Dom Państwa Heiwa
onlyifyouwant
-O matko, on wygląda zupełnie jak ty! - zawołała brązowowłosa kobieta, gdy tylko zobaczyła na progu swojego domu przybyłego chłopaka, którego zaprosił na noc jej syn. - To aż nieprawdopodobne, kochanie - zwróciła się do męża, który akurat doszedł do niej i stanął za plecami.-Wpuśćmy go lepiej do środka - powiedział Tamashi, łapiąc kobietę w pasie i odciągając od drzwi, by dać chłopczykowi wejść. - Zawołam Tama - dodał po chwili, puszczając żonę i idąc wgłąb domu.
Wszedł po schodach na górę, by zaraz znaleźć się w swojej sypialni, gdzie Tamanea bawił się na brązowym dywanie.
-Przyszedł twój przyjaciel - powiedział Smok do syna, nachylając się nad nim. - Idź go przywitaj.
Zszedł razem ze swoim potomkiem na dół, gdzie w salonie już siedział kolega jego syna, razem z roześmianą kobietą.
Chłopiec zachowywał się grzecznie i uprzejmie wobec dorosłych oraz bardzo opiekuńczo i przyjaźnie wobec młodszego kolegi. Rysował dla niego w powietrzu różne rzeczy ogniem, uważając jednak, by młodszy ich nie dotknął. Specjalnie dla czterolatka tworzył śnieg, by ten mógł obejrzeć piękne wzroki na jego płatkach. Opowiadał chłopczykowi piękne bajki, leżąc z nim przed kominkiem.
***
Kilka godzin później.
Shanae westchnął, poprawiając włosy i idąc szybko po swojego syna. Akira chciał odebrać jego syna, ale wampir postanowił zrobić to sam. Dawno go nie widział, dopiero co wrócił ze zlecenia, więc zdążył się tylko umyć, uzyskać od partnera adres i szybko wyruszył.
Gdy wyjechał sześć lat temu, miał nadzieję, że załatwi sprawę z Ostrzami jak najszybciej. Wszystko skomplikowało się przez ciążę, która niemal zabiła wampira. Cóż, młody fioletowowłosy był bardzo "żarłocznym" dzieckiem. Bał się, bo gdyby złapali go, nie byłby w stanie się obronić... Jednak, po 9 miesiącach rozłąki ze smokiem, urodził zdrowego wampirka.
Wtedy dopiero zaczęła się "jazda".
Wychowywanie syna, będąc ściganym przez skrytobójców nie było łatwą rzeczą. Często chciał napisać do Tamashiego, ale wiedział, że wtedy będzie chciał wrócić. A na to nie mógł sobie pozwolić. Zostawił na miesiąc syna pod okiem poznanego przyjaciela, kupca, którego rodzinie towarzyszył od piątego miesiąca ciąży. Wtedy zebrał się w sobie i wybrał się do Ostrzy. Stoczył pojedynek z dziadkiem, ale nie zabił go. Zranił jednak ciało starszego na tyle mocno, by ten zgodził się zostawić w spokoju i jego i ewentualną rodzinę, którą założy. Wrócił po syna i razem z nim udał się w miesięczną wędrówkę do dawnego domu. Chłopiec miał tedy już dwa latka.
Wampir pamiętał jak bardzo poczuł się zagubiony i jak wielki ból sprawiło mu odnalezienie pustego domu. Brał pod uwagę, że smok może kogoś mieć. Że może związał się z kimś, w końcu minęło tyle czasu... Miał jednak nadzieję, że uda mu się odbudować wszystko.
Jednak zamknięte drzwi "ich" domu skutecznie wyzbyły go tych złudzeń.
Mógł jeszcze wybrać się do domu rodziców smoka, ale bał się. Zabrał więc syna i odszedł jak najdalej, wychowując go samemu. Rok temu jednak poznał Akirę i pomyślał, że może warto jednak spróbować zostawić przeszłość za sobą i rozpocząć nowe życie? Tameari potrzebował drugiego rodzica, Shanae był tego pewny, a niebianin był względem nich obu ciepły i czuły. Traktował małego wampirka bardzo dobrze, niczym rodzić, chociaż nie wtrącał się w jego wychowanie. Dla czarnowłosego również był opiekuńczym partnerem... Wampir jednak nie potrafił jednak jeszcze zgodzić się na przypieczętowanie ich związku, mimo iż Akira kilka razy już mu to proponował, a i Tameari mówił, że nie widzi w tym nic złego.
"Lubię Akirę. Nie będę nazywał go >tatą<, ale jest fajny" mówił, patrząc na Shanae oczami, które tak boleśnie przypominały mu o smoku. Przeprowadzili się do rodzinnego miasta Akiry i żyli tak na kocią łapę, chociaż wampir czasami czuł, że wszystko jest nie tak. Że to nie przy tym mężczyźnie powinien być, to nie ten mężczyzna powinien bawić się z jego synem.
Poprawił płaszcz i zapukał kołatką do drzwi spod wskazanego adresu. Sam nie zmienił się ani o jotę, nie licząc kolejnego tatuaża na plecach.
Elizabeth właśnie oglądała z Tamearim i Tamaneą obrazki, stworzone tej nocy przez dwójkę chłopców, gdy do jej uszu dobiegł odgłos pukania do drzwi. Rozpromieniła się, wstając z puchatego dywanu i nachylając się nad przyjacielem swojego syna.
-Chyba ktoś po ciebie przyszedł - mruknęła zadowolona do chłopaka, tarmosząc jego włosy na głowie. - Ruszyła w stronę drzwi, machając, by chłopcy szli za nią.
Otworzyła swoje mieszkanie i uśmiechnęła się uprzejmie do stojącego w progu mężczyzny. Właściwie, to chłopaka... Z resztą nic dziwnego, wampiry przecież zupełnie inaczej rosły.
Spojrzała w dół, gdy jej syn przyczepił się małymi rączkami do jej uda, wpatrując się wielkimi oczkami w tatę przyjaciela. Pogłaskała go delikatnie po główce i ponownie przeniosła wzrok na gościa.
-Witam, jestem Elizabeth - uniosła kąciki ust i wyciągnęła w stronę Wampira rękę. - A to mój syn, Tamanea.
Tameari rozpromienił się, widząc, kto po niego przyszedł.
- Tata! - powiedział uradowany, tuląc się do wampira. Sięgał mu do pasa, co przy wzroście Shanae nie było trudne. - Myślałem, że Akira mnie odbierze...
- Właśnie wróciłem - uśmiechnął się do syna i przeniósł wzrok na kobietę. Uśmiechnął się do niej uprzejmie, obejmując smukłymi palcami jej dłoń i uniósł ją do ust, całując w wierzch.
- Witam. Jestem Shanae - powiedział, patrząc na nią hipnotyzująco zielonymi oczyma. Puścił zaraz jej dłoń, prostując się i spojrzał na chłopca przy jej nodze.
- Cześć. Tameari wiele mi o tobie opowiadał - powiedział do niego przyjaźnie, głaszcząc swojego syna po głowie. Ten stał obok taty, radosny z jego szybkiego powrotu.
Kobieta uśmiechnęła się, widząc tak radosną reakcję młodego, na przybycie jego taty. Widocznie malec musiał być do niego niezwykle przywiązany.
-Może pan wejdzie? - zapytała uprzejmie, choć doskonale zdawała sobie sprawę, że niedługo nadejdzie wschód.
-Naprawdę? - wtrącił nagle Tamanea, patrząc na kolegę z uśmiechem. - Opowiadałeś o mnie? - małe serduszko chłopaczka zabiło trochę szybciej, gdy usłyszał słowa Shanae. Swoją drogą, bardzo podobało mu się jego imię.
Starszy wampir uśmiechnął się do kobiety delikatnie, kręcąc głową.
- Nie, przepraszam, ale nie. Musimy zdążyć do domu przed świtem, rozumie pani... - powiedział, lekko skłaniając głowę.
- Oczywiście, że opowiadałem - odparł Tameari, patrząc na młodszego z delikatnym uśmiechem. - Jesteś moim przyjacielem, dlaczego miałbym nie mówić o tobie tacie?
Shanae uśmiechnął się, patrząc na obu chłopcu, ale podniósł zaraz spojrzenie na matkę przyjaciela jego synka.
- Dziękuję za zaproszenie i opiekę nad Tamearim... I oczywiście zapraszamy Tamanea do siebie, jeśli wyrazi pani na to zgodę. Co prawda, ze względu na nasz tryb życia, możemy jedynie oferować "nocowanie", więc jeśli nie będzie to żadną przeszkodą... - powiedział Shanae, kładąc rękę na ramieniu syna i patrząc uprzejmie na kobietę przed nim.
Kobieta przytaknęła, spoglądając jeszcze raz na Tameariego.
-Oczywiście, myślę, że Tamanea będzie zachwycony - powiedziała, głaszcząc syna po głowie. - Chłopcy świetnie się bawili, więc nie widzę żadnej przeszkody.
-Ja swojemu o tobie nie opowiadałem.. - posmutniał chłopczyk, pochylając główkę i wtulając się w nogę mamy.
Z reguły Elizabeth nie zaczynała ufać ludziom tak szybko, jednak ten mężczyzna wzbudził w niej sympatię. Widać było, że zajmuje się swoim synem jak należy, do tego był niezwykle dobrze wychowany. Brązowowłosa z uśmiechem pochyliła głowę i wyszła z progu.
-Tamashi, może zaprosimy na jutro mamę? - zawołała wgłąb domu, w trakcie zamykania drzwi.
Shanae już odwracał się z synem, już mieli odchodzić, gdy usłyszał ostatnie słowa kobiety. Zatrzymał się, czując jak jego serce zaczyna szybciej bić na imię mężczyzny.
- Tato? Coś się stało? - zapytał Tameari patrząc na starszego z zaskoczeniem. Starszy wampir przełknął ślinę i uśmiechnął się do syna trochę nerwowo.
- Nie, nic, kochanie... Chodź, niedługo świt, musimy zdążyć do łóżek - powiedział, biorąc go za rękę i idąc z nim do domu. Całą drogę próbował uspokoić bijące szybko serce.
Spokojnie... Nie on jeden ma na imię "Tamashi"... To wcale nie musi być on... - powtarzał sobie w myślach.
***
Wampir otworzył drzwi, nawet nie pukając. Zamknął je za sobą z trzaskiem i od razu skierował swoje kroki do salonu, za krwią "tej starej...(i tu cenzura)". Jego oczy błyszczały czerwienią, ale tylko to zdradzało "zły nastrój" mężczyzny. Przesunął językiem po kłach i wszedł do salonu. Popatrzył najpierw na Elizabeth i małego Tamanea, a dopiero potem na matkę smoka.
- Elizabeth... Wybacz tą niezapowiedzianą wizytę, ale mam pewną sprawę do twojej... teściowej... Więc proszę, zabierz lepiej małego na górę i zostań z nim tam - po czym nagle uśmiechnął się ironicznie do najstarszej kobiety.
- Chociaż nie, właściwie ja mogę mówić o tym i przy niej, czemu miała by nie wiedzieć? - powiedział, patrząc matce Tamashiego zimno w oczy.
Oj tak, był wściekły.
Matka Tamashiego odwróciła się w stronę niezapowiedzianego gości i wysłuchała go ze zmarszczonymi brwiami. Warknęła pod nosem i wstała, popychając delikatnie Elizabeth.
-Nie słuchaj go, weź Tamaneę na górę - powiedziała, nie spuszczając wzroku z Wampira.
Nie miała pojęcia o co może chodzić Shanae, nie spodziewała się, że ten ją dzisiaj odwiedzi. Denerwowało ją, że ten czuł się w tym domu jakby był u siebie. I niestety, wyglądał na rozwścieczonego.
Jedynym plusem było to, że Tamashi jeszcze pracował.
~~~
Smok wszedł do domu i odwiązał chustkę, którą miał zawiązaną pod szyją. Już chciał wejść do salonu, gdy usłyszał zdenerwowany głos swojej matki. Wychylił się więc tylko delikatnie.
Jego serce stanęło na chwilę, gdy zobaczył osobnika, który ich "odwiedził".
Schował się za framugą i słuchał.
Wampir poczekał, aż Elizabeth z dzieckiem wyjdzie z pomieszczenia, po czym znów popatrzył na kobietę.
- Kiedy ostatnio badałaś sobie słuch? Albo głowę? Bo mam wrażenie, że gówno słyszałaś i zrozumiałaś z naszej ostatniej rozmowy - powiedział na razie spokojnie i skrzywił się.
- Mówiłem, że nie będę się wtrącał do życia Tamashiego, póki on sam nie zrobi czegoś w moją stronę. I dotrzymuję tego. Tameari wie, że ma nic nie mówić i też tego nie zrobi, bo zależy mu na przyjaźni z młodszym bratem. Nie... Czekaj, jak ty to nazwałaś? Ah, no tak... Nie "zniszczymy" ułożonego życia twojego syna, więc powiedz mi, co chcesz osiągnąć nazywają Tameari "bękartem"? Możesz mi wytłumaczyć, czemu w ogóle zwracasz się do niego w ten sposób? Oboje wiemy, że Tamashi JEST i jakkolwiek byś nie chciała o tym zapomnieć zawsze już BĘDZIE OJCEM TAMEARIEGO. To, że będziesz go traktować jak śmiecia tego nie zmieni... Po za tym, nie pozwolę ci na to. Wierz mi, jeśli jeszcze raz powiesz do niego w ten sposób, sprawię, że nie tylko Elizabeth dowie się o wszystkim, co się działo kilka lat temu - warknął, marszcząc brwi wściekle.
- Na mnie możesz psioczyć ile ci się żywnie podoba. Ale wara od mojego syna, bo nie ręczę za siebie - popatrzył na nią zimno.
- I powtórzę jeszcze raz, bo nadal nie zrozumiałaś zapewne. Tamashi jest ojcem Tameariego. Ale nie będzie to powodem, byśmy ingerowali w jego życie. Tameari i Tamanea się przyjaźnią, więc jeśli nie chcesz skrzywdzić wnuka, któregokolwiek wnuka, lepiej następnym razem ugryź się w język, bo komuś niechcący może się wymsknąć coś o ich pokrewieństwie...
Starsza kobieta zapowietrzyła się, słuchając słów wampira. Oparła dłoń na jednym z foteli i zmarszczyła brwi, patrząc twardo na Shanae.
-Bękart to słowo którego użyłam, masz rację - powiedziała. - Ale dobrze wiesz, że to określenie, które pasuje do twojego syna jak ulał! Nie masz prawa grozić mojej rodzinie. Zjawiasz się tutaj jak z bicza strzelił i myślisz, że wszystko ci wolno! Mylisz się. To, że kilka lat temu sam siebie nie przypilnowałeś i wpakowałeś mojego syna w to bagno nie znaczy, że on ma brać teraz za to odpowiedzialność.
Oddychała trochę ciężko, wyraźnie rozjuszona. Miała dość tej wymiany zdań, nie zamierzała odpuścić bo wiedziała, że ma rację.
-Tameari jest z nieprawego łoża i już nic nigdy tego nie zmieni... A teraz wynoś się z mojego domu, Wampirze.
~~~
Tamashi opierał się plecami i dłońmi o ścianę, oddychając płytko. Zaciskał oczy, starając się nie wypuścić z nich ani jednej łzy. A więc ma syna. Ma dziecko z Shanae...
Przełknął ślinę, starając się unormować oddech. Ten fioletowowłosy chłopak naprawdę był jego synem... Już od pierwszej chwili, w której zobaczył tego młodzieniaszka coś podświadomie podejrzewał, jednak... Tak naprawdę nie chciał dopuścić do siebie faktu, że Tameari naprawdę jest jego... Dzieckiem.
Czemu przeszłość nadal musiała go gonić? Ledwo udało mu się zapomnieć o Czerwonowłosym Wampirze, a teraz znów wszystko do niego powracało.
-Muszę się stąd wydostać... - szepnął do samego siebie i jak najszybciej wyszedł z domu.
Pierwszy raz od kilku lat poleciał w miejsce, które już dawno wymazał ze swojej pamięci.
- Nie proszę, żeby jakkolwiek "brał odpowiedzialność". Dla mnie, bękartem jest ktoś nie chciany. A ja czekałem na narodziny Tameariego. Może wydaje ci się to "dziwne", ale chciałem założyć z Tamashim rodzinę. Ale stało się inaczej, więc nie będę rozdrapywał przeszłości. A ty trzymaj się z dala od mojego syna - warknął, po czym wyszedł z domu tak gwałtownie jak i wszedł.
Przez jakiś czas szedł spokojnie, po czym nagle zerwał się do biegu. Uczucia, które w nim tkwiły, szukały ujścia w postaci łez, ale nie chciał sobie na to pozwolić. Do domu wrócił razem z pierwszymi promieniami słońca, wyczerpany. Bez słowa przytulił się do zaskoczonego niebianina, zaciskając mocno palce na jego koszuli i zamykając oczy.
Muszę ruszyć do przodu - taka myśl przyświecała mu przez całą noc, jednak nadal nie miał odwagi powiedzieć "tak" na oświadczyny Akiry... Chociaż czuł, że jest już bliżej tego niż dalej.
Kilka tygodni po zaręczynach Akiry i Shanae.
Tameari czół, jak po policzkach coraz szybciej spływają mu krwiste łzy. Bał się, bolały go już nóżki, a i drobne rączki wampira powoli odmawiały posłuszeństwa. Popatrzył ze strachem na swojego tatę.
Shanae leżał na kilku kocach, nieprzytomny i lodowato zimny. Czerwone włosy były posklejane posoką, która znaczyła też usta, podbródek i szyję starszego wampira. Lewą rękę miał wygiętą w dziwny sposób, złamaną w kilku miejscach. Praktycznie całe jego ciało było ponaznaczane otwartymi ranami i ciemniejącymi siniakami. Poszarpane ubranie podkreślały jego makabryczny wygląd. Jedynie to, że młody wampir czuł dalej łączącą ich przez gatunek i krew więź sprawiało, że chłopiec wiedział, iż jego tata wciąż żyje.
Ledwo, ale żyje.
Fioletowowłosy ciągnął wytrwale posłanie ze starszym, idąc do pierwszej osoby, która przyszła mu do głowy - do Ojca. Gdy był już przy progu drżącą rączką uderzył kilka razy w drzwi, pukając rozpaczliwie i trzęsąc się cały. Krwawe łzy moczyły ulubioną koszulkę chłopca, ale teraz to się dla niego nie liczyło.
- Otwórz... Proszę, niech ktoś otworzy... - szepnął cicho rozedrganym głosem.
Elizabeth mruknęła sennie, zgaszając właśnie jedną z ostatnich świec, palących się w salonie. Właśnie miała iść spać. Zmarszczyła brwi, zdziwiona, że w środku nocy ktoś puka do jej drzwi. Otuliła się szczelniej szlafrokiem, który miała na sobie i ruszyła w stronę drzwi.
Otworzyła je, lekko uchylając, jednak gdy jej oczy przyzwyczaiły się do ciemności i dostrzegła, tego, kto stał przed jej domem, krzyknęła cicho.
Otworzyła drzwi szerzej i od razu zawołała wgłąb domu po Tamashiego.
Ledwo poznała leżącego na ziemi Shanae.
Podbiegła do Wampira i nachyliła się do jego klatki piersiowej. Usłyszała, że oddycha.
-Tameari, co się stało? - zapytała, oglądając dokładniej ciało Shanae, żeby ocenić rany.
Akurat w tym samym momencie dołączył do niej Smok.
-Weź małego do domu - polecił małżonce - o dziwo - trzeźwo. - I poszukaj jakiejś krwi, musimy trochę go wzmocnić.
Wyjął z ran strzępki ubrań, by te nie zasklepiły się razem z nimi i otarł trochę jego twarz. Musiał go zabrać z tej zimnej ziemi, wnieść do środka, umyć, opatrzyć i położyć w cieple, jednak bał się o jedną z jego rąk. Wygięta była w kilku miejscach, najprawdopodobniej kilkukrotnie złamana.
Wziął go na ręce, starając zrobić się to pewie, jednak delikatnie.
Na razie nie myślał o tym , że to Shanae, a raczej starał się tym nie myśleć. Wiedział, że mógłby wtedy stracić panowanie nad sobą, a tego nie chciał.
Zaniósł go do łazienki, gdzie już czekała Elizabeth z kilkoma fiolkami krwi i dużą apteczką.
-Obejrzałam Tameariego i kazałam mu posiedzieć razem z Tamem na górze - powiedziała cicho, podsuwając pod nogi męża krzesło, aby ten posadził na nim Wampira.
Kilkadziesiąt minut później Shanae leżał w lekkich, czystych ciuchach w łóżku, oddychając spokojnie. Tamashi razem z Elizabeth oczyścili jego rany, a dzięki krwi, ręka była już w trochę lepszym stanie.
Ela siedziała w pokoju syna z dwoma chłopaczkami, a Tamashi siedział tutaj, przy Shanae i niemal bezwiednie przeczesywał opuszkami palców jego włosy za uchem.
Tameari drżał lekko, na pytania odpowiadając mało składnie i zazwyczaj tylko "obudź tatę, proszę, obudź tatę...". Trudno było przekonać chłopca, by odstąpił od rodziciela chodź na krok. Jednak gdy w końcu został z Tamaneą, popatrzył na niego przeraźliwie smutno.
- Tam... Mogę się do ciebie przytulić? - zapytał cichym, łamliwym głosem. Potrzebował tego, bo bał się strasznie. Nie miał na sobie nawet ranki czy siniaka. Jedynie kołnierzyk poplamiony był krwistymi łzami chłopca.
Milczał jak zaklęty, kręcąc tylko główką, gdy był pytany, co się stało tacie.
Shanae poruszył się lekko. Wszystko go bolało, ale poruszył się i otworzył oczy z trudem. Nagle poderwał się do siadu, krzywiąc się z bólem i patrząc trochę przestraszony po pomieszczeniu.
- Gdzie jest Tameari? - to były pierwsze, zachrypnięte słowa, które skierował do smoka, gdy tylko go zauważył. Ból przeszywał jego ciało, drżał przez to i krzywił się. Nie położył się jednak, ba, próbował wstać z łóżka. Jedyne, co się dla niego teraz liczyło to to, by jego syn był bezpieczny.
Tamashi złapał go za ramię i przytrzymał na łóżku.
-Tameari jest bezpieczny, Elizabeth z nim siedzi - powiedział do niego i poprawił trochę pozycję krzesła. - Przyprowadzić go? - zapytał.
Smok patrzył na Wampira z cierpieniem, widząc to, jaki ten jest obolały. Nie chciał mu robić wyrzutów i nie miał zamiaru tego obić.
Wampir uspokoił się, kładąc ponownie na łóżku. Pokręcił przecząco głową.
- Nie... Lepiej nie - powiedział cicho, zamykając oczy. Nawet leżenie sprawiało mu ból, jednak nie miał jak inaczej się ułoży. Zacisnął lekko palce na kołdrze. Milczał przez chwilę.
- Muszę wracać do domu... - mruknął cicho, znów próbując wstać. Miał z tym duży problem, ale tylko syknął kilka razy, gdy oparł się na połamanej ręce.
Tamashi westchnął, kładąc dłoń na jego ramieniu i naciskając lekko, by dać mu sygnał, że ma leżeć.
-Nigdzie teraz nie wracasz, Shanae - powiedział z uporem. - Zostaniesz tu, dopóki ci się nie polepszy.
Była noc, jednak Smok już przygotował pomieszczenie, by również w dzień, Wampir mógł tu leżeć. Zasłony szczelnie zakrywały okna tak, aby żaden promień słoneczny nie wdarł się do sypialni.
Shanae z cichym sykiem opadł na łóżko. Uniósł rękę i przetarł oczy, które samoistnie zaczęły mu się zamykać. Czuł się wykończony i obolały, miał ochotę tylko zasnąć i nie wstawać.
- Muszę... - mruknął cicho, a reszta zdania została wymamrotana w mało zrozumiały sposób. wampir walczył z ogarniającym go snem z cichutkim warkotem.
- Zaopiekuj się Tamearim na razie, dobrze? - zapytał, czując, że ową walkę przegrywa dokumentalnie.
Tamashi przytaknął, mimo, że był pewien, iż Shanae tego nie zarejestruje.
Przesunął spokojnie dłoń z jego ramienia, na obojczyk, by już po chwili drażnić palcami pajęczy tatuaż. Opamiętał się jednak po chwili.
-Obudził się? - usłyszał nagle za sobą i podskoczył, jakby został przyłapany na czymś złym, niedopuszczalnym.
Obrócił się w stronę drzwi, widząc swoją małżonkę.
-Tak, obudził się - odpowiedział jej, wstając z krzesła. - Pójdę do chłopców.
Chciał uciec od Wampira, bo zaczął obawiać się, że mógłby zrobić coś, czego później by żałował. Poza tym, chciał spełnić życzenie byłego kochanka i zaopiekować się ich synem jak należy.
Wydawało mu się, że smok go dotyka. Czół jego palce na skórze, gdy zostawiały na niej palący ślad, budzący w nim powoli podniecenie.
Chciał otworzyć oczy i spojrzeć na smoka, jednak jego powieki były po prostu za ciężkie. Chciał coś powiedzieć, unieść rękę, ale nie zdążył...
Po prostu odpłynął w ciemność.
~~
Kilka dni później wampir delikatnie odsunął zasłonę, patrząc na ciemne niebo. Nadal był osłabiony, a jego lewa ręka wciąż nie nadawała się do długiego użytkowania. Westchnął, przeczesując palcami włosy.
Nie miał pojęcia, co ma robić. Z jednej strony, wrócenie do domu i przyjęcie przeprosin Akiry było by czymś idiotycznym, a z drugiej... Co mu oprócz niebianina zostało?
Zamknął oczy, opierając czoło o zimną szybę. Desperacko trzymał się Akiry, bo ten - mimo napadów szału - dawał mu jakąś stabilizację w życiu. Nie miał już siły ze wszystkim walcząc sam. Po za tym... Tameari, Nie mógł by mu zapewnić odpowiednich warunków, gdyby znowu ruszyli w drogę. Uśmiechnął się delikatnie, wspominając kilka miesięcy spędzonych w towarzystwie kupca, jeszcze przed i kawałek po narodzinach małego wampira. Czasami chciał wrócić do tamtego momentu... Ale wiedział, że to niemożliwe.
Elizabeth zapukała cicho i weszła do pomieszczenia. Trzymała w ręku tackę, na której stała filiżanka dosyć świeżej krwi,kubek herbaty i talerz z jedzeniem. Oczywiście wszystko przystosowane było do diety Shanae.
-Witaj - powiedziała, stawiając mu na stoliku posiłek. - Jak się czujesz?
To ona przez kilka ostatnich dni zajmowała się Wampirem. Dziwiła się i miała do męża lekkie pretensje, ponieważ ten nie wchodził do Wampira w ogóle.
Elizabeth przynosiła mu dwa razy na dobę posiłek i kilka razy dziennie niewielką ilość krwi.
-Z Tamearim wszystko w porządku. Śpi - odparła, uśmiechając się delikatnie i zaczesując potargane włosy za ucho.
Oderwał się od okna i spojrzał na nią zrezygnowanym wzrokiem. Starał się uśmiechnąć, ale jakoś mało mu to wychodziło.
- Dziękuję, całkiem dobrze - powiedział, a na uwagę o synku kiwnął głową. Podszedł do niej szybko, zabierając tackę, by ta nie dźwigała.
- Przepraszam za kłopot... Myślę, że jutro będziemy mogli już wrócić do domu - powiedział, uśmiechając się do niej z zakłopotaniem i zmęczeniem.
Źle się czuł, podejrzewając, iż smok go unika. Nie wiedział, czy ten go potępia, czy może po prostu się go brzydzi... Starał się o tym nie myśleć, bo i bez tego był na skraju załamania. Nie mógł jednak sobie pozwolić na usadzenie tyłka w miejscu i rozpłakanie się, o nie. Obecność Tameariego skutecznie go od tego odwodziła. Chłopiec przychodził do niego często w ciągu tych paru dni.
Ani Shanae ani mały wampir ani słowem nie zająknęli się o zdarzeniu sprzed paru dni.
Elizabet oddała mu tackę i uśmiechnęła się słabo. Z jednej strony cieszyła się, że Shanae lepiej się czuje, jednak obawiała się trochę o jego przyszłość. Musiała jednak myśleć o tym, że Wampir nie był już dzieckiem. Był sam za siebie odpowiedzialny.
-W porządku, jeśli tego chcesz - odparła, wygładzając sukienkę, którą miała na sobie. - Pamiętaj, że zawsze możesz tu wrócić.
Kichnęła nagle i zaśmiała się, przepraszając cicho. Kiwnęła mu głową i wyszła z pomieszczenia.
Nazajutrz oba wampiry udały się w drogę powrotną, obaj dziękując za opiekę.
Kilka dni potem Akira znów uniósł rękę na Shanae. Był to o jeden raz za dużo. Coś jakby pękło w wampirze, gdy odepchnął kochanka od siebie ze wściekłością. Tak, jakby dawny Shan w końcu wyrwał się z klatki. Następnego dnia niebianin chodził potulny jak baranek, z usztywnioną prawą ręką, którą wampir w odwecie paskudnie mu złamał.
Od tamtej pory wiele się zmieniło. Wampir wrócił do prowokacyjnych strojów, w jego postawie było dużo pewności siebie i seksapilu. Teraz to on rządził w tym związku. Nie katował Akiry fizycznie, ale potrafił kilkoma ostrymi słowami sprowadzić niebianina na poziom rozdeptanego robaka. Czuł, że odżył, że w końcu jest sobą.
Jego stosunek do Tameariego nie zmienił się, nadal był dla niego kochającym tatą, na którego ten mógł liczyć w każdej chwili.
Wtedy też zaczęły się tajemnicza "epidemia" rozpadu małżeństw.