Shanae Zankoku & Tamashi no Heiwa [Zakończone]
onlyifyouwant
Shanae siedział na kanapie, popijając sok grejpfrutowy i czytając książkę. Ułożył się bokiem na meblu, ze względu na spory już, ciążowy brzuszek. Odstawił szklankę na stolik, to samo robiąc z książką i podniósł się powoli, ostrożnie. Termin porodu minął kilka dni temu, więc wampir podejrzewał, że niedługo będą we trójkę, a nie w czwórkę.Pierwsze kilka miesięcy ciąży ukrywał ją jak mógł, słysząc opinie smoka o dzieciach i macierzyństwie. Został jednak nakryty przez partnera, gdy umawiał się na zabieg usunięcia "problemu". Po wielkiej awanturze, wykrzyczał kochankowi w twarz, że spodziewa się jego dziecka i że je urodzi i wychowa, nieważne, co o tym powie smok. Potem było raz lepiej raz gorzej, biorąc pod uwagę humorki wampirka. Były jednak ciche dni, kiedy potrafili nie kłócić się, tuląc i okazując sobie nawzajem czułości.
Smok zupełnie zwariował na punkcie bezpieczeństwa dziecka, jego wygody i tego typu rzeczy. Z jeden strony cieszyło to wampira, a z drugiej przerażało.
Shanae spojrzał na zegarek i uśmiechnął się lekko. Za godzinę miał wpaść Rosier ze swoimi bliźniakami, chłopcem i dziewczynką. Tak, czorcik również "zaciążył", wybierając sobie na partnera Hideyoshiego Orę, do którego wampir miał mieszane uczucia, no ale "Shan, Yoshi jest taki kochany dla maluchów!". Nie był pewny, co o tym myśleć.
Skrzywił się, łapiąc się oparcia kanapy jedną ręką, drugą obejmując brzuszek. Poczuł ból, a na jego jasnej bluzce pokazały się krwawe plamki.
Nie panikuj...
Medyk mówił, że będzie krwawił, że powstanie rana, bo dziecko musi wyjść. Shanae wziął głęboki oddech, prostując się.
- Tamashi! - krzyknął do smoka, który "doszlifowywał" szczegóły w pokoju dziecięcym, czując kolejną falę bólu. [/list
Tamashi ustawiał właśnie ostatni mebelek nieopodal okna, z uśmiechem spoglądając na finał swojej pracy. Udało mu się zrobić wszystko na czas, pomalować ściany, przerobić trochę mebelki i przygotować pomieszczenie do nowego lokatora.
Obrócił nagle głowę, słysząc krzyk Shana.
Spokojnie, spokojnie - pomyślał, oddychając głęboko i pognał do salonu.
Medyk dokładnie poinstruował mężczyzn co powinni zrobić gdy krew pojawi się na brzuchu.
Smok szybko wyciągnął ze skórzanego worka przygotowany wcześniej czysty ręcznik i podał go Shanae, by trzymał przy ranie na brzuchu.
Poprawił jeszcze związane kitką włosy by nie przeszkadzały mu podczas lotu i delikatnie, choć stanowczo wziął kochanka na ręce. Wyszedł szybko z domu nie przejmując się taką błahostką jak zamykanie drzwi i odbił się od ziemi, by polecieć w stronę medyka.
Shanae przyciskał lekko ręcznik do brzucha, starając się oddychać głęboko i równo. Pozwolił wziąć się na ręce, zamykając oczy i skupiając się na uspokajaniu własnego ciała.
Gdy w końcu dotarli do medyka, wampir trząsł się lekko, a ręcznik powoli przesiąkał krwią. Tori zabrał go do pokoju zabiegowego, a Tamashi został poproszony, by poczekał w głównym pomieszczeniu.
Zza drzwi co jakiś czas dobiegał wrzask bólu Shanae, który przebijał się przez wyciszone magią ściany. Po półtora godziny Tori otworzył drzwi, uśmiechając się do smoka.
- Gratuluje. Jesteś ojcem silnego, ślicznego chłopczyka - powiedział do niego, odsuwając się od drzwi, by ten mógł wejść do środka.
Shanae półsiedział na stole, obejmując delikatnie małe zawiniątko, z którego wystawała drobna główka o jasnofioletowym puszku. Wampir uśmiechał się delikatnie, obserwując gładziutką twarz malucha. Chłopiec zasnął kilka minut po porodzie, najwyraźniej wymęczony gwałtownym płaczem. Starszy wampir pocałował delikatnie dziecko w czółko, sam strasznie wymęczony. Był zbyt blady nawet jak na wampira, ale nadal wyglądał na zadowolonego i uspokojonego.
Tamashi od razu postąpił krok naprzód, wchodząc do pomieszczenia. Jeszcze nigdy nie widział tak rozczulającego widoku jak ten tutaj.
Podszedł do Shanae ostrożnie, jakby bojąc się dotknąć małego wampirka. Zaraz położył dłoń na ramieniu kochanka i ścisnął lekko, wpatrując się iskrzącymi oczyma w słodką buźkę syna.
-Jest zdrowe? - zapytał tylko medyka, nadal patrząc na spokojnego chłopaczka z niepokojem, ale również niezmiernym szczęściem.
Wyciągnął nieśmiało dłoń i pogładził opuszkiem palca króciutkie włoski na główce wampirka.
Tori uśmiechnął się pod nosem, patrząc na nich.
- Tak... W dodatku bardziej wdał się w pana, panie Tamashi. Przez pierwszy rok musi żywić się krwią Shanae, po 6 miesiącach można podawać mu inne rzeczy... I oprócz tych pierwszych miesięcy, nie będzie miał przymusu, by pić krew. Co prawda, dzięki niej będzie bardziej rozwijał swoje wampirze zdolności, jak regeneracja, ale krew nie będzie mu niezbędna do życia. I może wychodzić na słońce, jeszcze nie teraz, ale za kilka dni, na kilka minut może posiedzieć na słońcu. Potem, stopniowo, można wydłużać ten czas - powiedział spokojnie medyk.
Wampir uniósł głowę, patrząc na kochanka i uśmiechając się delikatnie.
- Jest śliczny - powiedział cicho. - Nazwijmy go Tameari, dobrze?
Tamashi dotykał opuszkiem palca główki malca i uśmiechał się delikatnie. Był tak niesamowicie rozkoszny!
Smok popatrzył na kochanka i zastanowił się chwilę.
-Tameari to dobre imię - przyznał, odwracając znowu wzrok i wpatrując się w młodego. - Tameari Zankoku no Heiwa.
*** 6 lat później ***
Siedział na kanapie, upijając łyk wina z kieliszka. Patrzył w ogień, stukając palcami w podłokietnik. Był sfrustrowany.
Po narodzinach Tamearigo ich życie wywróciło się do góry nogami. Całkiem dobrze jednak odnaleźli się w roli rodziców, wychowując synka na bystrego smoczko-wampira. Jednak... z czasem, powoli zaczął zauważać, że Tamashi popada w swego rodzaju obsesję, nadopiekuńczość wobec ich syna. Na początku to było niegroźne, nie wpływało na ich więź, lecz teraz było inaczej. Smok zaczął odsuwać wampira, ignorować go. Shanae czuł się niepotrzebny, wyciągnięty poza nawias ich "rodziny". Oczywiście, spędzał dużo czasu z Tamearim i starszy nie protestował, bo "to dobrze służy rozwojowi dziecka". O ile wspólne wychowywanie syna było istną sielanką, o tyle ich związek zaczął się sypać. Wampir był świadomy, że ich uczucie było silnie podsycane seksem. Tak się w końcu zaczęło, od silnego pociągu fizycznego. Kochali się zazwyczaj codziennie, czasami nawet kilka razy dziennie. Teraz sprawa miała się inaczej.
W ogóle ze sobą nie sypiali.
Po narodzinach dziecka uprawiali seks dość często, wraz z rozwojem "obsesji" smoka coraz rzadziej, a od ponad roku wampir był szczęściarzem, jeśli w ogóle zdołał wymusić na partnerze dłuższy pocałunek. Nie był z nim tylko dla seksu, kochał go, ba, miał z nim dziecko!, jednak brakowało mu bliskości z kochankiem.
Teraz czekał w salonie, aż Tamashi ułoży ich syna do snu. Odłożył kieliszek na stoli, pocierając czoło palcami. Chciał porozmawiać z partnerem, na spokojnie powiedzieć mu, ze czuje się odtrącony, jakby był tu tylko dlatego, że urodził Tameariego.
Tamashi siedział na niewielkim krzesełku przy łóżeczku Tameariego i głaskał go delikatnie po główce.
Był zadowolony, Tameari wyrósł na inteligentnego, pięknego chłopaczka z niesamowitymi, fioletowymi włosami. Był dla smoka wszystkim.
W końcu Tamashi okrył szczelniej śpiącego syna i wyszedł z pomieszczenia, zamykając delikatnie drzwi.
Odetchnął i wszedł do sypialni, spodziewając się zobaczenia tam Shanae. Nie było go tam jednak, więc smok wzruszył ramionami i poszedł się umyć.
Po wyjściu spod prysznica ubrał spodenki i koszulkę do spania i zszedł na dół, zaciekawiony gdzie może znajdować się Shanae.
Wyjrzał zza framugi w stronę salonu i westchnął.
- Idę spać, na ciebie też pora - powiedział spokojnie w stronę siedzącego na kanapie kochanka.
Zamknął oczy, odchylając głowę. Słyszał szum wody na górze, podejrzewał, że starszy się kąpie. Gdy usłyszał głos za sobą, powoli otworzył oczy i uniósł głowę, patrząc na niego. Uśmiechnął się kącikiem ust.
- Choć tu. Chcę z tobą porozmawiać - powiedział, wstając powoli z kanapy. Podszedł powoli do smoka, wyciągając rękę i odsuwając kosmyk jego włosów za ucho. Położył rękę na ramieniu kochanka, przysuwając się do niego delikatnie. Cholera, teraz, gdy był już blisko niego miał ochotę po prostu popchnąć go na dywan przed kominkiem i uprawiać z nim seks przez cały dzień.
- Tamashi - mruknął miękko, patrząc na niego sypialnym wzrokiem. Przysunął twarz do jego twarzy, łącząc ich wargi i całując go delikatnie. Powoli pogłębiał pieszczotę, przesuwając jedną dłonią po boku starszego, drugą zaś wsuwając w jego włosy. Czuł rodzące się pożądanie, wynikające z bliskości partnera.
Tamashi stanął, nie bardzo wiedząc o co chodzi wampirowi. O czym mógł chcieć rozmawiać?
Tym bardziej wcięło go, gdy poczuł na swoim ciele jego ręce, a na ustach smak warg kochanka. Rozchylił delikatnie wargi i oddał pocałunek, jednak zaraz odsunął się, kładąc dłoń na jego ramieniu.
- O czym chcesz "porozmawiać"? - zapytał, odpychając go od siebie trochę.
Zmarszczył brwi, czując jak ekscytacja zmienia się w nieprzyjemny uścisk w brzuchu. Skrzywił się lekko. No tak, mógł się spodziewać, że smok zareaguje tak jak zawsze, gdy chciał się do niego zbliżyć.
- O tym - mruknął, mimowolnie czując złość. Skrzyżował ręce na torsie, odsuwając się na pewien dystans. Spojrzał na smoka, zachowując spokój.
- Nie bardzo rozumiem, czemu unikasz jakiejkolwiek bliskości ze mną - powiedział cicho, próbując jak najlepiej przekazać kochankowi, o co mu chodzi. Uniósł rękę, przesuwając nią po włosach i spróbował znowu zbliżyć się do mężczyzny. Objął jego szyję rękoma, przytulając się do niego i przesuwając powoli ustami po jego szczęce.
- Tamashi... Chodź się ze mną kochać - zamruczał mu cicho do ucha zmysłowym głosem, którego używał jeszcze przed narodzinami Tameariego i zawsze działał na smoka pobudzająco. Wampir miał nadzieję, że i tym razem się uda... Chociaż nie wziął pod uwagę wielu, bardzo wielu prób, które do tej pory podjął i które zawiodły.
- Dawno tego nie robiliśmy... - dodał ciszej, masując kark smoka delikatnie.
Tamashi westchnął i objął kochanka.
- Nie unikam przecież, Shanae - westchnął i przeczesał jego włosy.
Zaraz odsunął się trochę i popatrzył na wampira z dystansem. Nie to, żeby nie zdawał sobie sprawy jak dawno kochali się ostatni raz, ale teraz Tamashi nie miał do tego głowy. Musiał zajmować się Tamearim.
-Nie dzisiaj, Shan - mruknął, zakrywając ucho od jego szeptu. - Jutro rano muszę iść z małym na umówioną wizytę kontrolną - wyjaśnił. - Chcę się wyspać.
- Unikasz - mruknął cicho, chłonąc jak gąbka ten rzadki ostatnio gest czułości od smoka.
- Oczywiście - syknął, odsuwając się gwałtownie i rzucając starszemu wściekłe spojrzenie.
Jak zawsze.
- Mały jest zdrowy i obaj o tym wiemy, więc po cholerę ciągasz go po medykach? - zapytał, unosząc rękę i pocierając dwoma palcami skroń. - I jaką wymówkę wymyślisz jutro? Że głowa cię boli? - skrzywił się, czując jak powoli wypływa z niego cała złość i frustracja ostatnich miesięcy. Dodatkowo, dalej pracował jako Host, co tylko podsycało te uczucia.
- A może powinienem znaleźć kogoś, kto będzie miał czas i dać ci święty spokój, hm? - spojrzał na niego wyzywająco, mając nadzieję, że może wizja niewierności ruszy smoka. W końcu kiedyś umiał mu zrobić awanturę o spojrzenia mężczyzn na ulicy albo o prezenty od klientów, więc może...
Chciał go mentalnie kopnąć, pokazać, że coś jest nie tak, że coś zgrzyta i niedługo się rypnie, ale nie miał pojęcia jak to zrobić.
Tamashi zmarszczył brwi i prychnął pod nosem, spoglądając na Shanae z niedowierzaniem. Skoro miał ochotę się kłócić, to proszę.
Smok starał się wychować syna jak najlepiej, zapewniać mu wszystko, czego ten potrzebował. Dlatego zrezygnował z prowadzenia interesów, które wymagałyby zbyt dużo uwagi. Pozwolił Shanae na bycie hostem żeby go nie ograniczać, samemu zajmując się dzieckiem w domu.
- Mały jest zdrowy, ale to nie znaczy, że nie można go co dwa miesiące skontrolować - warknął cicho, by nie obudzić śpiącego na górze wampirka. - Poza tym lubi Toriego, świetnie się dogadują. - Przeczesał włosy w niecierpliwym geście. - I nie groź mi tutaj bezsensownym odejściem w czyjeś łapy bo to na mnie nie zadziała, Shanae. Staram się być dla was najlepszym ojcem i kochankiem, ale skoro tobie zależy tylko na pieprzeniu się, to proszę bardzo!
- No to chyba umknął ci mały szczególik w definicji słowa "kochanek" - warknął wściekle, marszcząc brwi.
- Jesteś dobrym ojcem. ale to nie znaczy, że masz go ograniczać. Jeśli się dobrze dogaduje z Torim, to go zaproś na obiad, zamiast ciągać Tameariego na badania i przy stwarzać mu stresów - dodał, mrużąc oczy.
- I nie zależy mi tylko na pieprzeniu. Gdyby chodziło mi tylko o to, nie był bym z tobą tak długo. Kurwa, Tamashi, nie chodzi mi tylko o seks! - wybuchnął nagle, patrząc na niego wściekle. - Chodzi o to, że traktujesz mnie jak powietrze, zauważasz tylko wtedy, gdy cię dotknę albo gdy mały potrzebuje porady typowo wampirzej. Czuję się, jakbym był tu tylko dlatego, że ci go urodziłem, a nie dlatego, że ze sobą jesteśmy! Cholera, nawet nie wiem, czy nadal jesteśmy w związku czy po prostu mieszkamy w jednym domu...
Splótł ręce na piersi. Nigdy nie sądził, że Tamashi zlekceważy jego ewentualną zdradę.
- Może tak właśnie zrobię - warknął na końcu cicho, w odpowiedzi na ostanie słowa smoka.
- Nie przysparzam mu stresów, chodzę z nim co dwa miesiące na kontrolne badanie, to chyba dobrze, że dbam o jego zdrowie? - wściekł się, już zupełnie tracąc cierpliwość. - I nie dziw się, że ze sobą nie rozmawiamy skoro za każdym razem gdy zaczynamy o czymś gadać, ty wyskakujesz z "kochajmy się" albo "daj już spokój Tameariemu"!
Smok oddychał niespokojnie, wściekły na Shanae. Oczywiście znów coś mu się nie podobało.
- Idę spać - odparł wreszcie i szybkim krokiem wyszedł z pomieszczenia.
Złapał go gwałtownie za ramię, odwracając go w swoją stronę gwałtownie.
- Więc pomóż mi zrozumieć, czemu jestem dla ciebie tylko jakimś wampirem, mieszkającym w twojej piwnicy. Czemu traktujesz mnie jak przeszkodę, kolejny problem? - powiedział, patrząc mu w oczy i szukając w nich jakiejkolwiek odpowiedzi.
- Nie rozumiem cię. Nie poznaję. Mam wrażenie, że masz mnie gdzieś. Nie mam pojęcia, jak do ciebie dobrzeć, by zrozumieć dlaczego nie potrafisz poświęcić mi dziesięciu minut, a masz czas na bezsensowne, kolejne wizyty u medyka. Jeśli jesteś ze mną tylko dlatego, że jestem ojcem Tameariego, ale nie chcesz być ze mną blisko, po prostu mi to powiedz! - patrzył na niego, rozpaczliwie zaciskając palce na jego ramieniu.
- Naprawdę nie obchodzi cię, czy jestem ci wierny czy nie? Czy niema nikogo innego? - zapytał cicho, czując ból gdzieś w środku.
Tamashi odwrócił się zaskoczony, jednak uspokoił się trochę. Pomyślał chwilę.
Przecież naprawdę nie chciał by Shanae poczuł się odrzucony, odtrącony przez własnego kochanka, ojca jego dziecka. Może rzeczywiście trochę przesadził? Popatrzył w oczy Shanae. No dobra, przesadził na pewno.
- Przepraszam, Shanae - powiedział, kładąc dłoń na jego ręce, która spoczywała na ramieniu starszego. - Kocham cię, chcę być z tobą. Może masz rację, trochę przesadzam...
Westchnął ciężko i przeczesał włosy dłonią.
- Po prostu zawsze obawiałem się, że będę złym rodzicem, że nie zdołam dobrze wychować dziecka. Staram się po prostu do tego nie dopuścić.
- Nie będziesz złym rodzicem, jeśli będziesz do chodził z nim do medyka jedynie, jak będzie chory albo jeśli pozwolisz mu zagadać się dłużej z kolegą po lekcjach - powiedział cicho, puszczając jego rękę. - Jesteś najlepszym ojcem, jakiego Tameari mógłby mieć. Nie bój się.
Odsunął się, mając mieszane uczucia. Z jednej strony, rozumiał smoka, a z drugiej miał wrażenie, że to nie jest dostateczny powód, by zaniedbywać partnera. Uniósł rękę i potarł skroń dwoma palcami, nie patrząc już na starszego.
- Nie mam pojęcia, co mam zrobić... Czuję się cholernie niepewnie... - powiedział szeptem, patrząc w podłogę.
Niepotrzebny. Nieatrakcyjny. Cholera, nie moja wina, że bliskość fizyczna jest dla mnie ważna. Ty mnie tego nauczyłeś, nie dziw się, że się boję, gdy mnie nie chcesz.
- Pójdę już do siebie. Dobranoc, Tamashi - mruknął, wymijając partnera i kierując się do drzwi od "piwnicy". Od kilku miesięcy coraz częściej tam sypiał... Za to smok nie zszedł tam ani razu od narodzin Tameariego.
Smok uśmiechnął się, pocieszony słowami Shana. Cieszył się, że ten uważa go za dobrego rodzica. Popatrzył za nim i przechylił głowę. Zaraz potem zerknął na schody, jakby obawiając się, że mógłby spotkać na nich Tameariego.
Dogonił wampira i objął go szybko od tyłu, przystawiając wargi do jego ucha.
- Chodźmy na dół - powiedział, uśmiechając się delikatnie. - W końcu stamtąd nie będzie miał szansy nas usłyszeć.
Drgnął, mrugając i oglądając się na mężczyznę zdziwiony. Nie spodziewał się takiej propozycji, jednak od razu poczuł falę gorąca, przechodzącego mu po ciele.
- Stąd też by nie usłyszał... - mruknął cicho, jednak darowanemu koniowi nie patrzy się w zęby, więc szybko udał się ze starszym do swojej sypialni. Tam od razu odwrócił się i całując go od razu. Cholera, tyle na niego czekał...
*** Pół roku później ****
Wampir leżał w łóżku, jedynie w luźnych, krótkich spodenkach. Skrzywił się lekko, czekając na Tamashiego.
Po tamtym razie miał nadzieję, że wszystko wróci do normy, że on i smok znowu będą blisko. I owszem, przez pierwszy miesiąc starszy częściej go przytulał czy całował, ale zaraz znowu wszystko wróciło do stanu przed ich "kłótnio-rozmową". Shanae próbował subtelnie zakomunikować partnerowi, że potrzebuje czegoś więcej, ale zawsze a to coś wyskoczyło, a to spotkanie, to przetrzymali wampira dłużej w pracy i smok już spał albo "Tameari źle sypia, usłyszy nas".
Postanowił, że dzisiaj albo uda mu się przełamać barierę, którą wzniósł w okół siebie Tamashi albo naprawdę porządnie się pokłócą.
Tamashi schodził do piwnic po przeczytaniu bajki Tameariemu, ubrany w strój do spania. Od jakiegoś czasu sypiał w pokoju Shanae.
Przeczesywał mokre kosmyki włosów, a z jego ust co chwilę wykradał się zdradzający zmęczenie ziew.
- Witaj, Shanae - powiedział spokojnie i zamknął za sobą drzwi, podchodząc do łóżka i niemal od razu chowając się pod kołdrę. - Jestem niesamowicie zmęczony - odparł. - Ale Tameari dziś szybko zasnął.
- Nic dziwnego. Jak wlazł do stawu to go wyciągnąć z niego się nie dało - odparł rozbawiony. Dzisiaj spędzili całą noc nad stawem, pływając. Tameari, od kiedy nauczył się unosić na wodzie, zachowywał się, jakby woda była jego środowiskiem naturalnym.
Popatrzył na smoka, wahając się, co do swojego planu. Cóż, może z seksu nici, ale... Nie mógł sobie odmówić, by mu chociaż nie obciągnąć. Zaraz jednak uśmiechnął się figlarnie, przysuwając się do mężczyzny i polizał go zaczepnie po szyi.
- Pomogę ci się odprężyć, hm? - zamruczał, zakradając się dłonią pod koszulkę do spania smoka. Pogłaskał go po podbrzuszu, zahaczając palcami o jego spodnie.
Tamashi zaśmiał się niemrawo, czując jak powoli zawłada nim otępienie. Wbił twarz w poduszkę, oddychając spokojnie. Zaraz drgnął gwałtownie, zaskoczony dotykiem wampira. Obejrzał się na niego przez ramię i szybko obrócił na brzuch, uniemożliwiając mu dobranie się do smoczych spodni.
- Mówiłem, że jestem zmęczony. Jutro - mruknął w poduszkę. - Kocham cię, dobranoc - dodał standardowe pożegnanie i podciągnął pod głowę ręce, ściskając przedramionami puchatą poduszkę.
Wampir cofnął się lekko, marszcząc brwi i krzywiąc się. Jak mógł nie zauważyć momentu kiedy "kocham cię" Tamashiego przestało być deklaracją uczuć, a jedynie pustymi słowami, używanymi niczym przecinek.
- Jutro będzie cię boleć głowa - odparł kpiąco, łapiąc smoka za ramię i próbując odwrócić go z powrotem przodem do siebie. - Cholera, Tamashi, czemu znowu robisz mi to samo? - warknął, patrząc na niego ostro. Miał już dosyć walki o pocałunek, o objęcie, o jakikolwiek gest czułość. Miał ochotę przyłożyć mu w łeb i wywalić z sypialni.
Tamashi warknął niezadowolony, odwracając się w stronę Shanae i patrząc na niego ze złością.
- A ty, cholera, czemu znów naciskasz? - zapytał, patrząc na niego nieprzyjemnie. - Nie rozumiesz, że nie mam ochoty? Mam się zmuszać?
Nie miał nic przeciwko czułościom, jednak Shanae zawsze wybierał najmniej odpowiedni moment. I rzeczywiście, przez jego narzekania Tamashiego naprawdę zaczęła boleć głowa.
- Ty wiecznie masz ochoty, jesteś zmęczony, zajęty czy cholera wie jaką jeszcze wymówkę znajdziesz - odparł, marszcząc brwi, coraz bardziej zły. - Prychasz na mnie, zawsze mnie odtrącasz albo przytulasz na "odwal się". Niedługo żeby chociaż się z tobą przywitać, po powrocie z pracy będę musiał umawiać się na specjalne, kurwa, spotkanie.
Zacisnął palce na prześcieradle, siadając na łóżku. Przyglądał się mężczyźnie obok niego, coraz bardziej nie chcąc go mieć dziś obok siebie.
Tamashi warknął pod nosem. Był zmęczony, chciał iść spać, a Shanae akurat zebrało się na wypominanie smokowi jakiś pierdół! Wstał z posłania, odsówając wcześniej kołdrę.
- Nie zamierzam kolejny raz wysłuchiwać twoich narzekań - mruknął niezadowolony. - Chciałem zasnąć przy tobie, ale najwyraźniej stanowi dla ciebie niesamowity problem usiedzenie chwili z zamkniętą gębą.
Poczuł lekkie ukłucie wyrzutów sumienia, jednak nie zawahał się, gdy szybkim krokiem ruszył w stronę drzwi. Nie miał zamiaru zostać tutaj i słuchać jak wampir narzeka na jego zachowanie. Był po prostu zmęczony i chciał iść spać. Nic więcej.
- Chciałeś zasnąć przy mnie, oh, jakie to słodkie. Szkoda tylko, że tak na prawdę zwisa ci, czy zasypiasz przy mnie czy sam. Zwisało by ci nawet, gdybym ja zasypiał przy kimś innym - odparł, patrząc wściekle na jego plecy.
- Jasne, w ogóle nie powinienem ani się odzywać ani oddychać, a już broń boże nie dotykać cię - syknął, również wstał z łóżka. Chciał doprowadzić tą kłótnię do końca, ustalić coś, nawet jeśli miałby iść za smokiem na górę i na niego nawrzeszczeć.
Tamashi zacisnął z bezsilności ręce. Nie miał ochoty się kłócić, chciał iść do jasnej cholery po prostu spać!
Odwrócił się w stronę wampira i spojrzał na niego z furią.
- Histeryzujesz, Shanae - warknął, choć starał się ściszać głos, by Tameari nic nie usłyszał. - Daj mi do jasnej cholery iść spać, bo chyba dziesiąty raz ci mówię, że jestem zmęczony! W tej chwili obojętne jest mi wszystko. Czy będziesz zasypiał ze mną, z Tamearim czy ze swoim klientem, po prostu przestań oczekiwać ode mnie w środku nocy, że będę miał ochotę na migdalenie się z tobą!
Wampir poczuł się, jakby starszy strzelił go dłonią w twarz. Drgnął lekko, krzywiąc się. Zacisnął mocno pięści.
- Więc tak właśnie będę robił. W końcu, jeśli będę się pieprzył po kątach z obcymi facetami, to Tameari ani tego nie usłyszy ani nie zobaczy - powiedział zimno, krzywiąc się. Podszedł do mężczyzny w kilku krokach i wypchnął go za drzwi.
- Kocham cię, dobranoc - powiedział ironicznie, patrząc mu w oczy ze złością i zatrzasnął mu drzwi przed nosem. Oparł się o nie plecami, unosząc rękę do ust i patrząc szeroko otwartymi, powoli szklącymi się oczami w przestrzeń.
Nie wierzył, że Tamashi to powiedział. Owszem, może przesadził, naciskając na niego dzisiaj, może powinien poczekać, ale to chyba nie jest usprawiedliwieniem na słowa smoka.
... Prawda?
Zsunął się powoli na podłogę, próbując opanować nagły przypływ mdłości.
Tamashi siedział na dywanie w salonie i właśnie dawał buziaka w policzek swojemu synowi.
Układali różne klocki które podobno dobrze działały na wyobraźnię przestrzenną i logiczne myślenie dziecka.
Tamashi dawno nie rozmawiał z Shanae, ale czasem miał wrażenie, że tak jest po prostu lepiej. Jeśli wampir miałby znów przy pierwszej okazji zaczynać wygłaszanie swoich pretensji, smok by chyba tego nie wytrzymał. A tak przynajmniej mieli obaj spokój.
Pięć dni po ich kłótni, Shanae, dalej wściekły na swojego partnera, uległ jednemu z hostów i przespał się z nim, uwalniając się od frustracji seksualnej. Na początku czuł wyrzuty sumienia, ale tłumaczył sobie, że przecież Tamashi ma to gdzieś, że to nieważne... Te wyjaśnienia nic nie dały, ale patrząc na smoka, na jego zachowanie, wampir coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że nie ma potrzeby, by czuł się winny. Teraz, prawie trzy tygodnie później, po prostu o tym nie myślał.
Tameari uśmiechnął się do ojca ślicznie, układając klocki. Po chwili podniósł błękitne oczka na rodziciela, przyglądając mu się ciekawie.
- Tato... Dlaczego tata Shanae coraz później wraca do domu? - zadał pytanie, które chodziło za nim od kilku dni. Nie zdołał jeszcze dostać odpowiedzi, gdy usłyszał trzask drzwi frontowych.
- Tata Shanae! - krzyknął radośnie, uśmiechając się do smoka i zrywając na nogi. W drzwiach salonu staną Shanae, dalej ubrany niczym host. Razem z... innymi facetami w łóżku, przyszedł czas na wrócenie do starych strojów. Wcześniej, owszem, ubierał się zmysłowo, ale starał się zakrywać ciało. Teraz natomiast miał na sobie obcisłe spodnie, wiszące nisko na biodrach, gruby pasek i skórzaną kamizelkę zamiast koszulki. Do tego biżuteria i obróżka oraz wysokie buty na koturnach.
- A oto i mój ulubiony wampirek! - roześmiał się, gdy Tameari podbiegł do niego. Podniósł go z łatwością, całując w oba policzki. - Cześć, kochanie. Jeszcze nie śpisz? Nie ładnie... - trącił nosem nos synka, uśmiechając się do niego z uczuciem. Odstawił go na podłogę.
- Tata Tamashi pozwolił mi dzisiaj posiedzieć dłużej, bo jestem już duży! - pochwalił się młody wampirek z dumą, ciągnąc starszego za rękę do drugiego rodzica i klocków. - I kupił mi nowe klocki! Zobacz!
- Świetne. Pożyczysz mi je czasem, prawda? - wampir puścił oczko synowi, siadając obok niego na dywanie. Spojrzał na smoka i kiwnął lekko głową. - Cześć, Tamashi - przywitał się, po czym znów spojrzał na Tameariego, który wpatrywał się w dużą malinkę na jego ramieniu.
- Tato, co ci się stało? - zapytał chłopczyk, wyciągając rączkę i dotykając zaczerwienienia. Shanae zaklął w myśli, ale uśmiechnął się.
- Jakiś robak mnie ugryzł, gdy wracałem. Okropieństwo - powiedział, dziękując w duchu za gorące lato, dzięki któremu jego wymówka była wiarygodna.
- Ooo! A duży był? - Tameari spojrzał na tatę szeroko otwartymi oczami, podekscytowany.
- Całkiem spory. Taki włochato brązowy - odparł ze śmiechem, zauważając w myślach, że elf, który mu zrobił ową malinkę, miał brązowe włosy. Długie, do łopatek.
Tamashi otaksował wampira wzrokiem, na dłużej zawieszając wzrok na malince.
Zdziwił się, ale nawet go to nie obeszło. Skoro Shanae sobie na to pozwolił, to czemu smok miałby go ograniczać? Jedyne, o co zaczął się martwić to ich więzi rodzinne.
Gdyby Tameari dowiedział się jak się sprawy mają między jego tatusiami, mógłby dostać poważnego wstrząsu. Tamashi nie chciał by przez zachcianki Shana, dzieciństwo ich syna okazało się pomyłką.
- Ja lecę spać - uśmiechnął się sympatycznie do nich obu i poczochrał włosy młodziaka na pożegnanie. - Wy też niedługo się połóżcie - dodał, chowając klocki do specjalnego woreczka.
Obaj pokiwali głowami, zaraz jednak patrząc na siebie z zadziornymi uśmiechami.
- To co? Bierzemy coś do jedzenia z kuchni i robimy sobie piknik na łóżku? - Shanae puścił Tameariemu oczko, gilgocząc go delikatnie. - Ale najpierw dasz tacie buzi na dobranoc, bo będzie płakać - powiedział, na co chłopczyk zareagował entuzjastycznym kiwaniem główką.
- Tak! - powiedział, a potem spojrzał na Tamashiego z wielkim uśmiechem na ustach. - I tata Shanae też da ci buzi! - po czym znów przeniósł wzrok na młodszego rodzica. - Żeby miał dobre sny, prawda?
- Oczywiście - wampir kiwnął głową, uśmiechając się do syna delikatnie. Potem przyciągnął go do siebie i zaczął gilgotać, pokładając się razem z nim na dywanie. - No, no, no, powinienem cię nazywać "podstępem". A wiesz, co podstęp robi...?
- Śmierdzi! - Tameari roześmiał się radośnie, wijąc się pod palcami starszego wampira.
- Właśnie. Do kąpieli, ale już - ten trącił go nosem w policzek, po czym ucałował go głośno.
Tamashi przyglądał się Shanae i Tameariemu z delikatnym uśmiechem na ustach. Był szczęśliwy, że Shanae tak dobrze dogadywał się z ich synem. Ich stosunki były naprawdę dobre, a wampir nie wyglądał na kogoś, kto umyślnie chciałby to zepsuć.
Z drugiej strony robił to, co robił... A może to tylko jakiś natrętny klient zbytnio się zagalopował?
Tamashi spojrzał na siedzącego już samotnie Shana i ścisnął wdłoni skórzany woreczek.
- Dobranoc - powiedział, odwracając się i zmierzając w stronę swojej sypialni.
Wampir przestał się uśmiechać, gdy tylko Tameari wyszedł z salonu. Westchnął, pocierając malinkę dłonią i patrząc w ogień.
- Ta, branoc - mruknął obojętnie na słowa smoka, wstając z dywanu. Poprawił ubranie.
Przez chwilę, przez krótką chwilę miał nadzieję, że Tamashi zrobi... coś. Krzyknie na niego, powie jakąś kąśliwą uwagę, cokolwiek. Wtedy wiedział by, że choć trochę obchodzi smoka. Ale jego reakcja tylko utwierdzała wampira w przekonaniu, że już nie jest dla niego ważny. Starał się to przełknąć w miarę spokojnie. Kochał smoka, chciał z nim być blisko, ale nie mógł przecież tego wymuszać.
Nie chciał natomiast, by "kryzys" między nimi miał wpływ na ich syna. Chciał, żeby Tameari miał szczęśliwą, kochającą się rodzinę, nawet jeśli miała to być tylko iluzja.
Poszedł szybko do siebie, zmieniając ubranie na bardziej domowe, po czym wampirzym biegiem wszedł do łazienki, gdzie Tameari kończył się kąpać.
- No, młody, wycieramy się i do taty, buzi... a dalej pomyślimy - puścił mu oczko. Młody wampirek wytarł się, ubrał i pociągnął starszego do sypialni rodzica. Wdrapał się na łóżko Tamashiego i pochylił nad nim.
- Do-bra-noc, tatusiu - powiedział, dając po kolei mu buzi w prawy, potem w lewy policzek, na końcu całując go w czoło. Uśmiechnął się do niego ślicznie, po czym pociągnął Shanae za rękę.
- Teraz ty! - popatrzył na ojca wyczekująco.
Tamashi siedział już w łóżku w stroju do spania i patrzył w sufit nieobecnym wzrokiem. To nie to, że nie przejmował się tym, co Shanae prawdopodobnie robił. Ale skoro miał taką potrzebę, skoro chciał zdradzać Tamashiego, to ten nie mógł mieć na to żadnego wpływu.
Oczy zaszkliły mu się delikatnie, gdy wtulał się w poduszkę, gotowy do spania.
Wstał jednak zdziwiony, słysząc kroki syna i przetarł szybko oczy.
Zaśmiał się rozbawiony, patrząc jak ten wdrapuje się na łóżko. Oddał mu delikatne całusy w ten sam sposób i spojrzał na stojącego za nim Shanae, uśmiechając się, chociaż jego oczy nie wyrażały nawet kawałka radości.
Wampir również się do niego uśmiechnął, starając się być wiarygodnym. Cieszył się, że Tameari był tak przywiązany do nich obu. Może między nim a Tamashim się nie układało, ale o syna zadbać odpowiednio potrafili. Uwielbiał na nich patrzeć, gdy razem się bawili, układali do snu jak teraz, czy nawet gdy spali w jednym łóżku. Pamiętał, jak Tameari wchodził im do łóżka, gdy miał koszmary. Shanae budził się wtedy często tylko po to, by popatrzeć na dwóch najważniejszych mężczyzn swojego życia.
Spojrzał na syna, posyłając mu uśmiech i pozwolił się przyciągnąć. Podszedł bliżej, pochylając się i składając delikatny pocałunek w kąciku ust starszego.
- Dobranoc, Tamashi - powiedział czule, patrząc mu z bliska w oczy.
Tamashi uśmiechnął się niezwykle czule, rozchylając delikatnie wargi i również składając na ustach młodszego niewinny pocałunek. Patrzył na niego chwilę wnikliwie,zaraz jednak roześmiał się i opadł z powrotem na łóżko.
- Dobranoc, Shanae, dobranoc, Tameari - odparł spokojnie, patrząc na nich zaspanymi oczyma. - I nie jeść mi po nocach! - Zaśmiał się naprawdę szczerze, zerkając na Tameariego z uniesioną brwią.
Odsunął się, na chwilę uśmiechając się do niego czule. Wyprostował się i zaśmiał cicho, gdy Tameari jęknął z cichym "Ale taaaatooo!" zaprotestował na słowa smoka.
- No już, już - pogłaskał go po włosach, śmiejąc się cicho i nachylając. - Tata mówi nie, to nie... Będziemy pić - puścił mu oczko, mając na myśli zapas soków i kakaa, które mieli w kuchni.
- Pomachaj Tamashiemu - powiedział, a Tameari skrzyżował rączki na piersi.
- Miałeś mu dać buzi! - zaprotestował, a Shanae uniósł brew.
- Przecież już dostał.
- Nie prawda! - mały wampirek zmarszczył brwi. - Miałeś mu dać prawdziwe buzi, jak dorośli sobie dają, nie jak dzieci! Tak jak na kanapie, jak tata Tamashi się na tobie położył i wkładał ci ręce pod bluzkę!
Shanae zamrugał, patrząc na niego ze zdziwieniem. Młody, mimo ich prób, chowania się, bycia jak najciszej i całej tej ostrożności, najwidoczniej i tak ich widział.
Tamashi znów się podniósł i popatrzył na Tameariego z niemałym zaskoczeniem. Musiał jednak przyznać, że było to dość zabawne.
-Wiesz, Tameari - odparł, podpierając się na wyprostowanej ręce. - To niegrzeczne tak podglądać starszych. - Uśmiechnął się pod nosem. - A już tym bardziej proszenie nas o takie rzeczy.
Zastanawiał się kiedy Tam mógł ich widzieć. Cóż, nie robili tego już dosyć długo, smok dziwił się więc, że młody mógł to nadal pamiętać.
- Ale ja chcę tylko pomóc - Tameari spojrzał na nich smutnymi oczkami. - Bo ja rozmawiałem z Allenem i on mówi, że Rosier i Hide bardzo często się przy nich całując i że widzi ich prawie co noc razem i że są szczęśliwi i w ogóle... - chłopak pomiętosił rąbek swojej piżamy, wyglądając na zawstydzonego.
- I pomyślałam, że może... Znaczy... - podniósł na nich spojrzenie, a Shanae westchnął cicho.
- No już, już, nie rób miny zbitego szczeniaczka... Szantażysta - mruknął do syna, znów przysuwając się do łóżka.
- Patrz uważnie, bo tego nie powtórzymy. Tata jest zmęczony i w ogóle - mrugnął do niego, pochylając się nad Tamashim. Popatrzył mu w oczy, po czym schylił się jeszcze bardziej i łącząc swoje wargi z ustami smoka.
Przymknął oczy, całując go delikatnie. Przesunął językiem po jego dolnej wardze i wkradł się nim w jego usta. Pogłębił pocałunek, jednak zaraz wycofał się, prostując delikatnie. Unikał go wzrokiem. Cholera, znowu to czuł, tą popapraną potrzebę bycia jeszcze bliżej ze smokiem.
- Koniec przedstawienia. Teraz już na prawdę wychodzimy, młody - powiedział do Tameariego, uśmiechają się i czochrając mu włoski.
Tamashi cofnął się instynktownie, nie do końca rejestrując to, co się dzieje. Nie sądził, że Shanae naprawdę to zrobi.
Poczuł przyjemne dreszcze rozchodzące się po jego ciele, choć nie zareagował w żaden sposób, by pokazać, że też mu się to podoba.
Spojrzał na zadowolonego Tameariego i uśmiechnął się w duchu. Shanae był w stanie zrobić naprawdę wiele, by ich syn był szczęśliwy.
-To się nigdy więcej nie powtórzy powiedział do małego wampirka. - Bo to intymna sprawa między twoimi tatusiami.
- Ale... Ja jestem zawsze obok, a jak nie będziecie tego robić to jak będziecie sobie okazywać czułość? - Tameari popatrzył na nich zagubiony, a Shanae pokręcił głową.
- Kocie... Chodź. Zrobimy kakao, weźmiemy ciasto i wytłumaczę ci wszystko, dobrze? Zobacz, tata już prawie usypia, nie ma co go męczyć - powiedział łagodnie, głaszcząc go po główce. Tameari popatrzył na niego błyszczącymi oczkami.
- I wytłumaczysz mi, co to jest "seks"?
- Tak.
- A pokażecie mi to?
- Jesteś trochę za młody, żeby to widzieć czy robić - Shanae pokręcił głową, pstrykając chłopca w nos delikatnie. Ten zaśmiał się i odwrócił do Tamashiego ze ślicznym uśmiechem.
- Dobranoc, tato! - krzyknął schodząc z łóżka i wybiegając z sypialni. Starszy wampir podążył za nim, kręcąc delikatnie głową.
- Dobranoc Tamashi - powiedział jeszcze, przymykając drzwi. Zatrzymał się na chwilę, patrząc na smoka z wahaniem, po czym westchnął cicho, zamykając drzwi do końca. Pokręcił głową. To tylko pocałunek dla Tameariego. Uśmiechnął si gorzko pod nosem. Zakładał, że ich syn był jedynym powodem, dla którego smok mu się nie wyrwał. Ruszył do kuchni, szykując się psychicznie na "poważną pogadankę" z sześciolatkiem.
Tamashi siedział na kanapie, czytając książkę i niezwykle ponurej okładce. Tak naprawdę nie skupiał się w ogóle na lekturze, błądząc myślami w sferze chaosu, który zrodził się niedawno w jego umyśle.
Było naprawdę źle, choć smok nie zorientował się nawet kiedy wszystko doszło do tak tragicznego stanu.
Usłyszał nagle pukanie do drzwi, wstał więc, odkładając na stolik książkę.
Podszedł do drzwi, poprawiając wcześniej kołnierzyk koszuli i otworzył z delikatnym uśmiechem na ustach.
- Witam, mam przesyłkę dla pana Shanae - powiedział jakiś blondynek stojący z kuferkiem w dłoni i wielkim bukietem czerwonych kwiatów pod pachą.
Smok zmarszczył brwi, oglądając "prezenciki". Ostatnio Shanae przychodził do domu z nową biżuterią zawieszoną na szyi, czy nadgarstkach, w nowych strojach, ale takiego bukietu nie dostał jeszcze nigdy.
- Shanae, pan do ciebie! - krzyknął w stronę schodów, gdyż wampir siedział aktualnie ze swoim synem w pokoju.
Wycofał się z drzwi, rzucając jeszcze ostatnie spojrzenie w stronę przesyłki.
Wampir uniósł brew, słysząc głos mężczyzny. Pocałował syna w czółko i wstał, poprawiając nową bluzkę. Zszedł na dół, mrugając na widok "pana" w drzwiach.
Ostatnio poznał pewnego mężczyznę. Na początku był dla niego zwykłym klientem, z którym wyjątkowo dobrze się dogadywał. Blaise, bo tak nazywał się owy mężczyzna, był czortem urodzonym w arystokratycznej rodzinie. Od razu zaczął okazywać swoje względy Shanae, obdarowując go różnymi prezentami. Wampir, stęskniony za czyjąś uwagę, zaczął spędzać z nim coraz więcej czasu. Nie brał pod uwagę związania się z czortem, ale było miło w końcu poczuć, że komuś zależy, że ktoś się o niego troszczy i stara. Był w pewien sposób zauroczony czortem.
Odebrał przesyłkę, uśmiechając się delikatnie, patrząc na kwiaty z delikatnymi błyskami w oczach. Zagryzł dolną wargę, by nie uśmiechać się za szeroko.
Tamashi oparty o ścianę spoglądał na kwiaty z dystansem. Odwrócił wzrok i ścisnął jedną z pięści. Nie miał pojęcia od kogo Shanae dostawał te prezenty, ale ostatnio ich przybywało, a wampir zaczął cieszyć się z nich coraz bardziej.
Smok dobrze wiedział, że Shan sypia z innymi, w końcu nie był głupi, zdawał sobie sprawę co robił, gdy nie siedział w domu.
- Idę do Tameariego - powiedział, nie patrząc na niego i kierując się w stronę schodów. - A ty pobaw się nowymi zdobyczami.
Wampir zmarszczył brwi, patrząc za smokiem. Westchnął pod nosem, wampirzym biegiem do siebie i odkładając kwiaty. Popatrzył na kuferek.
Był sporych rozmiarów, z dziurkami na powietrze. Otworzył go ostrożnie i wciągnął powietrze.
- Blaise... Wariacie - mruknął ze śmiechem, patrząc na śpiącego w kuferku szczeniaczka. Najwyraźniej był uśpiony magicznie, by nie męczyć się w czasie podróży. Miał puszyste, miękkie futerko, białe z łatami w kolorze kawy z mlekiem. Wampir sięgnął powoli do liściku przywiązanego do obróżki psa.
"Żeby oprócz syna ktoś jeszcze czekał z utęsknieniem na twój powrót do domu."
Shanae zagryzł dolną wargę, patrząc na ozdobne, lekko pochyłe literki. Zrobiło mu się trochę smutno. Pogłaskał psa po futerku i sięgnął do wisiorka z runą zaklęcia uśpienia. Podniósł pieska i zdjął mu wisiorek. Szczeniaczek od razu zaczął się budzić, ziewając. Spojrzał na wampira i zaszczekał, radośnie machając ogonkiem i próbując polizać go po twarzy. Mężczyzna roześmiał się, natychmiast kierując się do pokoju syna.
- Tameari... Zobacz, co dla ciebie mam - powiedział do syna, kładąc rozbrykanego szczeniaczka obok niego. Mały wampirek otworzył szeroko oczka, porzucając klocki i od razu tuląc zadowolonego psa do siebie.
- Śliczny! Dla mnie? Mogę go zatrzymać?! - zapytał radośnie, a psiak zaczął lizać go po rękach i szyi, machając wściekle ogonkiem, cały zadowolony z nowego pana.
- Oczywiście - Shane uśmiechnął się delikatnie, zerkając jeszcze na Tamashiego. - Ja się zgadzam, musisz jeszcze poprosić tatę Tamashiego...
- Tato, mogę go zatrzymać? Proszę, proszę! - młody wampirek spojrzał na smoka proszącymi oczkami, tuląc szczeniaka do siebie.
Tamashi był równie zaskoczony co jego syn, gdy zobaczył jaki prezent postanowił ofiarować jeden z "klientów" Shanae. Uśmiechnął się na widok roześmianego chłopca i pogłaskał szczeniaka. Cofnął rękę, gdy ten zaczął ją lizać.
- Oczywiście - powiedział do syna i oparł się plecami o łóżko chłopaczka.
Wydawało mu się, że schodzi na margines, odsuwa się od rodziny i znika. Zupełnie nie nadawał się do wychowywania dzieci, a teraz był już całkowicie pewien, że nie jest również stworzony do życia w czymś takim, jak związek.
Odwrócił wzrok w stronę okna, obserwując odbijającą się w nim rodzinkę. Tameari był tym, który trzymał Tamashiego w tym domu. To on był powodem dla którego smok nie dał Shanae wolności, całkowitej swobody, której mógłby zaznać wyłącznie po rozstaniu się ze smokiem.
Wampir uśmiechnął się lekko, patrząc na syna, bawiącego się ze szczeniaczkiem. Spojrzał na smoka i zawahał się. Kochał tego mężczyznę, był dla niego ważny, dlatego wyraz jego twarzy sprawił wampirowi ból. Wziął głębszy oddech i wstał, by zaraz usiąść obok niego i "objąć" się ręką starszego. Uśmiechnął się do syna, opierając głowę o ramię smoka.
- Jak go nazwiesz, Tameari? - zapytał, gdy chłopczyk głaskał psiaka po brzuszku.
- Nie wiem... Tato Tamashi, masz jakiś pomysł? - zapytał młodszy wampirek, patrząc na swoich ojców. Jego uśmiech poszerzył się, gdy zobaczył ich w uścisku. Shanae pogłaskał dłoń smoka. Cieszył się, że chociaż pod przykrywką "udawania" przed synem, mógł na chwilę zbliżyć się do mężczyzny, którego kochał całym swoim wampirzym sercem. Nawet jeśli mężczyzna już nic do niego nie czuł.
- Hmm? - mruknął, unosząc lekko twarz i patrząc na smoka.
Tamashi drgnął, czując przy sobie ciało wampira, ale uśmiechnął się do niego, gdy przypomniał sobie, że obok nich siedzi Tameari. Ułożył dłoń w pasie Shana i przycisnął go do siebie, rozkoszując się krótkim pocałunkiem.
Zerknął na Tameariego z leniwym uśmiechem na ustach. Musiał przecież być szczęśliwym rodzicem.
- Nie mam pojęcia - przyznał, zaraz jednak uniósł do góry dłoń i podrapał się po głowie. - Może Tamanea?
Spojrzał w oczy wampira, chcąc zobaczyć czy ten pamięta, co oznacza to słowo. On pamiętał bardzo dobrze.
Wampir spojrzał na niego z zaskoczeniem, zaraz jednak odwracając wzrok.
"Wybranek."
Uśmiechnął się delikatnie pod nosem. No tak, od tego się zaczęło. Uniósł dłoń do twarzy i potarł skroń palcami. Nie wiedział, ja ma się zachować, co powiedzieć. Czy był aż tak zdesperowany, że szukał w tym jednym słówku jakiegoś znaku od smoka, podpowiedzi? Doszedł jednak do wniosku, że pewnie to nie ma nic wspólnego z nimi, to tylko słowo...
- Tamanea... Podoba mi się! - Tameari roześmiał się, patrząc na szczeniaczka i tarmosząc go za uszka. - Jesteś Tamanea!
Wampir przełknął ślinę, czując ciepło ciała obok niego. Musiał się uspokoić i udawać, że wszystko jest w porządku... Chociaż miał ochotę popchnąć starszego na dywan, usiąść mu na biodrach i...
Warknął na siebie w myślach. Nie czas na takie fantazje, szczególnie, że są niemożliwe do zrealizowania.
Tamashi uśmiechał się skromnie, obserwując jak jego syn jest zadowolony. W sumie smok mógł wcześniej pomyśleć o kupnie jakiegoś zwierzaka... Warknął w myślach, niezadowolony i przygnębiony. Czemu to nie on wpadł na ten pomysł?
- Cieszę się, że ci się podoba - powiedział do syna, choć nieobecnym wzrokiem wpatrywał się w okno.
~~~
Tydzień później Tamashi siedział w powozie, trzymając na kolanach syna i patrząc za niewielkie okienko.
Jechali do "przyjaciela" Shanae by zjeść obiad. Smok w życiu nie zgodziłby się na coś takiego, z resztą jaki towarzysz życiowy zgodziłby się jechać do kochanka swojego partnera?
Tamashi nie mógł jednak odmówić, widząc proszące oczka Tameariego, wpatrujące się w niego z nadzieją.
Dlatego teraz siedział w powozie i patrzył pochmurnie na ciemne drzwiczki.
Wampir siedział naprzeciwko nich, głaszcząc szczeniaka i patrząc nieobecnym wzrokiem gdzieś w okolice swoich kolan. Nie był pewny, czy przyjęcie zaproszenia od czorta było dobrym pomysłem, nawet jeśli został zaproszony z całą rodziną.
Rodzina. Miał ochotę prychnąć pod nosem. Nie byli rodziną. Byli osobami, które zostają przy sobie z powodu dziecka mimo, iż między nimi jakby wszystko uleciało. No dobrze, nie wszytko. Shanae dalej kochał smoka, jednak to uczcie zostało zasłonięte przez osamotnienie i złość, nic nie mógł na to poradzić.
Powóz stanął, a drzwi zaraz otworzyły się.
- Witam w rezydencji pana Devellie - usłyszeli oficjalny głos któregoś ze służących. Shanae wyszedł pierwszy, z budzącym się szczeniakiem na rękach. Ogarnął szybko wzrokiem sporą rezydencję i zaraz odwrócił się, podając rękę Tameariemu i pomagając mu wysiąść.
- Shanae. Cieszę się, że jednak przyjęliście zaproszenie. Jak minęła podróż? - podszedł do nich czort, uśmiechając się uprzejmie.
- Witaj, Blaise. Całkiem dobrze. Poznaj, to mój syn Tameari i mój partner Tamashi - przedstawił swoją "rodzinę". Czort kiwnął głową.
- Miło mi was poznać. Shanae wiele o was opowiadał... Właściwie, jeśli się dobrze nie zboczy z tematu, zawsze mówi tylko o was - powiedział z lekkim rozbawieniem, klękając na jedno kolano przed Tamearim i wyciągając do niego rękę.
- Witaj. Jesteś bardzo...
- ... "podobny do Tamashiego". Wiem, wszyscy mi to mówią - odparł mały wampirek, patrząc na czorta z uśmiechem i potrząsając lekko jego ręką. Lubił obcych, a ten pan miał konie i miał im pozwolić pojeździć! Blaise roześmiał się lekko, kręcąc delikatnie głową.
- Chciałem powiedzieć "urodziwym młodzieńcem", ale masz rację, jesteś podobny do swojego ojca. Chociaż, wzrok i uśmiech masz niczym Shanae. Będziesz łamał serca... Albo już je łamiesz, hm? - uśmiechnął się do niego przyjaźnie choć nie nachalnie i wstał. Wyciągnął rękę do Tamashiego.
- Ciebie również miło poznać, Tamashi - powiedział, patrząc mu w oczy.
Blaise był wysokim czortem, o pięknych, kasztanowych włosach z poblaskiem czerwieni. Miał delikatne loki, dodające mu urody, związane luźno ciemną wstążką. Włosy związane sięgały łopatek czorta. Miał spore rogi, delikatnie zakręcone, ciemniejsze od kosmyków oraz białe oczy o pionowych źrenicach niczym u kota. Jego skóra miała przyjemny odcień delikatnego brązu, tworząc obraz naprawdę przystojnego arystokraty. Na szczupłych palcach miał kilka sygnetów. Ubrany był w ciemne odcienie brązu, przełamywane jakimiś drobnymi dodatkami w kolorze mlecznym.
Niemal idealny, aż do obrzydzenia jeżeli nie liczyć blizn po oparzeniu na jego lewym policzku, schodzących na szyję i znikających pod ciemną koszulę. Wydawał się jednak tym nie przejmować.
Tamashi wysiadł z powozu, a jego wzrok od razu spoczął na sylwetce czorta.
No cóż... Wcześniej smok zupełnie nie wiedział jak wyobrazić sobie Blaise'a, a teraz widział go i wcale mu się to nie podobało. Był zbyt piękny. Nawet mimo blizny na twarzy wydawał się nienaturalnie doskonały.
Tamashi podał mu jednak dłoń, nie zdradzając swoich myśli.
-Ciebie również - odpowiedział, potrząsając nią lekko i zerkając na posiadłość widoczną za plecami gospodarza.
Blaise przypatrzył się Tamashiemu dobrze, jakby próbował go sobie ocenić. Uśmiechnął się jednak do niego, zaraz odwracając wzrok i zapraszając ich gestem do posiadłości. Shanae podał szczeniaczka Tameariemu, by ten mógł go prowadzić na smyczy.
- Pomyślałem, byśmy zjedli na tarasie... Jednak jeśli macie jakieś obiekcje, jadalnia też jest w stanie gotowości - uśmiechnął się uprzejmie czort, jednocześnie jego wzrok padł na wampira. Od razu było widać, iż jego uśmiech zabarwił się czułością, tak samo jak spojrzenie. Wampir odpowiedział uśmiechem kącikiem ust, trzymając się jednak na dystans.
- Taras to dobry pomysł... Chociaż młody coś ostatnio nosem siąka - mruknął, tarmosząc włoski syna, który trzymał za rękę Tamashiego, drugą zaś rączką trzymał smycz. Wampir uniósł spojrzenie na swojego partnera. - Jak sądzisz, Tamashi...?
Blaise obserwował dyskretnie relacje między nimi. Zdawał się "badać" sytuację, jakby chciał wyczuć, co ich tak naprawdę łączy. Szedł obok Tamashiego, wyprostowany i rozluźniony, prowadząc ich do sporej rezydencji, pomalowanej na biało. W środku również była ona urządzona w jasnych kolorach, przełamywanych ciemnymi dodatkami.
Tamashi trzymał pewnie rączkę syna, jednak na tyle słabo, by nic mu nie zrobić. Obserwował czorta obojętnie, choć dużo kosztowało go, by nie przyszpilić go do ziemi i nie wbić noża w serce.
Właśnie szedł ramię w ramię z mężczyzną który posuwał jego kochanka. Aż skrzywił się na to określenie, które przyszło mu na myśl.
-Myślę, że możemy zjeść w środku - powiedział po paru chwilach Tamashi. - Jeszcze będziemy mieli czas na przewietrzenie się podczas przejażdżki.
Uspokoił się trochę, starając się przemyśleć całą sytuację.
Czy ten mężczyzna naprawdę byłby w stanie dać Shanae i Tameariemu szczęście? Jeśli tak, to czemu by nie...?
Spojrzał na syna i pokręcił głową. Nigdy nie oddałby Tameariego w obce ręce, nigdy nie pozwoliłby, by młody wampirek kogoś innego nazywał "ojcem".
Tylko... co to zmieniało?
Czort kiwnął głową, a ktoś ze służby otworzył przed nimi drzwi. Najpierw wszedł Tameari, ciągnąc za sobą Tamashiego, a za nim wszedł starszy wampir. Chłopczyk rozejrzał się szeroko otwartymi oczami, zaciskając paluszki na ręce ojca.
- Ładnie tu. Prawda, tato? - podniósł wzrok na smoka, tuląc się do jego nogi. Ucałował go w udo, jak to miał w zwyczaju i zaraz odwrócił się, znów patrząc na wystrój. Shanae uśmiechnął się delikatnie.
Już po chwili zostali zaprowadzeniu do jadalni. Była spora, z długim stołem, nakrytym do "obiadu". Nawet Tamanea miał przygotowane swoje miejsce kawałek od stołu.
- Zapraszam, siadajcie - Blaise uśmiechnął się lekko, pokazując im miejsca. Shanae usiadł po lewej stronie swojego syna, czort naprzeciwko Tameariego, zaś nakrycie dla smoka był po prawej stronie małego wampirka.
Po obiedzie, który przebiegł w miarę "miłej" atmosferze, Blaise zabrał ich na taras, z którego widać było ogromne ogrody i stajnię z końmi. Mały wampirek od razu ożywił się, niecierpliwie wbijając wzrok w budynek.
- No, leć leć - czort roześmiał się cicho, gdy chłopiec wystartował z miejsca razem ze szczeniaczkiem. Shanae, Blaise i Tamashi zostali z tyłu, idąc jednak ku stajni.
- Macie naprawdę uroczego syna - zauważył czort swobodnie.
Cóż, w jednym Tamashi się mylił - Blaise nigdy nie położył łap na Shanae. Raz, prawie by do czegoś doszło, jednak stwierdził, iż za bardzo szanuje i ceni sobie wampira, by tak po prostu wziąć jego ciało, gdy jest to zwykły akt "desperacji".
Tak, czort wyjątkowo skupiał się na przywiązaniu Shanae najpierw emocjonalnie. Chciał go mieć całego, a nie zastanawiać się, o kim myśli wampir, gdy są razem w łóżku.
Tamashi szedł spokojnie obok czorta, spoglądając z niewielkim uśmiechem na Tameariego. Rzeczywiście, wampirek był chyba jedynym aspektem w życiu Tamashiego i Shanae, który w pełni się udał.
- To dzięki Shanae - przyznał smok. - Ma do niego dobrą rękę.
Zastanawiał się po co tak naprawdę czort zaprosił tutaj Tamashiego. Może miał po prostu potrzebę pochwalenia się swoimi bogactwami, służbą i perfekcyjnością, a nie wypadało mu nie zaprosić partnera swojego wybranka?
Smok prychnął pod nosem, odwracając twarz i spoglądając z namysłem w stronę uśmiechniętego Shana.
Shanae pokręcił głową, uśmiechając się delikatnie i patrząc na syna.
- To nasza wspólna zasługa. Sam nie dałbym rady go tak wychować, a Tamashi jest cudownym ojcem... Nawet jeśli czasem w to wątpi - odparł miękko, unosząc rękę i poprawiając opadające mu na czoło kosmyki. Blaise kiwnął głową, nie odrywając wzroku od starszego wampira. Shanae spojrzał najpierw na smoka, potem na czorta, delikatnie uśmiechnięty. Drgnął, gdy czort wyciągnął rękę, dotykając jego policzka delikatnie.
- Czekaj, masz tu coś - mruknął Blaise, strzepując delikatnie rzęsę ze skóry wampira. Uśmiechnął się do niego miękko, odsuwając rękę. Wampir odwrócił szybko wzrok, wkładając ręce w tylne kieszenie spodni. Cholera, czuł, że się rumieni... I to przed Tamashim!
- Dzięki... - mruknął, od razu patrząc w stronę Tameariego. Przełknął ślinę. Cholera... Właśnie takich sytuacji chciał uniknąć! Chociaż z drugiej strony, czego się obawiał? Tameari nie widzi, a Tamashiemu to zwisa.
- Czym się zajmujesz, Tamashi? - zapytał całkiem przyjacielsko Blaise, zupełnie spokojnie patrząc na partnera swojego wybranka.
Tamashi szedł z dłońmi w kieszeniach, ściskając pięści ze złości i bezsilności. Byli dla siebie. Shanae się rumienił! Nawet przy Tamashi nie zdarzało mu się to często, a teraz przez tak niewinny gest prawie płonęły mu policzki.
Czy ten cały czort zaprosił go tutaj by pokazać do czego zmierza? Wykurzyć smoka, dać mu do zrozumienia, że to zaraz czort przejmie stery?
Tamashi zmarszczył lekko brwi o odwrócił głowę, spoglądając w zupełnie inną stronę.
Jeśli Shanae wcześniej znajdywał sobie kochanków do łóżka, jeśli po prostu z nimi sypiał, smoka nie bolało to tak bardzo. Jeśli chodziło o coś więcej... o psychiczne przywiązanie, Tamashi nie mógł tego znieść.
Odwrócił głowę w stronę czorta, słysząc jego pytanie.
- Niczym specjalnym - odpowiedział spokojnie, starając się nie patrzeć na Shanae - To głównie robota papierkowa w domu. - Uśmiechnął się oszczędnie i popatrzył w stronę stajni. - A wy? Jak się poznaliście?
Blaise uśmiechnął się lekko, jakby wspominał coś zabawnego.
- Jeden z moich przyjaciół wyprawiał przyjęcie. Był tam też książę kraju, z którego pochodzę. Rozwydrzony dzieciak, trzeba dodać. Rzucał w hostów winogronami, aż w końcu trafił na Shanae... Opieprzył go z góry do dołu, wyzywając od bezmyślnych, rozwydrzonych bachorów, które nawet własnym tyłkiem rządzić by nie umiały bez łopatologicznej instrukcji - roześmiał się lekko. - Naprawdę, pierwszy raz widziałem, by ktoś kłaniał się tak nisko jak książę Trestin przed Shanae. Potem oberwało się jednemu z ministrów księcia... a na końcu mnie. Wpadłem na niego, jak niósł wino. Takiej wiązanki, jaką mi posłał, nie słyszałem przez całe swoje życie.
- Miałem wyjątkowo zły dzień, a temu ignorantowi się należało - wtrącił wampir, patrząc na swojego syna. Blaise uśmiechnął się delikatnie, mierząc czerwonowłosego miękkim spojrzeniem.
- Zwrócił moją uwagę. Nie bał się konsekwencji, ani tego, że gdyby komuś z obecnych gości coś się nie podobało, stracił by nie tylko pracę... To było intrygujące, szczególnie, że reszta hostów była uległa jak baranki. Potem kilka razy przyszedłem do klubu i w końcu udało mi się namówić Shanae, by poświęcił mi więcej niż 5 minut na szybką pogawędkę przy barze, bo "mam lepsze rzeczy do roboty, niż marnowanie czasu na ciebie, czorcie" - brązowłosy roześmiał się ponownie na wspomnienie kpiącego tonu wampira. Shanae wzruszył ramionami, starając się nie patrzeć na Tamashiego.
Bał się, że w jego oczach zobaczy pustkę, zupełną obojętność. Nie chciał tego, za bardzo by go zabolało.
- Taaaatoooo, mogę pojeździć na tym szaaarym! - Tameari wskazywał jakiegoś konia w głębi stajni, stojąc przed nią i patrząc na trójkę dorosłych z iskierkami w oczach.
Tamashi rozprostował dłonie, starając się by jego wzrok wyglądał normalnie. Spodziewał się takiej historii, w końcu Shanae zawsze wykazywał się dużym temperamentem. Ale zabolała go radość w głosie czorta, wydawał się ożywiony i nienaturalnie radosny, gdy mówił o wampirze.
- Słodko - skomentował sztucznie wypowiedź Blaise'a.
- Musisz zapytać miłego gospodarza - odpowiedział synowi Tamashi i uśmiechnął się do niego szeroko. - Wybierzemy ci jakiegoś mniejszego. Albo pojedziesz ze mną lub tatą Shanae.
- Ale ja chcę na tym! - Tameari tupnął nogą, patrząc tęsknie na "upatrzonego" konia. Zaraz jednak zreflektował się i spojrzał na czorta. - Mogę, proszę pana?
- Oczywiście... Ale nie sam - Blaise uśmiechnął się do chłopca delikatnie, mając nadzieję na chwilę rozmowy sam na sam ze starszym wampirem. Shanae jednak znalazł w tym szansę ucieczki od niezręcznej atmosfery, z której szybko skorzystał.
- Pojadę z tobą, stratujemy jakieś krzaki - puścił oczko synowi, śmiejąc się cicho i idąc z nim do stajni. Koń został już przyszykowany przez stajennego. Shanae wsiadł zwinnie na niego, układając się tak, by zrobić miejsce przed sobą dla syna.
- Tamashi, mógłbyś...
- Ja to zrobię - Blaise uniósł młodego wampirka pod pachami, sadzając go przed czerwonowłosym, który odpowiedział mu zakłopotanym uśmiechem.
- Dzięki... - mruknął, obejmując syna jedną ręką w pasie, drugą zaś "sterując" koniem. Oddalili się kawałek, na rozgrzewkę robiąc kółko w okół sporej altanki.
Blaise nie był zachwycony takim obrotem sprawy, ale zrobił dobrą minę do złej gry i spojrzał na Tamashiego.
- Może usiądziemy w środku? - zapytał przyjaźnie, wskazując gestem na altanę. Cóż, przynajmniej będzie mógł poznać smoka i wykorzystać to w relacjach z Shanae. Tak, to dobry plan.
Tamashi zacisnął zęby, obserwując obejmującego Tameariego czorta. Wyjął ręce z kieszeni i założył je na klatce piersiowej. Spojrzał na czorta badawczo i kiwnął głową, kierując się w wyznaczonym kierunku.
- Więc, jakie masz zamiary? - zapytał spokojnie. - Nie oszukujmy się. Na pewno wiesz więcej niż chciałbym, abyś wiedział.
Smok spojrzał w stronę Shanae i syna, uśmiechając się pod nosem. Przecież nie mógł pozwolić by ten sztuczny czorcik położył łapska na nich obu!
W Tamashim zrodził się nagle prawdziwy, smoczy instynkt. Shanae był jego, tak samo Tameari. A smoki walczą o swoją własność do końca, czyż nie?
Blaise spojrzał na smoka i uniósł lekko brwi. Uśmiechnął się pod nosem, siadając na ławeczce w środku altany i zakładając nogę na nogę.
- Nie owijasz w bawełnę, jak widzę - powiedział spokojnie, obserwując jeżdżących. - Jedyne, co wiem to to, że wam się... nie układa od dłuższego czasu. Shanae nie lubi mówić o swoich "problemach", więc nie wiem tyle, ile bym chciał.
Postukał palcami w swoje kolano, uśmiechając się delikatnie.
- Chcę sprawić, bym był jedynym mężczyzną, na którego będzie kierował wzrok. Stworzyć z nim związek oparty na uczuciach. Nie powiem, z jego... charakterem... jest to dosyć trudne, szczególnie przez twoją osobę, ale ja mam czas - mówił miękkim tonem, nie odrywając wzroku od wampirów. - Chcę, żeby wracał do domu ze świadomością, że czeka na niego nie tylko stęskniony syn, ale i kochający partner... Żeby powrót do domu nie kojarzył mu się z wiecznymi udawaniem, pustą sypialnią i milczeniem. Nie chcę jego ciała, to mogłem zdobyć już dawno - tu uśmiechnął się pod nosem. - Chcę go całego, całej jego uwagi, jego uczuć, myśli... Wszystkiego.
Odchylił lekko głowę i spojrzał na Tamashiego.
- Właściwie... Nie uważasz, że bycie ze sobą "dla dziecka" to marne wytłumaczenie? - zapytał, unosząc lekko brew. Może gdyby nakierował smoka na odpowiedni trop, ten sam wypuścił by wampira z objęć...?
Tamashi słuchał go ze spokojem, uśmiechając się gorzko pod nosem. No tak... Mógł się tego spodziewać.
- Tak, myślę, że to żałosne - odparł.
Właściwie to nie wiedział co miałby więcej powiedzieć. Nie chciał zbytnio odkryć się przed czortem, w końcu ten mógłby to potem wykorzystać, a równocześnie chciał dowiedzieć się o ich relacjach więcej.
- A Shan...? - zapytał. - Jak Shanae traktuje ciebie?
Czort uśmiechnął się lekko, znów patrząc na jeżdżących.
- Och, Kot jest bardzo towarzyski. Co prawda, jak to kot, czasem pokaże pazurki, chadza własnymi drogami i nigdy nie przychodzi na zawołanie... Dlatego zdziwiło mnie, że przyjął moje zaproszenie. Myślę raczej, że to przez te konie, podobno Tameari lubi jeździć konno, a Shan... Shan przekłada syna nad wszystko - uniósł rękę i przesunął palcami po włosach. - Chociaż jest bardzo skryty. Rzadko mówi o uczuciach, problemach... Ale powoli udaje mi się przebić przez mur, który w okół siebie stworzył. Podejrzewam, że wiesz o jego jednonocnych znajomościach? - spojrzał na smoka, unosząc lekko brew i uśmiechając się do niego niby przyjaźnie.
- Jest bardzo uważny w dobieraniu "zabawek". Żadnych facetów, którzy mogli by sprawić mu trudność, żadnych miłostek, tylko seks i zerwanie znajomości na drugi dzień... Przynajmniej nie chodzi spięty, co? - uśmiechnął się drwiąco pod nosem.
Tamashi również odpowiedział sztucznym uśmiechem, zaraz jednak odwracając głowę i przyglądając się roześmianemu synowi.
- Wiem o jego przygodach - odpowiedział beznamiętnie. - Na początku myślałem, że ty też do nich należysz, wtedy nie byłoby takiego problemu.
Westchnął i oparł dłonie po obu stronach swoich ud, ściskając palcami brzeg ławki. Nienawidził pseudo sympatii. Sztucznych uśmiechów i pomocnych dłoni. Tych samych, które po chwili bez zawahania wbiłyby chętnie nóż w plecy.
- Zacząłem nawet zastanawiać się, czy nie byłoby lepiej, gdybyś zajął się Tamearim i Shanem zamiast mnie... - zaczął, nie patrząc na niego. - Ale potem popatrzyłem na nich i zobaczyłem jak pięknie razem wyglądają. Ze mną. Oni pasują do mnie. Nawet jeżeli na tak długi czas o tym zapomniałem, jeśli zaniedbywałem mojego wampira, nie pozwolę, by kiedykolwiek stał się twój.
Wstał z ławki i włożył ręce do kieszeni, czując jakby jego płuca nabierały czystego, świeżego powietrza. Uśmiechnął się w stronę swojej rodziny.
- Nie stworzysz z nim żadnego związku, a już na pewno nie "opartego na uczuciach" - zacytował go. - I owszem, będzie miał świadomość, że czeka na niego kochający syn i partner. Ale tym partnerem z pewnością nie będziesz ty. I nie dostaniesz od niego nic. - Odwrócił się i spojrzał na niego z uśmieszkiem. - To ja jestem tym na którego Shanae patrzy. I to nadal właśnie do mnie żywi uczucia o których ty mógłbyś tylko marzyć.
Odwrócił się i ruszył pewnym krokiem w kierunku swoich dwóch wampirków.
Czort skrzywił się, wstając. Nie takiego obrotu sprawy chciał! Podszedł szybko do smoka, łapiąc go dyskretnie za ramię.
- Zostaw go. Nawet jeśli teraz zaczniesz okazywać mu zainteresowanie, ile minie, zanim znów rzucisz nim w kąt niczym zepsutą zabawką, na którą zwracasz uwagę, gdy ktoś inny chce ją zabrać - warknął cicho, patrząc na niego z zaciętością. - Zostaw go. Będę dla niego lepszym partnerem niż ty.
Shanae pokierował powoli konia w stronę mężczyzn, marszcząc brwi.
- Jeszcze raz! Proszę, jeszcze raaz! - Tameari spojrzał na ojca prosząco, a wampir westchnął, znów kierując konia na wysokie krzaki. Przeskoczyli je po raz kolejny, tym razem ostatni i znów skierowali się ku mężczyzną. Shanae miał złe przeczucia... Może zostawienie ich samych nie było dobrym posunięciem?
- Tato, tato, widziałeś? Widziałeś jak skakałem? - młodszy wampirek patrzył z podekscytowaniem na smoka, cały rozentuzjazmowany. Czerwonowłosy zsunął się z konia, zaraz pomagając zejść synkowi, który od razu podbiegł do Tamashiego.
- Widziałeś, jak wysoko byliśmy? I nie bałem się, wiesz? To fajne jest! - mówił z przejęciem, tuląc się do jego nogi. Shanae podszedł do nich powoli, prowadząc za sobą konia. Uśmiechnął się delikatnie, zastanawiając się, czemu Blaise wygląda na poruszonego. Stanął w neutralnej odległość od smoka i pogłaskał konia po pysku.
Tamashi wyrwał ramię z jego uścisku i przybliżył twarz do jego twarzy, uśmiechając się pod nosem.
- Przykro mi, ale gdy o nim mówisz brzmisz jak psychopata - zdążył warknąć zanim Shanae i Tameari nie podeszli na tyle blisko, by ich słyszeć.
Poczochrał włosy syna i wziął go na ręce, zaczepiając czubek jego nosa swoim własnym. Skierował wzrok prosto w oczy Shanae i uśmiechnął się, obniżając lekko głowę.
- Jeśli tak bardzo ci się podoba, kupimy ci konika po powrocie do domu - skierował słowa do Tameariego. - Może powinniśmy kupić trzy, moglibyśmy całą rodziną wybierać się na całonocne przejażdżki.
Shanae przyglądał się smokowi z dezorientowaniem. Kiedy ostatnio Tamashi spojrzał mu prosto w oczy...? Nie pamiętał, dlatego teraz wywarło to na nim ogromne wrażenie.
- Naprawdę? Proszę, proszę! - Tameari aż powiercił się w uścisku ojca, obejmując go rączkami za szyję. Wampir uniósł rękę, odgarniając kilka krwistych kosmyków z twarzy.
- Całkiem ciekawy pomysł... Za domem jest sporo miejsca, jakby się postarać i postawić tam małą stajnię, to nawet mogło by to wypalić - zauważył, znów głaszcząc konia po pysku. Właściwie, zdziwiło go to "trzy" i "całą rodziną", chociaż z drugiej strony mógł to podciągnąć za kontynuowanie szopki pt. "Szczęśliwa, Idealna Rodzina". Zerknął na czorta, który mimo maski spokoju i uprzejmości, wydawał się wyprowadzony z równowagi.
- Mogę pomóc wam znaleźć odpowiednią ekipę i konie - powiedział Blaise przyjaźnie, starając się zachować uczucia na wodzy. Miał ochotę przygarnąć teraz wampira do siebie, by odgrodzić go od smoka.
Tamashi zerknął na czorta i uśmiechnął się pod nosem, trzymając syna mocno i pewnie.
- Dziękujemy za twoją uprzejmość - powiedział do Blaise'a. - Ale poradzimy sobie bez niej.
Pocałował syna w czoło i szepnął mu do ucha dwa słowa zapewniające o jego miłości. Odstawił go na ziemię, śmiejąc się pod nosem gdy zauważył biegnącego w ich stronę psiaka. Do obróżki nadal miał przyczepioną smycz, która teraz szurała po trawie. Wziął go na ręce, gdy ten podbiegł do niego, radośnie machając ogonem.
- Wracamy do domu, hm? - spojrzał na Shanae. - Niedługo może zacząć się robić jasno - dodał, chcąc zaakcentować, że raczej mu się śpieszy.
Shanae odruchowo spojrzał w niebo, mrużąc oczy.
- Masz rację. Zasiedzieliśmy się - spojrzał na czorta, uśmiechając się do niego kącikiem ust, trochę sztucznie.
- Możecie zostać na dzień tutaj. Mam pokoje przystosowane do waszego trybu życia - zauważył Blaise, posyłając smokowi niechętne spojrzenie. Wampir natomiast obserwował swojego partnera uważnie. Wydawał mu się jakiś... żywszy, weselszy.
- Nie, lepiej będzie, jak wrócimy do domu... Nie wzięliśmy ze sobą nic na zmianę, po za tym, nie chcemy sprawiać kłopotu - powiedział łagodnie do czorta, posyłając mu przepraszający uśmiech. Ten kiwnął tylko głową, wyraźnie niepocieszony. Jeden ze służących zmaterializował się tuż obok Shanae, "przejmując" od niego konia. Starszy wampir podał rękę synowi, uśmiechając się do niego czule.
- Podziękuj Blaise'owi - mruknął, a Tameari poniósł wzrok na czorta.
- Dziękuję!
- Nie ma za co... Możesz wpadać kiedy zechcesz, konie będą czekały... Z którymś z ojców, oczywiści - powiedział, patrząc sugestywnie na czerwonowłosego, który odwrócił speszony wzrok.
Po około czterdziestu minutach byli już w domu. Shanae przez całą drogę droczył się z synem, gilgocząc go i grając z nim w "Widzę rzecz, która jest...". Raz po raz zerkał na smoka, próbując rozgryźć, co się stało. Wszedł za Tamashim do domu, zamykając drzwi i zdejmując krótką, skórzaną kurtkę. Powiesił ją na stojaku obok drzwi i przeciągnął się.
Tamashi nie mógł powstrzymać uśmiechu pełnego triumfu po obserwacji czorta. Obserwował Shanae i uśmiechał się. Postanowił nie przejmować się tymi sześcioma latami, bez sensu byłoby teraz użalanie się nad swoją głupotą. Musiał po prostu nadrobić ten czas.
~~~
- Tameari, leć się umyć - powiedział do syna, gdy byli już w domu i przeczesał jego fioletowe włoski.
Wampir pobiegł na górę, cały zadowolony, a smok skierował wzrok na Shana. Wyciągnął rękę i ścisnął czule jego ramię, wpatrując się w niego z miłością.
- Przepraszam - poruszył wargami, nie wydając z siebie żadnego dźwięku i przysunął się do kochanka, przyciskając go do siebie mocno.
Wampir zamrugał, nieruchomiejąc. No dobrze, teraz nie rozumiał już nic. Przez głowę przeleciała mu myśl, że może smok ma jakieś półroczne napady czułości i warto z nich skorzystać. Objął go niepewnie rękoma, przytulając się do niego. Prawda była taka, że bał się. Jeśli Tamashi znów da mu nadzieję, a potem wszystko wróci do "takiego" stanu... Nie był pewny, czy zdoła to wytrzymać po raz kolejny.
Musnął ustami policzek smoka, postanawiając na razie nacieszyć się uwagą partnera.
Smokn trwał chwilę w bezruchu, przysłuchując się oddechowi Shanae. Pocałował go w głowę.
- Gdy zobaczyłem cię tam, rumieniącego się do czorta, zawstydzonego tym niewielkim gestem, jaki wykonał, pomyślałem, że naprawdę dobrze do siebie pasujecie... Byłem przygnębiony tym, jak długo nie obdarowywałem cię takimi drobnostkami, nie okazywałem czułości. Bo przecież przez sześć lat dotykałem cię tak, jakbym miał taką powinność. A równocześnie wezbrał we mnie gniew, jakiego długo już nie odczuwałem, miałem ochotę zabić go tam na twoich i Tameariego oczach, pokazać mu, że nie może sobie pozwalać na tak dużo. Że nie może sobie pozwalać na nic.
Zsunął jedną z rąk na kręgosłup chłopaka i wtulił się w niego mocno.
- Bo to, co było między nami da się odbudować, prawda?
Wampir patrzył w ścianę naprzeciwko szeroko otwartymi oczami. Nie spodziewał się takiego wyznania. Wciągnął głęboko powietrze, czując się tak, jakby miał się zaraz popłakać. Wsunął palce we włosy kochanka, głaszcząc go delikatnie i oparł czoło o jego głowę.
- Oczywiście, że się da - powiedział cichym, miękkim tonem pełnym uczucia. Cholera, jak bardzo mu tego brakowało. Zamknął oczy, wdychając zapach włosów smoka i czując, jak jego ciało powoli rozluźnia się w jego uścisku.
- Oczywiście, że się da... - powtórzył szeptem.
Tamashi trwał tak chwilę, czerpiąc jak najwięcej z ich bliskości, po czym pocałował Shanae w ucho. Odsunął się na długość ramiona i nachylił z powrotem, składając na jego ustach mokry pocałunek.
Po jego ciele przeszło stado dreszczy. Ile to już czasu minęło odkąd całowali się w ten sposób?
- Tatoo... - Tameari znalazł się nagle na schodach, owinięty w biały ręczniczek. - Ciepła woda... - Rozchmurzył się na widok rodziców i zbiegł do nich prędko, wtulając się w ich nogi.
[Zakończone