Opowiadania faxesa
onlyifyouwant
SZEDŁ KULEJĄC-----Szedł drogą kulejąc. Pojękiwał. W ręce miał bagnet, którym się podpierał. Na głowie miał coś w rodzaju kepi, choć raczej były to strzępki tego "czegoś". Szedł tak może dniami, nie wiedząc, skąd się wziął. Nie wiedział też skąd pochodzi i jak się nazywa. Droga wydawała mu się długa, bez końca. Nie miał już sił, by iść dalej.
-----Nagle zauważył znajome mu skądś miejsce, ale nie mógł sobie nic więcej przypomnieć.
-----Co ja tu robię? Skąd się tu wziąłem? Skąd znam to miejsce?" - dręczyły go pytania, na które nie znał odpowiedzi. Przyspieszył, lecz nie mógł iść szybko, więc zwolnił. Kiedy dochodził już do wioski, wyszła na przeciw niemu jakaś kobieta, która rzekła:
- Człowieku, napij się i odejdź! Nie dam rady nic zrobić dla ciebie.
- Dziękuję - odparł strudzony powstaniec. - Zostań w pokoju, kobieto.
- Bóg z tobą, człeku - orzekła kobieta, gdy powstaniec był już daleko. I znowu zaczął swoją wędrówkę bez końca, nie wiedząc kim jest i skąd pochodzi.
-----Szedł dalej kulejąc. Postękiwał...
Rabka 1992 r.
Trzeba mieć zawsze wiarę, nadzieję i miłość!
BIEDAK
-----Wyszedł z domu około dziesiątej rano. Szedł zabłoconymi ulicami miasta, nawet ich nie znając. Był z wyglądu przystojny, choć ubrany w łachmany. Sam czasem nie wiedział, gdzie idzie i co się z nim stanie. Nie znał swego imienia ni wieku. Nikt z napotkanych przechodniów - a było ich wielu - nie zwracał na niego zbytniej uwagi i mało kto szedł blisko niego. Niektórzy spoglądali na jego pełną smutku twarz i mówili sobie w duchu: "Ile ten człowiek musi wycierpieć. że on jeszcze żyje na tym brudnym świecie".
-----On nadal zdążał nie wiadomo gdzie, którędy i po co. Lecz coś przyciągnęło jego uwagę. Mały bar po drugiej stronie ulicy przypomniał mu, że ma ochotę się napić. Jednak zaraz odwrócił wzrok, ponieważ przypomniał sobie, że nie miał pieniędzy. Odsunął swe oczy od baru, ale nie mógł o nim zapomnieć. Poczuł suchość w gardle i zrozumiał, że jakoś musi zdobyć forsę. Powoli zaczął podchodzić do lokalu, aż wreszcie wszedł do niego. Gdy to zrobił, wszyscy zwrócili wzrok na jego poszarpane łachmany, brudną twarz, ale później poodwracali głowy i zaczęli gwarzyć między sobą.
-----Tymczasem biedak stanął przy barze i... poprosił o piwo.
- A masz pieniądze chłopie? - zapytał barman z lekkim uśmiechem.
-----Mężczyzna nic nie odpowiedział, popatrzył na piwo, potem na barmana, który stał się jakby potworem w oczach przybysza.
- Człowieku, gdzie masz forsę? - zapytał bardziej naburmuszony barman.
- Coś się znajdzie... Coś zawsze... O, jest!...?... - odpowiedział speszony przybyły i wyciągnął... złotówkę. Sam zdziwił się, że w ogóle tyle miał w kieszeniach.
- Ale to za mało - powiedział barman i spojrzał smutno na klienta.
- A czy mogę przyjąć się tu do pracy? - zapytał biedak.
- Coś ty, człowieku! Tu trzeba umieć pracować - odparł sucho barman.
- A może jednak?... - zażenował się przybysz.
- Przepraszam cię, ale nie - odparł barman i odszedł do swoich zajęć.
-----Przybysz tymczasem powlókł wzrokiem za barmanem; miał mu coś jeszcze do powiedzenia, ale się powstrzymał.
"Co może kogoś takiego jak on obchodzić taki obdartus jak ja - pomyślał - Lepiej będzie, jak sobie pójdę" - i wyszedł. I znowu szedł, szukając pracy. Nie wiadomo skąd, dokąd. "Skąd jesteś człowieku - mówił sobie w duchu - tego nie wiem, ale wiem, że mieszkasz w jakimś obskurnym mieście, wśród niemiłych ludzi, którzy na ciebie narzekają. Trudno, trzeba jakoś żyć".
-----Szedł nadal. Zaczęło mu być smutno, że nie jakby go nie było, ale opamiętał się. To los tak sprawił, że stał się brudnym obdartusem i że musi tułać się po świecie pełnym zagadek. Takim z niego tułacz. Widocznie tak musiało być...
Rabka, 8.01. 1993 r.
wiele osób, często zadaje sobie to pytanie , czy oby na pewno tak musiało być?
faxes brawo
NOWOŚĆ
-----Na wsi, między chałupami, zamieszkałymi przez biednych chłopów, stał niewielki, spokojny dworek. Nic nikomu nie wadząc, stał tam około trzystu lat. Nikt nie wiedział naprawdę, do kogo należał i kto go postawił, po prostu nikogo to nie interesowało. Nawet najstarsi mieszkańcy wsi tego nie wiedzieli. Jednak w dworku było coś dziwnego. Każdej nocy coś jakby jęczało, nie dając co niektórym spać. Trudno było żyć.
-----Jednak pewnej nocy zdarzyło się coś nadzwyczajnego. Do dworku zajechał bowiem nikomu nieznany człowiek, który wyglądał raczej niemłodo. Miał może czterdzieści pięć może sześć lat i krótkiego wąsa. Na wsi, do której przyjechał, nikt nie widział tak pięknego stroju. Przepięknie ozdobiony wyglądał, jakby był szyty specjalnie dla swego właściciela. Ale nie to interesowało chłopów, którzy zauważyli, że nie przybył on konno, ale czymś dziwnym, co nazwali "diabłem wcielonym".
- Patrzajcie, chłopy - odezwał się jeden z nich - jakimi to tera "diabłami" panowie jeżdżą.
- Ale cudo - mówili wszyscy. Nie widzieli bowiem wcześniej samochodu, bo o tego "diabła" chodziło. Tymczasem przyszedł nieznajomy. Zebrani, gdy go zobaczyli, skłonili się bardzo nisko, jakby uważali go za boga.
- Witam was - odezwał się "pan". Ten cud techniki, który stoi przed wami, nazywa się automobilem albo samochodem. Ten pojazd nie potrzebuje konia, on posiada "go" w sobie.
- Wybacz, wielmożny panie - przerwał najwyższy ze stojących, jakby ich przywódca - ale jak to jeździ, ten auto... coś tam?
- Automobil porusza się - zaczął znowu gość - poprzez - tu otworzył drzwi przy kierownicy - naciśnięcie dwóch pedałów, a tym kółkiem, tzw. kierownicą, prowadzi się ów pojazd.
-----Gdy skończył, wsiadł do automobilu i rzekł:
- Teraz chciałbym, abyście, drodzy zebrani, spróbowali się przejechać automobilem. - Gdy zapalił samochód, chłopi rozpierzchli się po wsi z okrzykami:
- Jezusie! Ratuj się kto może!!!
- Hej chopy! - krzyknął jeden z nich. - Może on nie kopie?! Chodźta, obaczymy! Mogę się przejechać, ha?
- Ależ proszę - odparł spokojnie gość.
-----Chłop siadł za kierownicę, a gdy samochód ruszył, zbaraniał. Z jego ust wydobył się żałosny krzyk:
- Chopy, ratujta! Nie mogę zatrzymać tego "diabła wcielonego"!
-----Krzyk wywołał u chłopów panikę. Tymczasem gość ruszył biegiem za uciekającym automobilem. Gdy dogonił "diabła", wyłączył zapłon, wskakując na tylne siedzenie. Chłop oszołomiony "jazdą", wyczołgał się wręcz z pojazdu, wstał powoli... i rzucił się do ucieczki, choć biegł niezbyt prosto, i schował się w najbliższej chałupie.
-----Następnego wieczoru, chłopy wyszli przed chałupy, ale zobaczyli już tylko kurz po odjeżdżającym "diable". W ich oczach pojawiły się łzy. Nigdy nie zapomnieli przybysza i tego, co nazwali "diabłem wcielonym". A chłop - "kierowca" nie siadł nigdy więcej za kierownicę.
Rabka, dn. 16.01.1993 r.
Od autora: To opowiadanie i dwa poprzednie napisałem mając 17 lat, wiec wybaczcie błędy i może proste treści ale nie zmieniam nigdy swoich utworów - są takie jakie powstały w tamtym czasie. Pozdrawiam!
zaprzestałeś pisać opowiadania?
Faxesie...
bardzo wzruszyły mnie dwa pierwsze opowiadania,
ale...
podobnie jak Zjawa
z przyjemnością poczytałabym Twoje nowości.