. Odsunął się, znów siadając w pewnym oddaleniu. Pozwolił mu dotykać się, po prostu go obserwując. Zmarszczył lekko brwi na ostatnie zdanie wampira. Dla niego może i było to nic ważnego, ale dla maga był to bardzo intymny akt. Niemal jak seks. Oddanie się komuś, oddanie kontroli nad sobą... To nie było coś, co przychodziło Shai łatwo. Właściwie, praktycznie nigdy na to nie pozwalał.
- Nie - powiedział stanowczo, patrząc mu w oczy. Złapał go lekko za dłoń i odsunął od swojej skóry. - Nie pozwolę Ci na to.
Odwrócił się odrobinę bokiem, poprawiając przygotowaną dla siebie poduszkę.
- Kładziemy się? - zapytał, znów zerkając na wampira.
Hayame obserwował go uważnie, bez sprzeciwu podając się woli maga. Przez to, że ten był na wyciągnięcie ręki, a jednocześnie tak odległy, wampir miał na niego coraz większą ochotę. Najpierw przez listy, a później, gdy już wydawało się, że Shai jest tak blisko, okazał się być jeszcze bardziej niedostępny.
Hay patrzył na niego z pragnieniem, czując lekkie mrowienie w kroczu. Pragnął go.
Po części cieszył się, że Shai jest silny, bo gdyby nie potrafił się bronić, Hay prawdopodobnie wziął by go siłą.
- Pójdę na dół - zdecydował, zaraz sięgając po spodnie, które leżały nieopodal łóżka. - Muszę... Odreagować.
Zmarszczył brwi, patrząc na wampira.
- No chyba sobie kpisz - warknął, obserwując jego ruchy. Jego źrenice zwężyły się gwałtownie, a mag poczuł się... zły.
- To po cholerę dałem Ci krew, skoro i tak gdzieś leziesz? Za kilka godzin świt, powinniśmy odpocząć, a Tobie się zbiera na wędrówki - prychnął wściekle. Musiał przyznać, że w pewnym sensie go to ubodło. Poczuł się trochę jak żywy "worek na krew". Coś w stylu "dałeś, a teraz spływaj". Przełknął ślinę, kalkulując szybko.
Nie chciał się kłócić, nawet jeśli zachowanie wampira go zirytowało. Nie mógł też użyć mocy, nie chciał "uprzedmiotowiać" Hayame.
- ... Rób jak uważasz. Zgaś świece, jak będziesz wychodził - ustąpił, przesuwając się na swoją połowę łóżka i nakrywając kołdrą. Położył się twarzą do ściany, przymykając oczy i próbując ochłonąć.
Hayame prychnął, zakładając do końca spodnie, po czym zarzucił na ramiona koszulę. Wsunął się na łóżko, nachylając nad młodszym.
- Słuchaj - powiedział spokojnie. - Od twojego zapachu i krwi mój mały przyjaciel staje na baczność, więc albo pozwolisz mi zejść na dół i poradzić sobie tak, jak to robiłem do tej pory, albo będziesz mnie musiał unieruchamiać w środku nocy, gdy zorientujesz się, że dobieram ci się do tyłka. Podejrzewam, że wolisz pierwszą opcję.
Wstał z posłania i zaczął zakładać swoje ciężkie buty. Chciał też zapalić w spokoju bez obawy przed sztuczkami Shaia.
- Powiedziałem, rób jak uważasz - odparł cicho, chociaż wizja "drugiej opcji" średnio się mu podobała. Wziął głęboki wdech, wtulając się mocniej w poduszkę i czekając, aż zgasną światła i usłyszy trzask drzwi. Mimo wszystko czuł się mile połechtany tym, jak wampir na niego reaguje. Z drugiej strony nie miał już ochoty dawać mu swojej krwi. Po co, skoro Hayame z taką lekkością mógł znaleźć sobie kogoś innego do tego?
**
Ziewnął cicho, poprawiając siodło. Długo nie mógł usnąć, czekał na wampira, który wrócił koło południa, śmierdząc fajkami i potem. Dopiero słysząc jego oddech za plecami, Shai zapadł w lekki, niespokojny sen. Budził się za każdym razem, gdy usłyszał trzask za drzwiami czy mężczyzna obok się poruszył. W tych nielicznych momentach, gdy spał, śniły mu się koszmary, zamierzchłe, nieprzyjemne wspomnienia. Zerwał się przez to wcześniej, długi czas spędził pod prysznicem i właściwie naszprycował się kawą niczym ćpun narkotykami. Dodając do tego duży upływ krwi wcześniejszego wieczoru i oto on, trochę zmęczony i ziewający co chwilę.
Spojrzał na wampira i dosiadł swojego wierzchowca, usadawiając się wygodnie.
- Ruszamy? - zapytał Hayame, patrząc na niego i robiąc kółeczko.
Hayame sprawdził, czy wszystkie pakunki dobrze trzymają się siodła i kiwnął magowi głową. Odprowadził tyłek stajennego wzrokiem i ruszył, mrucząc cicho do swojego wierzchowca. Stajenny nie tylko dobrze zajął się końmi, ale i Hayame, bo jak się okazało, był dosyć... Wszechstronny. Poza tym, miał odrobinę mocniejszego towaru, więc nie dosyć, że Hay mógł wyładować na nim swoją flustrację, to jeszcze trochę się naćpać. Nie pił jednak z niego. Miał w ustach smak krwi Shaia i nie chciał niszczyć tego krwią jakiegoś przypadkowego chłopaka.
- Nie spałeś zbyt spokojnie - powiedział do maga, gdy jechali powoli leśną drogą. - Koszmary?
- Owszem - odparł spokojnie, po chwili unosząc dłoń w rękawiczce i zakrywając usta przy ziewaniu. Poklepał wierzchowca i poruszył głową, aż mu w karku strzykło. Wbił wzrok przed siebie, a mały ognik wesoło latał nad ich głowami, oświetlając drogę.
- Za to Ty spałeś bardzo spokojnie. Nie obudziłeś się nawet, gdy walnąłem Cię łokciem w żebra - dodał z lekkim rozbawieniem i sięgnął do jednego z pakunków. Wyciągnął niemal z nabożną czcią ceramiczne, zatkane naczynie w kształcie walca i odkorkował go delikatnie. Zamruczał, wyczuwając naprawdę mocną i dobrą gatunkowo kawę i upił łyk, mrużąc lekko oczy o rozszerzonych rozkosznie źrenicach.
- Mmm... Cudo. Mogłem poprosić o dwa takie - westchnął cicho pod nosem. Z drugiej strony, właścicielka karczmy wcisnęła im mnóstwo prowiantu na drogę, słodkie bułki, butelkę mleka, jabłka i inne różne rzeczy. W tym właśnie naczynie z kawą i tabliczkę białej czekolady, na widok której mag niemal latał nad podłogą, wbijając w nią wzrok i uśmiechając się jak zadowolone dziecko, gdy wsadził sobie kilka kostek na raz do ust.
Cóż, każdy ma jakieś słabe punkty.
Hayame obserwował młodszego z lekkimi uśmiechem na ustach. Podobało mu się, że mag nie czynił żadnych uwag odnoście wczorajszego wyjścia wampira i faktu, że śmierdział fajkami na kilometr. Shai wydawał się zrelaksowany.
- A więc dowiedziałem się o tobie parę nowych rzeczy - powiedział Hay, już patrząc na drogę, nie chłopaka. - Masz koszmary. Jesteś uzależniony od kawy i białej czekolady. Mimo swojej... dojrzałej natury, gdy masz którąś z tych rzeczy w ustach, pojawia się ten mały rozkoszniaczek, którego tak uwielbiam... Zastanawia mnie tylko jedna rzecz. Czemu biłeś mnie łokciem po żebrach?
Zmrużył lekko oczy, zerkając na niego znad trunku. Chwilę kalkulował, jak odpowiedzieć, rozkoszując się smakiem kawy na języku.
- Bo się rozpychałeś - odparł, znów upijając łyk i ostrożnie zakorkował naczynie. Schował je z powrotem do pakunków, po czym wyprostował się i wyciągnął z kieszeni munduru kolejną kostkę czekolady. Wsunął ją sobie między wargi z pomrukiem, liżąc chciwie jeszcze zanim uwolnił palce od słodkości.
- I nie jestem uzależniony - prychnął nagle, jakby dopiero teraz dotarły do niego te słowa. Ziewną, zasłaniając usta dłonią i spojrzał na wampira.
- Przyspieszamy? W tym tępie zajmie nam to jeszcze z dwie noce... Chyba że to Twój chytry plan - wywrócił oczami, poprawiając się w siodle. - Chociaż nie sądzę, by spanie w ziemi było dla ciebie atrakcyjne - zaśmiał się zaraz złośliwie, posyłając mu psotne spojrzenie.
Tak, kawa i biała czekolada zawsze poprawiały mu humor.
Hayame parsknął, w duchu żegnając się z "rozkoszniaczkiem".
- Nigdy nie praktykowałem - przyznał, od razu wyobrażając sobie jak by to wyglądało. - Ale jeśli miałbym być tak z tobą, chyba nie byłoby tak źle - dodał zaraz z chamskim uśmiechem na ustach, jednak przyspieszył znacznie, chwytając mocniej za uzdę.
Mimo, że właściwie mało rozmawiali o celu podróży, Hay odrobinę się denerwował. Choć nie miał wielkich nadzieji odnośnie tego całego Rikke, miał nadzieję, że mężczyzna wciąż żyje i nakieruje wampira w dobrą stronę.
- Tak, romantycznie. Trzymetrowy dół, ziemnia, ciemno i zimno. Idealne miejsce na długi numerek - parsknął śmiechem, również przyśpieszając.
Lubił to uczucie wolności, gdy mógł po prostu dać się porwać szybkości. Uśmiechnął się nagle złośliwie, zrównując z wampirem. Puścił lejce, prostując się i patrząc na niego wyzywająco. Przechylił się, łapiąc go za kurtkę i szarpnął do siebie. Pocałował go w usta mocno i dominująco, wsuwając mu język między wargi i patrząc mu w oczy rozszerzonymi lekko źrenicami.
Wampir wydawał mu się trochę spięty, więc postanowił odrobinę odwrócić jego uwagę. Kapka adrenaliny nie powinna ich zabić... Prawda?
Hayame przytrzymał się kurtki młodszego chłopaka i oddał pocałunek, choć doszło do niego ostrzegawcze prychnięcie jego wierzchowca.
Wampir odepchnął się jednak zaraz od Shai i zwolnił odrobinę. Wolał się nie odzywać niż wszczynać następną kłótnię. Denerwowało go takie zachowanie, jeśli Shai chciał się lizać, to czemu nie pozwalał na nic więcej? Szczególnie, że co by nie mówić, znali się już całkiem dobrze.
Shai patrzył na niego bez słowa, po czym uśmiechnął się wrednie kątem ust. Usłyszał kolejne prychnięcie swojego wierzchowca, gdy ten nagle potrząsnął gwałtownie głową. Twarz chłopaka od razu złagodniała, gdy pochylił się i pogłaskał szyję zwierzęcia.
- No już, już... Zazdrośniku - mruknął niemal czule, znów parskając śmiechem i wyprostował się. Znów sięgnął po kawę, upijając kilka łyków niemal z czcią trzymając naczynie. Lekko zmrużył oczy, widząc dość duży dom, majaczący przed nimi.
- To tu? - zapytał wampira, a gdy już byli na miejscu zsiadł szybko z niespokojnego wierzchowca.
- Szszsz... Spokojnie, nic się nie dzieje - powiedział do niego, głaszcząc go i patrząc w stronę domu. Wbił wzrok w okno na piętrze, w którym zobaczył jakiegoś chłopaka. Miał fioletowe, dziwnie pościnane włosy i skórzaną opaskę na prawym oku. Shai zmarszczył lekko brwi, gdy obserwowany uniósł rękę i położył bladą dłoń na szkle. Niebianin miał dziwne wrażenie, że słyszy szept chłopaka i nagle poczuł smutek.
Poczucie winy.
Ból.
Wstyd.
Syknął cicho, unosząc rękę do twarzy i pocierając prawą powiekę. Miał wrażenie, że widzi coraz gorzej z jednej strony.
Hay również zsiadł ze swojego wierzchowca, złapał uzdę i zerkając jeszcze krótko na Shai, ruszył w stronę budynku. Jednopiętrowy, biały domek nie był ogrodzony, a do drzwi prowadziło kilka schodków i niewielka weranda. Wejście zastawione było jakimiś skrzyniami, w których najpewniej zalegały śmieci, gdyż wydobywał się z nich niemiłosierny smród.
Hayame przywiązał konia do drewnianego płotu i przedostawszy się przez skrzynki, zapukał kilka razy w białe, oszklone drzwi. Po kilku chwilach zajrzał do środka i zmarszczył brwi, dostrzegając w środku bałagan. Zaczął odczuwać dziwny niepokój, zupełnie jakby czyhało na niego niebezpieczeństwo.
- Zobaczę z tyłu - powiedział, odwracając się i schodząc z werandy.
Obszedł dom dookoła, stąpając ostrożnie. Nie chciał, by cała ta wyprawa okazała się bezowocna. Jeśli Rikke żył, Hay musiał się z nim spotkać.
I rzeczywiście, gdy tylko wyjrzał za róg budynku, dostrzegł jakiegoś mężczyznę siedzącego na fotelu. Miał długie, ale cienkie i rzadkie włosy, które ścięte najpewniej jakimś tępym narzędziem, zasłaniały mu oczy. Nogi mężczyzny owinięte były kocem, a tors okrywała czarna, mocno wyblakła koszula.
Hayame na kilometr rozpoznałby ćpuna i był pewien, że ten mężczyzna siedzi w nałogu już wiele lat. Na jego twarzy widać było wielkie zmęczenie, miał podkrążone oczy i sine usta. Skóra była szara, zupełnie jak u nieboszczyka.
Gdy czort dostrzegł Hayame, zmarszczył brwi, jakby w to nie wierzył, a potem odsunął grzywkę, wpatrując się w chłopaka z niedowierzaniem.
- Hayame - odparł ledwo dosłyszalnie.
Jego głos był cichy, zachrypnięty jakby nie był od dawna używany.
Wampir poczuł dreszcz na kręgosłupie, gdy ich wzroki się skrzyżowały. Podszedł jednak bliżej. Nieznajomy nie mógł mu przecież zagrażać, gdy był w takim stanie.
- Skąd znasz moje imię? - zapytał mało uprzejmie, spoglądając za siebie, by upewnić się, że Shai za nim idzie.
- Wybacz, Hay - odpowiedział czort, nadal w niemałym szoku obserwując każdy szczegół budowy chłopaka. - Nie sądziłem, że ktoś może być tak podobny do dwóch osób jednocześnie.
- Znasz moich ojców?
- Znałem ich bardzo dobrze - padła po chwili odpowiedź. - Przynajmniej tak mi się wydawało.
- Tamashi i Shanae to moi ojcowie, tak? - zapytał Hayame i podszedł bliżej.
Rikke zaśmiał się, co brzmiało i wyglądało bardzo nienaturalnie. Widać mężczyzna rzadko kiedy to robił. Cofnął wzrok od wampira i spojrzał przed siebie, patrząc gdzieś wgłąb lasu.
Posmutniał tak nagle, jak się rozweselił.
- Przejdź kilka metrów tego lasu, a trafisz na niewielką polanę. Pod jabłonią spotkasz się ze swoim prawdziwym ojcem.
Hayame zmarszczył brwi i odruchowo spojrzał w tym samym kierunku co mężczyzna. Skierował zdezorientowany wzrok na Shai. Nagle udzieliło mu się przygnębienie czorta.
Shai wziął głęboki wdech i ruszył za wampirem, próbując odgrodzić swoje emocje od tych "nowych", które wyraźnie nie należały do niego. Jego prawe oko całe zalało się czernią i nawet nie poczuł, gdy wypłynęło z niego kilka krwawych łez. W lewym źrenica pulsowała wściekle, rozszerzając się mocno i kurcząc do malutkiej kreseczki. Zatrzymał się kawałek za Hayame i wciągnął gwałtownie powietrze.
Chłopak, którego widział w oknie siedział teraz na kolanach starego czorta, głaszcząc go delikatnie po torsie. Wpatrywał się w Hayame i uśmiechał smutno, jakby go znał.
Zwilżył szybko usta, a potem na wampira. Wyciągnął rękę w stronę, o której mówił czort i sięgnął mocą w głąb lasu. Cały czas patrzył wampirowi w oczy.
- Wampir... i smok, jakieś 17, góra 19 lat, mag. Wciąż czuć jego energię i... leży około dwóch metrów pod ziemią. Przykro mi - powiedział cicho, po czym skierował wzrok na czorta i fioletowłosego. Coś mu nie pasowało, zupełnie jakby czort olewał istnienie tego drugiego.
- Mieszka pan tu... sam? - zapytał, podchodząc bliżej. Kilka kolejnych krwawych łez pociekło mu po policzku, jednak nawet nie uniósł ręki, by je wytrzeć. Chłopaczek spojrzał na niego, mrugając ze zdziwieniem.
- Widzisz mnie? - zapytał dość melodyjnym głosem, jakby to było coś dziwnego. dnia Nie 1:43, 05 Paź 2014, w całości zmieniany 1 raz
Hay zerknął na towarzysza i zmarszczył brwi na jego słowa. Podszedł do niego i starł kciukiem krwawe łzy z policzka.
- W porządku? - zapytał cicho, samemu czując dziwne osowienie, jakby nie wszystko jeszcze do niego dotarło.
Rikke odchrząknął, zasłaniając usta ręką. Wstał chwiejnie z fotela, a koc zsunął się na ziemię, odsłaniając szczupłe, odziane w długie spodnie nogi.
- Tak, sam - odparł do Shai. - Wybaczcie za niedyspozycję - wydawał się niezwykle zawstydzony, co rusz zerkając na Hayame. - Nie często ktoś mnie odwiedza. Domyślam się, że szukacie odpowiedzi, wszystko wam opowiem, jednak teraz pozwolicie, że... przejdę się.
Mężczyzna ruszył powoli we wcześniej wskazaną stronę, garbiąc się nieco. Włosy znów zsunęły mu się na czoło.
- Rozgośćcie się - dodał cicho i wszedł pomiędzy drzewa.
Hayame odprowadził go wzrokiem, starając się powstrzymać drżenie dłoni.
Shai drgnął, czując dotyk na policzku. Kiwnął głową, chociaż nie było w porządku. Przełknął, gdy mężczyzna mu odpowiedział, wbijając wzrok w fioletowowłosego. Ten zsunął się szybko z nóg czorta, stając obok i patrząc za nim smutnym, szczenięcym wzrokiem. Potem spojrzał na Shaia i uśmiechnął się smutno.
- Znowu poszedł na mój grób - powiedział, a niebianin odruchowo przysunął się do Hayame, marszcząc brwi i wbijając wzrok w chłopaka. Zaraz potem pokręcił głową i spojrzał na wampira.
- Idziemy zobaczyć dom? - zapytał, patrząc na niego. Oko znowu mu pokrwawiło, a i drugie wydawało się zachodzić czernią. Zauważył jak drugi wampir - ten martwy - biegnie w stronę lasu, za czortem.
Hayame przypatrywał się chłopakowi, a szczególnie jego oczom, by zaraz zetrzeć kolejne krwawe łzy, które pojawiły się na jego policzku.
- Coś dzieje się z twoimi oczami - powiedział, nachylając się nad młodszym i uważnie onserwując jego źrenice. - Chodź, znajdziemy jakieś lustro.
Ruszył w stronę tylniego wejścia do domu, jeszcze raz krótko zerkając w stronę, w która poszedł czort. Miał nadzieję, że mężczyzna wszystko mu potem wyjaśni.
Te drzwi nie były zastawione, dlatego wampir bez trudu dostał się do wnętrza domu.