ďťż

Kiss - Creatures Of The Night

onlyifyouwant

Jako że Krzysio jest w ostatnich dniach zajęty tworzeniem oficjalnego fanklubu Mieczysława Wachowskiego („Kto nie z Mieciem, tego zmieciem”) i Clansmana opuścił, więc ja postanowiłem trochę odświeżyć to forum.
Wybrałem tą płytę główne dlatego, iż jeszcze żadnego albumu Kiss nie nazwaliśmy na Clansmanie „wielkim”. Moim zdaniem ”Creatures Of The Night” to najlepszy album chasydów z Detroit (przynajmniej z tych, które znam…). Koszerni świetnie połączyli tu charakterystyczną dla swej twórczości melodyjność i przebojowość z energią riffów rozkwitającego wtedy (1982) heavy metalu.
Otwierający utwór tytułowy jest kwintesencją tego albumu – potężny, bombastyczny, wręcz wgniatający w podłogę, przy tym okraszony fajnymi harmoniami. Przy refrenie zawsze nachodzi ochota na darcie kopary – nawet bez alkoholu. Kolejny – Saint And Sinner – fajny, spokojny, trochę bluesujący. "Keep Me Comin'" – jednak spadek. Według mnie najsłabszy utwór w tym zestawie. Przyjemny, sprawia jednak wrażenie zrobionego troszkę „na siłę”. Dalej jednak dostajemy kolejnego, mocnego kuksańca w dupsko pod bardzo wymownym tytułem ”Rock And Roll Hell” – „kroczący” bas, „majestatyczny” riff, znów wokal Gienka wgniata. ”Danger” to z kolei przyspieszenie na płycie. Moim zdaniem ten utwór wyraźnie nawiązuje do NWOBHM (riff, harmonie w solówce, wokal Stanleya), ale to dobrze – Kiss pokazał tutaj, iż potrafi iść „z duchem czasu”, pozostając tym samym wierny swej stylistyce.
”I Love it Loud” i "I Still Love You" to dwa kolejne rockowe monument w pierwszym znów “kroczący” bas, prosty, marszowy riff i oczywiście wielki ładunek emocji, który czyni ten utwór idealnym do wywrzaskiwania na imprezach (zwłaszcza powtarzające się „e-eee-e”). ballada jest dość schematyczna (szczególnie motyw ze wstępu, „wałkowany” w tysiącu różnych utworach), jednak wejście gitary w refrenie, wokal Stanleya i partie bębnów w tymże, to, po raz kolejny powtórzę to słowo – POTĘGA! Nie mamy to ani grama „słodkowatości” z wydanej dwa lata wcześniej ”Unmasked”.
Dalej mamy nieco spokojniej, ale po takiej „napierdolce” należy się trochę odpoczynku. ”Killer” – tu z kolei na pierwszy plan wybija się jedyny w swoim rodzaju, niesamowicie mocny wokal Gienka, „podbity” dodatkowo kolejnym „znakiem firmowym” zespołu – charakterystycznymi chórkami. Na zakończenie ”War Machine”, czyli powrót „mocy”. Hmmm… jak dla mnie wypadkowa Kiss, AC/DC i … wczesnego Black Sabbath (otwierający riff).
Reasumując – album ten pokazuje, podobnie jak ”Heaven and Hell”, ”Perfect Strangers”, czy ”Back in Black”, iż starsi rockowcy potrafili bezbłędnie odnaleźć się w kolejnej dekadzie, wydając u jej początku swe magnum opus.


ja nawet ostatnio sobię tak myślałem i dziwiłem się że jak się poznaliśmy to tak mało o KISS gadaliśmy

Świetny album, mocny, przebojowy , stylowy, ostatni naprawdę mocny album KISS gdzie jest sporo hard-rocka , bo potem słodzili przez długie lata- z tego co pamiętam najlepsze były tytułowy, I Love it Loud i Killer ale trzeba będzie odświeżył

ps. ja Ci dam odpuścił, ja Ci dam

ps.2 tytułowy strasznie zajeżdza stylem Randego Roadsa
a znasz tą poprzedzaijącą płytę - Killers (1981 - sic!)? Darek Fronczak bardzo chwalił
to znaczy poprzednia studyjna to Music from Elder która ponoć jest bardzo kontrowersyjna jak na KISS , koncept-album , nie znam

a Killers...wikipedia mówi , że składak z 4 niepublikowanymi utworami

ja szczerze mówiąć to KISS znam bardziej utworami , tak jakoś wyszło


koncept album Kissow- ciekawe! trzeba się będzie zapoznać. Swoją drogą dziwny jest też ten czteropłytowiec, wydany w 78mym - na każdej twarz jednego z muzykow zespołu...
Lick It Up to dobra kontynuacja Kreatór, polecam Janek jeśli nie znasz. Nie licząc tytułowego hitu dużo ostrej i mocno heavy-metalowej muzyki.
trzeba będzie przesłuchać. Szkoda jednak że, podobnie jak poprzedniczkę, ciężko dostać ten album
Copyright (c) 2009 onlyifyouwant | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.