O szczegółowości rekonstrukcji słów kilka...
onlyifyouwant
Jak dzisiaj wspomniałem na spotkaniu, zamieszczam trochę ciekawostek min. o bawełnie. Treść zamieszczona poniżej pochodzi z ultrasowego bloga 1382. Moim zdaniem obserwacje i spostrzeżenia autora są bardzo trafne i ciekawe, tak więc zapraszam do lektury. Blog ma być likwidowany dlatego treść kopiuje.Kolor czarny był bardzo trudny do uzyskania, a czarne tkaniny bardzo drogie. Kolor czarny uzyskujemy z galasów - czyli takich kuleczek przyrośniętych czasem do dębowych liści. Można go też uzyskać kilkoma innymi metodami - a tak naprawdę z każdego odpowiednio ciemnego barwnika (szyszki olchy, kora dębu), jeśli do kąpieli wsypie się odpowiednio dużo opiłków żelaza albo zardzewiałych gwoździ. Tak czy inaczej, nie jest to żaden cymes, luksus ani elegancja. (Dowolna książka o farbowaniu naturalnym, K. Turska “Ubiór dworski w czasach pierwszych Jagiellonów” - wzmianka o farbowaniu na czarno całego dworu z okazji żałoby, włącznie z plandekami wozów i kapturami woźniców.)
W Średniowieczu nie potrafiono farbować lnu, bo len nie trzyma barwnika. Włókna lnu zawierają sporo substancji woskowych (nie pamiętam teraz, jak to się nazywa, a nie chce mi się szperać w książce), więc faktycznie, nie da się go trwale ufarbować bez odpowiedniego przygotowania. Przygotowanie takie nazywa się bieleniem; tradycyjnie robiło się to, mocząc tkaninę przez kilka dni w wodzie z popiołem drzew liściastych. Ten sam efekt można osiągnąć gotując go kilka godzin w roztworze sody oczyszczonej. Zapewniam, że farbuje się potem bardzo ładnie. (Historia kultury materialnej Polski t. II, materiały Muzeum Etnograficznego w Białymstoku, własne doświadczenia).
W Średniowieczu nie znano bawełny. Oczywiście, że znano. Gutkowska-Rychlewska pisze o cechach tkaczy bawełny i całych centrach jej produkcji w zachodniej Europie w XIV wieku. Barchan (czyli len z bawełną) był powszechnie stosowany jako materiał techniczny do wyściółek, pikowań itp. Wspominają o tym rachunki dworskie Jagiełły z lat 1390-tych, rachunki zakonu krzyżackiego i inne źródła. Bawełniane strzępki były szeroko używane do wypychania przeszywanych elementów stroju - choćby zachowanego gambesonu Czarnego Księcia, który jak wiadomo zmarł w roku 1370. Angielskie rachunki dworskie z XIV w. wspominają także o bawełnianych knotach świec.
Nie używano natomiast czystej bawełny jako podstawowego materiału odzieżowego; wg G-R była raczej tkaniną tanią (w znaczeniu - mało prestiżową) i mało popularną. (Gutkowska-Rychlewska “Historia ubioru”, K. Turska “Ubiór dworski…”, inne źródła)
Skóry.
Dwa rodzaje, które nie nadają się do rekonstrukcji średniowiecznej, to dwoina i wszelkie skóry świńskie. Dwoinę łatwo poznać - to skóra nieposiadająca lica, czyli mechata z obu stron, z reguły wyprawiana chromowo (czyli szarawa, choć to nie jest reguła). Uzyskuje się ją z płata rozwarstwianego w płaszczyźnie poziomej - robi się to na specjalnej maszynie, więc, jak to się kolokwialnie mówi, z czym do czego. Co do skór świńskich natomiast - wg “Historii Kultury Materialnej” t.II - w Średniowieczu nie radzono sobie z garbowaniem świńskiej skóry. Z tego co zapamiętałem z różnych opracowań wykopalisk, faktycznie przeważały skóry cielęce, wołowe oraz zwierząt jeleniowatych. W Kołobrzegu znalazł się nawet fragment wyprawionej skóry psiej…
Tarcze.
Rzecz pierwsza: oklejanie. Tarcza MUSI być oklejona Z OBU STRON. Pozostawianie gołej sklejki upapranej butaprenem to ten sam poziom, co Glany Z Owijką, płaszcze z polaru i barbuty z przerobionych hełmów LWP. Najlepszym i najpoprawniejszym pokryciem jest gruba, sztywna skóra pergaminowa, gorszym (co nie znaczy, że niehistorycznym) len.
Rzecz druga: obijanie rantów skórą. Jest to błąd z gatunku “light”. W muzealnych zbiorach Europy zachowało się raptem może kilkadziesiąt tarcz, z czego w większości pawęży, toteż nie można powiedzieć kategorycznie “tego nie było”. Ale faktem jest, że żaden z zachowanych zabytków* nie ma rantu wzmacnianego grubą skórą. Wynikać to może z tego, moim zdaniem, że oryginały tarcz były przeznaczone do konfrontacji z bronią OSTRĄ. Przy ciosie ostrym mieczem/tasakiem/toporem w rant tarczy skórzane wzmocnienie nie robi aż takiej różnicy, jak przy naszych tępych płaskownikach. Poza tym porządna, nieoszukana tarcza była oklejana grubym, sztywnym pergaminem, najczęściej z obu stron, więc ranty posiadały wzmocnienie samoistne.
To akurat jest przypadek, w którym nie mogę powiedzieć “Źle robicie, poprawcie się”, bo w sumie cholera wie, czy jednak ktoś kryjąc tarczę lnem czy innym słabym materiałem nie dawał czegoś na ranty, nie jest to rzecz niewyobrażalna. Poza tym dochodzi tu też kwestia żywotności sprzętu, jak wszystkie kwestie praktyczne trudna do przeskoczenia. Ale generalnie na podstawie tego, co wiemy na pewno - ja bym z tymi bułami na rantach nie przesadzał. A jak już - maskujmy je jakoś, żeby nie było tego widać.
Rzecz trzecia: sposób mocowania imaczy. Wszystkie zachowane tarcze oraz wszystkie przedstawienia ikonograficzne wskazują, że właściwym sposobem trzymania tarczy (trójkąta) było trzymanie poziome pionowe, ostrym końcem do dołu, z przedramieniem w poprzek tarczy. Trzeba pamiętać, że tarcza taka była wyposażeniem jeźdźca (najczęściej) i musiał on mieć możliwość powodowania koniem. Przy uchwycie przedramieniem wzdłuż osi symetrii tarczy, byłoby to trudne. Do tego siedząc w siodle i trzymając tarczę pionowo, jak należy, po pierwsze dokładniej osłaniamy korpus, po drugie obłość tarczy sprawia, że uderzenie np kopią ma szansę zejść w bok. Przy trzymaniu tarczy wzdłuż przedramienia jej obłość kieruje ciosy akurat na szyję oraz brzuch, do tego odsłania dolne rejony ciała. To samo tyczy się tarcz kopijniczych, tak naprawdę.
Ogólnie wydaje mi się, że trzymanie tarczy wzdłuż, tak że ostry koniec stanowi przedłużenie ręki, to jakiś pomroczny wymysł rodem z jakiegoś fantasy, czy czasów tarcz z blachy 2mm. Może jeszcze sobie tam zróbcie okucie stalowe, albo kolce.**
Rzecz czwarta: malunki bezpośrednio na lnianej czy skórzanej okleinie. Malowaniem tarcz zajmowały się z reguły cechy malarzy; zachowane oryginały świadczą o tym, że przy malowaniu tarcz stosowano te same zasady, co przy obrazach - pod farby kładziono podkład, tzw gesso (mieszanina kleju skórnego, sproszkowanej kredy i bieli ołowiowej). Taki podkład wygładzano, szlifowano i dopiero na tym kładziono malunek. Wbrew pozorom nie jest to rzecz trudna, droga ani skomplikowana, można to spokojnie zrobić samemu w kuchni; gesso jest też bardzo wytrzymałe, nie łuszczy się, odpowiednio położone nie pęka, a przy uderzeniach odpada tylko w punkcie ciosu (a i to nie zawsze). Malunek na chropowatym lnie, choćby najładniejszy, zawsze wygląda jak ozdoba kostki gimnazjalisty…
W ogóle tarcze są w naszym odtwórstwie traktowane po macoszemu, każdy obszywa się w jedwabie, zamawia zbroje za grube tysiące, ale do osłony bierze formatkę sklejkową, dla niepoznaki oklejoną jakąś szmatą i maźniętą w jakiś prosty, pseudoherbowy wzorek. W tarczach nie rażą także nikogo niklowane śruby i cynkowane podkładki. Ciekawe.
*Żaden z tych, które widziałem, zaznaczam. Jeśli ktoś mi pokaże jakiś dowód, że jest inaczej, wszystko publicznie odszczekam.
**Owszem, jestem świadom, że w traktatach szermierczych z XV w. występują wąskie, podłużne tarcze trzymane wzdłuż, czasem nawet z kolcami, ale jednak nie o tym tu mówimy.
Puchate pikowańce pod bigwantami.
Coś, co ja nazywam “spodniami narciarskimi”. Z moich doświadczeń bojowych (chociaż od razu przyznaję, że nie jestem jakimś weteranem bohurtów), a także z obserwacji innych wynika, że pod bigwant wcale nie trzeba upychać czegoś o parametrach karimaty. Oprócz takiego argumentu subiektywnego, który łatwo można podważyć tekstem “Co ty tam wiesz”, mam dwa inne. Pierwszy to zachowane nogawice z XIV-XV w. (czy raczej ich zachowane zdjęcia z Bildindexu)
Niekompatybilność uzbrojenia ze strojem.
To mój konik, jak wiecie, już o tym wspominałem, teraz powtórzę. Jeśli nosi się pełną płytową zbroję z mosiężnymi zdobieniami, wypada mieć do tego jedwabie, pierścienie, naszyjniki i złocone okucia pochwy, a nie zgrzebny wełniany chałat, kaletkę i nożyk na rzemyku. Nie wspominając już o pasie rycerskim, którego znaczenie podkreśla się w opracowaniach i które bije z ikonografii, a który jest traktowany całkowicie po macoszemu. Czyli, mówiąc po ludzku, wszyscy mają to w pompie i nikt pasa rycerskiego nie nosi, choćby całą zbroję miał made in Churburg.
Kapelusze filcowe z odpadów kapeluszniczych.
Cienki, maszynowo produkowany filc wygląda zupełnie inaczej niż ręcznie ugniatany - jest cienki i maszynowo produkowany, po prostu. Nawet z daleka wygląda to, jakby ktoś zabrał kapelutek z babcinej szafy i trochę go poprzykrawał. I podwinął rondko z przodu, żeby przyszyć sobie badgesa.
Przedmioty wykonane byle jak, niestarannie i nieumiejętnie.
Tu się łapie cała gama gadżetów - od krzywo pogiętych, topornych blach, przez rozkłapciane buty, po brzydko uszyte stroje. W Średniowieczu wytwórcy byli jednak zawodowcami, specjalizowali się w swoim rzemiośle, pilnował tego gąszcz przepisów cechowych, a dowodem na to są znaleziska. Fakt - ludzie mieli wtedy nieco inne pojęcie o estetyce, ale pewne rzeczy, które nas uderzają jako niedoróbki, wynikały z faktu, że nie zależało im na symetrii itp. Stąd zbroje z otworami wierconymi “na oko” - ale za to pięknie wyprofilowane i wypolerowane. U nas za to królują bigwanty z okrąglutkimi nitami mierzonymi suwmiarką, za to o profilu “rynna” albo “pierwsze stadium słoniowacizny” - bo “płatnerzowi” w szkole wpojono podstawy geometrii, ale kucia zbroi już nie. A do tego wojskowe troki. Fuj.
Plemniory i czepce kolcze.
Niemal wszystkie zachowane basinety mają wzdłuż krawędzi otwory do przyszycia wyściółki. Oznacza to, że nie zakładano ich na puchaty kapturek z Allegro, tylko miały wyściółkę integralną, wszytą na stałe. Jest nawet nagrobek, na którym widać, jak to wyglądało od środka: tu i tu. Oczywiście to za mało, żeby stwierdzić na 100%, że robiono tylko tak, ale logika wskazuje, że jednak wyściółki hełmu i czepca były odrębne - choćby dlatego, że gdzieś na rancie basinetu od środka przymocowany jest pasek mocujący do naplecznika, wychodzący SPOD czepca (kolejna rzecz, której u nas nie uświadczysz, mimo licznych przedstawień w ikonografii). Do tego czepiec powinien być raczej przyszyty do wyściółki, na dole i wzdłuż krawędzi przy twarzy; całkowitą ryfą i porażką jest natomiast goła wyściółka bez czepca, bardzo popularna, nie wiedzieć czemu. I jeszcze jedno - skórzane mocowania czepców do hełmów. Zachowane oryginały, ikonografia i nagrobki wskazują, że były to wąskie paski skóry, a nie całe płaty oblepiajace pół dzwonu. Zresztą jak to wygląda, takie uszy, jeszcze ze sterczącymi antenkami rzemieni, pozawijanych w jakieś dziwaczne kłęby. No ludzie.
Nity i podkładki.
Rzecz pierwsza - nity z łebkami, podobne do dzisiejszych, stosowane były w miejscach dekoracyjnych - choćby dlatego, że każdy taki łebek trzeba było pracowicie samemu wybić. Nity mocujące blachy w oryginałach mają najczęściej po prostu rozklepane oba końce, żeby nie wypaść z otworu - tyczy się to również okuć pasków itp. Nity mocujące skórę albo materiał tekstylny mają płaskie, szerokie łebki - żadnych podkładek, czy to metalowych, czy skórzanych, to jest jakiś pomroczny wymysł wynikły z tego, że się “wytfurcom” nie chce posiedzieć przy kowadle i gwoździownicy, bo wygodniej jest kupić paczuszkę nitów z łebkami w sklepie.
no no zadanie domowe odrobione na 4+
mam nadzieje, że nie będę jedyną osoba która przeczytała to w całości.. rzecz ta bowiem godna uwagi, zachęcam do lektury
No to pojechał... D przydały by się jeszcze obrazki do których nawiązywałeś bo czasami trzeba się domyślać po omacku o co chodzi i wpisywać w wujka googla bardzo dobrze jednak wyjaśnione sprawy fajnie by było się do tego zastosować lecz fundusze i czas goni ;
***
Warto poczytać - projekt Volk
"Projekt Volk jest niezależną inicjatywą poświęconą rekonstruktorom niezamożnych stanów społecznych, nazwanych tu skrótowo Volkiem".
Temat powstało po to aby każdy miał wgląd co do czego zakładać i na co zakładać.
http://miriady.y0.pl/rozne/jpg/ubranka%20pl.jpg
Tak jak w poprzednim poście dałem także link do pliku.
Przetłumaczyłem tylko nas interesujący fragment, w przyszłości może zrobię resztę.
Źródło to:
The Medieval Tailor's Assistant
- SARAH THURSFIELD
making common garments 1200 -1500
jak coś robić to tak żeby było "gites majones"
primo - proszę o przetłumaczenie powyższego materiału, (ach, a gdyby tak jeszcze zilustrować)
secundo - fajnie by było podać źródło zamieszczonej informacji,
tertio - zaczynając nowy temat sugeruje naskrobać kilka zdań wprowadzenia.
W poniższym linku stronka z rekonstrukcjami ubrań godna uwagi ze względu na dodane do nich źródła
>>KLIK, KLIK<< dnia Czw 17:28, 12 Maj 2011, w całości zmieniany 1 raz
***
Coś o historyczności tkanin - splot
***