ďťż

Rezydencja rodu Heiwa

onlyifyouwant

Shanae zmrużył oczy, podważając delikatnie sztyletem zamknięcie okna w kuchni domu smoka. Uśmiechnął się złośliwie pod nosem, otwierając je i wchodząc z gracją do środka. Znalezienie domu byłego nauczyciela było proste, dostanie się do niego też nie wymagało od wampira większego wysiłku. Nie wiedział, jak zareaguje smok, gdy ten złoży mu tą niezapowiedzianą wizytę.
Wyprostował się, poprawiając długi, skórzany płaszcz. Miał na sobie skórzane, czarne spodnie, przylegający do ciała, czarny bezrękawnik oraz półprzezroczystą, krwistoczerwoną koszulę. Na szyi miał kilka srebrnych łańcuszków, na jednym z nich wisiała fiolka z włosami kochanka.
Odgarnął krwistoczerwone kosmyki z twarzy, zamykając za sobą okno sprawnie.



Tsuyoi Honoo (jap. silny płomień)

Tsuyoi przeczesała palcami włosy, zmierzając do kuchni. Krople wody skapywały z jej ciemnych kosmyków, by po chwili wsiąknąć z materiał jedwabnego szlafroka, który miała na sobie. Westchnęła teatralnie, mrużąc oczy i ziewnęła cicho.
Weszła po chwili do dość sporego, ciemnego pomieszczenia i zmrużyła oczy. No tak. Była noc, a ona oczywiście zapomniała o świecy. Otworzyła jedną z szafek i wyciągnęła z niej zapałki, ledwo co nie wywalając się o leżące na podłodze ścierki. Warknęła pod nosem na służącego, rozglądając się dookoła.

Zmrużyła oczy i stanęła w bezruchu, patrząc na ledwo widoczną postać w rogu pomieszczenia. Powoli sięgnęła do sztyletu, wsuniętego za podwiązkę.
Jasnozielone oczy błyszczały delikatnie w ciemnościach. Chłopak uniósł lekko brew, obserwując kobietę.
"Chyba wpadłem nie w porę" mruknął w myślach. Jednocześnie poczuł silne ukłucie zazdrości, gdy zobaczył ją w takim stroju. Poruszył się delikatnie, widząc jak porusza ona ręką.
- Nie rób tego. Nie zamierzam cię zaatakować, ale będę się bronić, jeśli będzie trzeba - powiedział cichym, miękkim tonem. Powoli podszedł do kręgu światła, nie stając w nim jednak.
Kobieta warknęła, widząc, że ten się porusza. Mimo jego słów, mocno złapała sztylet, szykując się do ewentualnego ataku. Cofnęła się kilka kroków, stając w progu pomieszczenia i wychylając głowę poza nie.

-Tam, smoczku! - krzyknęła głośno, lecz jej głos, mimo wszystko, brzmiał nad wyraz kobieco. - Chyba mamy niezapowiedzianego gościa!

Odwróciła się po sekundzie w stronę Shanae i zlustrowała go wzrokiem. Szlafrok odchylił się delikatnie, wystawiając na widok czerwoną podwiązkę ze skórzanymi dodatkami. Po chwili obsunął się jeszcze bardziej, ukazując dość duży kawałek dorodnej piersi. Tsuyoi miała nad wyraz szczupłą sylwetkę, jednak pod gładką, jasną skórą były dość mocno zarysowane mięśnie. Nie miała sińców, ani żadnych ran, ale można było się domyślać, że kobieta ta jest obyta w walce.


Chłopak powoli okrążył dzielący ich stół, stając przy tym w kręgu światła. Uśmiechnął się trochę kpiąco, a zza jego warg błysnęły kły. Powoli ściągnął z siebie płaszcz i rzucił go na stół, siadając na nim w niedbałej pozie. Na biodrach miał skórzany pas z przyczepionymi do niego dwoma sztyletami. Oparł się rękoma za plecami, obserwując kobietę spokojnie.
Czuł zazdrość i złość, ale udało mu się trzymać emocje na wodzy. Założył nogę na nogę, czekając, aż smok się pojawi. Zaczął bawić się fiolką z jego włosami, wciąż obserwując kobietę.
Tsuyoi uśmiechnęła się kpiąco w stronę przybysza, zdmuchując włosy z twarzy.

-Jesteś niezwykle pewny siebie, jak na takiego szczyla - powiedziała, mrużąc oczy. - Zejdź z tego stołu - dodała po chwili, wręcz warcząc.

Widać było po jej postawie, że jest nie tylko spięta, ale wręcz wściekła. Nigdy nie lubiła bachorów, a teraz jeden z nich siada swoim dupskiem u niej na stole! No dobra, może nie całkiem "u niej", ale już nad tym pracowała. W każdym bądź razie, nie podobało jej się zachowanie Shanae. Może i był wampirem, ale ona też nie należała do niewinnych.
- Mam powody, by być tak pewnym siebie - odparł, uśmiechając się do niej drapieżnie.
- I wierz mi, nie jesteś pierwszą osobą, której się zdaje, że może mi rozkazywać - dodał, dalej siedząc na stole. Puścił fiolkę i poprawił koszulę.
- Tamashi chyba cię nie usłyszał. Jakoś nie przychodzi - powiedział niewinnie, odgarniając kosmyki z oczu. Usiadł w lekkim rozkroku i oparł łokcie o kolana, przechylając się delikatnie do przodu.
- Albo nie chce cię słyszeć - dodał cicho, patrząc spod krwistych włosów na kobietę.
Nie podobało mu się to. Bardzo mu się nie podobało.
Kobieta zmrużyła oczy i wyprostowała się, patrząc na chłopaka z odrazą.

-Czy ty aby nie jesteś tym szczeniakiem, przez którego Tamashi wyleciał? - zakpiła. - Chyba nic nie pomyliłam, prawda? No tak. Wiele mi o tobie mówił. Nie chciałam jednak wierzyć, kiedy zarzekał się, że jesteś niewytresowanym, niewychowanym bachorem bez manier.

Obeszła stół dookoła i poprawiła szlafrok. Sztylet nadal miała gotowy. Prychnęła cicho i oparł się biodrem o drewnianą szafkę.

-Przy kobiecie się nie siada, jeśli ona tego nie zrobiła - powiedziała pewna siebie i rozszerzyła powieki. - Jednak czego mogłam się spodziewać?
- Przy kobiecie, którą się szanuje - odparł spokojnie, z niezmienionym uśmiechem. Słowa kobiety zabolały, a jednak nie dał tego po sobie poznać. Znów odchylił się do tyłu, patrząc na nią.
- I nie, nie wyleciał przeze mnie. Wyleciał przez chłopaczka, który poleciał na skargę do dyrektora... I własną żądzę - odparł spokojnie, stukając paznokciami w stół. Nie zamierzał zagłębiać się w to, co jej Tamashi naopowiadał, w końcu to nie jego sprawa.
- I owszem, nie jestem "wytrasowany". Nie jestem zwierzęciem, żeby mnie tresować. A ty jesteś? - zapytał z niewinnym, uprzejmym uśmiechem.
Kobieta uśmiechnęła się całkiem sympatycznie i podeszła z powrotem do otwartych drzwi.

-Wszyscy tutaj jesteśmy zwierzętami, mądralo - powiedziała. - Nie dziwne, że tak się napalił - dodała po chwili. - Żadnych tam przecież kobiet, same dzieci, co miał zrobić? Brzydki nie jesteś, dupę masz, widocznie wybrał sobie ciebie jako najlepsze z najgorszych. Dziwię się tylko, że jako wampir dałeś się tak wydymać - odparła, nie mając na myśli tylko dosłownego znaczenia tego słowa.

Obejrzała się na chłopaka i wyszła z pomieszczenia z zamiarem znalezienia Tamashiego. Możliwe, że mył się, lub kąpał.
Chłopak roześmiał się szyderczo, ale nie skomentował. O ile wcześniejsze słowa kobiety mogły go zaboleć, o tyle teraz widział w nich czysty przejaw frustracji, by dogryźć.
No i był przygotowany na to, że smok mógł udawać. W końcu taki był świat, takie było życie.
Zszedł ze stołu i poszedł do następnego pomieszczenia, zabierając ze sobą płaszcz. Przeszedł przez kilka pokoi i wylądował w salonie. Podszedł do kominka, w którym ciągle się paliło. Usiadł na kanapie przed nim, zarzucając płaszcz o oparcie. Ułożył się wygodnie, przymykając oczy i wsłuchując się w trzaskający ognień.
Kobieta w zabójczym tempie pobiegła do łazienki, z której słyszała szum wody i wpadła tam bez żadnego ostrzeżenia.

-W twoim domu jest jakieś czerwonowłose dziwadło - powiedziała, patrząc na jego nagie ciało ukryte jedynie za szkłem drzwi od prysznica. - Mógłbyś powiedzieć mu, że ma się odnosić do mnie z szacunkiem - fuknęła z pretensją.

Tamashi uśmiechnął się szeroko, gdy usłyszał pierwsze wypowiedziane przez nią słowo. Reszta praktycznie już go nie obchodziła. Już mógł sobie wyobrazić konfrontację między tymi dwojga. Oboje uparci, nieustępliwi, pewni swoich racji. Smok zaśmiał się i wyszedł z kąpieli, zasłaniając się od razu ręcznikiem.

-Mówiłem ci, żebyś nie paradowała prawie nago po domu - powiedział, wycierając się i pilnując, aby ta przeklęta kobieta nic nie zobaczyła. - I żebyś nie wchodziła mi do łazienki w czasie kąpieli.

Irytowała go ta kobieta, ale przynajmniej miał się z kogo czasem pośmiać. Musiał przyznać, że Tsuyoi należała do jednych z najtrwalszych "kandydatek" jego matki. Nie zraziła się nawet wtedy, gdy Tamashi wrzucił ją do studni. Może była taka cierpliwa ze względu na to, że ona sama wiele korzyści zgarnęłaby z ich związku. Smok tego nie wiedział, ale mało go to interesowało.

-A teraz wybacz, ale muszę powitać mojego - wyraźnie zaznaczył to słowo. - Gościa. I proszę cię, Tsu - szepnął po chwili, przybliżając usta do jej ucha. - Nie przeszkadzaj nam do rana.

Wiedział, że rano Shanae już tutaj nie będzie, bo na pewno pilnowany był nie tylko przez szkołę, ale i przez swoje bractwo. Nie mógł pozwolić sobie na tak długie zniknięcie i z pewnością zdawał sobie z tego sprawę.
Tamashi nałożył na siebie fioletowy szlafrok z wyhaftowanymi złotymi nićmi piórkami. Uśmiechnął się, wychodząc z łazienki i zostawiając tam kobietę samą.

Najpierw zszedł do kuchni, potem do własnej sypialni, a na końcu wpadł na pomysł, by zajrzeć do salonu. Nie pomylił się. To właśnie tam zastał Shanae, siedzącego na kanapie tyłem do drzwi, lecz przodem do palącego się kominka. Smok zaszedł chłopaka od tyłu, starając zachować się jak najciszej. Wiedział, że wampir ze swoim idealnym słuchem z łatwością go usłyszy, jednak nie dbał o to.
Przykleił się do niego, zakładając na jego barki ręce i dopadając ustami do jego szyi, jakby to on potrzebował pożywić się krwią młodzieńca.

-Tutaj jesteś - szepnął tylko, zasysając się na jego skórze.
Chłopak owszem, słyszał smoka, jednak nie poruszył się, rozpoznając go. Po czym? Po zapachu. Po intensywnej, pociągającej woni krwi Tamashiego.
- Witaj, smoczku - mruknął, lekko odchylając głowę. Otworzył oczy i uniósł rękę, wplątując palce we włosy mężczyzny.
- Mam nadzieję, że wybaczysz mi tą niezapowiedzianą wizytę - powiedział cicho, po czym nagle pociągnął go za włosy, odwracając głowę w stronę jego twarzy. Wpił się w jego usta zachłannie, całując go namiętnie.
-Och, jak mógłbym ci nie wybaczyć? - zapytał Shanae w myślach i mocno oddał pocałunek, gramoląc się na kanapę.

Wsunął dłonie pod koszulkę chłopaka i pociągnął ją w górę, z zamiarem zdjęcia jej. Stęsknił się za wampirem. Za jego zapachem i ciałem. Za głosem. Mruknął gardłowo, przechylając głowę w lewą stronę i jeszcze pogłębił całusa, sięgając językiem jak najdalej potrafił. Czuł ciepło bijące od kominka i chłód czerwonowłosego. Postanowił jak najszybciej go ogrzać.
Chłopak zamruczał, szybko rozpinając swoją koszulkę i zdejmując ją z siebie. Ciągnął pocałunek, szybko dobierając się do szlafroka smoka. Ułożył się na kanapie tak, że mężczyzna leżał pomiędzy jego rozsuniętymi nogami. Oderwał się na chwilę od jego ust, patrząc czerwonymi oczami w jego twarz.
- Tęskniłeś, Tam? Czy byłeś zbyt zajęty czymś... lub kimś? - mruknął, uśmiechając się trochę złośliwie. Podrapał go po torsie delikatnie.
Tamashi uśmiechnął się, dobierając się do bezrękawnika chłopaka. Zdjął mu go przez głowę, by po chwili bez żadnych ceregieli odpiąć mu pasek od spodni wraz z rozporkiem i guzikiem.

-Tęskniłem, Shan - odpowiedział, także zdrabniając jego imię. - Dzisiaj miałem cię odwiedzić.

Nachylił się nad chłopakiem i ponownie zakosztował jego ust. Zassał się opuchniętymi już wargami na jego dolnej i wsunął dłonie pod materiał jego spodni. Mruknął, czując jak jego własna, rosnąca męskość napiera na pasek przewiązany niedbale pod biodrami.

-Chciałem cię poczuć - powiedział, biorąc po chwili oddech. - Zasmakować - dodał, podziwiając malinkę na jego szyi.
Uśmiechnął się, przesuwając paznokciami po jego torsie. Szybko pozbył się skąpej odzieży starszego, lustrując go wzrokiem. Polizał go po szyi, przesuwając po niej kłami, ale nie raniąc. Przysunął wargi do jego ucha, muskając je delikatnie.
- Wspominałeś to jak mnie brałeś? - zamruczał mu weń, przesuwając dłońmi po jego bokach. Odsunął lekko twarz i spojrzał mu w oczy krwistymi tęczówkami. Uśmiechnął się do niego w drapieżno-czuły sposób, unosząc biodra i ocierając się o niego.
Tamashi stęknął, czując jak chłopak ociera się o jego odsłoniętą już męskość. Mężczyzna popatrzył na chłopaka z pożądaniem, by zaraz objąć go mocno i przeturlać się. Spadli z kanapy na miękki dywan przed kominkiem. Teraz to Tamashi był pod chłopakiem i patrzył na niego z dołu błyszczącymi oczami.

-Wspominałem to każdego dnia - szepnął.

Co z tego, że tych dni było zaledwie dwa?
Wampir uśmiechnął się do niego, opierając się łokciami nad ramionami smoka. Pochylił się i pocałował go mocno. Powoli zaczął zsuwać się coraz niżej, znacząc jego ciało ukąszeniami i malinkami. Przesunął językiem po męskości smoka, po czym ugryzł go lekko tuż przy jej trzonie. Zrobił kółeczko czubkiem języka na główce penisa. Zaczął mu robić mu dobrze utami, pomagając sobie również jedną ręką. Drugą zaś drapał go po brzuchu, biodrach, podbrzuszu. Przestał tuż przed tym, jak smok miał dojść.
Tamashi wciągnął gwałtownie powietrze i trwał tak przez kilka dobrych sekund. Zaciskał zęby z napływu przyjemności. Och, kurwa... Jak on dawno tego nie robił. Miał co prawda parę okazji, aby zastąpić sobie wampirka, ale nie potrafił się na to zdobyć.

-Uwielbiam twój język - powiedział tuż przed tym, jak chłopak przestał.

Smok uśmiechnął się do niego i ułożył dłoń na czubku jego głowy.
Podciągnął się do góry i uśmiechnął figlarnie do smoka.
- Wiem, smoczku - mruknął, po czym czubkiem języka obrysował jego dolną wargę. Szybko i sprawnie zdjął własne spodnie, po czym znów usiadł na mężczyźnie okrakiem. Otarł się o niego, uśmiechając się figlarnie i pocałował go namiętnie.
- Co jeszcze mojego uwielbiasz? - zamruczał, patrząc na niego świecącymi oczkami.
Tamashi zamruczał i zsunął dłoń na pośladek chłopaka. Ugniótł go lekko opuszkami palców i popatrzył na jego czerwone oczy.

-Uwielbiam twoje kły - wychrypiał, wolną dłonią rozsuwając jego wargi. - Gdy wbijają się we mnie bez ostrzeżenia.

Wiedział, że prowokował chłopaka, ale wampir właśnie po to tu przyszedł, prawda? Po krew Smoka, po życie.
Wampir poczuł lekkie, nieprzyjemnie ukłucie, gdy zdał sobie sprawę, o czym mówi smok. Na chwilę odwrócił wzrok i jakby posmutniał, ale trwało to ułamki sekund. Natychmiast wrócił do poprzedniego wyrazu, znów ocierając się o mężczyznę, po czym nachylił się gwałtownie do jego ucha. Jednocześnie złapał go mocno za nadgarstki i przygwoździł mu je tuż nad głową.
- Więc może powinienem ich użyć? - mruknął, lekko kąsając go w płatek ucha.
Tamashi zobaczył nieprzyjemny grymas na twarzy Shanae, jednak zignorował go całkowicie. W żadnym wypadku nie miał teraz ochoty na żadne poważne rozmowy.

-Jak najszybciej - zgodził się z chłopakiem.

Szarpnął się lekko, bardziej żeby pokazać swoją waleczność niż żeby się wyrwać. Otarł się o chłopaka i mruknął gardłowo, pośpieszając go.
Przycisnął jego nadgarstki mocniej, wgryzając się w jego szyję. Pił jego krew, ocierając się o niego biodrami i wysyłając mu impulsy przyjemności. Po jakimś czasie zalizał ranki, odsuwając się i patrząc starszemu w twarz. Miał zarumienione policzki i czarno-czerwone oczy, które szybko wróciły do jasnozielonego koloru. Puścił nadgarstki smoka i wyprostował się, wciąż go obserwując.
Nie wypił dużo, był całkiem syty po ich ostatnim spotkaniu.
Tamashi westchnął i położył dłoń na torsie chłopaka.

-Nie to, że się proszę - mruknął z figlarnym uśmiechem. - Ale należałaby mi się jakaś zapłata.

Posmyrał młodzieńca po brzuchu, by zaraz zjechać dłonią niżej, do jego przyrodzenia. Objął główkę dwoma palcami i wycisnął z niej kropelkę biało-czerwonego nasienia.
Odsunął jego rękę od swojego przyrodzenia, uśmiechając się do niego złośliwie.
- Naprawdę? - mruknął, zsuwając się z niego. Podrapał go po torsie, po czym schylił się nad jego męskością. Przesunął po niej językiem, biorąc się za robienie starszemu dobrze, pomagając sobie ręką.
Nie do końca tego się spodziewał. Westchnął cicho i złapał chłopaka za włosy, odsuwając jego głowę od swojej dumy. Uśmiechnął się drapieżnie, po czym podniósł się i powalił Shanae na brzuch. Nachylił się nad jego nagim ciałem i odsunął z karku jego włosy. Polizał go tam, by po chwili zacząć sunąć językiem wzdłuż jego kręgosłupa.
Przekręcił się pod nim, kładąc się na plecach. Złapał go za włosy i pociągnął w górę. Wbił się w jego usta, całując go mocno i zaborczo, raniąc jego wargi kłami. Gwałtownie przekręcił ich tak, iż znowu był na smoku. Nadal całował go mocno, jednocześnie sięgając do tyłu i nabijając się na jego męskość. Wyprostował się, zamykając oczy. Zaczął poruszać biodrami, w górę i w dół, wbijając paznokcie w jego ramiona. Odchylił głowę, lekko rozsuwając wargi, oddychając przez nie głęboko. Przyspieszył ruchy bioder, masując jego ramiona i tors.
Tamashi chciał być choć raz trochę romantyczny, a tu proszę! Taka gwałtowność ze strony chłopaka zaskoczyła go trochę. No ale... Tylko głupek by protestował.
Położył dłonie na biodrach Shanae i zamknął oczy. Masował delikatnie jego skórę, starając się powstrzymać od jakichkolwiek innych ruchów.

-Uwielbiam, kiedy jesteś - powiedział w przerwach między westchnieniami.
Nie odpowiedział, dalej poruszając biodrami. Minęło sporo czasu, zanim doszedł, ale nie zaprzestawał ruchów biodrami puki starszy nie osiągnął orgazmu. Wtedy też zsunął się ze starszego, kładąc obok niego na plecach. Zdmuchnął grzywkę z twarzy, uspokajając oddech.
- Taka zapłata ci pasuje, smoczku? - mruknął, uśmiechając się z figlarną złośliwością, zerkając na niego.
- Mogę zostać na dzień? - dodał po chwili, przeciągając się.
Nie liczył na nic, ale czemu nie spytać?
Tamashi również leżał na plecach, obok chłopaka i oddychał głęboko po przebytym przed chwilą orgaźmie. Nie spodziewał się takiego pytania ze strony Shanae. Był pewny, że chłopak nie będzie miał tyle czasu. Sam zamierzał tylko na chwilę go odwiedzić, po czym gdy ten się napoi, zostawić go. Dlatego też spojrzał na niego i pokręcił delikatnie głową.

-Przykro mi, ale wolałbym, abyś wyniósł się do rana - odparł. - Planowałem załatwić parę spraw z rodziną.
- Spoko - odparł, kiwając głową. Przeciągnął się, po czym powoli usiadł opierając się trochę o smoka, przodem do kominka.
- Z łazienki pozwolisz mi skorzystać, co? - zapytał, przymykając oczy i odchylając się do tyłu. Oparł głowę o kanapę, wisząc nad starszym. Wyciągnął rękę i leniwi zaczął bawić się kosmykiem jego włosów. Uśmiechnął się nagle złośliwie.
- Ale wiesz co... Jak na faceta, po którego domu lata półnaga, raczej chętna na niego panna, byłeś baardzo napalony - powiedział, zerkając na niego ze złośliwym uśmieszkiem.
- Narzeczona z własnej woli czy rodzice próbują cię swatać?
Tamashi popatrzył na niego z lekkim niedowierzaniem. Poczuł się urażony.

-Z własnej woli? - zakpił. - Chyba żartujesz, z tą jędzą?

Przekręcił się w jego stronę i położył dłoń na jego policzku. Pogłaskał go i westchnął cicho.
- Och, czyli rodzice... - mruknął złośliwie. Pozwolił mężczyźnie na dotyk, odchylając głowę tak, by ten mógł podziwiać tatuaż na jego szyi.
- Na twoim miejscu zajął bym się szukaniem kogoś do zaaranżowanego małżeństwa. Kogoś, kogo będziesz miał w szachu, by cię nie wydymał i nie żądał więcej, niż ustalicie. Rodzice dostaną swoją synową, a ty będziesz mógł w świętym spokoju pieprzyć mnie po kątach - przy ostatnim zdaniu wyszczerzył do niego kiełki. Zaraz jednak odwrócił znów głowę od niego, zamykając oczy.
- Och i... Nie próbuj kontaktować się ze mną przez najbliższy tydzień. Będę... zajęty - mruknął cicho. Nie był pewny, jak sobie da radę przez ten tydzień, ale mus to mus, zadanie czekało, a on nie mógł pozwolić, by coś zmniejszyło jego skuteczność... Nawet mimowolne uzależnienie.
Tamashi zaśmiał się i przejechał kciukiem pod okiem chłopaka. Nie spodziewał się, że będzie on taki pewny siebie.

-Nie będę nikogo szukał - odparł. - Lubię irytować matkę. Poza tym, nie mam zamiaru udawać przed wszystkimi, że lubię kobiety.

Prychnął i ułożył się wygodniej. Zamknął oczy.

-Wytrzymasz tydzień? - zdziwił się, gdy usłyszał słowa Shanae. - Po czterech dniach ledwo zipałeś.
- To znajdź sobie faceta do tego - wywrócił oczami. W końcu małżeństwa jednopłciowe nie były źle przyjmowane, nie widział więc problemu. Na pytanie smoka lekko się spiął, przybierając neutralną minę.
- Tu nie ma pytania "czy wytrzymam". Muszę, nie mam wyboru. Chyba, że mam zająć się innego rodzaju sprzedawaniem własnych umiejętności - odparł spokojnie, z dystansem.
- Dlatego mam tyle wolnego. Wyjeżdżam jutro o północy - dodał, zsuwając się i układając głowę na brzuchu smoka.
- Właściwie, nawet nie jestem pewny, czy nie zajmie to dłużej niż tydzień... - mruknął cicho, niby od niechcenia.
Tamashi zastanowił się chwilę, patrząc na chłopaka. Do głowy przyszła mu absurdalna myśl. Zaśmiał się po chwili z własnej głupoty. Odwrócił wzrok od wampira.

-W sumie, nie myślałem o tym - odparł. - Nie wiem, co ci powiedzieć - dodał po chwili. - Może powinienem jakoś cię znaleźć po kilku dniach? Dać ci się napić i tyle.
- Tylko pamiętaj, by zaprosić mnie na ślub. Chcę to zobaczyć - uśmiechnął się złośliwie, pokazując mu język. Na następne słowa mężczyzny pokręcił przecząco głową.
- Nie. Rosier będzie miał wtedy mnóstwo niewygodnych pytań - mruknął, wzdychając. Zmienił pozycję, kładąc się obok smoka na boku i podpierając się łokciem o podłogę. Ułożył głowę na łokciu, patrząc na starszego. Drugą ręką wodził po jego torsie od niechcenia, raz po raz go drapiąc.
Tamashi westchnął i popatrzył na chłopaka z miłością. Pochylił się ku niemu i pocałował go. Namiętnie, lecz już nie tak zachłannie jak kilkanaście minut temu. Pomasował go po szyi i przybliżył do niej twarz. Wziął głęboki wdech, rozkoszując się wampirem. Wolną dłonią zjechał na jego brzuch i pomasował delikatne mięśnie. Chłopak był idealny.

-Czasem się zastanawiam - zaczął cicho. - Czemu mnie nie zabijesz.

To naprawdę było podejrzane. Gdyby Smok zginął, Shanae nie byłby przecież już od niego zależny.
Wampir znieruchomiał, patrząc na smoka. Po chwili poruszył głową, chowając twarz za krwistymi kosmykami. Odwrócił wzrok, uśmiechając się pod nosem. Przełknął ślinę cicho, nie wiedząc, co powiedzieć.
- Ja... uh - mruknął, po czym przekręcił się na plecy, patrząc w sufit.
- Sam się nad tym zastanawiam. Po prosu... nie i tyle - powiedział cicho, bojąc się zagłębić w takie przemyślenia. Bał się tego, do czego może dojść i jakie będzie miało to skutki.
- Dlaczego tak nagle cię to zainteresowało?
Tamashi odwrócił wzrok i także przekręcił się na plecy. Żar z kominka przyjemnie grzał jego lewy bok. Mruknął cicho i odwrócił się tyłem do Shanae, przyglądając się dogasającym płomyczkom.

-Po prostu leżę tutaj tak... - zaczął spokojnie. - Nagi, bezbronny. W każdej chwili, bez żadnego wysiłku mógłbyś zakończyć mój żywot.
Wampir leżał bez ruchu, patrząc w sufit. Zacisnął lekko pięść, milcząc.
- Mówisz tak, jakbyś oczekiwał tego - powiedział, starając się wybrnąć z tej sytuacji. Nie podobało mu się, dokąd zmierza ta rozmowa. Nie podobało mu się, że po prostu nie był w stanie zabić smoka. A już na pewno nie podobała mu się rozmowa o tym.
- Ogień dogasa - mruknął cicho.
Tamashi westchnął, otwierając usta, aby coś powiedzieć, jednak zmienił zdanie. Zacisnął wargi i podparł się na łokciu, wstając.

-Może powinienem dać ci swoją krew w jakiś buteleczkach? - zapytał, zamykając poprzedni temat. - Mimo, że nie prosto z tętnicy, może cię trochę nasyci.

Odwrócił się w stronę chłopaka i popatrzył na niego nieodgadnionym wzrokiem. Po chwili wstał, sięgając po swój szlafrok i zarzucił go sobie na ramiona. Podał wampirowi rękę, aby pomóc mu wstać.
- Nie. Stężeje. Po za tym, najlepiej smakuje prosto z żywiciela - odparł, starając się nie patrzeć smokowi w twarz. Przyjął jego rękę, wstając. Założył spodnie i narzucił na siebie półprzezroczystą koszulę. Sięgnął po bezrękawnik i pas ze sztyletami, niedbale nakładając buty.
- Zaprowadzisz mnie do łazienki? - zapytał neutralnie, nie patrząc jednak starszemu ani w oczy ani w twarz.
Mężczyzna patrzył na chłopaka podejrzliwie, jednak nic nie powiedział. Złapał go tylko za dłoń i splótł z nim palce. Westchnął pod nosem, ciągnąc go delikatnie za sobą. Kierował się w stronę łazienki.

-Tutaj masz mydła, a w tamtej szafce ręczniki - powiedział, gdy już tam dotarli. - Gdybyś czegoś potrzebował, zawołaj mnie.

Puścił jego rękę i odwrócił się w stronę drzwi z zamiarem wyjścia.
Wampir przez chwilę miał ogromną ochotę wtulić się w smoka, ale powstrzymał się.
- Jasne, dzięki - powiedział tylko cicho, odwracając się i zdejmując koszulę. Sięgnął do wskazanych szafek, wyjmując potrzebne mu rzeczy. Rozebrał się do końca i wlazł pod prysznic, odkręcając sobie ciepłą wodę. Mruknął cicho, zamykając oczy i wzdychając.
Tamashi wyszedł z łazienki i udał się za dół, aby posprzątać syf pozostawiony na dywanie. Czuje dziwną atmosferę panującą wokół. Niedokończone sprawy wiszą w powietrzu, co Smokowi bardzo się nie podoba.


Katherine siedzi na kanapie, popijając niebieski trunek i patrząc na Tamashiego z niepokojem. Nie rozumie, czemu Smok tak dziwnie się ostatnio zachowuje.

-Mógłbyś mi wreszcie powiedzieć, co cię martwi? - odzywa się ze swoim azjatyckim akcentem.

-Nie - mruczy mężczyzna i opiera się wygodniej na oparciu sofy

Martwi się, ponieważ minął już tydzień, a nadal nie widział Shanae. Chłopak na pewno kwiczy już z głodu.
Smok warknął pod nosem i oparł brodę na otwartej dłoni. Zamknął oczy, mając nadzieję, że w końcu tej nocy jego wampirek się pojawi.
Chłopak włamał się po cichu do domu Tamashiego, lekko zataczając się. Czarno-czerwone oczy świeciły w ciemności, wydłużone kły wystawały spod wargi. Szedł w kierunku zapachu krwi smoka, w końcu stając w drzwiach salonu. Uśmiechnął się, co wyglądało dość przerażająco przy jego stanie. Był biały. Nie bady, nie pobladły, po prostu biały niczym porcelana. Ciemne oczy z krwistymi tęczówkami wybijały się mocno, włosy przybrały całkowity odcień czerni. Tatuaż na szyi odznaczał się wyraźnie na skórze, tak samo ślady krwi pod podartym w kilku miejscach bezrękawnikiem. Skórzane spodnie, opinające biodra były przyozdobione paskiem z zakrwawionymi sztyletami. Miał kilka wyraźnych ran, które nie zasklepiły się z powodu braku pożywienia.
Chłopak wyglądał przerażająco, widać było, że wrócił z zaciekłej potyczki. A jednak w jego postawie było coś drapieżnego... i pociągającego.
Seksownego.
- Tęskniłeś, smoczku? - wychrypał przez niemal zdarte i suche gardło, uśmiechając się drapieżnie, odsłaniając przy tym kły. Zachwiał się niebezpiecznie i oparł o framugę, czując, że gdyby zrobił krok, nogi by się pod nim ugięły.
Tamashi, gdy tylko usłyszał szmer, odwrócił się w stronę drzwi. Zamarł, widząc przed sobą Shanae w takim stanie. Wstał z kanapy i nie przejmując się obecnością Katherine, szybkim krokiem podszedł do chłopaka. Bał się co prawda, że ten może się na niego rzucić, ale nie dbał o to.

-Mój mały... - szepnął tylko i wziął go w ramiona.

Przystawił jego głowę do swojej szyi chcąc, aby wampir jak najszybciej się napił.
Chłopak uwiesił się całym ciałem na starszym, wbijając mu paznokcie w ramiona. Wbił się w jego szyję, zamykając oczy i posyłając mu impulsy. Zamruczał, gdy poczuł krew spływającą mu po gardło. Z każdym łykiem jego ciało regenerowało się. Skóra wróciła do zdrowszego odcienia bladości, na policzki wstąpił mu rumieniec. Rany zasklepiły się, włosy znów stały się częściowo krwiste, a oczy zmieniły kolor na jaskrawą zieleń. Zamruczał znów, mimowolnie ocierając się o starszego. Zalizał rany, wtulając się w ciało smoka.
- Czyli tęskniłeś - powiedział cicho, melodyjnym głosem. Odsunął się delikatnie, przesuwając opuszkami palców po jego policzku. Nie wypił wcale tak dużo, więc starszy nie był mocno osłabiony. Wampir spojrzał nad jego ramieniem na kobietę i uniósł brew.
- Och... Nowa, Tam? - zapytał, wracając spojrzeniem na twarz Tamashiego.
Tamashi z zafascynowaniem obserwował zmiany zachodzące w chłopaku. Jego oczy wyglądały przepięknie, gdy czerwień walczyła w nich z czernią.

-Tak - odparł, gdy trochę się uspokoił. - Ta akurat jest u mnie pierwszy raz.

Złapał go za dłoń i poprowadził w stronę kanapy, zupełnie ignorując lekko oszołomioną kobietę. Usiadł na sofie, sadzając sobie chłopaka na kolanach. Objął go, opierając czoło na jego ramieniu.

-Jak było na misji? - zapytał. - Widzę, że krwawo.
Uśmiechnął się do kobiety, sadowiąc się wygodnie.
- Witaj - puścił jej oczko, po czym zwrócił się do smoka. Wtulił się w niego i zaczął bawić fioletowymi kosmykami.
- Szło dobrze, póki eliksiry nie przestały działać. Przyszedł głód... Ale zadanie wykonane. Co prawda w drodze powrotnej miałem mały kłopot, ale jak widzisz nie pozbędziesz się mnie tak łatwo - powiedział, uśmiechając się delikatnie. Stęsknił się, bardzo, a to czego dowiedział się na misji dodatkowo... Odsunął od siebie te myśli. Nie chciał się teraz o tym myśleć, a już szczególnie nie wtedy, kiedy siedział na kolanach akurat tego mężczyzny.
- A co u ciebie? Narzeczone jak widzę dalej podrzucane, więc nie zdecydowałeś się na szukanie na własną rękę - mruknął, po czym pocałował go w czubek głowy. Schylił się bardziej.
- Tęskniłem. Cholernie - wyszeptał mu do ucha.
Tamaschi uśmiechnął się do kobiety, która z otwartą buzią wpatrywała się w niego i Shanae. Po chwili powrócił jednak oczami na wampira i także przybliżył usta do jego ucha.

-Nie mam gdzie szukać - powiedział zgodnie z prawdą. - Nie mogłem się skupić na niczym. Myślałem o tobie.

Położył dłoń na jego biodrze, by zaraz wsunąć ciekawskie paluszki pod koszulkę czerwonowłosego.
Roześmiał się lekko, nie protestując się jednak. Bawił się jego włosami, zaczynając całować i kąsać go po szyi. Zabrał się za rozpinanie koszuli smoka.
- Smoczku... Tamashi. Zawsze jest gdzie szukać - powiedział cicho, a w jego głosie słychać było gorzkie nuty. W kilku ruchach zmienił pozycję, siadając mu okrakiem na kolanach. Złapał go dwoma palcami za podbródek i spojrzał mu w oczy z jakimś smutnym wyrazem. Przysunął się i pocałował go namiętnie, mrucząc cicho w jego usta.
Tamashi usłyszał ciche "to chyba jakiś żart", po czym jego uszom dobiegł dźwięk stukających, oddalających się obcasów. Smok uśmiechnął się pod nosem. Gdy zobaczył jednak minę Shanae, humor od razu mu się popsuł. Oddał pocałunek, jednak po chwili odsunął chłopaka od siebie.

-Co się stało? - zapytał cicho.
Wampir skrzywił się lekko, odwracając wzrok. Bawił się guzikami od koszuli smoka, rozpinając je powoli.
- Nic. Po za tym, że mnie sprzedają jakiemuś sukinsynowi, wszystko gra - powiedział, a w jego głosie słychać było tłumioną wściekłość. W końcu, kto by się nie wkurzył, słysząc, że za kilka tygodni zostanie małżonkiem kogoś, kogo się nawet na oczy nie widziało.
Chłopak skrzywił się i zszedł smokowi z kolan, siadając obok i zakładając nogę na nogę. Skrzyżował ręce na torsie, patrząc w ogień. Jaskrawa zieleń w jego oczach walczyła z wściekłą czerwienią. Shanae starał się trzymać uczucia na wodzy, ale akurat to, wzbudzało w nim okropną złość.
Tamashi popatrzył na chłopaka z niedowierzaniem i zaśmiał się gorzko. To chyba jakiś żart - pomyślał.

-Chyba żartujesz - skomentował wypowiedź wampira, zły.

Nie mieściło mu się to w głowie.
- Nie. Jutro o tej porze będę już oficjalnie narzeczonym Loana von Iriusa* - mruknął, kręcąc głową. Poprawił kosmyki włosów i przeciągnął się.
- I... będę już u niego mieszkał. Więc właśnie tam mnie szukaj, jak coś będziesz chciał - dodał, mimo iż wiedział, że smok i jego "narzeczony" nie są w dobrych kontaktach. Szczególnie, że byli rywalami na tle... każdym? W interesach najbardziej, ale w życiu prywatnym Irius również nie darzył smoczka sympatią.
Wampir zamknął oczy, ukrywając ich czerwień. Musiał się uspokoić.

--
Loan von Irius wygląda TAK.
Smok patrzył na wampira, przez dłuższy czas nie odzywając się. Z każdym usłyszanym słowem jego twarz tężała, rysy stawały się ostrzejsze.

-Irius?! - podniósł głos. - Ten zapatrzony w kasę kundel?!

Wstał z kanapy i popatrzył na wampira z góry. Nie podobało mu się nic z tego, co ten powiedział. Niby jakim prawem Shanae musiał robić wszystko, co mu kazali? Dobra, może był własnością tych całych Ostrzy, ale zawsze są jakieś wyjścia.

-Kpisz ze mnie - zawarczał cicho. - "Ja będę coś od ciebie chciał"? To ty jesteś zależny ode mnie, a nie na odwrót.
- Więc nie powinno robić ci to różnicy - warknął, patrząc na niego z poziomu kanapy. Warknął cicho, pozwalając kłom lekko wystawać zza warg.
- Ten zapatrzony w kasę kundel ma jej na tyle dużo, żeby bractwo zgodziło się na taki układ. Mówiłem ci, że można małżonka szukać wszędzie - syknął, starając się zachować w miarę spokój. Jakoś postawa smoka nie bardzo pasowała mu do układu "tylko seks". Ale nie zamierzał się teraz nad tym rozwodzić. Wstał powoli z kanapy, nie spuszczając starszego z krwisto czerwonych oczu.
Tamashi zmrużył oczy i założył ręce na torsie.

-Obiecałem- głównie sobie, że nie pozwolę ci umrzeć - powiedział cicho. - I mam zamiar dotrzymać obietnicy. Ale nie wyobrażam sobie, abym jeździł do tego zadufanego w sobie dupka i chętnie przystawiał się do ciebie z szyjką.
- Nie proszę cię, byś do niego przyjeżdżał. Będę cię nawiedzał, kiedy będzie trzeba - odparł, poprawiając własny bezrękawnik. Miał wrażenie, że bez kłótni się nie obędzie.
- Po za tym, nie sądzę, by Loan był zadowolony, gdybyś go odwiedził... A raczej mnie u niego.
Tamashi spojrzał w bok, na ogień i znów zmrużył oczy. Sięgnął dłońmi do guzików od koszuli, zapinając je pośpiesznie.

-Jeśli on cię ruszy, ja tego nie zrobię - powiedział cicho, nadal podirytowany.

W sumie, nie wiedział czego oczekuje. Gdyby dobrze się zastanowił zrozumiałby, że to nie wina Shanae. Nie chciał jednak za dużo myśleć.
- Zapłacił za to, że będę przy nim na różnego rodzaju bankietach... - mrukną, po czym spojrzał na smoka z uporem.
- ... Ale jeśli będę chciał się z nim rżnąć to nie twój pieprzony interes. Nie masz nic do tego - warknął. Również spojrzał w ogień, ponownie siadając na kanapie.
- W końcu, nie przyrzekaliśmy sobie wierności - dodał złośliwie. Właściwie, nie miał ochoty sypiać z Loanem, ale uwaga smoka go zezłościła.
Tamashi uniósł brwi, patrząc na wampira. Mimo wszystko, nie spodziewał się z jego strony takiego zagrania. Smok zamknął oczy i odwrócił głowę.

-Świetnie - powiedział. - Miłego podnoszenia ogona.

Uniósł powieki, jednak nadal nie patrzył na Shanae. Nie chciał na niego patrzeć i wyobrażać sobie go w różnych sytuacjach, które go czekają.
- Oh, sądzę, że będzie to bardzo miłe - odparł złośliwie, układając się wygodnie na kanapie. Sam nie wiedział, czemu to mówi, czemu drąży. Może chciał po prostu dogryźć smokowi, pokazać mu, że wcale nie jest jego własnością.
Założył nogę na nogę, rękę opierając na oparciu kanapy.
- Moja sytuacja nie ma nic do naszego układu. Nic nie zmienia.
Tamashi wreszcie skierował na niego wzrok, a widząc, z jaką postwą odnosi się on do smoka, coś ścisnęło go w płucach.

-Jak możesz być w tej chwili taki wyniosły? - zapytał niemal z odrazą. - Twoja sytuacja dużo zmienia. Chociaż w sumie, co cię to obchodzi? - odszedł kilka kroków i stanął w progu drzwi. - Doskonale zdajesz sobie sprawę, że będę cię żywił. A kto ci wjeżdża w dupę... No cóż, po twoim zachowaniu wnioskuję, że nie robi ci to różnicy.
- Niby co zmienia moja sytuacja? - zapytał, wstając gwałtownie. Podszedł do niego szybko, łapiąc go za koszulę. Uśmiechnął się z kpiną.
- Myślisz, że gdyby robiło mi to różnicę, pozwoliłbym na to tobie? - zapytał, patrząc smokowi ze złością w oczy. Chciał mu dogryźć, zranić, sprawić mu jak największy ból.
Puścił jego koszulę i wygładził ją.
- Moja sprawa, komu daję, komu nie. Tobie. Nic. Do. Tego - warknął.
Tamashi szybko odtrącił ręce, które wygładzały jego koszulę. Warknął ze złością i złapał wampira za jego bezrękawnik. Pchnął go tak, że ten wylądował poza drzwiami.

-Wyjdź stąd - warknął zły. Oczy przysłoniła mu lekka mgiełka i wilgoć. - I nie pokazuj się jak najdłużej.
Wampir syknął, utrzymując równowagę. Spojrzał na smoka i poprawił bezrękawnik.
- Przyjdę za trzy, cztery dni - powiedział w końcu tylko, odwracając się i zmierzając do kuchni. Wyszedł przez okno, zastanawiając się, czemu, do diabła, tak bardzo zabolały go uwagi smoka.
Tamashi warknął cicho, zamykając za chłopakiem drzwi. Walnął w nie po chwili pięścią, starając się rozładować gniew. Nie chciał krzywdzić ani Shanae, ani siebie, a jednak wyszło tak, jak wyszło. Z drugiej jednak strony, wampir nie wydawał się jakoś szczególnie przejęty słowami Smoka.
Smok siedział na blacie kuchennym, przegryzając w zębach liście sałaty. Niezbyt mu smakowała, ale ostatnio matka naprzywoziła mu tyle żarcia, że nie miał innego wyboru, jak tylko to pozjadać. Mruknął niezadowolony, drapiąc się po głowie. Zaplecionego miał koka, co dodawało mu i kobiecości, jak i zwykłej śmieszności. Zaśmiał się, odsłaniając kotarę, która wisiała w oknie. Wiedział, że dziś pojawi się Shanae. Chłopak przychodził regularnie co cztery dni, więc Smok bez problemu wiedział, kiedy ma przybierać maskę obojętności. Minęły cztery, czy pięć tygodni od jego kłótni z wampirem, a jednak Smok nadal trochę ją przeżywał.
Shanae podszedł do okna kuchni, przybierając na twarz maskę złośliwości i pewnego dystansu. Nadal czuł się zraniony przez smoka, jednak nie zamierzał się do tego przyznawać.
Z Loanem nic go nie łączyło, jednak gdy pokazywali się razem, udawali zakochane, szczęśliwe narzeczeństwo. Wkurzało go trochę, że musiał zmienić styl ubierania się, ale nic nie powiedział.
Miał na sobie długą, czarno-czerwoną szatę, odsłaniającą ramiona i zakrywającą dłonie. Zauważył poruszenie kotary, więc tylko popukał w okno... po czym otworzył je sprawnie i wlazł do środka. Spojrzał na smoka neutralnie.
- Witaj - mruknął, podchodząc do niego.
Smok skierował na niego wzrok, jakby z łaską, od niechcenia. Bolało go, że w sumie, sam pozbawił się możliwości normalnej z nim rozmowy.

-Witaj - odpowiedział tym samym, nawet nie siląc się na połknięcie tego, co miał w buzi.

Odłożył sałatę, uprzednio odrywając jeszcze jeden listek i zszedł z blatu. Przegryzł powoli, opierając się o niego niedbale i ziewnął krótko, zasłaniając usta ręką. Gdy wreszcie zrobił to, co było dla niego w tamtej chwili takie ważne, spojrzał na chłopaka. Rozprostował kark, by po chwili sięgnąć prawą dłonią do lewego rękawa. Podwinął go starannie, po chwili wyciągając rękę w stronę Shanae.
Wampir spokojnie, cierpliwie czekał, aż smok odstawi już tą całą szopkę. Powoli podszedł do niego i złapał delikatnie nadgarstek. Schylił się i wbił kły w skórę starszego, wysyłając mu impulsy. Mimo wszystko, nie chciał Tamashi odczuwał ból.
Pożywił się na tyle, na ile było mu to potrzebne. Zalizał ranę i puścił jego rękę. Miał ochotę przytulić się do smoka, pocałować go, pogodzić się, a potem kochać się z nim na tym stole, już, teraz... Powstrzymał się jednak, odchodząc od niego.
- Dziękuję. Przyjdę za cztery dni - powiedział, podchodząc do okna.
Tamashi spuścił wzrok, by po chwili znów go podnieść i spojrzeć na smoka. Nic nie powiedział. Odepchnął się tylko do blatu i poprawił rękaw. Na szczęście, zasłaniał on jego rany.
Zgarnął z szafki warzywo, by po chwili udać się z nim do salonu.

-Zamknij okno - powiedział tylko, przekraczając próg i nawet nie oglądając się na Shanae.
Tamashi leżał na kanapie, przy silnie rozpalonym kominku i przegryzał grzanki z- o ironio, czosnkiem. Zapach ten nie był dla niego wcale nieprzyjemny. Lubił czosnek tak samo mocno jak i inne, uwielbiane przez ludzi przyprawy. Westchnął cicho i obrócił się na plecy, z niecierpliwością zerkając na okno. Nie przyznałby się do tego nikomu, ale zastanawiał się, co u Shanae. Dwa dni temu odbył się jego ślub, Smok nie był więc pewien, czy młodzieniec się dziś pojawi. Smok zamknął oczy i przeciągnął się leniwie.
Chłopak włamał się do kuchni i ruszył za zapachem. Miał mieszane uczucia. W swoją noc poślubną - w jego mniemaniu - zagalopował się i wylądował wraz z Loanem w łóżku. Nie to, żeby się mu nie podobało, jego małżonek był bardzo uzdolniony, a jednak... To nie było to, co ze smokiem. Czuł się dobrze, ale nie wspaniale.
Pokręcił głową, odsuwając od siebie te myśli. Wszedł do salonu i skrzywił się, czując czosnek.
Tamashi poleżał jeszcze chwilę, po czym ponownie się przeciągnął i oparł plecami o kanapę. Westchnął ciężko, zasłaniając oczy wolną od grzanki dłonią. Wziął kilka głębszych wdechów, by uspokoić swój "rozklekotany" umysł. Dokończył chrupiący chleb i postanowił wziąć się w garść. Zrobił to w doskonałym momencie, bo zaraz po tym, usłyszał szmer. Odwrócił się w stronę wampira i spojrzał na niego bez wyrazu. Wstał z kanapy, podchodząc do niego i od razu podciągając jeden z rękawów.
Chłopak spojrzał na niego i odwrócił wzrok. Nie wiedział czemu, ale poczuł się... źle. Podszedł powoli do smoka i złapał go delikatnie za nadgarstek. Powtórzył rytuał picia z niego, po czym zalizał mu ranki. Puścił jego rękę i spojrzał na niego z bliska. Nie przeszkadzał mu już nawet zapach czosnku.
Tamashi również patrzył na niego, jednak perfekcyjnie ukrył swoje prawdziwe uczucia. Nie było to trudne. W końcu sam nie wiedział jakie one są. Odwrócił po chwili wzrok, prychając pod nosem. Jeśli tak to miało wyglądać już do końca... Z resztą, co mógł zrobić?
Całkowicie zignorował wampira i z powrotem usiadł na beżowej kanapie. Nie wiedział co robić, więc po prostu zaczął oglądać swoje paznokcie.

Tak naprawdę, emocje aż w nim wrzały. Chciał obrócić się w stronę Shanae, chciał go dotknąć, pocałować, kochać się z nim i nie przestawać do świtu. Nie wiedział, ile jeszcze wytrzyma w tym bezlitosnym układzie. Najgorsze było to, że miał świadomość, że wampir nie jest jego. Że ma nowego pana, pana, który nocami robi z nim, co chce, który to zabiera przywileje Smokowi. Było to przecież jak najbardziej normalne. W końcu byli małżeństwem.
Spuścił wzrok, drżąc lekko. Odwrócił się na pięcie i wyszedł szybko. Nie wiedział, ile jeszcze pociągnie w ten sposób. Nie wiedział, czy po prostu nie zdecyduje się na głodówkę. Zacisnął mocno ręce i wyszedł tym samym sposobem, co wszedł.
Ani tej, ani następnej nocy nie pozwolił się dotknąć Loanowi, chociaż ten tego chciał.
Tamashi poprawił kokardę, obwiązaną wokół szyi i przeczesał rozpuszczone włosy. Stał naprzeciwko lustra, wgapiając się w swoje oczy. Był już wszystkim zmęczony. Każda kobieta, która ostatnio pojawiała się u niego w domu, po kilku minutach po prostu lądowała na bruku. Smok wiedział, że oberwie mu się od matki, ale nie dbał o to.
Westchnął i po chwili namysłu rozwiązał jednak fikuśną kokardę. Tamashi ubrany był w przylegające, ciemno-brązowe spodnie, elegancką koszulę i kamizelkę, opinającą się na torsie. Wyglądał niezwykle elegancko, wyniośle i- nie ma co ukrywać, kusząco. Nie zdążył się jeszcze rozebrał po powrocie z balu, który zorganizowała jego matka. Przytrzymał się małej ławy stojącej obok lustra i zamknął oczy. Był rozchwiany emocjonalnie, do tego zauważył, że Shanae stara się pojawiać ostatnio jak najrzadziej.
Smok zacisnął powieki, by po chwili otworzyć je z nową mocą. Musiał się przecież wziąć w końcu w garść.
Shanae zapukał grzecznie w drzwi, mimo iż już był w pokoju smoka. Tym razem był ubrany po swojemu, półprzezroczystą koszulę, skórzane spodnie, wszystko w czerni i czerwieni. Oczy miał podkreślone kredką.
I był biały wręcz. Nie był u smoka od sześciu dni, więc...
Podszedł powoli, patrząc na smoka czerwonymi oczami. Zmierzył go od góry do dołu. Poczuł ukłucie, że smok już nie jest... "jego". Że nie rozmawiają jak kiedyś, nie kochają się.
Stanął przed smokiem, cały czas patrząc mu w oczy.
Tamashi wciągnął delikatnie powietrze i również zmierzył wampira wzrokiem. Nie kpiącym, nie ponaglającym... Głodnym i intensywnym. Wypuścił powietrze z płuc, nie ruszając się. Patrzył na chłopaka, na jego bladą cerę i czuł, jak serce coraz szybciej mu bije. Odwrócił szybko głowę, nie chcąc się wydać. Sięgną powoli jedną dłonią do guzików od koszuli i odpiął dwa od góry. Odchylił kołnierzyk, wystawiając swoją szyję na widok oczy Shanae. Nie pozwolił mu pić z niej od dnia ich kłótni, ale teraz po prostu nie mógł się powstrzymać. Coś elektryzującego było w powietrzu. Coś, co nie dawało mu szansy na uporządkowanie myśli, robiąc je tylko coraz bardziej rozchwianymi.
Smok zamknął oczy i upuścił na podłogę wstążkę, która wcześniej robiła mu za kokardę.
Chłopak przysunął się powoli, obejmując smoka i sięgając ustami do jego szyi. Dotknął wargami skóry i zadrżał delikatnie. Wgryzł się, upijając krew i posyłając impulsy. Po kilku chwilach zalizał ranki, jednak nie odsunął się tylko spojrzał w górę, najpierw na usta, a potem w oczy smoka. Oblizał delikatnie wargi, czując, jak robi mu się gorąco. Lekko zacisnął palce na koszuli smoka, czekając na jego ruch.
Czując jego wargi, jego zęby, jego język na swojej szyi, po prostu odpłynął. Gorąc rozlał się po jego ciele, towarzysząc dreszczom i uczuciu podniecenia. Och kurwa, jak mu tego brakowało... Westchnął głęboko, kładąc dłoń na głowie wampira. Gdy ten się od niego oderwał, Tamashi zamarł w bezruchu. Wiedział, że zrobił coś głupiego, ale teraz, nie umiał się już powstrzymać.

Poderwał głowę Shanae do góry, samemu lekko się schylając i wpijając w jego wargi. Mruknął gardłowo, już po chwili pogłębiając pocałunek. Żałował, że nie jest silniejszy, a z drugiej strony, nie myślał o tym. Objął chłopaka w pasie, starając się trochę opanować.
Mimo wszystko, trochę bał się reakcji wampira.
Wampir jęknął cicho, przylegając do smoka chętnie i całując go namiętnie. Otarł się o niego, dobierając się do jego koszuli. Pociągnął go za nią, tyłem kierując się na biurko. Usiadł na nim, wciągając mężczyznę między swoje, rozsunięte nogi.
Nie robił tego od tamtej feralnej nocy "poślubnej". Chciał się kochać, ze smokiem. Tu, teraz, natychmiast.
Zaczął rozpinać mu koszulę, całując go namiętnie.
Smok zrzucił z siebie rozpiętą już kamizelkę i zawędrował palcami pod koszulkę Shanae. Zdjął ją z niego przez głowę, by po chwili zabrać się za spodnie.

-Jestem cholernym idiotą - warknął pod nosem, totalnie zrezygnowany.

Nie mógł uwierzyć, że kolejny raz to robi. Zdawał sobie sprawę, że jego uzależnienie zawędrowało stanowczo za daleko. Teraz jednak starał się nie myśleć o tym. Zassał się na jego szyi, jednak opamiętał się po chwili, nie chcąc zrobić mu malinki. Nie wiedział jak zareaguje na to Loan.
- To jest nas dwóch - szepnął mu do ucha, szybko zdejmując mu spodnie. Złapał go za kark i pocałował mocno.
Nie myślał o konsekwencjach. Nie myślał, jakie następstwa może mieć ten czyn. Nie obchodziło go, czy Loan się dowie, co zrobi, czy będzie się wściekał.
Myślał tylko i wyłącznie o Tamashim. Tylko smok zaprzątał jego umysł.
Tamashi poddał się całkowicie, starając się zsunąć spodnie jak najniżej. Popchnął chłopaka na biurko, by przyssać się do jego sutków, a rękami majstrować przy jego kroczu. Jedną z dłoni wsunął pod tyłek Shanae, by paluszkami podrażniać jego wejście, a drugą dłonią zaczął robić mu dobrze. Tempo było nierówne, dzikie, zupełnie nieprzemyślane.
Smok przygryzł sutek czerwonowłosego, by po chwili agresywnie obrócić go na plecy. Schylił się, łapiąc go za kolana i kładąc je mało delikatnie na blacie biurka. Był on idealnie na poziomie bioder Smoka, co dawało mu idealne możliwości.
Shanae pozwolił mu robić, co tylko tam smok chciał. Przyjmował to z jękami i westchnieniami rozkoszy, drżeniem ciała. Zagryzł wargi, będąc tak wypiętym. Zarumienił się, jęcząc prosząco. Myślał tylko o tym, by smok go wziął, już, teraz, natychmiast, Popatrzył na niego przez ramię czerwonymi oczyma, pełnymi pożądania.
Nie musisz mnie prosić...- pomyśłał Tamashi, po czym wszedł w chłopaka powoli. Było mu nieziemsko dobrze, nie kochał się z nikim od dwóch miesięcy, a to dla mężczyzny przyjemne nie było. A teraz? Och, teraz w końcu miał Shanae, miał swojego wampirka, swojego chłopca, swój narkotyk.

Westchnął głęboko, pochylając się w jego stronę i zaczynając się poruszać. Złapał go za biodra, dopychając do siebie i lekko masując jego kości.
Chłopak aż odchylił głowę, napierając biodrami na smoka. Jęknął, czują go w środku. Zamknął oczy, oddychając szybko i oblizując wargi. Sięgnął jedną ręką do tyłu, łapiąc kosmyki włosów smoka. Pociągnął je lekko, jęcząc.
- Mocniej... Tamashi, proszę... - jęknął, poruszając biodrami. Przygryzł dolną wargę, lekko pochylając głowę.
Tamashi nie przyspieszył ruchów, jednak wbijał się w chłopaka mocniej. Zacisnął powieki, pochylając się jeszcze bardziej i przenosząc dłoń na przyrodzenie Shanae. Zaczął poruszać na nim dłonią, w rytm ruchów swoich bioder. Nie miał za dużo miejsca do popisu, zważywszy na to, że miednica wampira była tuż nad powierzchnią blatu biurka.

Smok czuł, że długo nie wytrzyma. Zbyt spragniony był dotyku.
Jęknął, puszczając włosy smoka i kładąc rękę na blacie biurka. Oddawał mu się chętnie, cicho pokrzykując z rozkoszy. Wiedział, że długo nie pociągnie.
Po kilku minutach doszedł, krzycząc cicho i zaciskając mięśnie na starszym. Oparł czoło o blat, oddychając głęboko. Uśmiechnął się lekko. To było to, czego mu brakowało. Smoka.
Tamashi, czując nasienie wampira i jego mięśnie zaciskające się na męskości, krzyknął cicho, dochodząc. Opadł na ciało chłopaka, nadal z niego nie wychodząc.

Teraz, gdy minęła już chwila uniesienia, gdy obaj myśleli racjonalnie, przyszedł czas na jakieś słowa wyjaśnienia. Z drugiej strony, Smok nie miał w sumie co wyjaśniać. Brakowało mu wampira i tyle.

Leżał na nim, ciężko oddychając i nie miał ochoty się poruszać. Wyciągnął dłoń i zaczął delikatnie przeczesywać włosy Shanae.
Chłopak zamruczał i uśmiechnął się lekko, czując rękę starszego w swoich włosach. Nie było mu jednak wygodnie, więc poruszył się, zmuszając starszego, by z niego wyszedł. Powoli zszedł z biurka i odwrócił się przodem do smoka. Przysunął się do niego i przytulił się bez słowa. Oparł się tyłkiem o biurko, ledwo stojąc. Właściwie, miał ochotę przenieść się do sypialni, ale nie bardzo wiedział, jak przenieść się tam ze starszym i go nie urazić.
Nie chciał kolejnej kłótni, kolejnych miesięcy bez odzywania się.
Tamashi przełknął ślinę i zamknął oczy, oddając uścisk. Czuł głowę wampira na swojej ruszającej się klatce piersiowej. Stopami zsunął z siebie spodnie. Pogłaskał go po włosach, by po chwili zsunąć obie dłonie na jego uda i podsadzić go jak dziecko. Chłopak zmuszony był więc objąć nogami boki Smoka, a rękami szyję.

Tadaszi obrócił się z nim w stronę drzwi i wyszedł z pomieszczenia. Wszedł po schodach na górę i przekroczył prób sypialni.
Wampir mruknął, obejmując go nogami i rękoma. Pocałował go w szyję, kładąc głowę na jego ramieniu. Patrzył na niego ciepłym, czułym spojrzeniem, nie potrafiąc opanować emocji, których przez szmat czasu musiał pilnować i trzymać na wodzy. Uśmiechał się lekko, głaszcząc smoka po plecach i kosmykach włosów.
Nadal nic nie mówił, bojąc się to zniszczyć.
Tamashi westchnął głęboko, wtulając w siebie chłopaka i wdychając jego zapach. Pachniał zmęczeniem i.. Spełnieniem. Smok położył go na łóżku, by po chwili samemu się położyć i okryć ich pierzyną. Nie wiedział, jak długo Shanae może zostać, ale starał się tym teraz nie martwić.

Objął rękami brzuch wampira, przyklejając swój tors do jego pleców. Podrapał go przy pępku, by po chwili wtulić nos w jego szyję i powoli zasnąć.
Shanae położył dłonie na rękach smoka. Oddech smoka, ciepło, uczucie spełnienia i bezpieczeństwa usypiało go, a wampir jakoś nie miał ochoty z tym walczyć.
Miał - lekko mówiąc - w nosie, czy jego małżonek będzie miał jakieś pretensje co do jego nieobecności. W końcu, był to tylko układ, a nie prawdziwe małżeństwo.
Tamashi rozbudził się powoli, czując, że to w sumie jeszcze nie czas. Rozchylił na chwilę powieki, ziewną cicho i zamlaskał. Dopiero po kilku sekundach zorientował się, że coś jest nie tak. Jego ręce skrępowane były przez inne, jego noga zarzucona była na czyjeś biodro... Wystraszył się, że to jakaś kobieta, by po chwili odsapnąć cicho, widząc pod brodą czerwone kosmyki. Dmuchnął delikatnie w czubek głowy wampira i połaskotał go po podbrzuszu.
Wampir mruknął przez sen, gdy został połaskotany. Powoli przekręcił się przodem do smoka i cmoknął go w szyję, ciągle śpiąc i obejmując go.
- Szyt, Tam, jeszcze trochę... - mruknął sennie, wdychając zapach smoka i układając się wygodnie w jego ramionach. Uśmiechnął się delikatnym, zaspanym i rozczulającym uśmiechem, lekko i nieprzytomnie głaszcząc starszego po plecach..
Tamashi ułożył głowę naprzeciwko głowy wampira, by w spokoju móc przyglądać się jego rysom. Przysunął go do siebie, obejmując ciasno jego plecy. Skoro Shanae chciał jeszcze spać, to niech śpi. Do wschodu zostały jeszcze dwie godziny.
Tak naprawdę, Smok miał nadzieje, że czerwonowłosy zaśpi, co odbierze mu możliwość powrotu do domu. Wtedy zmuszony byłby zostać dłużej z Tamashim.

Smok pochylił go przodu głowę i dotknął swoimi wargami ust wampira.
Wampir uśmiechnął się lekko, całując smoka przez sen. Po tym, znowu wsunął głowę pod jego brodę, śpiąc dalej w najlepsze.
Zaczął budzić się dopiero po czterech godzinach, wiercąc się, przeciągając i ziewając. Przy tym ostatnim nieświadomie szczerzył kły niczym kotek.
Otworzył oczy i rozejrzał się zaspanym wzrokiem.
Tamashi również rozbudził się w tym samym czasie, co Shanae. Przez okno, prosto do pokoju wbiegały promienie słoneczne, jednak nie dosięgały one łóżka.
Smok wtulił się w wampira, słysząc jego pomrukiwania. Cieszyło go, że ten dopiero teraz się rozbudził. Oznaczało to, że teraz aż do zmroku nie mógł opuścić Tamashiego.
Wampir spojrzał na smoka nieprzytomnym wzrokiem i uśmiechnął się słodko. Mruknął, przysuwając się i liznął go w szyję, przytulając się. Po chwili spojrzał na okno i skrzywił się lekko.
- Bleh, słońce... - mruknął bardzo dziecinnie, "chowając" się w ramionach smoka. Trochę mu zajęło, by w cieple i bliskości Tamashiego w końcu się dobudzić. Spojrzał na niego i zmrużył oczy.
- Nie obudziłeś mnie - mruknął, po czym uśmiechnął się trochę złośliwie.
- Specjalnie czy niechcący? - zapytał, przysuwając się bliżej i lekko przygryzając jego dolną wargę. Przesunął po niej językiem i pocałował smoka powoli, czule.
Tamashi leniwie oddał pocałunek, zniżając się trochę do poziomu Shanae. Wsunął dłoń w jego krótkie włosy i przeczesał je.
Nie miał ochoty odpowiadać na pytanie wampira, z oczywistych raczej powodów. Już teraz wiedział, że trudno mu będzie wypuścić czerwonowłosego z łóżka.
Całował go dalej, jedną ręką błądząc gdzieś po jego brzuchu. Zniżał ją powoli, w końcu natrafiając na delikatne włoski łonowe.
Chłopak zamruczał, chętnie nadstawiając się do rąk starszego. Przerwał pocałunek i trącił go nosem w policzek, uśmiechając się lekko.
- Spryciarz - mruknął trochę złośliwie, uśmiechając się jednak z zadowoleniem. On sam szukałby argumentów, by zostać ze smokiem jak najdłużej. Zwilżył wargi językiem i musnął nimi usta Tamashiego. Ułożył się wygodnie obok niego, nadstawiając się do dalszych pieszczot ze strony smoka.
Heh, prawie jak prawdziwi nowożeńcy...
Tamashi zaśmiał się pod nosem i powrócił do powolnego pocałunku. Przesunął się tak, żeby chłopak leżał na plecach i chętnie objął dłonią jego członka. Przesunął po nim delikatnie palcami, wolną rękę wplątując chłopakowi we włosy.
Oderwał się na chwilę od jego ust i przeniósł wzrok na jego oczy, nieruchomiejąc.

-Czemu nie mogli sprzedać cię mi? - zapytał szeptem, retorycznie.

Pocałował go w brodę, a potem w jabłko adama. Zsunął głowę niżej, chowając ją pod kołdrą. Obcałowywał brzuch wampira małymi pocałunkami, zniżając się coraz niżej i niżej.
- Ty nigdy im tego nie zaproponowałeś - mruknął mimo wszystko, przymykając oczy. Wygiął się pod nim, mrucząc cicho z zadowoleniem. Wsunął rękę pod kołdrę, wplątując palce we włosy smoka. Przygryzł dolną wargę, pozwalając mu "działać".
Tamashi wsunął końcówkę języka do pępka Shanae, a ręką zaczął drapać go po biodrze. Podgryzł w kilku miejscach jego skórę, idąc dalej w dół. W końcu dotarł do strategicznego miejsca, na które nachuchał drażniąco. Po chwili wziął między usta końcówkę penisa wampira i zassał się delikatnie. Dłonią zaczął ugniatać jądra.
Chwilę później, miał dumę młodszego w ustach. Nie lubił tego robić, było to dla niego zawsze upokarzające, czuł się wykorzystywany, ale teraz postanowił zrobić dla chłopaka wyjątek.
Jęknął, lekko odchylając głowę i rozchylając usta. Nie, tym razem to nie był jego pierwszy raz. Czasem pozwalał na to Rosierowi... Ale ze smokiem - jak zawsze zresztą - było inaczej. Zacisnął lekko palce na włosach mężczyzny, poddając się jego ustom. Oddychał szybko, zamykając oczy.
- Och, Tamashi - jęknął nieświadomie, odpływając.
Słysząc swoje imię w ustach młodszego, Smok uśmiechnął się. Polizał czubek dumy wampira, by po chwili wziąć ją całą do ust. Poruszał głową delikatnie, w równym, leniwym tempie. Pomagał sobie ręką, drażniąc lekko jądra.
Poddał się temu, jęcząc i wzdychając. Zacisnął palce na włosach smoka.
- Tamashi... Proszę... - wyjęczał, wijąc się pod nim. Rozchylił wargi, oddychając szybko i jęcząc. Był na skraju, ale powolne ruchy smoka nie pozwalały mu na to.
- Proszę... - jęknął ponownie.
Tamashi zaśmiałby się, gdyby mógł. Nie chciał jednak pastwić się nad chłopakiem, więc przyspieszył trochę swoje ruchy. Dodatkowo zaczął poddrapywać go po podbrzuszu i co jakiś czas szczypać.
Shanae wciągnął gwałtownie powietrze, odchylając głowę do tyłu. Nie mógł się powstrzymać przed poruszeniem gwałtownie biodrami i cichym krzyknięciem z rozkoszy, gdy osiągnął orgazm. Opadł na pościel, oddychając szybko i próbując się uspokoić. Przesunął językiem po wyschniętych wargach i powoli otworzył oczy.
Tamashi wypluł spermę chłopaka na prześcieradło koło jego nóg. Wytarł wierzchem dłoni usta i wyczołgał się spod pierzyny. Liznął chłopaka po dolnej wardze, by zaraz namiętnie go pocałować. Nachylił się nad nim, przerywając pocałunek.
Mruknął, oddając pocałunek. Uśmiechnął się do smoka bezwiednie słodkim i czułym uśmiechem. Zarzucił mu ręce na szyję, wplątując dłonie w jego włosy. Trącił nosem jego nos, z iskierkami w oczach patrząc na niego.
- Mmm... - mruknął cicho.
Tamashi zaśmiał się i ugryzł chłopaka w czubek nosa. Zaczesał jego grzywkę do tyłu i pogłaskał go po głowie.

-Wypadałoby wstać - odparł. - Musisz wracać.

Nie chciał, aby chłopak wychodził, ale zdawał sobie sprawę, że nie będzie zbyt przyjemnie, jeśli Loan się wścieknie. Starał się nie myśleć o tych sprawach, a jednak zdrowy rozsądek rozjaśniał trochę jego umysł.
Skrzywił się niczym dziecko, któremu zabrano lizaka.
- Tam jest słońce. Słońce nie jest cacy - mruknął, unosząc lekko głowę i kąsając go w dolną wargę.
- Po za tym, w dzień zastępuje mnie Novaki. Widzisz, dla Loana jestem słodkim, blondwłosym, niebieskookim elfem, który nosi na szyi ciekawy wisior... A ten wisior sprawia, że utrzymuję jego wizję mojego wyglądu - uśmiechnął się złośliwie kącikiem ust.
- Co prawda staramy się jak najkrócej i najrzadziej stosować manewr z zastępstwem, bo trudno się wymienić wszystkimi informacjami, ale czasem się zdarza - wzruszył ramionami.
Tamashi wysłuchał chłopaka z niemałym zdziwieniem. Nie skomentował całej jego wypowiedzi, bo średnio ją zrozumiał. Było za wcześnie, aby mógł wytężać mózg tak mocno.

-Dziwny układ - powiedział jednak. - Chłopaczek będzie musiał się przemęczyć do zmroku... - mruknął, wstając.
- Zawsze zamieniamy się na dzień, jeśli jest taka potrzeba - wzruszył ramionami. Po czym uśmiechnął się trochę złośliwie.
- No i... Nie odnajduję się w roli elfa - roześmiał się lekko, przeciągając się na łóżku wygodnie. Spojrzał na mężczyznę i sięgnął do kosmyka jego włosów. Zaczął się nim bawić.
- Hmm... Pokażesz mi swoje skrzydła? - zapytał, patrząc na niego z ciekawością.
W ogóle nie zachowywał się tak, jakby przez dłuższy czas byli pokłóceni, a ich "pogodzenie" było tylko wybuchem napięcia między nimi.
Tamashi zerknął na chłopaka przez ramię, ciekawskim wzrokiem obserwując jego twarz.

-Są zbyt wielkie, bym mógł ci je pokazać w tym pokoju - odparł spokojnie.

Pomijając fakt, że pomieszczenie było zbyt małe, Tamashi po prostu nie wiedział, czy ma ochotę pozwalać Shanae na dotykanie swoich skrzydeł. Bał się o nie, nie był więc przyzwyczajony do pokazywania ich komu popadnie.nWampir nie był co prawda pierwszym lepszym spotkanym chłopakiem, jednak mimo wszystko, Smok odczuwał pewien dyskomfort.
- Spoko. Nie musisz przecież się zmuszać - wywrócił oczami, przysuwając się i całując go lekko w usta. Owszem, był by trochę zawiedziony, gdyby ich nie mógł dotknąć, ale... Nie mógł przecież tego wymagać. Położył się z powrotem patrząc w sufit.
- Miałeś kogoś w międzyczasie? - zapytał niby beztrosko. Ciekawiło go to.
Tamashi westchnął, słysząc ironię w głosie czerwonowłosego. Zignorował jego słowa, wstając z posłania. Podszedł do szafy, myśląc nad odpowiedzią na jego pytanie.

-Nie było okazji - odparł wreszcie, gdy miał już w rękach bieliznę oraz spodnie.

Założył je szybko, mocno dopinając pasek od spodni.

Niby kiedy miał mieć okazję na przelecenie kogoś, skoro praktycznie nie ruszał się z domu? Jedyne miejsce, w którym był to posiadłość jego rodziców. Odwiedzały go co prawda liczne kobiety, ale Tamashi nie był Smokiem, który takowymi by się interesował.
Oparł się na łokciach, patrząc na niego. Odchylił głowę tak, by odkryć swój tatuaż.
- Nie irytuj się tak... I czemu już mnie zostawiasz? Masz jakieś spotkanie? - zapytał miękkim, delikatnym tonem, uśmiechając się pociągająco i trochę drapieżnie. Wstał i powoli podszedł do mężczyzny, jednak zatrzymał się jakiś kawałek przed nim.
Dzieliła ich wielka plama światła słonecznego.
Tamashi skierował na chłopaka swój wzrok, uważnie obserwując jego ruchy.

-Nie irytuję się - powiedział powoli. - Grzecznie odpowiadam na zadane przez ciebie pytanie.

Smok wszedł w krąg światła, patrząc na chłopaka spokojnie. Wyciągnął w jego stronę dłoń, opuszkiem jednego z palców, drażniąc górną wargę.
Wampir roześmiał się, a potem wyciągnął rękę do mężczyzny. Przesunął palcami po jego policzku, a ramię zanurzone w świetle wyglądało, jakby ktoś je przypiekał. Nie było jednak smrodu palonego mięsa. Chłopak cofnął rękę w cień, gdzie szybko zregenerowała się.
- A na inne pytania? - zapytał, po czym złapał palec starszego między wargi. Podrażnił jego opuszek językiem i zassał się na nim lekko... Po czym odsunął się szybko, uśmiechając się psotliwie.
Tamashi zaśmiał się, obserwując chłopaka w milczeniu. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak silnie za nim tęsknił.

-Zależy jakiej będą treści - odparł, przysuwając się do chłopaka.

Puknął go polizanym wcześniej palcem w czubek nosa, by po chwili ułożyć całą dłoń na policzku wampira.
- Masz coś ważnego do zrobienia dziś? - kładąc ręce na jego torsie, i drapiąc go lekko w górę i w dół. Patrzył na niego z delikatnym, całkowicie shanae'owskim uśmiechem. Stanął na palcach i polizał delikatnie jego dolną wargę.
Tamashi zaśmiał się pod nosem. Patrzył na chłopaka bez mrugnięcia okiem. Zastanawiał się, co takiego chodzi mu po głowie. Mógł się narazie tylko domyślać.

-Dzisiaj jestem wolny - odparł cicho.- Ale nie wiem, czy się tobie udostępnię - uśmiechnął się cwaniacko. - Zależy, co masz mi do zaoferowania.
- Dużo więcej niż ktokolwiek inny - wyszeptał mu do ucha, po czym przygryzł mu je lekko. Cofnął się, patrząc na niego z uwodzicielsko-drapieżnym uśmieszkiem.
Jakoś, chciał się nacieszyć mężczyzną, bo kto wie, kiedy znowu mu coś "odwali".
Tamashi udał, że się zastanawia.

-W takim wypadku, chyba jestem zmuszony ulec - odpowiedział spokojnie.

Wyszedł z kręgu światła i od razu przyciągnął do siebie wampira. Chciał go mieć tylko i wyłącznie dla siebie. Czasem żałował, że Shanae musi unikać słońca. Miał bowiem ochotę pospacerować z nim trochę nie tylko w upiornym świetle księżyca.
Wampir roześmiał się, zarzucając ręce na jego szyję. Wyszczerzył z rozbawieniem kiełki. Spojrzał z zamyśleniem w stronę okna.
- Cały twój ogród jest... oświetlony? - zapytał. Zdarzyło mu się spacerować w dzień po dworze, ale musiał bardzo uważnie patrzeć czy przy którymś ruchu nie wyjdzie z cienia.
Tamashi zaśmiał się pod nosem. Zaczął się zastanawiać, czy Shanae nie czyta przypadkiem w jego myślach. Zaczesał delikatnym ruchem jego włosy do tyłu i oparł czoło na jego czole.

-Jest taras, a od niego odchodzi ścieżka ukryta pod drewnianym daszkiem - powiedział. - Prowadzi do małego domku na tyłach posiadłości.
Wyszczerzył do niego kły w radosnym uśmiechu.
- Pójdziemy? Mam dosyć ciągłego siedzenia w domu - powiedział, drapiąc go leciutko po karku. Polizał zaczepnie jego dolną wargę.
Tamashi rozchylił wargi i przybliżył je do chłopaka. Język wampira wsunął się delikatnie między jego usta. Smok mruknął, podgryzając go niewinnie. Po kilku sekundach odsunął się jednak. Znów się zaśmiał.

-Chodźmy - powiedział, łapiąc go za przedramię i ciągnąc w kierunku drzwi.

Już po chwili byli na zewnątrz.
Shanae zdążył jeszcze na siebie narzucić koszulę smoka, która sięgała mu do połowy uda. Zaciągnął się świeżym powietrzem, uśmiechając się lekko. Oblizał wargi, "wieszając" się na ramieniu smoka.
- A jak tam twoje "narzeczone"? - zapytał ciekawie.
Tamashi objął wampira ramieniem, przyglądając się rosnącym wokół drzewom. Posmyrał Shanae po plecach, zdmuchując z twarzy zbyt długie kosmyki swoich włosów.

-Matka wydaje być się ostatnio niezwykle zdesperowana - zaśmiał się. - Chyba kończą jej się kandydatki.
- Może powinienem się zgłosić na ochotnika? - Chłopak roześmiał się nagle złośliwie, opierając o niego głowę. Popatrzył na niego świecącymi oczkami, rozbawiony i zrelaksowany.
Tak, jakby na chwilę oderwał się od myśli, że nie należy właściwie do siebie. I że ich stosunki są więcej niż poplątane.
Smok uśmiechnął się, zamykając na chwilę oczy.

-Pomijając fakt, że moja matka by cię poszarpała, nie mam nic przeciwko - zażartował. - Ale nie radziłbym ci tak mnie kusić. Ulegnę, a wtedy zabiorę cię i zamknę, żebyś żył tylko dla mnie. Zupełnie pozbawiłbym cię wolności.
- Nie zrobił byś tego - wzruszył ramionami wampir. - A jak nawet byś spróbował, to zawsze znajdzie się sposób, by temu zapobiec.
Roześmiał się lekko, wciąż wieszając się na jego ramieniu. Polizał go zaczepnie w szyję.
- Ja cię nie kuszę. Składam ci propozycję - mruknął kusząco, przesuwając ręką po torsie smoka.
Tamashi przystanął na chwilę, przestając się uśmiechać. Stanął naprzeciwko chłopaka, przypatrując mu się badawczo.

-Nie mówisz poważnie - bardziej stwierdził, niż zapytał, mrużąc lekko oczy.

Zaczął gubić się w ich relacjach. Zależało mu na tym czerwonowłosym małolacie, ale nie do końca wiedział w jakim stopniu.
- Hej, nie denerwuj się tak... - mruknął, patrząc na niego z nieporozumieniem.
- A jeśli mówię poważnie? - zapytał, unosząc lekko głowę i patrząc na niego twardo. Nie wiedział co prawda, czemu mu się to wyrwało, ale... Powiedział to. I nie dało się już tego cofnąć.
Tamashi odwrócił powoli głowę, zastanawiając się co tak właściwie się teraz dzieje. Nagły podmuch wiatru zrzucił na jego twarz fioletowe kosmyki.

-Nie wiesz, w co się pakujesz - powiedział cicho, mrugając kilkakrotnie powiekami.
Wampir odgarnął kosmyki z własnego policzka, patrząc spokojnie przed siebie. Uniósł lekko brew.
- Gorzej się zaplątać nie mogę - odparł spokojnie, po czym pokręcił głową.
- Cóż... Skoro nie bierzesz mojej propozycji na poważnie, możemy o tym zapomnieć - mruknął, wzruszając ramionami.
Tamashi westchnął i ułożył otwartą dłoń na policzku wampira. Trwali chwilę w ciszy, po której Smok odezwał się wreszcie.

-Obawiam się tego, że wezmę ją na zbyt poważnie - odparł cicho, nie patrząc na niego. - A ty nie będziesz zdawał sobie z tego sprawy.
- Możliwe - powiedział cicho, po czym przysunął się do niego i złapał w dwa palce jego kosmyki.
- Jednak.. Oferta nadal aktualna - uniósł lekko twarz, patrząc na starszego spokojnie. Zaczął bawić się jego włosami, jednocześnie starając się nie zastanawiać o tym, o czym rozmawiają.
Tamashi zamknął oczy i odchylił delikatnie głowę. Nie myślał o konsekwencjach.

-Mam nadzieję, że wiesz, o czym mówisz - powiedział. - I, że zdajesz sobie sprawę jakie to będzie miało konsekwencje.
Konsekwencje.
Chłopak skrzywił się lekko, kręcąc głową.
- I tak by się nie udało. Najpierw musiałbyś się dogadać z Ostrzami - mruknął niechętnie, po czym westchnął cicho.
- Idiotyczny temat. Skończy go - skrzywił się, przeciągając. Stanął na palcach i pocałował smoka w usta, chcąc oderwać się od tej myśli.
Tamashi odwrócił głowę, nie pozwalając wampirowi na pocałunek. Zdawał sobie sprawę, że zachowuje się trochę jak dziecko, ale postanowił to zignorować.

-Oczywiście, przecież żaden z nas nie chce zadawać trudnych pytań - zakpił, zaczynając kierować się wgłąb ogrodu. - To tylko przysporzyłoby problemów.
Wampir syknął cicho, mrużąc oczy.
- O co ci znowu chodzi? Chcesz lecieć do Ostrzy? Więc proszę cie bardzo! Zrób to! - warknął, trochę zezłoszczony. Żałował, że w ogóle zaczął ten temat. Puścił go, idąc swobodnie obok niego.
- Jakbyśmy już nie przysparzali sobie problemów... - mruknął ciszej.
Tamashi nigdy specialnie do nerwowych osób, nie należał, ale tym razem po prostu nie wytrzymał. Obrócił się zamaszyście w stronę wampira.

-A nawet jeśli bym poleciał, to co?! - warknął tak samo zły na siebie, jak i na niego. - Usługiwanie temu całemu Loanowi jest lepsze od bycia ze mną?

Zamilkł na chwilę, zdając sobie sprawę, że za dużo powiedział. Zmrużył oczy, odwracając wzrok.

-A z resztą, nieważne - burknął po chwili, zawracając.
Wampir zamrugał, po czym złapał smoka mocno za ramię, odwracając go w swoją stronę.
- Nie usługuję mu! Myślisz, że gdyby to ode mnie zależało gnił bym przy nim zamiast być z tobą? Otóż, panie Heiwa, oświecę cię, ale nie! - krzyknął na niego, patrząc mu w oczy hardo. Przysunął się do niego, pokazując mu kły we wściekłym wyrazie.
- Gdyby to zależało to nie musiałbym stąd wracać do tego idioty, tylko mógłbym zostać - po czym puścił go i szybko skierował się z powrotem do domu byłego profesora.
- Ale jak już powiedziałeś "nieważne". No i musiałbyś mieć jaja, żeby wyjść z taką prośbą do Ostrzy - mruknął, mając wrażenie, że zaraz mimo słońca wróci tam skąd przyszedł.
Tamashi warknął pod nosem, odwracając głowę. Nikt nigdy w całym jego życiu nie był w stanie wyprowadzić go z równowagi tak szybko, jak ten wampir.

-Jeśli tak będą wyglądać nasze rozmowy, to nie wytrzymam z tobą dłużej - powiedział. - Jestem już zmęczony ciągłymi kłótniami.
Wampir zatrzymał się, stojąc tyłem do Tamashiego.
- Wolisz zimne wizyty, które praktykowaliśmy przez ostatnie tygodnie? - zapytał cicho, patrząc przed siebie. Zacisnął lekko pięść, po czym spojrzał w dół.
- Wdaje mi się, że nie umiemy inaczej. Przynajmniej przez jakiś czas, póki... - zaciął się, nie wiedząc jak sformować to, o czym myślał. - W każdym razie... Może jednak przestanę cię nawiedzać, to dość rozsądne w tej sytuacji - mówił powoli, w miarę spokojnie. Miał ochotę przywalić w coś ręką, a najlepiej cofnąć tą całą rozmowę. Nie zaczynać, nie wiedzieć, nie myśleć.
- Powiesz mi, gdzie są moje ubrania?
Tamashi zaśmiał się gorzko, przeczesując włosy dłonią.

-Pewnie, czemu nie? - sarknął. - Zgnij tam w tych swoich Ostrzach bez mojej krwi.

Ruszył ku posiadłości, po chwili go wymijając. Powoli zaczynał żałować, że w ogóle poznał tego wampira. Gdyby nigdy się nie spotkali, Smok nie miałby teraz tylu problemów.

-Twoje ubrania są tam, gdzie je zostawiłeś - dodał na tyle głośno, by czerwonowłosy go usłyszał. - I nie zapomnij oddać mi mojej koszuli.
Chłopak zamknął oczy, po czym szybko ruszył do środka. Nie obejrzał się nawet na smoka wymijając go i kierując się w stronę pokoju, gdzie były jego ciuchy. Skrzywił się, gdy całe pomieszczenie było skąpane w świetle słonecznym. Wszedł tam jednak, sycząc cicho. Bolał jak cholera, gdy słońce paliło jego skórę, jednak podszedł do swoich ubrań i zabrał je. Wyszedł na korytarz, stając w cieniu i czekając, aż jego skóra się zregeneruje. Ubrał się szybko, po czym poszedł zostawić koszulę smoka w jego sypialni. Złożył ją równo, odkładając na jakąś szafę. Odsunął się i ruszył do okna, stając jednak tuż przy krawędzi światła. Zacisnął pięść i szybkim ruchem wszedł w krąg, podchodząc do okna i otwierając je.
Kilka nocy później.

Shanae siedział na dachu posiadłości Tamashiego. Zmrużył lekko oczy, poprawiając sztylety przy pasie. Spojrzał na towarzyszącego mu Rosiera trochę niechętnie.
Dostali zlecenie na smoka. Normalnie wysłali by go samego, ale z powodu jego "komplikacji zdrowotnych" półczort został wysłany razem z nim. Wampir cieszył się, że ten chociaż na czas akcji właściwiej przestał patrzeć na niego maślanymi oczkami i przymilać się. Westchnął cicho, olewając zmartwione spojrzenie rogatego. Zdawał sobie sprawę z jego uczuć, ale... Właśnie. Ale.
Kiwnął mu delikatnie głową i zsunęli się z dachu, po cichu włamując się do jednego z pustych pokoi.
Shanae nie miał pojęcia czemu, ale nie chciał tego zadania wykonywać.
Tamashi spał samotnie w ciemnym salonie, na parterze swej nie dużej posiadłości. Głowa spokojnie spoczywała na zagłówku kanapy, a u jego stóp spoczywał niedawno znaleziony, całkowicie biały kotek. Mruczał cicho, ocierając się łebkiem o sznurowadła od butów Smoka.

Na stoliku przed sofą stał opróżniony do połowy kielich z sokiem żurawinowym. Obok natomiast, leżał mały talerzyk z niedojedzonym kawałkiem ciastka.
Poruszali się cicho, ale szybko. Wampir nie był tutaj od ich "kłótni"... Która zresztą nie skończyła się dla niego dobrze. Bezwiednie dotknął swojej lewej ręki, zaciskając zęby. Lewa, górna część jego torsu nosiła blizny po spaleniu, tak samo jak kawałek szyi aż do ucha i cała lewa ręka. Medycy nic nie mogli na to poradzić, a ciało chłopaka nie miało dość siły, by to zregenerować.
W końcu doszli do pokoju, gdzie spał smok. Wampir uniósł spaloną rękę, kładąc palec na ustach, by rogacz się nie odzywał. Ten kiwnął głową. Shanae powoli podszedł do kanapy i podniósł kotka. Pogłaskał go zdrową ręką, drugą przytrzymując. Popatrzył na smoka, wiedząc, że odwlekanie nic nie da.
Tamashi mruknął przez sen i oparł się wygodniej o zagłówek. Podkurczył pod siebie nogi, oplatając je ramionami.

Kot zamiauczał cicho, zaraz jednak milknąc. Wyczuł u Shanae dziwną woń, jednak nieświadomy możliwego niebezpieczeństwa, zaczął ponownie mruczeć. Przystawił łepek do szyi Wampira, wpychając nos w delikatne zagłębienie.
Wampir uśmiechnął się lekko... Po czym uniósł nogę i lekko kopnął smoka w łydkę.
- Wstawaj, Tamashi. Przedstawiłbyś nas nowemu przyjacielowi - powiedział złośliwie, głaszcząc kotka dalej. Wtulił nos w jego futro, uśmiechając się lekko.
- Słodko pachnie - w ustach wampira to stwierdzenie zabrzmiało co najmniej dwuznacznie. Szczególnie w połączeniu z jego uśmiechem, bladą skórą i czarno-czerwonymi oczami.
Tamashi otworzył powoli oczy i wyprostował nogi. Przyzwyczaił się do panującego wokół mroku. Widząc Shanae łaszącego się do białego kota, po prostu się zdziwił. Jego zaskoczenie dosięgnęło jednak zenitu, gdy zobaczył obok tego rogatego niedoroba.

-Co tu robisz? - zapytał, wstając i zupełnie ignorując przyjaciela Shanae.
- Zaskoczony? Dostałem na ciebie zlecenie - odparł, jednak nie ruszył się z miejsca, tuląc kotka.
- Stój - syknął na Rosiera, gdy ten się poruszył. Utkwił jednak spojrzenie w smoku.
- Jak się nazywa to maleństwo? - zapytał, trzymając i głaszcząc kota tak, by starszy nie widział lewej ręki. Usiadł sobie jak gdyby nigdy nic na sofie, zakładając nogę na nogę.
- Rosier, rozpal w kominku - mruknął, uśmiechając się do towarzysza. I jak irracjonalna nie była to prośba, półczort po prostu nie mógł jej nie spełnić przez ten uśmiech.
Tamashi uniósł jedną brew, uśmiechając się sztucznie do wampira siedzącego obok.

-Och, jak miło - powiedział, patrząc na zasypiającego kota. - To teraz może wypijemy herbatkę, pogadamy trochę... Żeby było przyjemniej.

Nie przyszło mu nawet na myśl się bać, choć co do tego, że Shanae jest w stanie go zabić, nie miał złudzeń.
- Nie pijam herbaty, wiesz o tym - odparł spokojnie wampir, wyjmując spod kota lewą, spaloną rękę. Położył ją na futrzaku, patrząc na smoka bez wyrazu.
- Nie sądzisz chyba, że robię to, co robię dla twojej przyjemności? - zapytał ironicznie, unosząc stosownie brew. Spojrzał na kominek i stojącego obok niego czorta.
- Chcesz żyć, Tamashi?
Tamashi popatrzył na wampira zupełnie bez wyrazu. Zastanawiał się, ile będą jeszcze grać w tę grę. Zamknął na chwilę oczy, czując bijące od rozpalonego kominka ciepło. Odchylił do tyłu głowę.

-Jeśli nie potrafimy się dogadać, żyć może tylko jeden z nas - powiedział. - W innym wypadku jesteśmy skazani na siebie.
- Rosier. Wyjdź. Poszukaj jakiś kosztowności.
- Ale...
- Wyjdź - po tym krótkim dialogu czort niepewnie wyszedł z pokoju, zostawiając ich samych. Wampir westchnął cicho, odkładając kotka i wstając. Podszedł powoli do kominka i oparł się o niego, patrząc na płomienie.
- Więc dogadajmy się - wzruszył ramionami. - Raz, a porządnie. Przecież wiem, że chcesz żyć, Tamashi. W ostatecznym rozrachunku każdy chce żyć.
-Pewnie, że chcę - sarknął, również wstając. - A więc dogadajmy się. Widzisz jakieś rozwiązanie?

Stanął przy kominku, obserwując jego spaloną rękę. Wgl. Shanae najlepiej nie wyglądał. Czerwień tęczówek przyprawiała Smoka o dreszcze. Jak zawsze z resztą.
- Nie mogę cię od tak puścić wolno, to logiczne - powiedział cicho, bawiąc się spaloną ręką tuż przy ogniu. Milczał przez chwilę.
- Można... Upozorować twoją śmierć. Zabrałbyś trochę majątku i zaczął życie na nowo, gdzieś dalej. Rosier za to poręczył, ale... - uśmiechnął się ironicznie i spojrzał na smoka.
- Warunek jest taki, że... wtedy muszę iść z tobą. Też nie chcę umierać - powiedział cicho, obserwując mężczyznę i cofając dłoń.
Patrzył na chłopaka dość długo i nie odzywał się w ogóle. Szukał w jego oczach jakiegoś podstępu, niecnego planu. Przestał mu ufać, mimo tego, co do niego czuł. Chciał się nim opiekować. Mimo wszystko, Shanae był dla Smoka na prawdę ważny.

-Iść ze mną jako kto? - zapytał, rezygnując z sarkastycznego tonu.
- A bo ja wiem... Bratanek, syn, mąż, narzeczony...? - mruknął kilka odpowiedzi, znów patrząc w ogień.
- Nie proszę byś... ze mną był. Właściwie, nie musimy nawet ze sobą mieszkać. Weźmiesz pieniądze, wybudujesz sobie nowy dom albo takowy kupisz. Jesteś dobry w interesach, więc szybko się dorobisz... A ja będę z boku. Nikt nie musi wiedzieć o moim istnieniu czy o naszym "związku" - mówił cicho, patrząc w ogień. Właściwie, wolałby iść ze smokiem otwarcie, niż ukrywać się, gdyż czułby się w pewien sposób... martwy. Ale przecież może nie wychylając się funkcjonować normalnie.
- Ten dom trzeba będzie spalić. Wtedy wszyscy pomyślą, że umarłeś. Rosier zaniesie wiadomość Ostrzom. Wszyscy będą wierzyli w ten teatrzyk - przymknął oczy, widząc mroczki. Czuł się coraz gorzej, ale nie chciał o tym mówić smokowi. Jeszcze nie.
Tamashi znów tylko na niego patrzył. Nie odzywał się, analizując słowa wampira. Już kilka razy dali się ponieść szaleństwu i nie wyszło im to na dobre. Jednak tym razem, plan wydawał się sensowny. Gdyby tylko zdołali się zżyć, gdyby walczyli...

-Czemu mnie ratujesz? - zapytał, wpatrując się w oczy chłopaka.
Wampir zacisnął mocno spaloną dłoń i spojrzał smokowi w oczy.
- Bo w jakiś sposób pozwoliłem sobie, byś stał się dla mnie ważny. I jakakolwiek by była twoja odpowiedź... Nie byłbym w stanie zrobić ci krzywdy - powiedział cicho, ale poważnie. Odwrócił wzrok ponownie do ognia, starając się nie myśleć o tym, że praktycznie odkrył się w pewnym sensie przed mężczyzną. Poruszył spalonymi palcami, zaciskając i rozluźniając pięść. Patrzył na to spokojnie, zastanawiając się, jak jeszcze można udoskonalić ich "plan".
Tamashi opuścił na bok głowę, nadal intensywnie wgapiając się w wampira. Ułożył dłoń na jego policzku, trąc kciukiem okolice lewego oka.

-Kufry są na szafie w sypialni, w piwnicy benzyna i butelki po winie - odparł. - Pomóż mi.

Przysunął się do chłopaka, zastanawiając się, czy dobrze robi. Nie uśmiechało mu się co prawda spalać posiadłości, ale wizja wolności od matki i podsyłanych przez nią kobiet, wydawała mu się niezwykle kusząca.
Chłopak z westchnieniem oparł się o niego, przymykając oczy.
- Pójdę z Rosierem po benzynę i wino. Zaczniemy od piwnic. Potem parter, piętro... Spakujesz się sam czy mamy poczekać? - zapytał cicho, po czym nagle uśmiechnął się z rozbawieniem.
- I już nie będzie natrętnych kandydatek na żony - mruknął złośliwie, unosząc prawą rękę i zaczynając się bawić jego kosmykami. Milczał przez chwilę.
- Więc... Jako kto z tobą pójdę? Cień czy osoba?
Mężczyzna uśmiechnął się delikatnie, patrząc na chłopaka.

-Nawet w tak nastrojowej sytuacji, nie jesteś w stanie powstrzymać się od złośliwości - powiedział, delikatnie rozbawiony. - Dajcie mi dziesięć minut - dodał. - Napij się.

Tamashi odsunął się od wampira na małą odległość i podwinął rękaw koszuli. Chciał, aby Shanae miał siły.

-Skąd pewność, że twój przyjaciel nam pomoże?
Pogłaskał jego rękę i pochylił się, wbijając kły w skórę smoka. Wysyłał mu impulsy, jednocześnie pijąc. Nie wypił dużo, tyle tylko, by zregenerować jako tako rękę i nabrać trochę siły. Zalizał jego rany i oblizał usta. Spojrzał na rękę. Nie nosiła już wyraźnych śladów, ale nadal one tam były. Podniósł jasnozielone oczy na smoka i uśmiechnął się blado.
- Kocha mnie. Ponad własne życie. Ale ja nie umiem odwzajemnić jego uczucia. Akceptuje to i cieszy się z każdego miłego gestu, jakim go obdarzam - powiedział cicho, wzdychając po chwili.
- Poproszę go, by pomógł. I spełnię jedną jego prośbę.
Tamashi westchnął, zastanawiając się, jak to będzie. Czy dadzą sobie radę tylko we dwójkę? Co prawda Smokowi pieniędzy nie brakowało, więc w najbliższym czasie nie będzie z tym problemów. Martwił się raczej o wzajemne zniesienie swojego towarzystwa.

-Jakoś mi go nie żal - powiedział szczerze, poprawiając rękaw.

Pocałował wampira przelotnie w czoło i obrócił się w stronę wyjścia z pomieszczenia. Zatrzymał się jednak na chwilę.

-Dziesięć minut - przypomniał. - I starajcie się oszczędzać wino - uśmiechnął się i wyszedł.
Wampir przymknął oczy, czując napływające wątpliwości. Zaraz jednak wziął się w garść i szybko wyszedł z pomieszczenia, idąc za zapachem rogatego. Znalazł go już na korytarzu, patrzącego ze zdziwieniem na oddalającego się smoka.
- Shan... Co się dzieje? - zapytał niepewnie, patrząc na odmienionego wampir. Ten zacisnął zęby, patrząc na niego uważnie.
- Mam do ciebie prośbę - powiedział cicho. Wyjaśnił krótko plan, a oczy czorta robiły się coraz większe.
- Zaraz... Chcesz mu darować życie? I odejść z nim? Shanae, to samobójstwo... Jesteś pewny, że on jest tego wart? Że to nie jest kolejny kaprys? - zapytał, podchodząc i głaszcząc wampira po policzku.
- Tak. Jestem pewny - odpowiedział cicho, ale poważnie, patrząc mu w oczy. - Wiem, że to... nietypowa prośba. I że może cię wiele kosztować... Ale naprawdę to konieczne - mówił cicho, nie bardzo wiedząc jak przekonać Rosiera. Ten uśmiechnął się smutno.
- Ale...
- Wiem. I przepraszam, ale naprawdę nie potrafię - wampir uniósł lekko głowę i pocałował towarzysza. Powoli, czule, dając mu namiastkę tego, co smok dostawał zawsze. Po chwili odsunął usta i popatrzył mu ponownie w oczy.
- Masz jedno życzenie, które spełnię, jeśli pomożesz - powiedział cicho, a ten popatrzył na niego z zaskoczeniem.
Mężczyzna zdjął z szafy trzy wielkie kufry. Do jednego zabrał najważniejsze ciuchy i trochę monet, do drugiego napakował kosztowności i pamiątek rodzinnych, a do trzeciego włożył wartościowe książki. Żal mu było patrzeć na swój dom, który za zaledwie kilka minut miał stanąć w płomieniach.

Gdy wszystkie bagaże stały już na zewnątrz, Tamashi zszedł do piwnic. Zabrał kilka butelek wina i dopakował je do kufrów. Po chwili ponownie udał się na dół, czekając na Shanae i Czorta.
- Rosier! Tak, powiedziałem, ale na Stwórcę...
- Chcę jechać z tobą! Nie zostawię cię z nim samego! - odgłosy kłótni były coraz bliżej smoka.
- Nie jestem bezbronny, umiem sobie poradzić!
- A jak on cię wykorzysta? Albo sprzeda! Albo wyda!
- Nie zrobi nic z tych rzeczy! W ogóle, zastanowiłeś się, o czym mówisz? Musisz porzucić całe życie, do cholery!
- Ty jesteś moim życiem - padła poważna deklaracja, na którą Shanae już nie miał odpowiedzi. Weszli do pomieszczenia, a wampir mamrotał coś ze złością. Spojrzał na smoka i obwieścił krótko:
- On chce iść z nami.
Tamashi przysłuchiwał się kłótni chłopaków, drąc jakieś szmaty na mniejsze kawałki. Gdy weszli oni do piwnicy, Smok spojrzał na nich bez wyrazu.

-Róbcie co chcecie - powiedział. - Ale ciebie, wkurwidupie, nie mam zamiaru utrzymywać.

Rzucił w stronę każdego z nich kanister napełniony benzyną. Sam w ręku trzymał butelkę z wetkniętą w otwór szmatą i krzesiwo.

-Rozlejcie to po całym domu - powiedział tylko, dziwnie przygnębiony.
Wampir przyglądał się smokowi uważnie. Nie był pewny, do którego z nich to wyzwisko było skierowane. Kiwnął na czorta, który z radosnym poniekąd uśmiechem wybył z piwnic. Shanae powoli podszedł do smoka i odstawił na chwilę kanister.
- Spróbuję mu to wyperswadować... Może zmieni zdanie - mruknął cicho i podszedł jeszcze bliżej. W pewnym sensie bał się go teraz dotknąć.
- Kupisz sobie kolejny dom. Może będzie nawet podobny do tego - powiedział cicho, nie wiedząc jak obchodzić się z przygnębionym smokiem.
Tamashi popatrzył na chłopaka i uśmiechnął się wymuszenie. Złapał jego dłoń i przybliżył ją do swojego policzka.

-Nie wytrzyma z nami długo - powiedział. - Przynajmniej taką mam nadzieję.

Odwrócił się w stronę piwnicy i ostatni raz spojrzał na jej wnętrze. Po kilku sekundach, po prostu kopnął puszkę wypełnioną alkoholem. Nieprzyjemny zapach wdarł się do jego nozdrzy.

-Idź i zrób, co masz zrobić - powiedział, nie odwracając się w stronę czerwonowłosego. - I uważaj na siebie.
Shanae przez chwilę patrzył na niego, ale złapał kanister i wyszedł. Poszło dość szybko, po kilkudziesięciu minutach dom był już "podlany". Wyciągnęli kufry za budynek. Wampir stanął niepewnie obok smoka, gdy przyszedł czas, by dokończyć dzieło i podpalić to wszystko. Oblizał dolną wargę, ale nie powiedział słowa. Odruchowo, trochę z nerwów, zaczął się bawić naszyjnikiem, który kiedyś ukradł smoku, oddał, a potem otrzymał go ponownie.
Nie miał pojęcia, co powiedzieć, jak się zachować, więc stał tylko obok niego, milcząc.
Tamashi popatrzył na swój dom i westchnął cicho. Nie będzie się tu teraz przecież użalał nad sobą. Nie na to był czas, nie na to była pora.
Zapalił szmatę wystającą z butelki i wrzucił ją szybko przez mały otwór, prosto do piwnicy. Nie miał wątpliwości co do tego, że cały dom spłonie. Konstrukcja była drewniana, a całość przesączona benzyną.

W jednej sekundzie było zupełnie cicho, a w drugiej usłyszeli huk tak ogromny, że zatrzęsła się ziemia. Dom stanął w płomieniach.
Copyright (c) 2009 onlyifyouwant | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.