Mieszkanie Rosiera i Shanae
onlyifyouwant
Mieszkanie nad clubem, chociaż to za dużo powiedziane. Spory pokój, podzielony na dwie części parawanem. Mała łazienka i aneks kuchenny.Rosier, w drodze do mieszkania, zabrał ze sobą bezdomną dziwkę. Był to chłopak z tych, po których nikt nie zapłacze, ba, nikt nawet nie zauważy, że go nie ma. Czort wprowadził go do mieszkania i... szybko związał, zakneblował i zamknął w łazience. Spojrzał na Tamashiego i położył palec na ustach.
Cichaj...
- Rosier...? - zachrypnięty głos zza kotary ewidentnie należał do Shanae. Nie brzmiał jednak za dobrze.
- Jestem, jestem! - zamruczał czort, pokazując gestem starszemu, by usiadł na jednym z dwóch foteli w pomieszczeniu. Sam wszedł za parawan. Starał się nie pokazywać, jak bardzo martwi go stan wampira. Leżał on bezwładnie na łóżku, odznaczając się bielą na purpurowej pościeli. Włosy przybrały barwę czerni, oczy były już całe czerwone, bez podziału na tęczówkę i białko. Niebieskawe żyły były bardzo widoczne pod skórą. Wyschnięte i popękane wargi były równie białe, co reszta ciała... I nie ukrywały wydłużonych kłów. Jego skóra była zmarszczona, jakby chłopak starzał się w zastraszającym tempie.
- Dłużej się nie dało...?
- Oj tam. Nie marudź, piękny. Nie bądź taki sztywny - wyszczerzył się złośliwie czort, a wampir roześmiał się. Jednak zachrypnięty śmiech szybko przeszedł w nagły atak duszności.
- Hej hej hej... - Rosier natychmiast znalazł się na łóżku, pomagając Shanae się podnieść i złapać oddech. Wampir spojrzał na niego udręczonym wzrokiem.
- Nie mam za dużo czasu - mruknął, a potem zamknął oczy.
- W szafce masz dwie fiolki i strzykawkę - powiedział, a starszy szybko wyciągnął rzeczy.
- Dobra. Słuchaj uważnie, Rosier. Czarna to trucizna. Dokładnie po dziesięciu minutach od wypicia, będę martwy. Odczekasz dwie minuty, DWIE, i wstrzykniesz w moje serce ciecz ze strzykawki. Przywraca ona funkcje życiowe. Po trzydziestu sekundach moje serce znowu zacznie bić, a po kolejnych trzydziestu zacznę oddychać. Gdy to się stanie, masz minutę by wmusić we mnie antidotum. Inaczej wszystko pójdzie się pieprzyć, bo trucizna od nowa zacznie rozwalać moje organy. Zrozumiałeś? - zapytał Shan, patrząc na niego uważnie. Rosier pokiwał głową.
- Dziesięć minut - trup, dwie minuty - strzykawka, minuta na reakcję, minuta - antidotum. Proste. Tylko... wiesz jak u mnie jest z odliczaniem...
- Rosier, nie spieprz tego - cichy warkot wydał się z gardła Shanae, po czym wampir zamknął oczy.
- Dawaj fiolkę. I patrz na zegarek. dnia Pon 22:34, 26 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
Tamashi posłusznie usiadł na fotelu, nie wiedząc dokłądnie o co chodzi. Po przysłuchaniu się jednak w słowa Shanae, zrozumiał. A więc Wampir miał zamiar umrzeć, by zerwać więź żywiciela, a potem się wskrzesić. Tamashi nie musiał usłyszeć, że jest to ryzykowne. Wiedział o tym doskonale i nagle zaczęły dopadać go wyrzuty sumienia. To on powinien tam leżeć. Zdychać z myślą, że na to zasługuje...
Smok przełknął ślinę i zamknął oczy. Wiedział, że musi się skupić. Dziesięć minut, potem dwie... Minuta na antidotum i Shanae będzie... Znów żywy.
- No... Otwórz buzię, samolocik leci - powiedział przesłodzonym tonem czort, przysuwając do ust wampira fiolkę z trucizną.
- Pierdol się - warknął ten i wypił ciecz. Zaczął kasłać, ale zaraz się uspokoił. Czort ułożył go wygodnie na łóżku.
- Słodka. Spodziewałem się czegoś... cierpkiego - mruknął cicho Shanae, zamykając oczy. Rosier nerwowo zerkał na zegar.
- A... jeśli się nie uda? - mruknął nagle, poddenerwowany
- To zdechnę. Tylko ciebie to obejdzie, więc mało minusów. Za to same plusy...
- A... Tamashi? - zapytał Rosier, świadomy, że smok wszystko słyszy. Wampir uśmiechnął się delikatnie, łagodnie.
- Tamashi... W końcu odetchnie. Nikt nie będzie go nachodził... Kurwa - czarnowłosy syknął cicho, czując łzy pod powiekami.
- Właściwie, jak już mam być szczery... Wiesz, naprawdę chciałem wziąć z nim ślub. Znaczy, nie zrozum mnie źle, nie kierowały mną pobudki uczuciowe, ale... Gdy sprzedali mnie Loanowi, pomyślałem, że mógłbym sam siebie wykupić i poprosić Tamashiego, by poszedł ze mną do Ostrzy, że niby to on mnie kupuje. Wtedy nie byłem jeszcze świadomy, że go... kocham. Że pragnienie, by zrobić wszystko... stać się wszystkim... dać mu wszystko, czego będzie chciał i co go uszczęśliwi to właśnie miłość. Tylko źle to "rozegrałem" i nie zdążyłem przedstawić mu oferty tak, jak tego chciałem. Cholera. A potem ta ucieczka... Chciałem mu powiedzieć, co czuję, ale... przestraszyłem się. Najzwyczajniej w świecie stchórzyłem. A potem wszystko się popieprzyło, a jedyne co mogłem zrobić, to siedzieć w domu i czekać, czy może do mnie przyjdzie. Czy znajdzie dla mnie czas między papierami, interesami i spotkaniami z innym facetem. Zastanawiam się, czy gdybym przed tym mu powiedział... Czy uniknęli byśmy tego, co się stało. Czy byłby dalej "mój" - wampir mówił cichym i zachrypniętym tonem, ale za parawanem było go doskonale słychać.
- A z drugiej strony... Skoro zadawałem mu tylko ból i sprawiłem, że miał mnie dość, to chyba dobrze się stało. Co prawda, nie sądzę by wszystko było moją winą, nie. Oboje zawiniliśmy. Oboje się w to wpakowaliśmy, tylko że to moja natura zmusiła nas do tak bliskich kontaktów... Ale nie żałuję - spojrzał na Rosiera, który patrzył na niego nieruchomo i uśmiechnął się delikatnie.
- Nie żałuję, bo dzięki niemu poczułem coś, czego nie poczułbym żyjąc dalej tak jak wcześniej. I choć wiem, że on mnie teraz nienawidzi... Że najchętniej stanął by tu i patrzył jak zdycham... Że to uczucie kosztuje mnie tyle bólu... Nie żałuję, że się w nim zakochałem. I chciałbym spróbować jeszcze raz...
- Więc... Dlaczego mu tego nie powiesz? - na pytanie czorta, wampir roześmiał się cicho, słabo. Minęło siedem minut, powoli tracił kontakt z rzeczywistością.
- A co mam mu powiedzieć? "Tamashi, wiem, że uważasz to za pomyłkę, ale chciałbym spróbować jeszcze raz być z tobą"? A może "Kochanie, może jednak spróbujemy znów..."? On mnie nienawidzi. Nie chce mnie widzieć. Nie mogę go zmusić, by był ze mną, jeżeli on tego nie chce. Kocham go, Rosier. I jeżeli on zdecydował, że chce żyć beze mnie i to sprawi, że będzie czuł się dobrze, ja to uszanuję i więcej nie będę go nachodził... A przynajmniej postaram się - powiedział cicho wampir i zamknął oczy. Dziewięć minut i trzydzieści sekund. Wziął ostatni oddech i...
Umarł.
Rosier poruszył się gorączkowo.
- E.... Tamashi... Po ilu miałem mu to wstrzyknąć? - zapytał nerwowo czort. Właśnie dlatego poprosił o pomoc. Wiedział, że z nerwów zapomni.
Tamashi siedział z czołem opartym na otwartej dłoni. Miał identyczne wątpliwości jak Shanae, ale słuchając jego słów... Czuł się źle, jakby naruszał jego prywatność, był zwykłym dupkiem... Odetchnął głęboko, próbując powstrzymać łzy.
-Śmierć powinna nastąpić za dwadzieścia pięć sekund. Od tego czasu, za dokładnie dwie minuty, musisz wbić mu strzykawkę - powiedział drżącym głosem, mając ochotę po prostu stąd wyjść.
Rosier odsunął parawan, ukazując leżącego bezwładnie na łóżku wampira. Martwego wampira. Popatrzył na smoka i szybko schował drżące ręce pod pachy.
- Możesz...? Ja nie dam rady. Za bardzo ręce mi się trzęsą, nie trafię - powiedział cicho, patrząc na niego uważnie. Przyklęknął przy nim i położył mu rękę na ramieniu.
- Spokojnie, Tamashi. Trzymaj się. Kiedy będzie po wszystkim... Możesz z nim porozmawiać. Albo pozwolić, by to wszystko między wami przepadło. Ale teraz, w tej chwili, proszę, weź się w garść, bo samemu nie dam rady - mówił powoli, spokojnie, uspokajająco trzymając mu rękę na ramieniu. Uśmiechnął się do niego pokrzepiająco, a potem wstał i spojrzał na wampira.
- Tya, tylko nie wygląda on za dobrze - mruknął cicho.
Tamashi podniósł wzrok, słuchając słów Czorta. Po kilku sekundach uśmiechnął się i wstał.
-Dzięki - powiedział, kierując się powoli w stronę Shanae.
Jaki bolesny był dla Smoka widok Wampira nieruchomo leżącego na posłaniu. Jak nieprzyjemnym była świadomość, że on... Nie żyje. Niemal siłą próbował sobie uświadomić, że jeżeli tylko Smok się skupi... Shanae powróci do życia.
-Podaj mi tę strzykawkę - powiedział do Rosiera. - Zostało półtorej minuty - dodał, przysiadając na posłaniu przy lewym biodrze młodszego.
Rosier sięgnął po strzykawkę i drżącą ręką podał ją mężczyźnie. Przełknął nerwowo, patrząc na Shanae. Aż mu się przypomniało, jak kiedyś...
Nie! To nie jest moment na wspominki! - warknął na siebie w myślach, patrząc na smoka. Uśmiechnął się mimowolnie pod nosem.
- Centralnie w serce. Jak nie trafisz... Cóż - nie dokończył, samemu nie chcąc przyjąć do świadomości, że wampir może już nigdy się nie obudzić.
- Tobie też nagle zrobiło się tak cholernie zimno...? - mruknął nerwowo.
Tamashi spojrzał przez ramię na Czorta i przymknął oczy. Wziął uspokajający wdech i powrócił do poprzedniej pozycji. Wypchnął z igły od strzykawki powietrze, by nie wstrzyknąć go do serca Wampira. Lewą ręką, którą miał wolną, zaczął odpinać guziki od koszuli młodszego, by odsłonić bladą i pomarszczoną pierś.
Przyłożył metalową część strzykawki do skóry na klatce piersiowej chłopaka i zaczął odliczać ostatnie sekundy. Wydawało mu się, że wszystko idzie dobrze.
3... 2... 1... 0
Tamashi wbił igłę do samego końca, by mieć pewność, że dosięgnie serca. Zacisnął dłoń na strzykawce, powoli naciskając tłoczek.
Przez chwilę nic się nie działo... Ale gdy tylko końcówka igły wysunęła się z ciała wampira, ten wygiął się w ostry łuk, otwierając oczy i ze świstem wciągnął powietrze. Zacisnął mocno palce na kołdrze, rzucając się lekko na pościeli i łapiąc gwałtownie powietrze, jakby się dusił.
Czuł ból. Wypełniał go, palił niczym ogień jego żyły, przywracając funkcje życiowe jego ciału. Z oczu pociekły mu krwawe łzy, ale nie miał siły ich kontrolować. Jego ciało znów wygięło się w łuk, niczym groteskowa karykatura ćwiczenia zwanego "mostkiem"*.
- Podaj mu antidotum - Rosier wcisnął fiolkę w rękę smoka, samemu szybko kierując się do łazienki.
---
*) O takie.
Tamashi wziął szybki wdech, czując jakby kamień spadł mu z serca. Shanae się przebudził. Teraz wystarczyło podać mu w ciągu... dwóch minut antidotum. Smok spojrzał na wijącego się chłopaka i odetchnął głęboko, zastanawiając się jak o to zrobić.
Odstawił probówkę do szklanki stojącej na stoliku nocnym, by nagle wstać i pchnąć ciało Wampira na łóżko. Mężczyzna kolanem zablokował jego biodra, drugą nogą przytrzymując brzuch. Rękami trzymał jego głowę na poduszce, by kciukiem jednej z dłoni, otworzyć wargi.
Popatrzył na probówkę i używając swoich mocy sprawił, że spora kropla ciemnego płynu, wpadła prosto w usta Shanae.
Tamashi odetchnął, schodząc z chłopaka.
Co ty tu...?!
Wampir spojrzał na mężczyznę półprzytomnie, rzucając się pod nim. Nagle uspokoił się, gdy smok z niego zszedł. Rosier podszedł szybko i szarpnął Tamashiego w tył, do siebie. Jednocześnie rzucił wciąż związaną i zakneblowaną męską dziwkę w stronę łóżka.
- Uważaj! - powiedział czort, w tym samym momencie, kiedy wampir zerwał się gwałtownie i wbił brutalnie kły w szyję dziwki. Chłopak szarpnął się, a jego wrzask bólu było słychać nawet przez knebel. Rosier skrzywił się lekko, odciągając Tamashiego od posilającego się chłopaka.
- Tak wygląda posiłek wampira po przebudzeniu - mruknął, chcąc rozładować trochę atmosferę. Shanae puścił dziwkę, a jej martwe ciało upadło na podłogę z cichym "tamp". Wampir zwrócił wzrok zielonych oczu na smoka i czorta. Wstał powoli, wciąż na nich patrząc.
Byłeś tu od początku...
Zanim smok zareagował, czerwonowłosy tulił się do niego, obejmując ramionami szyję. Zamknął oczy, wdychając zapach starszego.
- Byłeś tu od początku. Wszystko słyszałeś... - powiedział cicho, po czym musnął ustami policzek mężczyzny. Odsunął się.
- Dziękuję za pomoc... Jednak jeśli zostaniesz tu jeszcze chwilę dłużej, nie wiem, czy będę miał siłę, by cię stąd wypuścić - uśmiechnął się do niego delikatnie, nie sięgało to jednak oczu.
Rosier przełknął ślinę, patrząc na nich obu nerwowo.
Rozumiem, że to ja pozbędę się ciała... dnia Wto 23:42, 27 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
Tamashi stanął jak wmurowany, patrząc ze zdziwieniem na tulącego się Shanae. Położył dłoń na jego ramieniu i odsunął go od siebie, odwracając ze wstydem głowę.
-Shanae, nie zrozum mnie źle... - mruknął, nie patrząc na niego. - Ja martwiłem się o ciebie, nie chciałem byś umarł, ale... To wszystko naprawdę nie ma sensu - popatrzył wreszcie na niego i przełknął ślinę. - Ryzykowałeś śmiercią właśnie po to, by nie musieć być ze mną związanym - odparł. - Mam nadzieję, że się udało.
Cofnął się kilka kroków i skinął głową w stronę Czorta, wycofując się w stronę drzwi.
Wampir kiwnął głową, patrząc gdzieś w okolice torsu smoka.
- Udało się. Inaczej krew tego chłopaczka by mnie nie pożywiła. A co do "sensu"... Wiem o tym. Dlatego proszę, żebyś wyszedł - powiedział cicho. Odwrócił się i spojrzał na trupa, zaciskając pięści.
"Nie zabiłem się po to, bym ja nie był związany z tobą... Ale byś ty nie musiał być związany ze mną" - mruknął w myślach gorzko, a potem podszedł do ciała.
Rosier westchnął kręcąc głową. Samym ruchem warg powiedział do smoka "Spieprzyłeś".
- Cześć, Tamashi. Jak coś się zacznie dziać... Najprawdopodobniej nie zostaniesz o tym poinformowany - uśmiechnął się do niego złośliwie.