Mieszkanie Państwa Heiwa
onlyifyouwant
Zaledwie dzień, a raczej noc później, Tamashi razem z Shanae podjął decyzję, by powiadomić rodziców Smoka o ich zaręczynach. Aktualnie siedzieli na kanapie, w salonie głowy rodziny i patrzyli tępo w herbaty, stojące przed nimi na stole.Matka Tamashiego, gdy tylko go zobaczyła, prawie zeszła z tego świata. Potem za to zaczęła się awantura. "Jak mogłeś nam to zrobić!" i tego typu sprawy. Teraz jednak cała czwórka siedziała w całkowitej ciszy.
-Czym się zajmujesz, młodzieńcze? - odezwała się wreszcie matka, patrząc na Shanae z nieukrywanym niezadowoleniem i rozdrażnieniem.\
Nadal nie mogła dopuścić do siebie myśli, że ten siedzący przed nią chłopak o tak groźnym i nieokiełznanym wyglądzie, miał towarzyszyć jej synowi do końca życia. O ile z faktem, że nie będzie miała dziedzica, pogodziła się już po domniemanej śmierci swojego syna, o tyle fakt, że jest on z tych, którzy lubują się w tej samej płci, nadal ją przerastał.
Shanae siedział z nogą założoną na nogę, wyprostowany. Cała ta wizyta mu się nie podobała. Oczywiście, było mu miło, że Tamashi chciał go przedstawić rodzicom... Ale jak już tu byli i nasłuchali się tych wszystkich wyrzutów miał szczerze dosyć.
Był ubrany w sposób jaki zwykle ubierał się do klubu - seksownie, ale nie tandetnie czy "dziwkarsko". Wyprostowane włosy i podkreślone oczy były dodatkiem, tak samo jak obowiązkowa obróżka.
Popatrzył na matkę smoka z dystansem. Oj, chyba się nie polubią z tą kobietą. Miał dwa wyjścia - albo powie prawdę, że jest zabójcą na zlecenie albo powie prawdę pośrednią, że jest hostem.
Druga opcja, jak najbardziej.
- Jestem hostem. I żeby nie pozostawiać niedomówień, nie uprawiam seksu z klientami. Host to nie to samo, co prostytutka - powiedział spokojnie, uśmiechając się uprzejmie. Wiedział, że bardzo wiele osób myli te dwa pojęcia, więc wolał z góry zaznaczyć granicę usług, które akurat on świadczył.
Matka Tamashiego siedziała obok swojego wiecznie milczącego męża i zaciskała nerwowo dłoń na jego kolanie. Patrzyła na Shanae jak na nieokrzesanego dzieciaka, który ma chwilową zachciankę na "wyrwanie" jej syna.
-Wiem czym zajmują się hosty - powiedziała tylko, biorąc w dłoń kruchą filiżankę i upijając z niej łyk napoju. - Jakie masz plany na przyszłość, synu? - zwróciła się tym razem do Smoka, patrząc na niego obojętnie.
-Mieszkamy z Shanae w jednym domu, obaj pracujemy i zarabiamy dosyć duże pieniądze - powiedział. - Nie mamy się czym martwić i co zmieniać - zakończył, łapiąc swojego chłopaka za rękę i patrząc na matkę.
-Powinnaś się cieszyć, że się pokazałem - dodał po chwili, trochę ciszej. - Że żyję, że nic mi nie jest... - jego głos stawał się powoli coraz bardziej wilgotny. - a ty tylko ubolewasz nad tym, że nie znajdę małżonki, która poprawiłaby status naszej rodziny... Już dawno odzyskałem dobre imię ojca, prowadzę interesy tak, jak należy... Ale ty nadal nie możesz mi zaufać.
Wampir miał szczerą ochotę uśmiechnąć się ironicznie i powiedzieć tej kobiecie coś złośliwego. Powstrzymał go tylko fakt, iż to ona urodziła jego kochanka. Gdy poczuł jego rękę spojrzał na niego, a jego spojrzenie z miejsca zmiękło. Splótł z nim palce i zacisnął je lekko, by mężczyzna czuł, że jest przy nim i go wspiera. Znów przeniósł spojrzenie na jego rodziców, zastanawiając się, czemu to ta "maszkara" ma tyle do powiedzenia, a jej mąż milczy jak zaklęty. Przyjrzał mu się przez chwilę i spojrzał na swoją filiżankę.
Cóż. Herbata nie miała "wkładki" z krwi, więc nijak nie mógł jej ruszyć, nawet z uprzejmości.
Znów podniósł wzrok na matkę Tamashiego, milcząc jednak. Nie chciał się wdawać w kłótnie. Pogłaskał kciukiem skórę smoka.
Matka Tamashiego odwróciła wzrok, jakby rzeczywiście na chwilę pojęła fakt, że nie jest odpowiednią matką. Po chwili jednak znów przybrała wyraz obojętności, pogardy wręcz.
-Pokładaliśmy w tobie wielkie nadzieje, razem z ojcem dbaliśmy o to, by żyło ci się jak najlepiej, a ty odwdzięczyłeś się nad ucieczką - odparła niewzruszona. - Uważasz, że zasługujesz na to, by dalej być naszym synem?
Smok skrzywił się wyraźnie, czując ukłucie spowodowane słowami matki. O ile przez ten cały czas, kiedy jej nie widział, nie brakowało mu jej, o tyle teraz, gdy siedział tak blisko swojej matki, pragnął usłyszeć od niej jakieś miłe słowa, zobaczyć czuły gest.
-Jestem tym samym chłopcem, którego wychowywałaś te 20 lat temu - powiedział cicho, nie patrząc na nią. - Nie oczekuj ode mnie, że zatańczę tak, jak mi zagrasz... Nie chciałbym znów urywać z wami kontaktu - dodał po chwili, wstając z kanapy i ciągnąć do pionu również Wampira. - Odezwę się za jakiś czas.
Ruszył w stronę drzwi wyjściowych, prostując się wreszcie i patrząc przed siebie.
-Zawsze podziwiałem twoją asertywność, ojcze - zakpił jeszcze, nie obracając się nawet w stronę rodzicieli.
Miał szczerą ochotę przywalić matce smoka. Gdy tylko wsiedli do powozu, syknął coś w śpiewnym języku swojego dziadka. Pokręcił głową i przysunął się do smoka. Popatrzył na niego, niepewny, czy ten pozwoli mu na uścisk. Zagryzł dolną wargę. Ta wizyta trochę przygasiła ich szczęście, ale wampir miał nadzieję, że dalej wszystko potoczy się dobrze. Złapał go za rękę, znów splatając z nim palce i posłał mu delikatny, czuły uśmiech.
Wracali do domu.
Tamashi odpowiedział również uśmiechem i objął chłopaka ramieniem. Położył głowę na jego barku i przymknął oczy. Po chwili postanowił jednak wziąć się w garść.
Wyprostował się i popatrzył na chłopaka z delikatnym uśmiechem.
-I jak ci się spodobała twoja przyszła teściowa? - zapytał z delikatnym rozbawieniem. Chciał jakoś rozładować atmosferę.
Wampir pokręcił głową.
- Gdyby nie to, że urodziła tak wspaniałego faceta, jakim jesteś, to bym jej wygarnął "kilka miłych słówek" - odparł, odchylając głowę i przymykając oczy.
- Przepraszam, ale ona jest naprawdę... okropną babą - dodał, używając jak najlżejszego określenia, które mu się nasuwało. Popatrzył na niego i uśmiechnął się lekko.
- Notabene... Twój ojciec zawsze był taki cichy? - zapytał ciekawie.
-Nie musisz przepraszać - powiedział cicho. - Dobrze wiem, że nie sprawia zbyt dobrego wrażenia...
Założył nogę na nogę i wyjrzał przez małe okienko. Na zewnątrz było zupełnie ciemno, więc Smok mało co widział. Nie mógł się doczekać, aż dojadą do domu, umyją się i pójdą spać. No, przynajmniej on chciał tak zrobić. Dla niego było już strasznie późno, a po dzisiejszym dniu był padnięty.
-Nie pamiętam, by kiedykolwiek dużo mówił... - zaczął, starając się przywołać wspomnienia, którym towarzyszył jego ojciec. - Niesamowicie denerwował matkę, więc po pewnym czasie po prostu przestał się odzywać, by nie wchodzić jej w drogę.
Zaśmiał się pod nosem, przypominając sobie jedną sytuację.
-Gdy kiedyś matka wyjechała, przez cały tydzień chodził ze mną nad jezioro i ćwiczył ze mną moce - odparł z uśmiechem. - Prawie go zabiłem, nie panowałem wtedy jeszcze nad stanami skupienia i po prostu go zamroziłem... A on, jedyne co powiedział tuż po tym, jak odzyskał mowę, to "Przez chwilę poczułem się jak twoja matka, Tamashi" i zaśmiał się naprawdę szczerze. "Bryła lodu"- tak ją czasem określał.
Smok pamiętał, jak przerażony był, gdy zorientował się, że z jego tatą coś jest nie tak. Nigdy nie był z nim zbyt blisko, jednak w tamtej chwili wszystko się zmieniło. Od tamtej pory powstało między nimi swego rodzaju, nieme porozumienie. Tamashi nie był tylko pewien, czy jeszcze obowiązuje.
Wampir uśmiechnął się trochę nieobecnie.
- "Bryła lodu"... Bardziej była by nią, gdyby w ogóle nie zwracała na ciebie uwagi - powiedział cicho, samemu również patrząc za okno po "swojej" stronie. Zapatrzył się w mrok, mimo iż dla niego było wszystko bardzo wyraźne. Uniósł rękę i odgarnął kilka kosmyków włosów z twarzy.
Rodzice. Nie myślał o nich wcześniej. Czy tęsknią? Czy zmartwili się, gdy doszły ich słuchy, że umarł? Czy żałują go?
Uśmiechnął się ironicznie pod nosem.
Na wszystkie te pytania znał odpowiedź. Brzmiała ona "nie".
Tamashi siedział w ciszy i patrzył w mrok nieobecnym wzrokiem. złapał dłoń Shanae swoją i splótł z nim palce.
-Kocham cię - powiedział po prostu, a kąciki jego ust uniosły się nieznacznie.
Wiedział, że nie ma najgorzej, wiedział przecież, że rodzice nadal go kochali... To, że czasem nachodziły go wątpliwości, było chyba normalne.
Westchnął pod nosem i przymknął oczy. Oparł głowę o ściankę powozu, wsłuchując się w stukot kopyt.
Stara kobieta o rudych, asymetrycznie ściętych włosach siedziała przy przy stoliku w salonie i czytała jakąś cieniutką książkę. Ubrana była w długą, elegancką tunikę w morskim kolorze, w pasie za to, miała przewiązany brązowy pas.
Czekała na gościa.
Gdy ostatnio udała się na herbatkę do jednej ze swoich znajomych, dowiedziała się bardzo nieprzyjemnych rzeczy. Potem, dzięki swoim umiejętnościom zdołała wyciągnąć od mieszkańców miasteczka jeszcze więcej... I bardzo nie spodobało jej się to, czego się dowiedziała.
Shanae miał bardzo złe przeczucia, co do intencji matki Tamashiego, która niespodziewanie zaprosiła go "na herbatę". Zmrużył oczy, dochodząc do drzwi jej domu.
Nie podobało mu się to, ani trochę.
Miał na sobie skórzane spodnie, których nogawki znikały wy wysokich, glanopodobnych butach. Ciemna koszula była zapięta na całe trzy guziczki, co przy wyprostowanych włosach i delikatnym podkreśleniu oczu wyglądało bardzo atrakcyjnie. Spodnie odkrywały kawałek tatuaża chłopaka.
Przedstawiał on... ranę. Dokładniej, pionową, krwawiącą ranę, rozpiętą pod lewym sutkiem chłopaka, dokładnie w miejscu, gdzie było serce. "Wypełzały" z niezliczonej ilości pająki. Większe, mniejsze, owłosione i te mniej. Rozchodziły się one po podbrzuszu i brzuchu chłopaka. Spływała z niej również krew, która tworzyła pod żebrami napis "Vivere militare est*". Wyglądało to bardzo realistycznie.
Zapukał do drzwi, poprawiając fikuśny płaszczyk, który miał jeszcze od czasów związku z Tamashim. Odsunął kilka kosmyków z twarzy, zakładając je za ucho, ukazując tym wiele kolczyków, przedstawiające małe pajączki i... odwrócony krzyż "wbity" w "standardową" dziurkę na kolczyki**.
--
*) z łac. "Życie jest walką". Seneka.
**) W centralnej części "płatka" ucha... Wiesz, o co mi chodzi xD
Kobieta wstała z sofy, odkładając na stolik książkę, okładką do góry. Poprawiła okulary na nosie, spoglądając na zegarek. No, niesamowite, wampirzątko się nie spóźniło.
Podeszła do drzwi i otworzyła je, od razu przybierając wyraz całkowitego niezadowolenia.
Zmarszczyła brwi, lustrując Shanae wzrokiem. Po kilku sekundach otworzyła drzwi szerzej i wpuściła go do środka.
-Witaj - powiedziała oszczędnie i ruszyła w stronę salonu chcąc, by Wampir udał się za nią.
Uśmiechnął się ironicznie, wchodząc do środka i zamykając za sobą drzwi. Ruszył za nią, patrząc w jej plecy zimno.
- Wybacz, że nie będę owijał w bawełnę, ale... Czego ode mnie chcesz? - zapytał od razu, nie chcąc się bawić w żadne gierki. Oblizał usta szybko, patrząc na nią uważnie.
Nie lubił tej kobiety. Po prostu nie i już. A może to tylko dla tego, że owa kobieta nawet nie "dała" mu się lubić.
Chociaż nie, po prostu jej nie lubił. Koniec, kropka.
Kobieta puściła mimo uszu jego słowa, siadając na swoim dawnym miejscu. Odłożyła okulary i nabrała powietrza w płuca.
-Czego tutaj szukasz? - zapytała, patrząc na niego "twardo".
Chciała dla swojego syna jak najlepiej, dlatego miała zamiar uchronić go przed tym osobnikiem, stojącym w jej salonie. Nie mogła pozwolić, by Tamashi dowiedział się, że Shanae tu jest i odwrotnie. Chyba, że już wiedzieli...
Te kilka lat temu umiejętnie oszukała swojego syna. Nie była pewna, czy ten potrafiłby jej to teraz przebaczyć. Poza tym, odkąd została babcią, martwiła się o następną głowę w rodzinie. Chciała zapewnić chłopcu jak najlepszą przyszłość.
I nie dopuszczała do siebie myśli, że ten kurdupel mógłby popsuć jej plany.
Wampir uśmiechnął się ironicznie, siadając na kanapie na przeciwko niej. Założył nogę na nogę, patrząc na nią zimno.
- Szczęścia, tak sądzę - odparł cynicznie, splatając dłonie i opierając je na kolanach.
- Och, i moje gratulacje. Jesteś babcią, winszuję... I udało ci się sprawić, by Tamashi poślubił tą kobietę, Elizbath. Całkiem przyjemna osóbka. Tamanea też jest uroczy - powiedział, obserwując ją. Usadowił się wygodnie.
Nie miał ochoty patrzeć na tą kobietę, a już tym bardziej z nią rozmawiać. Stwierdzenie, iż "dopięła swego" napawało go goryczą, chociaż wiedział, że wiele z tej sytuacji jest też jego winą.
A to bolało jeszcze bardziej.
Często zastanawiał się, czy gdyby postąpił inaczej... Gdyby osobiście powiedział mężczyźnie co się dzieje... Czy gdyby zabrał go ze sobą albo gdyby został... Czy wtedy to on siedział by z Tamashim w domu, wychowywał z nim syna i nosił obrączkę? Może wtedy nie tylko Tameari, ale i Tamanea byłby jego synem, ich "wspólnym" synem...
Przerwał te rozmyślania, wracając do "tu i teraz". "Przecież to nic nie da, takie gdybanie" skarcił siebie w myślach, wściekły.
Babka siedziała wyprostowana, a z każdym słowem , które usłyszała, nabierała groźniejszego wyrazu. A więc już wie. Wie jak ma na imię jej wnuczek, zna nawet imię żony Tamashiego...
Niemal warknęła pod nosem, patrząc prosto w twarz Wampira.
-Nie zbliżaj się do Tamashiego i Tamanei - odparł sucho, niezwykle pewnym siebie tonem. - Nie chcę, żebyś wtrącał się w sprawy naszej rodziny. Nie należysz do niej.
Prychnął, patrząc na nią zimno.
- Dopóki ty w niej jesteś, nie mam ochoty "należeć do niej" - powiedział cicho, groźnie. Przechylił lekko głowę, obserwując ją.
- Nie martw się. Póki Tamashi sam nie wykona ruchu w moją stronę, nie zamierzam... wtrącać się w ten teatrzyk, którym tak zgrabnie pokierowałaś - dodał, rozluźniając się odrobinę.
- Sądzę jednak, że skoro mój sześcioletni syn, widząc reakcję Tamashiego na moją osobę, domyślił się, kto jest jego drugim ojcem... Cóż. Myślę, że Tamashi również się tego domyśla. O właśnie, to też wiesz? Że mam sześcioletniego syna? Nazywa się Tameari i wygląda zupełnie jak jego ojciec. Te same fioletowe włoski i niebieskie oczka - uśmiechnął się złośliwie. Podejrzewał, że kobieta wie o małym wampirze.
- Ale, jak już mówiłem, żaden z nas nie wtrąci się w życie Tamashiego, póki on sam nie wykona kroku. O to nie musisz się martwić.
Kobieta łupnęła dłońmi o blat stołu i podniosła się zamaszyście z kanapy. Ledwo co się powstrzymała od jakiegoś dziecinnego wyzwiska. Nie miała zamiaru bawić się w przedszkole.
Owszem, wiedziała o tym, że Shanae ma syna. Nigdy jednak nie przeszło jej nawet przez myśl, że jest to dziecko Tamashiego. I nie miała zamiaru pozwolić, by ta wiadomość się rozprzestrzeniła.
Na dodatek zaczęła niepokoić ją jedna myśl- Co, jeżeli Tamashi wykona jakiś krok?
-Nigdy więcej nie waż się mówić, że ten dzieciak, to syn Tamashiego - warknęła przyciszonym głosem. - Nie ma takich samych włosów, jego oczy nie są błękitne... Tamashi no Heiwa ma tylko jednego syna- Tamaneę i jedyną miłość w swoim życiu, Elizabeth!
Zaśmiał się zimno, patrząc na nią ironicznym wzrokiem.
- Miłość? Jak facet, który przez 23 lata pieprzył się z facetami, ba, zaręczył się z facetem, nagle "zakochał" się w kobiecie? Jesteś wspaniałą manipulantką. I to wszystko - powiedział ostro, patrząc na nią intensywnie i groźnie.
- A Tamashi ma dwóch synów. Tamanea i Tameariego. Wiem, z kim mam syna. Zresztą, wystarczy prosta matematyka, by to sprawdzić. Mogę ci podać dokładną nazwę urodzin, a dowiesz się, że czas poczęcia wypadał dokładnie na pięć dni po naszej wizycie tutaj. Miesiąc później musiałem wyjechać... Więc po raz kolejny powtórzę: twój syn, Tamashi no Heiwa jest ojcem mojego syna. A to, czy ci się to podoba czy nie, gówno mnie obchodzi - powiedział wolno, dobitnie. Wstał, patrząc na nią z pogardą.
- Jeśli to wszystko, co miałaś mi do powiedzenia, to pozwolisz, że już pójdę.
Kobieta zmarszczyła brwi, wysłuchując do końca słów Shanae i wyprostowała się powoli, zdejmując dłonie ze stołu.
Była matką i babcią. Chciała dla swojej rodziny jak najlepiej, walczyła, by wszystko układało się tak, jak powinno. A ten Wampir tego nie rozumiał.
-Uprawiał seks z mężczyznami? - zakpiła, uśmiechając się pod nosem. - z tobą, może z dwoma innymi i tle. A kobiet miał dużo, uwierz matce, znam go lepiej niż ty.
Przerwała na chwilę, okrążając stół. Wygładziła sukienkę, zakładając na swój prosty nos okulary.
-Zrozum mnie, młodzieńcze - powiedziała już trochę łagodniej, jednak nadal ostro. - Chcę dla mojej rodziny jak najlepiej. Powiązania Tamashiego z tobą nie są teraz ważne, on już dawno o tobie zapomniał... Jeśli pojawisz się znów w jego życiu, zniszczysz wszystko. I jego i jego syna. A jestem pewna, że i twój partner nie byłby zachwycony... Więc trzymaj z dala swojego bachora i siebie samego od Tamashiego, bo w innym przypadku, nie wyniknie z tego nic dobrego... Teraz to już wszystko, co chciałam powiedzieć.
Popatrzył na nią i uśmiechnął się ironicznie.
- Nie, nie chcesz "jak najlepiej". Chcesz spełnić swoje wyobrażenia. Gdybyś chciał jak najlepiej, nie wciskałabyś mu na siłę kobiet do małżeństwa. Cieszyłabyś się, że żyje, zamiast robić mu wyrzuty - powiedział spokojnie.
- A twój kochany wnuk przyjaźni się z moim synem. A ja nie zamierzam zabronić im tego, tylko przez to, że boisz się, iż zniszczy to całe przedstawienie, które stworzyłaś - odparł, chociaż w środku dygotał ze złości.
- I powtarzam po raz kolejny, bo do ciebie to chyba nie dociera: DOPÓKI Tamashi SAM nie zrobi żadnego ruchu w moją stronę, ja również nie będę się wtrącał. Jeśli jest on na prawdę pogodzony z tym wszystkim, nie widzę powodu, dlaczego miał bym mu to niszczyć - powiedział ostro, po czym skierował się do drzwi.
Miał ochotę złapać ją za łeb i uderzyć kilka razy o ścianę. Powstrzymał się jednak.
Kobieta zacisnęła pięści, obserwując jak Wampir idzie do drzwi. Myślała, że może coś zdziała, że ten Wampir również będzie chciał dl Tamashiego dobrze... Jednak myliła się.
-Ja lepiej wiem, co jest krzywdą dla niego - powiedziała jeszcze. - Znałeś go kiedyś rok, czy dwa i wydaje ci się, że znasz go lepiej niż ja... Mylisz się.
Postanowiła nigdy nie dopuścić do tego, by Shanae rozbił jej rodzinę. Od narodzin Tamashiego postanowiła, że będą normalną rodziną i nie dopuszczała do siebie ewentualności, że w przyszłości może być inaczej.
-Prędzej umrę, niż pozwolę komukolwiek na rozbicie mojej rodziny - dodała jeszcze, o wiele ciszej.
Wampir zatrzymał się i odwrócił, patrząc na nią kpiąco.
- Przez ten "rok czy dwa" byłem o wiele bliżej niego niż ty kiedykolwiek będziesz. Krzywdą dla niego jest odbieranie mu możliwości wyboru i narzucanie własnych postanowień... Oraz wykorzystanie jego słabości - powiedział spokojnie i poprawił koszulę.
- Więc zrób to. Wszystkim będzie lżej - dodał na stanie słowa kobiety, gdy jego oczy błysnęły czerwienią, a usta rozciągnęły się w bezlitosnym, zimnym uśmieszku. Ukłonił się delikatnie.
- Dziękuję za "herbatę" - powiedział prześmiewczo i wyszedł czym prędzej, wściekły na siebie, że dał się sprowokować do takiej wymiany zdań... że w ogóle tu przyszedł.
Tamashi siedział sztywno na kanapie, wpatrując się pustym wzrokiem w księżyc za oknem. Prawie nie spał przez ostatnie kilka dni, a gdy już udawało mu się zasnąć, nękały go koszmary. Oczywiście, mógł liczyć na wsparcie małżonki, która każdej nocy uparcie przy nim trwała, jednak nie było to dla niego żadne wartościowe pocieszenie.
Przed kominkiem, blisko jego stóp bawił się Tamanea z Tamearim. Jedyne, co zajmowało w tej chwili umysł Smoka to śmiech i słowa wypadające z ust tego drugiego.
-Kochanie, herbaty? - wyrwał go z zamysłu głos Elizabeth, która nachyliła się od tyłu nad jego uchem.
Tamashi odwrócił głowę i spojrzał na nią bez wyrazu. Pokręcił głową, na znak odmowy.
Kobieta cmoknęła męża w kark i poszła do kuchni. Już po paru chwilach wróciła z niewielką tacą w rękach, niosąc na niej dwa talerzyki i dwa kubki. Tym razem przygotowała się do wizyty małego Wampira doskonale, kupując specjalnie przygotowane dla nich jedzenie.
-Małe co-nieco, chłopcy - zaświergotała, stawiając na stoliku srebrną tackę.
Po chwili wróciła do męża na kanapę i usiadła tuż obok niego obejmując go dłońmi w talii i opierając głowę na jego ramieniu. Z uśmiechem na twarzy przypatrywała się zabawie dzieciaków.
Tameari zachowywał się bardzo grzecznie, odnosząc się do obojga starszych z szacunkiem i uprzejmością, chociaż zdarzyło mu się kilka razy na dłużej zawiesić wzrok na Tamashim. Zaraz jednak odwracał się do młodszego chłopca, uśmiechając się doń przyjacielsko i w pewien sposób czule. Gdy spożywał swoją porcję z krwią, jego oczy zamigotały jasną zielenią, która natychmiast przeszła w czerwień.
Shanae poprawił płaszcz i zapukał kołatką do drzwi, chcąc odebrać syna z domu jego młodszego przyjaciela. Był odrobinę zmęczony pracą, a raczej - pracami, bo miał ich aktualnie kilka. Westchnął cicho.
Od czasu "nakrycia" Tamashiego, przyłapywał się na tym, iż kilka razy prawie nazwał swojego obecnego partnera imieniem smoka. I to nie tylko w sytuacjach codziennych, ale i w tych bardziej intymnych chwilach... Których nie było ostatnio za dużo. Pokręcił głową, dobrze wiedząc, że jego brak chęci do zbliżenia niepokoi Akirę. A im bardziej zaniepokojony był niebianin, tym więcej niewygodnych pytań zadawał... i tym bardziej nerwowy się stawał.
Przesunął palcami po policzku, na którym jeszcze kilkanaście minut temu był wielki, żólto-sino-fioletowy ślad po uderzeniu.
Wampir właściwie cieszył się, że tej nocy jego syna nie było w domu. Dzięki temu nie słyszał naprawdę nieprzyjemnej awantury, w czasie której padło wiele gniewnych, raniących słów... Również na temat "puszczenia się" Shanae z "jakimś pierdolonym alfonsem", czego wynikiem był Tameari. Na młodego wampira Akira nigdy nie powiedział złego słowa, nawet w czasie gniewu...
I chyba tylko dlatego czerwonowłosy nie odszedł od niebianina, mimo jego sporadycznych acz gwałtownych wybuchów wściekłości, w czasie których nie stronił od agresji fizycznej. Nigdy jednak nie zdarzyło się, by uderzył Shanae przy młodym wampirze. A i zielonooki nie zawsze biernie przyjmował razy od starszego kochanka, choć nauczył się już, że tego takie zachowanie tylko prowokowało.
Westchnął, czekając, aż ktoś otworzy mu drzwi i starał się nie rozmyślać nad tym wszystkim.
Tamashi zamknął oczy i starał się wyciszyć. Nie udało mu się to jednak, przez kołatkę, która kilka razy uderzyła o drzwi wejściowe. Smok wciągnął trochę zbyt nerwowo powietrze. Nie chciał wstawać i otwierać Shanae drzwi... Z resztą, skąd miał pewność, że to będzie właśnie Wampir? Równie dobrze po Tameariego mógł przyjść drugi tata.
Tamashi skrzywił się, gdy zorientował się, że już bezwiednie nazywa Akirę "drugim tatą". A przecież to on był prawdziwym ojcem...
W czasie, kiedy on uporczywie rozmyślał, Elizabeth zdążyła się podnieść i pójść otworzyć drzwi.
-Witaj, Shanae - uśmiechnęła się radośnie i skłoniła głowę. - Dobrze cię widzieć.
Wpuściła go do domu i zamknęła drzwi.
-Może wejdziesz? - zapytała, kiwając głową w stronę salonu. - Chłopcy właśnie jedzą.
Wampir uśmiechnął się delikatnie, szybko kalkulując, czy moc śmierci małego ptaka była wystarczająca, by utrzymać iluzję zamaskowania śladu na jego twarzy na tyle długo, by mógł pozwolić sobie na chwilową wizytę.
- Witaj, Elizabeth. Nie śmiem odmówić tak uroczej damie - uśmiechnął się do niej czarująco, otrzepując buty na wycieraczce i wchodząc do środka.
Płaszcz rozchylił się lekko, ukazując obcisły, półprzezroczysty, krwisty bezrękawnik, opinający tors wampira. Było przez niego dokładnie widać tatuaż mężczyzny, mimo narzuconej na to ciemnej koszuli. Skórzane spodnie uwydatniały kształt bioder i pośladków czerwonowłosego, a luźne nogawki zakrywały długie buty na małym obcasie.
Czuł zapach krwi kobiety przy nim, dzieci gdzieś w salonie... i Tamashiego przy nich. Poruszył palcami, uspokajając swoje ciało. Nie mógł sobie pozwolić na dekoncentrację, bo iluzję szlag by trafił... A on i tak był dość słaby w tej dziedzinie nekromanii.
Tamashi zorientował się, że Elizabeth zaprosiła gości do środka, dopiero wtedy, gdy usłyszał, że Tameari wita się z tatą. Przełknął ślinę i odwrócił głowę, by spojrzeć na Wampira.
Jego klatka piersiowa uniosła się gwałtownie, gdy Tamashi zauważył, jaki tatuaż Shanae posiada. Widział go pierwszy raz w życiu i przerażał go ten rysunek.
Niemal czuł bijący od niego ból.
Podniósł się trochę niepewnie i kiwnął głową, by przywitać Shanae w swoim domu. Potem opadł z powrotem na kanapę, kierując wzrok na żonę, która znów usiadła obok niego i objęła go z miłością.
-Jak ci się żyje? - zapytała gościa, jak zwykle się uśmiechając. - Spotkałam ostatnio Akirę na targu, żalił się, że za dużo pracujesz.
Jedna z jej dłoni obejmowała męża na ramionach, a druga spoczywała na jego kolanie i drażniła zakrytą ciemnymi spodniami skórę. Smok zdawał się jednak zupełnie tego nie zauważać.
Można było przypuszczać, że coś z nim nie tak, ponieważ siedział zupełnie nieruchomo i wpatrywał się w jeden punkt przed sobą. A dokładniej w odkrytą niemal klatkę piersiową. Czuł, jak zalewa go nagła fala gorąca. Tak dawno nie dotykał tego ciała... Zacisnął na chwilę oczy i odwrócił wzrok. Musiał się opanować.
Wampir również kiwnął smokowi głową na przywitanie. Usiadł na przeciwko nich, uśmiechając się lekko, chociaż gdzieś w środku miał ochotę wytargać tą kobietę za włosy jak najdalej od jego Tamashiego. Problem był tylko jeden.
Tamashi już nie był jego.
Założył nogę na nogę i pogłaskał po włosach synka, który zaraz jednak wrócił do zabawy z młodszym braciszkiem.
- Akira przesadza, jak zawsze. Nie pracuję więcej niż to konieczne w takiej sytuacji - powiedział spokojnie, przesuwając palcami po włosach, odsuwając je przy tym z twarzy.
- Oczywiście, on ma o tym inne zdanie. Raczej nie może zrozumieć, że nie mam ochoty wiecznie siedzieć w domu niczym przykładna żonka... Bez urazy, oczywiście - powiedział, lekko kłaniając głowę z szacunkiem przed rozmówczynią.
- Nie żeby mi coś przeszkadzało w takich osobach, ale... to nie dla mnie. Oszalałbym chyba, gdybym nie miał zajęcia. Taka już moja natura - zaśmiał się cicho, kręcąc głową.
- Tata jest tancerzem - wtrącił Tameari dumnie, a Shanae kiwnął głową.
- Między innymi... A jak wam się wiedzie? - zapytał jednak zaraz uprzejmie, nie chcąc zagłębiać się w temat jego "bycia tancerzem"... Ani innych jego prac.
Tamashi siedział cicho, nie patrząc już na Shanae. Wiedział, że powinien zachowywać się neutralnie, jednak nie potrafił. Patrzył na chłopców, starając się opanować bicie serca.
Na wzmiankę o tańcu, uśmiechnął się mimowolnie. Jak przez mgłę pamiętał, że kiedyś Wampir wykonał jakiś taniec, który Tamashiego zachwycił. Nie pamiętał kiedy, ani gdzie to było, jednak był pewien, że to akurat nie był sen.
-Wspomnę mu, żeby dał ci trochę wolności - mrugnęła do niego, śmiejąc się cicho. - U nas w porządku - przycisnęła się do męża trochę mocniej. - Dziecko nam rośnie, my się starzejemy, czyli wszystko w jak najlepszym porządku - zaśmiała się i odwróciła głowę w stronę Tamashiego. - Kochanie, wykaż trochę zainteresowania naszym gościem, co?
Smok popatrzył na nią, a potem skierował wzrok na Wampira. Przymknął oczy, by po chwili otworzyć je z nową mocą, jakby zbierał w sobie siły.
-Cieszę się, że ci się powodzi - powiedział pierwsze, co przyszło mu na myśl.
Wampir już chciał powiedzieć, że nie ma potrzeby, by smok się nim przejmował... Jednak poczuł się niemal zaatakowany słowami dawnego kochanka. Przez chwilę w jego oczach mignął ból.
Czy "powodzeniem" można było nazwać budzenie się obok mężczyzny, którego nie kochał, który był tylko zastępstwem? Czy można było tak nazwać posiadanie partnera, który - ostatnio coraz częściej - nie potrafił opanować własnej furii i pięści? Czy może "powodzeniem" było tkwicie w zawieszeniu, między tym, co było a tym, co jest?
Shanae miał tego pecha, że pamiętał bardzo dokładnie wiele wspomnień związanych ze smokiem, jak nie wszystkie. Nawiedzały go i dręczyły, nie dając mu uwolnić się od szponów dawnego uczucia, które dalej się w nim tliło.
Zaraz jednak przywrócił się do porządku, nie zauważając, że przez kilka sekund siniak na jego policzku był widoczny. Udało mu się jednak wznowić iluzję i nawet uśmiechnął się delikatnie, choć sztucznie.
- Dziękuję. Również cieszę się, iż w twoim życiu jest... miłość i szczęście - powiedział, chodź zawahał się minimalnie przy odwzajemnieniu "uprzejmości". Odwrócił wzrok, jako wymówkę przyjmując bawiących się chłopców. Złagodniał niemal od razu, patrząc na nich.
Tamashi patrzył na niego, starając się przybrać na twarzy wyraz obojętności. Nie zdołał jednak długo go utrzymać, ponieważ mignęło mu coś na policzku Shanae. Tamashi był pewien, że to siniak, ale... Skąd miał wiedzieć, skąd on się wziął? Nie był nawet pewien czy mu się nie przewidziało.
-Oj, wiele miłości! - zawołała nagle Elizabeth i uśmiechnęła się promiennie. - Chociaż mamusia zrobiła się ostatnio niezwykle nerwowa, nie sądzisz? - odwróciła głowę do męża.
-Tak, masz rację - przyznał jej cicho Smok, a potem krzyknął zaskoczony, gdy Tamanea z zaskoczenia wskoczył mu na plecy z radosnym okrzykiem.
Zaśmiał się cicho pod nosem, zdejmując go z siebie delikatnie i sadzając obok Eli na kanapie.
-I dużo szczęścia, jak widzisz - dodała zaraz Elizabeth, tarmosząc młodego po głowie i mówiąc mu na ucho, by nie atakował tatusia.
Tamashi uśmiechnął się, patrząc na małżonkę i syna. Naprawdę ich kochał, trudno było się nie przywiązać.
Smokowi Wampir wydawał się identyczny z wyglądu, jednak teraz zauważył, że jego charakter się zmienił. Nie pamiętał, by Shanae był taki cichy, spokojny, zrównoważony. Nie wiedział czemu, jednak przeraziło go to.
Oczy Shanae błysnęły czerwienią, kiedy patrzył na całą trójkę. Odwrócił jednak szybko wzrok, zaciskając trochę mocniej palce na oparciu kanapy. Nie zauważył, że iluzja opadła... Dopiero, gdy poczuł delikatne palce, zgarniające włosy na zraniony policzek, to zauważył.
- Nie chcę być niegrzeczny, ale możemy już wrócić do domu? - zapytał Tameari, ukrywając siniaka przed niepożądanymi spojrzeniami. Z dwojga złego wolał wrócić do domu, do skruszonego już zapewne Akiry niż pozwolić, by tata dalej się ranił, patrząc na obrazek idealnej rodziny, w której skład wchodził Ojciec małego wampirka.
Tak, młody Zankoku wiedział, że niebianina czasem ponosi. Jednak nie mijało dużo czasu, jak Akira wracał z podkulonym ogonem, przepraszając. Wtedy znów stawał się tym samym, kochającym i czułym partnerem, co zawsze.
... Aż do kolejnego wybuchu.
Shanae uśmiechnął się trochę nerwowo, patrząc na syna i czując ból przy dotknięciu sińca. Z jednej strony cieszył się, że Tameari jest bystrym i spostrzegawczym dzieckiem, a z drugiej... czasem był aż za bardzo taki.
Elizabeth nie miała w zwyczaju wtrącania się w nie swoje sprawy, nie zareagowała więc, gdy zobaczyła siniaka na twarzy Shanae. Wstała, z Tamaneą na rękach i uśmiechnęła się do gościa.
-My pójdziemy posprzątać po posiłku, a ty, kochanie - odwróciła się w stronę Tamashiego. - Idź pożegnaj naszych gości.
Ruszyła w stronę kuchni, uprzednio zabierając w wolną rękę tackę. Uśmiechnęła się jeszcze na pożegnanie do Wampira i zniknęła w sąsiednim pomieszczeniu.
Smok podniósł się z kanapy, starając się nie patrzeć zbyt dużo na Shanae. Starał się w ogóle nie patrzeć.
Tameari poczuł nagły ucisk i spojrzał na rodziciela prosząco. To on prosił o szybsze wyjście, ale...
- Nie patrz tak na mnie. Idź - Shanae potarmosił włosy syna, uśmiechając się do niego delikatnie. Młody wampir od razu pobiegł za kobietą i młodszym braciszkiem, chcąc pomóc w sprzątaniu.
Starszy wampir pokręcił tylko głową, unosząc rękę i przeczesując palcami włosy. Ułożył je delikatnie na policzku i spojrzał na Tamashiego. Byli sami... A on nie miał zielonego pojęcia, czy powinien zacząć jakąś rozmowę czy może odpuścić i milczeć.
Zwilżył wargi i poprawił koszulę, patrząc w dół, na swój tatuaż. Uśmiechnął się pod nosem gorzko, jednak zaraz uniósł głowę, patrząc na obraz, wiszący na jednej ze ścian.
Tamashi odgarnął włosy z twarzy i odwrócił głowę, patrząc na drzwi do kuchni, zza których słychać było śmiech chłopców. Uśmiechnął się bezwiednie niemal, przenosząc wzrok na Shanae.
Automatycznie przybrał wyraz obojętności, stojąc i nie ruszając się.
-Długo tu mieszkasz? - zapytał z czystej grzeczności, opuszczając trochę wzrok.
Wampir zacisnął pięść, starając się być spokojnym. Spojrzał na Tamashiego neutralnie, z delikatnym i uprzejmym uśmiechem.
- Jakieś... dwa, trzy miesiące, nie dłużej - odparł, wygrzebując z pamięci datę przybycia do tego miasta. Przesunął językiem po kłach, patrząc na niego... Ale nie w jego oczy, tylko w okolice policzka i ucha.
- Masz uroczego synka... I żonę. Elizabeth jest bardzo miłą kobietą - powiedział uprzejmie, czując, że musi jakoś pociągnąć rozmowę. - Mieszkacie tu już dłuższy czas, prawda?
Cholernie trudno było mu utrzymać ciało na wodzy i nie przysunąć się do smoka, nie pocałować go gwałtownie, nie kochać się z nim rozpaczliwie na stole bądź kanapie. Nie mógł jednak sobie na to pozwolić, dobrze o tym wiedział, a jednak jakaś jego część wrzeszczała wściekle, że mężczyzna nadal należy do niego, że to on powinien stać przy jego boku... Co w nim buntowało się gwałtownie na myśl, że Tamashi ma już inną miłość, kobietę, żonę, że w jego życiu nie było już miejsca dla wampira.
Bo nie było, a Shanae mógł albo się z tym pogodzić i również ułożyć sobie życie albo dławić się własną zazdrością i ranić samego siebie dalszymi "nadziejami".
Uniósł rękę, zasłaniając usta, gdy ziewnął niekontrolowanie, wymęczony kłótnią z Akirą i pracą. Włosy zafalowały, odsłaniając niemal oskarżycielsko sińca, który z jakiś powodów ni cholery nie chciał się zaleczyć.
Smok przytaknął i oparł się na wyprostowanej ręce o zagłówek kanapy. Nogi lekko mu drżały.
-Tak, trochę ponad cztery lata - odpowiedział, podnosząc wreszcie wzrok na Wampira. - Nic się nie zmieniłe...
I właśnie wtedy znów mignął mu przed oczami siniak na policzku Shanae.
Tamashi zmarszczył lekko brwi, nie dokańczając poprzedniego zdania. Po chwili znów przybrał na twarz wyraz obojętności. Starał się trochę uśmiechnąć.
-Ciężka praca? - zapytał, mając na myśli ślad po uderzeniu.
Wampir spojrzał na niego, a gdy zorientował się, co było powodem pytania smoka, odruchowo cofnął się o krok do tyłu, zasłaniając szybko ślad włosami i odwracając wzrok, niczym rasowy przykład bycia ofiarą przemocy domowej.
- Tak, można tak powiedzieć - odparł, zbierając w sobie siły i unosząc wzrok. Uśmiechnął się trochę wymuszenie.
- Z wyglądu może nic się nie zmieniłem - mruknął, starając się rozluźnić nagle spięte ciało. - Ty również... Nie wyglądasz inaczej. Oprócz ubrania. Jest jakby bardziej stonowane.
Wiedział, że plecie trzy po trzy. I kłamał, mówiąc, iż nie zauważa różnicy w starszym. Jego zachowanie było inne... Ogólnie wydawał się jakiś matowy, bez życia.
Smok zmarszczył brwi, nie kontynuując jednak tematu siniaka. Widział, że Shanae skłamał, jednak nie zamierzał w to wnikać. Nie byli przyjaciółmi, żeby się sobie zwierzać.
-Ty za to, wyglądasz identycznie... - odparł, patrząc na jego strój. - Nie pamiętam cię zbyt dobrze, jednak... Chyba nosiłeś się tak samo?
Odwrócił znów wzrok i przełknął ślinę. Czuł rozchodzące się bardzo powoli ciepło, które sprawiało, że jego serce biło coraz szybciej. W jednej chwili zaczął po prostu błagać w myślach o to, by Elizabeth wreszcie wyszła z tej kuchni. Żeby nie byli sami, bo czuł, że długo nie wytrzyma i po prostu upadnie.
Zacisnął palce na oparciu kanapy, nie patrząc na Wampira.
Wampir poczuł się jakby ktoś mentalnie kopnął go prosto w żołądek. Nagła fala zimna i bólu niemal zwalił go z nóg.
Zapomniał. Po prostu wyrzucił go z pamięci, niczym śmiecia, niczym coś zupełnie zbędnego...
Zacisnął zęby, żeby nie powiedzieć za dużo, żeby nagła gorycz nie wylała się z niego w ostrych, raniących słowach. Skoro Tamashi wymazał sobie go z pamięci... To czy kiedykolwiek był poważny w relacjach z wampirem?
Ta myśl tylko dobiła wampira, który usiadł nagle na kanapie, jakby zabrakło mu sił. Uniósł rękę, drapiąc się po czole tak, by ukryć pełne bólu spojrzenie przed starszym.
- Mniej-więcej tak samo - powiedział dość słabo, jednak zebrał się w sobie zaraz. Wstał, próbując utrzymać się na miękkich nogach.
- Tameari! Chodź, wracamy do domu - zwrócił się trochę głośniej i spokojnie w stronę wyjścia z salonu. Nie chciał już tu być, nie chciał przebywać ze smokiem sam na sam w jednym pomieszczeniu.
W myślach jakaś dawna część jego roześmiała się pogardliwie, kpiącym głosem komentując jego głupotę i naiwność.
"Dałeś się wydymać" - mówiła, a Shanae niemal widział własne usta, rozciągnięte w okrutnym uśmieszku i wystające z nich drapieżnie kły. - "Dałeś się wydymać i wplątać w coś takiego... Spierdoliłeś całe swoje życie, naiwnie krocząc za miłością do tego mężczyzny, a on zwyczajnie miał cię gdzieś. Zawsze. Oh, jakież to smutne..."
Uspokajał się, jednak jego oczy zabłysnęły czerwienią. Już kiedyś został zraniony... A zraniony wampir to mało bezpieczna i spokojna istota.
Tamashi drgnął nagle, rejestrując kontem oka, że Shanae opada na sąsiednią kanapę. Wziął głęboki oddech, słuchając jego niemrawej odpowiedzi.
Elizabeth wyszła z kuchni, wycierając dłonie o fartuch przewiązany wokół pasa i wypuszczając z pomieszczenia Tameariego i Tamaneę. Zmarszczyła brwi, widząc stan starszego Wampira.
-W porządku, Shanae? - zapytała, zerkając przelotnie na Tamashiego, który też z resztą, nie wyglądał za dobrze.
Ruszyła za gościem do przedpokoju, chcąc otworzyć mu drzwi. Podała małemu Wampirowi jego płaszczyk i odblokowała zasuwkę w zamku. Nie chciała dłużej zatrzymywać Shanae i Tameariego, ponieważ bez trudu dostrzegła, że coś jest nie tak.
-Mam nadzieję, że dobrze się bawiłeś - odparła cicho i grzecznie do chłopczyka, gdy zamykała za nim drzwi.
Gdy wróciła do salonu, Tamashiego już tam nie było.
Tamashi czuł podświadomie, że coś jest nie tak. Nie wiedział jednak, co dokładnie. W pierwszym odruchu chciał nawet polecieć do Shanae, by zobaczyć, czy wszystko z nim w porządku, jednak zdawał sobie sprawę, że to nie o wampira chodzi.
Był na targu, kupował jedzenie do domu. Kilka godzin wcześniej zostawił Elizabeth i Tamaneę w domu. Niemal instynktownie szedł teraz w kierunku własnego mieszkania. Coś było nie tak.
Jego podejrzenia tylko się pogłębiły, gdy dostrzegł nad linią lasu chmurę dymu. Wtedy to rozłożył skrzydła, nie przejmując się ani kurtką, ani zakupami.
~~~
-Tamanea! Elizabeth! – krzyczał, starając się swoją mocą wygasić otaczające go płomienie.
Szedł z głową jak najniżej, sprawdzając kolejno każde pomieszczenie. Czuł smród palonych włosów i inne, równie nieprzyjemne zapachy. Oddychał ciężko, starał się wciągać wystarczająco dużo powietrza, równocześnie nie wdychając dymu, jednak było to niemożliwe. Starał się nie zwracać na to uwagi.
Wchodził po schodach, słyszał, jak nadpalone drewno trzeszczy mu pod stopami. Kaszlał, oczy mu łzawiły, jednak był zdeterminowany.
Nie miał wystarczająco dużo mocy, by ugasić ogień, jednak zdołał powstrzymać jego rozprzestrzenianie się. Wiedział jednak, że zbyt długo nie wytrzyma. Ale musiał znaleźć Tamaneę, musiał uratować syna i żonę.
-Tamanea! – wrzasnął jeszcze raz, jednak jego głos ledwo przedostał się przez hałas wywołany pożarem.
Nie myślał wtedy o tym, że pali się jego dom, jego dobytek... Najważniejsze było życie jego rodziny.
Gdy znalazł ich w jednym z pomieszczeń, jego serce stanęło. Ciało Elizabeth, zupełnie nieruchome, skulone było pod oknem. Jej ręka przyciskała kawałek materiału do twarzy Tamanei, prawdopodobnie by ochronić go przed dymem.
Tamashi podbiegł do kobiety, nie przejmując się już wcale łzami spływającymi z jego oczu.
Okno było otwarte, Elizabeth myślała prawdopodobnie o skoku. Smok wziął ją w ramiona, tak samo jak syna i wszedł nieporadnie na parapet. Rozwinął skrzydła i skoczył.
Silne kończyny niewiele mu dały. Odległość do ziemi była niewielka, Tamashi nie zdążył nawet porządnie zamachać skrzydłami. Upadł więc boleśnie na ziemię, ochraniając jednak ciało żony i małego chłopca.
- Tameari! Wracaj! - Shanae biegł za synem, próbując go dogonić. Widział dym i doskonale wiedział, w którym kierunku zmierza młody wampirek.
- Nie! - sześciolatek przyspieszył tylko. Jego jasne ubranie było zabrudzone krwią Akiry. Niebianin wrócił pijany do domu, obwieszczając z radością, co zrobił. Shanae nie zdążył nawet zareagować na jego słowa, gdy Tameari rzucił się na blonyna i po prostu rozerwał mu gardło, a potem wybiegł. Starszy wampir instynktownie przeskoczył wykrwawiającego się Akirę i ruszył za synem.
Bardzo szybko dotarli na miejsce pożaru. Shanae złapał syna za rękę, zanim ten bezmyślnie wbiegł do palącego się domu.
- Zaczekaj tu! Jesteś za młody, ogień cię zabije natychmiast - warknął, samemu ruszając do przodu. Usłyszał trzepot gdzieś wyżej, zaraz potem krzyk syna. Podbiegli do leżących na trawie ciał.
- Tamashi! - starszy wampir natychmiast sprawdził puls ukochanego, zaraz robiąc to samo z żoną smoka. Syknął, nie wyczuwając u niej oznak życia. Popatrzył na swojego syna, który próbował dostać się do młodszego braciszka, wciąż osłoniętego ciałem Tamashiego.
Tamashi leżał chwilę w bezruchu. Zupełnie nie wiedział co się wokół niego dzieje. Słyszał jakieś głosy i szumy, czół ból, ale nie wiedział gdzie było jego źródło. Nie wiedział ile to trwało, ale w końcu ocknął się, zupełnie zdezorientowany. Patrzył w nieruchomą twarz Elizabeth i jego dziecka, wszystko wokół wydawało mu się zamazane.
-Tamanea? - wydobyło się ochrypłe z jego gardła, a on drżącymi dłońmi ujął twarz syna.
Zaraz opuściły go jednak siły, opadł więc na glebę, uwalniając tym samym Tamaneę od swego ciężaru.
Przyłożył palce do szyi chłopaka, nie wyczuł jednak pulsu. Łzy gwałtownie opuściły jego oczy, kapiąc obficie na ubranie młodego smoka. Zapomniał na chwilę o żonie.
Obrócił głowę i dopiero wtedy zorientował się, że jest przy nim Shanae.
-Błagam, ratuj go! - wydawało mu się, że krzyknął te słowa, choć nie był do końca pewien, bo nic nie usłyszał.
Ponownie pochylił się nad ciałem Tamanei i przyciągnął go do siebie.
Shanae wciągnął gwałtownie powietrze, słysząc szept smoka. Popatrzył na dziecko w jego ramionach, boleśni świadomy, że zostało mu jeszcze tylko kilka chwil życia.
- Tamashi... - pokręcił delikatnie głową, nie wiedząc, co mu odpowiedzieć. Tameari spojrzał na ojca rozpaczliwie.
- Przemień go - poprosił niemal płaczliwie, a starszy wampir przełknął ślinę. To mógł zrobić. Nachylił się nad prawie martwym dzieckiem, wsłuchując się w jego krew. Jego ciało było zbyt zniszczone wewnętrznie, by wampir mógł go bezpiecznie przemienić. Spojrzał w stronę martwej kobiety.
- Przepraszam - powiedział cicho do smoka i wyciągnął rękę, koncentrując się na energii, tkwiącej jeszcze w ciele Elizabeth. Zebrał ją i niemal siłą upchnął w ciele chłopca, który wygiął się pod jej wpływem i otwierając oczy ze strachem. Dało mu to kilka dodatkowych minut życia, co Shanae zaraz wykorzystał.
- Daj mi go - powiedział łagodnie do Tamashiego, wyciągając chłopca z jego objęć. Ułożył Tamaneę na swoich kolanach i pochylił się, wbijając kły w jego szyję. Upił kilka łyków i odsunął się, sięgając ręką do swojej szyi. Wbił paznokcie w skórę, rozdrapując ją mocno, aż krew pociekła ciemnym strumieniem po bladej skórze. Przytulił dziecko do siebie, naprowadzając jego usta na ranę.
- Pij - mruknął cicho, używając delikatnego czaru sugestii. Poczuł usta małego smoka przysysające się do jego rany i zmrużył oczy, sięgając do swego daru i kumulując go we krwi. Przycisnął chłopca mocniej, nie pozwalając mu się odsunąć. Wiedział, że chłopca to boli, że krew wydaje mu się nagle płynnym ogniem, który pali jego wnętrze. Zamknął oczy, trzymając Tamaneę w objęciach gdy umierał i odradzał się jako wampir. Poczuł małe kiełki nowego wampira, wbijające się brutalnie w jego ciało, drobne palce zaciskające się na jego ramieniu.
- Spokojnie... Powoli - powiedział cicho, czując ból, gdy chłopiec nieumiejętnie pożywiał się jego krwią. Miał tylko nadzieję, że Tamashi nie znienawidzi go za ten czyn.
Tameari w tym czasie pomógł ojcu się podnieść do siadu, uważając, by nic u się nie stało. Przytrzymywał go w razie potrzeby, patrząc na przemianę braciszka.
Tamashi robił posłusznie to, o co Shanae prosił, nie był bowiem w stanie analizować czegokolwiek. Ściskał syna za rękę, równocześnie mając zamknięte boleśnie oczy. Szczypało go całe ciało, jedna z nóg zdawała się promieniować bólem, jednak nie zwracał na to uwagi.
Bał się chwili, gdy paluszki syna w jego dłoni staną się zimne.
Obudził się jakiś czas później w łóżku. Niemal natychmiast podniósł się do siadu.
Zorientował się, że jedna z jego nóg jest usztywniona, a dłonie i plecy wysmarowane miał jakąś maścią.
Wstał z posłania, opierając się na jednej nodze i mimo bólu i zawrotów głowy, ruszył do drzwi. Musiał natychmiast dowiedzieć się co się stało.