ďťż

Mieszkanie Ruby Jenkins, Gordon Street 17/9

onlyifyouwant

Niewielkie, bo zaledwie dwupokojowe mieszkanie z łazienką i kuchnią jest jednym z najbardziej przytulnych miejsc na ziemi. Z krótkiego korytarza wchodzi się wprost do sporego salonu w kształcie kwadratu, który jest centrum całego mieszkania panny Jenkins. Ściany mają przyjemny, słoneczny kolor, nie ma tu też zbyt wielu mebli, co sprawia, że pokój wydaje się większy. Jak to zazwyczaj bywa i tu głowną rolę pełni brązowa kanapa, na przeciwko której znajduje się całkiem spory telewizor. Obok sofy stoi duża lampka, rzucająca światło na całe pomieszczenie. Obok telewizora znajduje się półka z książkami, rodzinnymi zdjęciami i dokumentami, skrzętnie pochowanymi w różnobarwnych teczkach. Bezpośrednio przed sofą znajduje się niewielki i niski stolik, na którym docelowo leży jedzenie, które panna Jenkins ma w zwyczaju konsumować podczas oglądania telewizji; jest to też świetna podstawka pod nogi. Na prawo od salonu znajduje się mała sypialnia ze ścianami w kolorze niebieskim. Duże, dwuosobowe łoże z pościelą w barwy FC Barcelony, mała półeczka z lampką nocną i szafa z walającymi się tam ciuchami tworzą całe wyposażenie tego pokoju. Na lewo od salonu znajdują się łazienka, a dalej kuchnia. Większą część wykafelkowanej łazienki zajmuje duża, biała wanna, w której Ruby spędza mnóstwo czasu, czytając powieści bądź słuchając muzyki. Są tu też podstawowe urządzenia jak zlew, malutka pralka oraz sedes. W cynamonowej kuchni zaś, znajduje się duża, dopasowana do barwy ścian lodówka, zawsze wypełniona po brzegi jedzeniem, kilka półek w których można znaleźć tak interesujące przyrządy jak elektryczna praska do czosnku czy silikonowe foremki do muffinek oraz zlew i niezbędna w przypadku Ruby zmywarka.


Ruby robiła właśnie to, co - jak się domyślała - będzie jedną z jej ulubionych czynności w Cherietown, to jest leżała w wannie, słuchając sączącej się z głośników radia muzyki The Who i paląc papierosa. Czuła się jak bohaterka filmu, do którego bardzo chciała upodobnić swoje, według niej dotychczas beznadziejnie szare, życie. Najlepszy w tym wszystkim był fakt, że mogła się oddawać przyjemnościom tego pokroju w obrębie własnego mieszkania. Poza tym, mogła to robić w zupełnej samotności. Coś wspaniałego. Sięgnęła po stojącą nieopodal butelkę Corony - jedną z sześciu, które zdążyła kupić dzisiaj w markecie - i pomyślała o ryżu w sosie słodko - kwaśnym z kurczakiem, który czekał na nią w salonie. Żyć, nie umierać, jak to mawiają.
W sprawie pracy nie poczyniła żadnych postępów. Tłumaczyła to sobie tym, że przez cały dzień musiała odbierać telefony od spanikowanych rodziców, którzy chcieli się upewnić, czy oby na pewno jest cała i zdrowa. Zupełnie jakby ktoś w tej mieścinie miał ją porwać. I zgwałcić. Ruby zgasiła papierosa i pozwoliła swoim myślom zatonąć w wodzie. Zanurzyła się w niej, pozwalając, aby jej brązowe włosy ułożyły się na tafli wody jak węże. Nazywała to swoistą terapią wyciszającą, która pomagała jej bardziej niż tak cenione w Stanach sesje czy spa. Po jakimś czasie wyszła z wanny, jednym zaklęciem wysuszając włosy, które jak zawsze, jej zdaniem, wyglądały źle, włożyła męską koszulkę Abercrombie i bokserki i po prostu położyła się spać, mając nadzieję, że jutrzejszy dzień będzie pełen wrażeń. I mężczyzn. Oby!
Donnie miał po drodze mieszkanie Ruby, ale nie tylko dlatego tu z nią przyszedł. Ta dziewczyna była po prostu miła. Nie mógł narażać jej na jakieś niebezpieczeństwo. O ile z nim mogła być bezpieczna. Jednak we dwójkę zawsze raźniej. W dodatku jemu też było jakoś lepiej, nawet jeśli padał deszcz. Kiedy weszli na kletkę schodową był juz prawie przemoczony.
- Dobrze, że mieszkam przecznicę dalej. Pogoda jest straszna. - Powiedział idąc za nią pod drzwi mieszkania. Był w sumie ciekaw gdzie dokładnie mieszka. Tak, na wszelki wypadek, gdyby musiał jej szukać. Stanęli pod mieszkaniem numer 9. Uśmiechnął się do niej wesoło.
- Poradzisz sobie i położysz grzecznie spać? - Zapytał żartobliwie.
- Tak, myślę, że jakoś podołam. - Ruby wzruszyła ramionami, a potem strzepała z jednego z nich niewidzialny kurz. Była potwornie zmęczona, a jeszcze musiała się rozebrać i wykąpać. Ziewnęla przeciągle, zasłaniając dłonią usta, a jej oczy lekko się zaszkliły. - To co, widzimy się za dwa dni? - Uśmiechnęła się do niego nieco niepewnie, opierając się o chłodną ścianę i wciąż patrząc Donniemu prosto w oczy. Miała nadzieje, że nie rzucał słów na wiatr i naprawdę chciał z nią pójść na tę czekoladę.


- Za dwa dni, w twoje urodziny. - Uśmiechnął się do niej kiwając głową twierdząco. - Najlepsza czekolada w mieście dla solenizantki. - Powiedział stojąc schód poniżej jej, tak, że jej głowa byla tylko trochę niżej niż jego. - Naprawdę cieszę się, że cię poznałem. - Powiedział jeszcze patrząc jak Ruby ziewa.
- A teraz do łóżka. Dobrej nocy, Ruby. - Powiedział i odwrócił się by zejść po schodach.
Ruby otworzyła drzwi zaklęciem - była pewna, że męczenie się z kluczami nie jest dobrym rozwiązaniem. W mig zrzuciła z siebie ubranie i wzięła kąpiel - tym razem krótką, bo obawiała się, że jest skłonna zasnąć w wannie. Wysuszyła włosy zaklęciem i ubrawszy się w śmieszną, prowizoryczną kompletnie pidżamę, podreptała do łóżka, zasypiając zaledwie kilka sekund po tym, jak na nie opadła. Może Cherietown nie było jednak aż tak straszne?
Donnie od dwóch dni chodził jakiś dziwnie... poddenerwowany, ale było to raczej pozytywne, oczekujące poddenerwowanie. W końcu pojawiło się coś na co mógł czekać z niecierpliwością. Na dzisiajszy wieczór. Nawet ubrał się w swoją ulubioną koszulę w kolorze deszczowego błękitu, którą dostał od Kate i ciemne jeansy, skórzana kurta dopełniała wyglądu. Stanął przed drzwiami mieszkania Ruby i zapukał tzry razy. Przestąpił z nogi na nogę. Czyżby się stresował? Niemożliwe!
Po kilku sekundach drzwisię otwarły.
W drzwiach stała uśmiechnięta panna Jenkins w - uwaga! - sukience. Co prawda czarnej i niespecjalnie ozdobnej, ale zawsze. Na jej nogach błyszczały oczywiście czarne trampki. Uśmiechnęła się szeroko do Donniego, otwierając mu drzwi. Mimo że to ona miała urodziny, przygotowała coś specjalnie dla niego.
- Wejdź. I poczekaj, okej? - powiedziała z podekscytowaniem, biegnąc w kierunku kuchni. A potem znów stanęła w drzwiach, trzymając w rękach tęczową muffinkę. - Zrobiłam dla ciebie! - poinformowała.
Donnie troche oniemiał patrząc na nią w sukience, ale nie zdążył nic wykrztusić, bo Ruby znikneła. Pobiegła gdzieś, a on nawet nie zdążył złożyć jej życzeń. Kiedy pojawiła się z muffinką na jego twarzy rozkwitł uśmiech. Taki jakiego nie widziano u niego od dobrych dwóch tygodni. Donnie śmiał się całym sobą.
- Naprawdę dla mnie? - Zapytał lekko zakłopotany. - Jest taka ładna, że aż żal zjeść. - Stwierdził wyciągając rękę po babeczkę. Jednak zatrzymał się w połowie gestu. - Chwila! Najpierw życzenia i prezent dla ciebie! - Powiedział wyciągając przed siebie rękę, która do tej pory wisiała sobie luźno wzdłuż ciała. W dłoni Trzymał jedną, nieozdobioną różę i paczuszkę. - Wszystkiego najlepszego w dniu urodzin! - Zastanawiał się czy Ruby spodoba się to co kupił. Nie miał pojecia co może lubić. Dziewczyna po chwili wyciągnęła z opakowania srebrny łańcuszek z przeplataną zaiweszką, w centrum której znajdował się zielony kamień. Cóż, Donnie nie był specjalistą od biżuterii, ale ten mu się wybitnie spodobał. W torebce znajdowało się też troche cukierków z Miodowego Królestwa. Zamówienie specjalne.
Ruby rozpromieniła się, widząc prezent od Donniego. Miała ochotę rzucić mu się na szyję, ale postanowiła być bardziej... no jaka? Uwodzicielska może?
- Pasuje mi do oczu - zauważyła, odwracając się do niego tyłem, zarzucając przy tym pachnącymi miętą włosami. Ruby lubiła zapachy typu unisex. - Zapniesz? - zapytała, jednak w jej głosie na próżno można było szukać jakiegoś zalotnego tonu. Ruby nie chciała wywierać na Donniem presji.
Możecie sobie uwodzić bez oporów, że presja czy coś. Donnie nie umiał rozpoznać flirciarskiego tonu i już. On po prostu był na takie rzeczy ślepy i głuchy. No i naiwny jak dziecko. Nie miał pojęcia, że może się komuś podobać.
- Jasne. - Powiedział z uśmiechem i chwycił łańcuszek, dotykając przy tym palców Ruby. Miała przyjemną i delikatną skórę. Trochę się posiłował z zapięciem, ale mu się udało. Ruby rzeczywiście ładnie pachniała, Donnie też lubił miętę.
- Podoba ci się? - Zapytał wsadzając dłonie do kieszeni spodni. - Nie miałam pojęcia czy lubisz takie rzeczy. Postanowiłem zaryzykować. - No, a Donnie nie lubił ryzyka, a jednak to zrobił. Dopiero teraz wziął od niej muffinkę i ugryzł ją. - Pycha. - Pochwalił kiedy połknął pierwszy kęs.
Ruby przesunęła włosy na lewą stronę, nadal z uśmiechem na ustach, który sprawiał, że jej rysy stawały się bardziej łagodne.
- Jasne, że tak! - powiedziała entuzjastycznie, a jej humor uległ poprawieniu, kiedy Donnie powiedział jej, że muffinka, którą upiekła, jest smaczna. - To co, idziemy na tę czekoladę? - zapytała Ruby, stojąc przed Donniem z rękami założonymi na biodrach. W końcu miała już dziewiętnaście lat!
Donnie odwzajemnił jej uśmiech. Dobry humor zawsze mu się udzielał. Może Donnie potrzebował w okół siebie mieć ciągłym optymistów to i on byłby bardziej szczęśliwy?
- Idziemy. - Odpowiedział wciąż się do niej uśmiechając. - Ale załóż coś na górę, bo jest chłodno. - Stwierdził patrząc na jej nagie ramiona. Cóż, troskę o innych Donnie miał wyjątkowo wypracowaną.
Donnie był w kiepskiej formie. Święta spędził z rodzicami, ale były totalnym niewypałem. Znów pokłócił się z ojcem, a mama przepłakała cały wieczór. Donnie wolał zatracić się w pracy niż o tym myśleć. Nawet w Sylwestra był w restauracji do późnego wieczoru. Dla rozluźnienia wypił jedno piwo, później drugie, i ze trzy szklaneczki whisky. Zanim zamknął lokal wziął ze sobą jeszcze butelkę whisky i po jakimś czasie zorientował się gdzie wiodą go nogi. Nie był tam bardzo dawno. Kamienica 17, mieszkanie numer 9. Właściwie czasami przechodził tamtędy, ale jakoś nie miał odwagi po prostu wejść. Teraz odwagę niósł w ręce.
Nie czuł chłodu, chociaż było naprawdę zimno, a on miał na sobie tylko sweter i skórzaną kurtkę. W końcu dotarł pod drzwi jej mieszkania. Zapukał trzy razy, trochę za mocno i zachwiał się. Nie miał jakiejś szczególnej nadziei, że ktoś mu otworzy. Przecież Ruby mogła być gdziekolwiek, na pewno nie w mieszkaniu w Sylwestra. Tylko on był takim nieudacznikiem.
Ruby najwyraźniej też była nieudacznikiem, bo zalegała w Sylwestra na kanapie, siedząc w krótkich, dżinsowych spodenkach, czarnej koszuli i zakolanówkach w tym samym kolorze. Popijała piwo, oglądając beznadziejne programy, w których ludzie udawali, że świetnie się bawią. Ona sama miała teraz spędzać szalonego Sylwestra wraz z przyjaciółkami w Nowym Jorku, ale niestety wszystkie plany się posypały, kiedy okazało się, że rodzice Trish jednak zostają w domu. Słysząc dzwonek, Ruby uznała, że się przesłyszała, ale gdy pukanie się nasiliło, postanowiła wstać z kanapy i przegonić faceta od ulotek czy innego świadka Jehowy, który właśnie ją nachodził.
- Donnie? - powiedziała, widząc go stojącego za drzwiami, a jej oczy zrobiły się wielkie jak galeony. - Sto lat cię nie widziałam, człowieku. Ty to jednak wiesz, kiedy się pojawić. - Na jej ustach pojawił się półkpiący uśmiech, w którym kryły się całe pokłady ciepła.
Donnie dla pewności oparł się o framugę drzwi. Nie śmiał przekroczyć progu do póki Ruby go nie zaprosi do środka.
- Cześć, mała. - To zawsze dla niego brzmiało strasznie szczeniacko, ale jakoś nie zwracał teraz na to uwagi. - Też fajnie cię widzieć. Właściwie sądziłem, że cię nie będzie. Chciałem złożyć życzenia noworoczne. - Wytłumaczył się szybko. To nic, że gadał trzy po trzy, naprawdę się cieszył, że ją widzi.
- Lubisz whisky? - Zapytał wyciągając do niej rękę z butelką. To miało być pytanie w stylu 'mogę spędzić z tobą sylwestra?'.
- Pytanie, phi - prychnęła Ruby, a potem pociągnęła go za brzeg kurtki, wtaszczając za sobą do środka. Tęskniła za tym facetem, bo ich kontakt urwał się nagle, mimo że początek znajomości mieli całkiem interesujący. Ale za nic w świecie by się przed nikim do tego nie przyznała - zwłaszcza przed samą sobą. - Rozgość się. Gdzie w ogóle zniknąłeś, hm? Zdążyłam znaleźć w międzyczasie niezłą pracę - pochwaliła się, z powrotem siadając na kanapie i pociągnęła łyk piwa. Miała mu tyle do opowiedzenia!
Gdzie on zniknął? Pytanie było co najmniej za trudne, nawet gdyby Donnie był trzeźwy, a nie był. Usiadł obok niej na kanapę, właściwie opadł, nie rozbierając nawet kurtki.
- Musiałem sobie trochę rzeczy poukładać, ale wiesz co... nie wyszło mi. Wiem tyle samo albo i mniej niż te kilka miesięcy temu. - Te bardzo filozoficzne stwierdzenia na pewno mówiły Ruby wiele. - Może trzeba ruszyć z miejsca, zamiast sobie układać coś co było. Dzisiaj doszedłem do takiego wniosku. Wiem, jestem geniuszem. - Zaśmiał się cicho i spojrzał na nią. Ruby nawet w tej kanapowej wersji była piękna. Coś go powstrzymywało przed wypowiedzeniem tego na głos, może resztka zdrowego rozsądku.
- Co to za praca? - Zapytał nie mając wcale ochoty odrywać od niej wzroku.
Ruby podrapała się po brodzie, a potem przeszyła go przenikliwym spojrzeniem - co on gadał, właściwie? Nawet ślepy zauważyłby, że Donnie najzwyczajniej w świecie się upił - ale to kompletnie nie przeszkadzało pannie Jenkins. Usiadła na kanapie po turecku, a potem zaczepnie pociągnęła za zamek kurtki Donniego, sprawiając, że ten się rozpiął.
- Nie martw się, naprawdę możesz tu zostać. Nie musisz siedzieć w kurtce - rzuciła zgryźliwie, a potem wzięła głęboki oddech. - Jestem szefem restauracji Victorii. Której otwarcie, swoją drogą, przeoczyłeś - dodała.
To co, że się upił. Ważne były inne aspekty! Na przykład ten, że Ruby go rozbierała. Zaśmiał się słysząc jej słowa. Ściągnął kurtkę i położył ją na oparciu kanapy. W zasadzie w mieszkaniu było dość ciepło. A jego szary sweter i wytarte jeansy były raczej mało imprezowym strojem.
- Mogę? Sądziłem, że mnie wygonisz. - Stwierdził z uśmiechem. - A na otwarcie nie dostałem zaproszenia! I szczerze nie miałem pojęcia, że to ty tam pracujesz. Słyszałem już trochę o 'American Dream'. Robicie nam konkurencję. - Zaśmiał się znów. Sięgnął po butelkę z whisky którą przyniósł. - Masz jakieś szklaneczki? - Niekulturalnie pić prosto z butelki przecież, a Donnie był bardzo kulturalny.
- I jak ci się tam pracuje?
Jeżeli Donnie liczył na to, że będzie mógł pogapić się na tyłek Ruby, gdy ta podniesie się z sofy w celu przyniesienia szklanek, to srogo się przeliczył. Sięgnęła za to po różdżkę i machnąwszy nią odrobinę nieporadnie sprawiła, że szklanki przeznaczone do picia whisky same do nich przywędrowały.
- Robię to, co kocham - odparła prostolinijnie Ruby, rzucając Donniemu przeciągłe spojrzenie. - To jest dla mnie najważniejsze. A że czasem jest ciężko? Staram się nie marudzić - dodała, a na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech.
Donnie nie gapił się na niczyje tyłki, on był porządnym facetem! Zakochującym się frajerem. Ruby może być spokojna, no i nie zapominajcie, że on nie rozumiał nigdy żadnych aluzji i innych sugestii.
Sięgnął po szklaneczki, nalał do nich whisky, która była przyjemnie chłodna i podał je jedną. Dobra szkocka to lekarstwo na wszystko, chociaż Donnie pijał naprawdę sporadycznie, szczególnie takie alkohole.
- To chyba całkiem fajnie. Że robisz to co lubisz i się spełniasz. - Podsumował westchnieniem. - To może nawet kiedyś wpadnę na stek. Podobno robisz je nieziemskie. To słowa mojego kolegi. - Powiedział z przekonaniem, układając się wygodniej na sofie. - A ja wciąż pracuję w Sweet Nothings, wprowadziłem trochę swoich pomysłów w życie. Nic ciekawego. - Stwierdził popijając alkohol. Zdecydowanie czuł, że jego mózg jest już lekko zamroczony, ale alkohol dawał mu odwagę i chęci by w końcu z kimś pogadać.
- Byłaś na święta w domu? - Zapytał nagle przypominając sobie o tym, że Ruby nie przynależy do końca do Cherietown tak jak on.
- Tak - powiedziała bez zastanowienia Ruby, odgarniając na lewą stronę swoje gęste, brązowe włosy - według niej jeden z jej największych atutów. - To znaczy, najpierw pojechałam do Londynu, a potem, razem z rodzicami, do Nowego Jorku. Do teraz nie mogę patrzeć na jedzenie - podsumowała, wzruszywszy ramionami, a potem pociągnęła solidny łyk whisky. Tak, jasne, zasada nie mieszania alkoholi była bardzo przekonująca, ale kto normalny oprze się szkockiej? - A jak twoje święta? - zapytała, w międzyczasie podciągając do góry jedną z zakolanówek. Chyba Donnie nie myślał, że będzie przy nim skrępowana.
Jednak źle się dzieje, gdy szkocka zaczyna panować nad człowiekiem i podpowiadać mu głupie rzeczy. Oj źle. Szczególnie, że z Donniem robiła to w dość łatwy sposób. Zagapił się na kawałek uda Ruby, który zniknął pod zakolanówką. To znaczy, Donnie nie do końca wiedział co to była za część garderoby, ale całkiem mu się podobała, tak samo jak skóra pod nią. Dość szybko spojrzał wyżej, skupiając się na twarzy Ruby.
- Moje święta... to ciężki temat. Zadajesz dzisiaj zbyt trudne pytania. - Stwierdził popijając znów whisky. - Były do bani. Spędziłem je z rodzicami, ale po awanturze urządzonej przez ojca nie zostałem długo. - Powiedział szczerze, mrużąc oczy. To było dziwne, że jej to mówił.
- Dlaczego w tą ostatnią noc w roku siedzisz sama? - Zapytał jej dość szczerze. - No dobra, ze mną, ale to jak sama. - Zaśmiał się krótko.
Ruby poklepała go po ramieniu w przyjacielskim geście.
- Ja? No cóż, plany dzikiej imprezy w Nowym Jorku niestety nie wypaliły, a nadal nie mam tu zbyt wielu znajomych - poskarżyła się Donniemu, przez chwilę zagapiwszy się w telewizor. Wysupłała z kieszeni spodenek paczkę papierosów i natychmiast podsunęła je Donniemu pod nos. - Poza tym, pieprzysz bzdury. Cieszę się, że mnie odwiedziłeś - wyznała, zwracając ku niemu spojrzenie zielono - brązowych oczu.
Donnie spojrzał na nią i na papierosy. Dawno odszedł od pomysłu rzucenia palenia. Wziął jednego z paczki i sięgnął po swoją zapalniczkę podsuwając ogień najpierw Ruby. Zapomniał już jak fajnie jest sobie z kimś zapalić. Nikotyna niszczyła płuca, ale zbliżała ludzi, może nie lepiej niż wódka, ale zawsze.
- Dzięki. - Powiedział wydmuchując dym z płuc. - Za to, że mnie nie wywaliłaś. - Dodał jeszcze i uśmiechnął się do Ruby. - Ja po prostu miałem pójść spać w Sylwestra, ale stwierdziłem, że i tak nie zasnę, akurat jak przechodziłem obok twojego bloku. - Stwierdził ze śmiechem i znów się zaciągnął dymem. Że niby to przypadek? Nawet jeśli Ruby nawiedzała go ostatnio w myślach co raz częściej? Nie sądzę.
- Spać w Sylwestra? No wiesz? Nawet ja obiecałam sobie, że doczekam do tej dwunastej - zaśmiała się Ruby, zaciągając się dymem. Ostatnio nieco ograniczyła palenie, mimo że Victoria pozwalała jej sięgać po papierosy w pracy - w końcu sama była palaczką. - Dobrze, że przyszedłeś - powtórzyła Ruby, uśmiechając się do Donniego. To była jej forma wyrażenia słów: tęskniłam za tobą. Chociaż oczekiwanie, że Donnie się tego domyśli, było raczej zgubne. - To co teraz robimy? - zapytała Ruby, oczekując, że Donnie zasypie ją całą masą pomysłów.
Donnie miał zwykle całą masę pomysłów, ale teraz wydawały się wyjątkowo mało bezpieczne. Spojrzał na Ruby z uśmiechem.
- Na spacer za zimno, na grę nas za mało, chyba że chcesz zagrać w pokera. - Zaśmiał się cicho opierając głowę o oparcie kanapy. Przełknął ślinę zastanawiając się. - Po whisky siedzenie na parapecie w otwartym oknie, nawet pod kocem i pomimo zimy nie jest bezpieczne. Lubię swój karak, twój też jest całkiem ładny, nie chce go łamać. - Stwierdził mądrze, patrząc na jej odsłoniętą szyję.
- Masz jakiś super film? Jesteśmy strasznie nudni. - Stwierdził po chwili, dopalając papierosa.
Ruby zaśmiała się na całą jego wyliczankę. Donnie bywał jednak pomysłowy - szkoda tylko, że gorzej było z realizacją jego propozycji.
- Coś by się znalazło - skomentowała Ruby, osuszywszy szklankę, jeszcze przed chwilę wypełnioną whisky, a potem gwałtownie podniosła się z sofy. - Zaraz wrócę, okej? Tylko nigdzie się stąd nie ruszaj - powiedziała, idąc w stronę łazienki. Gdy już się w niej znalazła, zmoczyła nadgarstki zimną wodą i wycisnęła na palec odrobinę pasty do zębów. - Kurwa. - Miała cienie pod oczami, szminka prawie już zeszła jej z warg, a jej włosy były w ogromnym nieładzie. Dlaczego w ogóle zaczęła panikować? Powinna mieć to gdzieś i tyle.
Donnie też nie bardzo rozumiał dlaczego Ruby zniknęła. Ale stwierdził, że poszła załatwić potrzeby fizjologiczne. Nalał jej jeszcze whisky do szklaneczki, chociaż jemu powoli zaczynało się kręcić w głowie, więc postanowił zwolnić tempo. Oparł się wygodnie o kanapę i zaczekał na nią. Kiedy wyszła z łazienki wcale nie wyglądała według niego inaczej, ale Donnie nie zwraca uwagi na szczegóły. Jej włosy i tak mu się podobały nawet w nieładzie.
- Nie ruszyłem się. - Oznajmił jej kiedy usiadła na kanapie obok niego. - Nie mam zamiaru już nigdzie znikać. - Powiedział cicho, a Ruby spojrzała na niego przenikliwie. Podobał mu się też sposób w jaki zagryzała wargi. To robiło się równie niebezpieczne co siedzenie w oknie po pijaku.
Ruby też nie potrafiła wyjaśnić, dlaczego w łazience naszły ją tak dziwne myśli. Hm, może dlatego, że przyjechała do Cherietown w jasno określonym celu, jakim było znalezienie sobie faceta? Opadła na sofę obok Donniego i wyciągnęła przed siebie nogi. - Dobra, jaki chcesz gatunek filmu? - spytała rzeczowo, po raz kolejny prześlizgując się spojrzeniem po jego twarzy. To wszystko zmierzało w dziwnym kierunku, dlatego upiła łyk whisky, którą Donnie musiał jej nalać pod jej nieobecność.
Tak, tylko nie wiedziała, że Donnie to niebezpieczny uwodziciel, który wykorzystuje kobiety. Upija i wykorzystuje. I niby ktoś by w to uwierzył?
Donnie przez chwilę milczał, zastanawiając się, a raczej skupiając się nad tym, że ma wybrać film, a nie myśleć jak Ruby ładnie pachnie.
- Komedia. - Stwierdził w końcu odwracając głowę w jej stronę. Był strasznym idiotą, ale nagle stało się coś czego nie potrafił powstrzymać ani ogarnąć. Nieśmiały, spokojny i całkiem zwykle grzeczny Donnie pochylił się w jej stronę muskając jej usta swoimi. Pieprzyć całe oglądanie filmów. On też się cieszył, że ją widzi.
Ruby już miała zamiar wytłumaczyć mu, że lepszym wyborem mimo wszystko będzie film akcji, kiedy akcja przeniosła się na jej usta. Które właśnie zetknęły się z miękkimi wargami Donniego. Ruby zamarła przez chwilę, totalnie zbita z tropu zachowaniem Donniego, aby już po chwili odwzajemniać jego pocałunek. Dopiero teraz uzmysłowiła sobie, że czekała na to od początku ich znajomości.
Poza tym - Donnie też pachniał naprawdę przyjemnie.
Donnie za to nie miał pojęcia co robi. To takie błądzenie po omacku. On był naprawdę nienormalny, bo nie całował się z nikim od czasów... no właśnie, Mariki. Jednak teraz nie chciał o niej myśleć. Trochę niezdarnie odwrócił się w jej kierunku powoli włączając w ten pocałunek i dłonie. Jedną z nich położył na szyi Ruby, a drugą w okolicy jej talii, przysuwając ją bliżej. Jej usta smakowały miętą i alkoholem. Oderwał się od niej dopiero po chwili by nabrać powietrza do płuc.
- Przepraszam. - Powiedział ciągle się nie odsuwając od niej, więc te słowa miały jakąś niewielką wartość. Właściwie nie miał pojęcia za co ją przepraszał. Odgarnął włosy z jej szyi i pocałował ją znów.
Hm, to było ciekawe - Donnie zaprzeczał sam sobie, a Ruby była na tyle trzeźwa, że zdołała to zauważyć. Mimo to uważała, że to wszystko jest naprawdę urocze - poza tym, no halo!, ten facet naprawdę dobrze całował. A wydawał się, skubany, taki niepozorny. Uśmiechnęła się, gdy znów ją pocałował.
- Nie przepraszaj mnie - nakazała mu, kiedy z niechęcią się od niego oderwała. - Nie składam przecież żadnych zażaleń.
Donnie dość niepewnie spojrzał jej w oczy, lekko się uśmiechając. Ta cała sytuacja nie wyglądała najlepiej, ale było w Ruby coś takiego, co nie pozwalało mu się od niej oderwać. Mogło się to wydawać desperacką próbą zaciągnięcie jej do łóżka, ale nie było.
- Mówiłem ci, że nie jestem pomysłowy jeśli chodzi o sposoby zabicia czasu. Ale czasami najprostsze rozwiązania są najlepsze. - Stwierdził z uśmiechem. Dobrze, że wypił jeszcze tą szklaneczkę whisky, bo pewnie w przeciwnym wypadku odebrało by mu mowę. - Zaraz, to miała być w końcu komedia czy coś innego? - Zapytał wcale nie zwiększając odległości między nimi.
- Mówiłeś coś o komedii, ale ja wolę chyba jednak film akcji - stwierdziła Ruby, chwytając w dłoń szklankę z whisky i pociągnęła łyczek. Dziwne, zachowywali się jakby nigdy nic, a przecież jeszcze przed chwilą Donnie wyskoczył z tym całowaniem jak filip z konopi. Nie to, żeby jej to w jakikolwiek sposób przeszkadzało. - Victoria cię szukała, wiesz, jeśli chodzi o otwarcie restauracji. Ale mówiła, że jakoś nie mogła cię znaleźć. - Może wtedy właśnie Donnie szukał siebie, jak to nazwał.
A mówią, że to kobiet nie da się zrozumieć. Donnie miał swoje własne postrzeganie świata, kobiet i innych ludzi. To co zrobił nie było może dziwne, ale też raczej nie zakrawało o zwyczajność. Po prostu się działo i mu się podobało. Pocałował ją jeszcze raz, tym razem w bok szyi, kładąc rękę o opacie za je plecami.
- Wybierz coś w takim razie. - Powiedział wesoło. - No i nie było mnie przez jakiś czas w Cherietown, może akurat to była ta data. - Nie mógł przyznać, że tak naprawdę szukał Mariki, że chciał z nią porozmawiać, że i tak nic z tego nie wyszło bo panna Tamarian zapadła się pod ziemie.
- Możliwe. Ale to nieistotne, teraz to ja cię zapraszam. Wszyscy się ucieszą, jak zobaczą, że znów jesteś wśród żywych. - Uśmiechnęła się Ruby, a potem oparła głowę o jego ramię. To było tak cudownie proste; siedzieć sobie tutaj z facetem, którego nie widziało się od tak dawna, rozmawiać z nim, jakby był przy niej od zawsze. Ruby chwyciła w dłoń pilota, ucieszona, gdy okazało się, że na jednym z programów emitują właśnie 'Die Hard'. - John McClane znó uratuje świat - dodała, szczerząc zęby w kierunku Donniego. Była wielką fanką takiej klasyki filmu akcji.
Donnie prawie nie oglądał telewizji, ani nie chodził do kina. Był bardziej zacofany w dziedzinie kinematografii niż nie jeden staruszek.
- Niech na coś się przyda i uratuje. - Stwierdził z uśmiechem, układając się wygodniej. Objął ją ramieniem i wziął kosmyk jej włosów w palce. Były miękkie w dotyku i takie... aksamitne. Film się zaczął ale Donniego jakoś bardziej interesowało to w jaki sposób skręcają się włosy Ruby i jak przebiegają drobne żyłki na jej szyi. Chyba miał nowy plan, nauczyć się jej na pamięć.
Ruby cechowała się podzielnością uwagi. Oglądanie filmu kompletnie nie przeszkadzało jej w rozkoszowaniu się przyjemnymi chwilami z Donniem. Takie siedzenie na kanapie uzmysłowiło jej, że dawno nie była na żadnej randce.
- Ty, tylko nie przegapmy północy. Oficjalnie wyznaczam cię na strażnika czasu - jak skopiesz, to jakoś cię ukaram. - Odwróciła głowę w jego stronę i wyszczerzyła zęby, a potem ucałowała go w policzek.
Randki są nudne, chyba że coś dla niego ma zamiar ugotować, wtedy Donnie pójdzie i na koniec świata. Chyba żołądek Donniego podjął próbę komunikacji z Ruby, bo zaburczał okropnie głośno.
- Sądzę, że podpowiedzą nam fajerwerki. Ale postaram się nie zapomnieć, że jest sylwester. Fajnie, nigdy nie miałem takiej ważnej funkcji. - Stwierdził śmiejąc się cicho. Próbował zagłuszyć trochę swój żołądek.
Na próżno; Ruby, jako muzyk, miała przecież doskonały słuch.
- Cholera, co nic nie mówisz, że jesteś z głodny? Przecież zaraz padniesz - stwierdziła Ruby z wyraźną naganą w głosie, podnosząc się z sofy i odruchowo naciągając zakolanówkę powyżej lewego kolana. - Zrobiłam wcześniej pizzę, zaraz ci odgrzeję. Z kurczakiem, dużo sera, pomidory, cebula, będzie ci chyba smakować, co? - zapytała jeszcze, stojąc w progu kuchni z rękoma na biodrach.
Donnie miał ochotę zacząć się śmiać, ale założył ręce na klatce piersiowej w wyrazie protestu.
- Śmierć głodowa mi nie grozi, uwierz. - Powiedział stanowczym tonem. - Ale pizza... z kurczakiem. - Przełknął ślina na samą myśl. - Uwielbiam pizzę, kusicielko. No dobra. - Zaczął się śmiać i poczłapał za nią do kuchni. To było prawdziwe królestwo Ruby.
- Wiesz, że jak zaczniesz mnie dokarmiać to nie dam ci już spokoju? - Tak tylko lojalnie uprzedzał.
Ruby zaśmiała się ochryple, słysząc słowa Donniego. Podgrzanie pizzy zajęło jej zaledwie chwilę, ale do pełnej koncentracji i tak związała włosy w niesforny koczek. Skupiając się, jak zawsze zagryzała wargę. Posypała jeszcze gorącą pizzę kilkoma listkami rukoli, a potem wyszli z kuchni i usiedli na sofie ze swoimi talerzami.
- Smacznego - powiedziała Ruby z zadowoloną miną. Była pewna, że pizza jest pyszna, zresztą, sama już jej próbowała. Teraz też odgryzła spory kawałek z wyraźną przyjemnością.
Donnie ugryzł kawałek pizzy i przymknął oczy z przyjemnością. To było coś niesamowitego jak smakowała ta pizza!
- Pyszna! - Pochwalił przełykając kęs i już wziął kolejny. Jego oczy śmiały się do Ruby znad talerza. Najedzony człowiek, to szczęśliwy człowiek. Powoli Donniemu wracał zdrowy rozsądek i uciekała z krwi whisky. Zjadł swój kawałek dość szybko, Ruby jeszcze konsumowała. - Gdybyś nie pracowała już u Vicky to pewnie zwerbowałbym cię do Sweet Nothings. Nasz kucharz jest świetny, ale chyba ci nie dorównuje. - Stwierdził z uśmiechem. Zapomniał już jak dobrze jest móc z kimś rozmawiać, jeść, rozmawiać, pić i przebywać. Zdecydowanie wracał do świata żywych.
Ruby rozpromieniła się na słowa Donniego - jasne, wiedziała, że świetnie gotuje, ale takie komplementy z jego strony były naprawdę cenne.
- Miło mi - powiedziała, odsłaniając białe zęby w szerokim uśmiechu. - Jak bardzo się postarasz, to będę ci takie robić. I smażyć steki. Ale na to naprawdę trzeba zasłużyć - przestrzegła go, przytulając się do jego lewego ramienia. Miło go było mieć tak blisko. - I jak, strażniku czasu? Mamy już chociaż dziesiątą?
Strażnik Czasu, na szczęście posiadał zegarek, chociaż przez chwilę o nim zapomniał. Ruby go rozkojarzyła. Wcześniej wcale nie wydawała się skora do okazywania czułości, to zupełnie jakby pocałunek uwalniał całe pokłady ludzkich emocji. Donnie uśmiechnął się do niej i zerknął na nadgarstek, na którym znajdował się jego zegarek.
- Zaskoczę cię, dochodzi jedenasta. Mamy jeszcze godzinę, więc... mówiłaś coś o stekach? - Zapytał ze śmiechem. - Nie, żartuję, najadłem się. Ale zapamiętam to sobie. To o staraniu też. - Zaznaczył pochylając się by znów pocałować jej usta. I co z tego, że smakowały pizzą skoro pizza była taka dobra?
Jego usta smakowały dokładnie tak samo. A że Ruby nie wydawała się być osobą, która radzi sobie z okazywaniem emocji? Pozory mylą, jak się często powtarza.
- No patrz, jak szybko płynie ten czas - powiedziała Ruby z uśmiechem na twarzy; już od tego zaczynały ją boleć mięśnie twarzy. - Jak widać, nie jesteś taki najgorszy. - Chwyciła w dłoń szklankę z whisky i zanurzyła wargi w alkoholu. No bo przecież co to za Sylwester bez alkoholu?
Wydawało mu się to tak banalnie proste, a tak naprawdę to co działo się w tej chwili, co działo się tego wieczoru mogło być równie złudne co magiczne. Impulsy, iluzje czy jak kto tam chce to nazywać.
Do głowy Donniego pewnie przyjdzie jeszcze wiele myśli, ale z całą pewnością jeszcze nie teraz.
- Zupełnie nie wiem po co mnie tu trzymasz. Podobno jestem straszną męczybułą. Tak mówi mój kumpel z pracy. - Powiedział ze śmiechem. Sięgnął po swoją szklaneczkę i wypił łyk whisky. - Właściwie nie wiem dlaczego ludzie tak hucznie celebrują ten ostatni dzień roku. Przecież jest taki sam jak każdy inny, do jutra świat nie stanie do góry nogami. - Stwierdził opierając się o kanapę. Filozoficzne rozprawy czas rozpocząć.
Filozoficzne dyskusje z Ruby Jenkins? Hm.
- Nie zastanawiałam się nigdy nad tym, ale każdy powód jest dobry do tego, żeby napić się z kimś znajomym. Szaleć. Wiesz, to jest po prostu metafora jakiegoś nowego etapu w życiu, tyle postanowień...- powiedziała Ruby, a zaraz potem wybuchnęła szczerym śmiechem. - Ale zaraz, jak ty to nazwałeś? Męczybuła? Genialne. - Aż jej policzki poczerwieniały z radości.
Donnie po prostu nie lubił świętować, uważał że nie ma czego ani tym bardziej z kim. Takie dni uświadamiały mu, że musi żebrać o czyjeś towarzystwo. Tak było też w tym, dzisiejszym przypadku.
- Jeśli użyjesz tego przeciwko mnie to obiecuję znaleźć ci wymyślną karę. - Powiedział grożąc jej palcem, który Ruby złapała. - A postanowienia noworoczne są do bani. Nigdy jeszcze żadnego nie dotrzymałem. Chyba mam słaby charakter. - Stwierdził krzywiąc się lekko na pokaz.
- E tam, gadasz. Po prostu stawiaj sobie cele możliwe do zrealizowania i konkretne, a wtedy ci się uda - powiedziała Ruby, poprawiając dłonią swój koczek. Spojrzenie, które rzuciła Donniowi, było pełne ciepła. Naprawdę tęskniła za tym facetem, chociaż uświadomiła to sobie dopiero, gdy go zobaczyła. - Ja też teraz spróbuję tak zrobić, trzeba być dobrej myśli. Mówi ci to największa realistka tego miasta.
Te wszystkie rzeczy o których mówiła Ruby były istotne, ale nie teraz. Nie ważne było to czy jest już północ czy już po, co ktoś ma coś do powiedzenie o tym, że Donnie zjawia się tak nagle, albo czego od niej chce. Donnie przejechał dłonią wzdłuż jej ręki aż do szyi i wyciągnął gumkę z jej włosów.
- Tak jest lepiej. A moje cele chyba dopiero się krystalizują, pani realistko. - Powiedział znów przyciągając ją do pocałunku. Nigdy nie było w nim tyle stanowczości co teraz. W jakiś dziwny sposób to właśnie Ruby była dla niego furtką do powrotu 'do świata żywych'.
- To niech się krystalizują, nie przeszkadzajmy im - powiedziała Ruby w jego usta, nadal nieco oszołomiona całą tą sytuacją. To wszystko było takie naturalne... i szokujące zarazem. Kto by pomyślał, że Donnie Blackwood kryje w sobie taki temperament? Ruby zatopiła się w jego ustach, a jej myśli powędrowały gdzieś daleko. Na ziemię sprowadziły je jednak pierwsze takty "Lithium" Nirvany, które figurowały w jej telefonie komórkowym jako dzwonek przypisany tylko do jej mamy. - Przepraszam, muszę odebrać - powiedziała, niechętnie odrywając się od Donniego i sięgnęła po telefon.
Donnie zaśmiał się cicho słysząc dźwięk jej dzwonka i skinął głową. Kiedy Ruby odebrała telefon ze słowami 'cześć, mamo!' z tym swoim amerykańskim akcentem już wiedział, że to będzie długa rozmowa. Ułożył się wygodnie na kanapie i wpatrzył się w ekran telewizora. To jednak nie przeszkadzało mu w dotykaniu Ruby, która wciąż znajdowała się w zasięgu jego ręki.
Bez przesady, rozmowa Ruby z mamą zmieściła się w pięciu minutach, więc Donnie nie mógł się zanadto wynudzić. Kiedy pani Jenkins upewniła się kilkakrotnie w tym, że jej córka jest cała i zdrowa, a w dodatku wciąż trzeźwa, mogła z czystym sumieniem odłożyć słuchawkę. Ruby obiecała jej, że pojawi się w domu w pierwszy weekend stycznia.
- Wytrzymałeś? - zapytała Donniego, kiedy już skończyła rozmowę telefoniczną i wykrzywiła buzię w zabawnym grymasie. Nie wiedzieć czemu zachciało jej się herbaty, więc podniosła się z sofy. - Idę sobie zaparzyć herbaty. Chcesz też?
Donnie spojrzał na nią spod przymrużonych powiek przez chwilę i skinął głową. Ruby nie potrafiła usiedzieć na miejscu.
- Whisky jest lepszą alternatywą, ale herbata też może być. - Stwierdził uśmiechając się lekko. Odgłosy jej krzątania się w kuchni zaczęły powoli go usypiać. Zerknął na zegarek, do północy zostało zaledwie 10 minut. Po chwili Ruby wróciła do salonu.
- Chyba zostało nam mało czasu. Za dziesięć minut będzie północ. To oglądamy sztuczne na parapecie okna, może uda nam się nie wypaść? - Zaproponował uśmiechając się nieco sennie.
- Oglądanie fajerwerków na parapecie brzmi spoko. Chodźmy - powiedziała Ruby, wręczając Donniemu kubek z parującą od ciepła herbatą. Na jej ustach pojawił się delikatny półuśmieszek, kiedy Donnie objął ją ramieniem. Oboje wgramolili się na parapet z kubkami w dłoniach, a Ruby poczuła przeszywającą ją falę zimna. Ale to nic; od zawsze była fanką dziwnych akcji. Chociaż fajerwerków nie puszczała - nie, żeby była jakaś strachliwa, wprost przeciwnie, ale to zawsze wydawało jej się bardzo niebezpieczne. Inna sprawia, że często na Sylwestra o północy nie byłaby już w stanie ich puścić, zważywszy na jej stan.
Donnie nie lubił ciemności, ale wysokość go pociągała, było w niej coś niebezpiecznego i niesamowitego. Otworzył okno na oścież, wziął koc z kanapy i usiadł na parapecie obok Ruby, przykrywając jej ramiona ciepłym materiałem. Objął ją ramieniem i szczerze powiedziawszy ta ciepła herbata była w tym przypadku idealnym rozwiązaniem, dużo lepszym niż szampan.
Ruby siedziała po turecku, ale jego nogi dyndały poza parapetem, gdzieś w nocnej przestrzeni. Wychylił się by spojrzeć w dół.
- Lubię tak siedzieć. Dopiero z wysokości widać niektóre rzeczy. Spójrz, to Clauds Tower. Byłaś tam kiedyś? Chyba dzisiaj odbywa się tam jakaś impreza. Załapiemy się na ich pokaz sztucznych ogni. - Powiedział patrząc w przestrzeń przed nimi. Kubek z herbatą przyjemnie ogrzewał jego dłoń. Może noc była mroźna, ale Donnie nie czuł chłodu.
- Nie, jeszcze nigdy mnie tam nie wywiało, aż dziwne. Pewnie by mi się tam spodobało - stwierdziła Ruby, szczelniej opatulając się kocem. Wiatr rozwiewał jej włosy, które wpadały jej przez to do oczu, ale nawet nie zdążyła się zezłościć. Upiła łyk ciepłej herbaty i odwróciła głowę w stronę Donniego. - No patrz. Kto by pomyślał, że skończę z tobą w Sylwestra, siedząc na parapecie, pijąc herbatę i czekając na fajerwerki - zaśmiała się.
To było tak abstrakcyjne, że Donnie też się zaśmiał. Kto by pomyślał? Z całą pewnością nie on.
- Jesteśmy beznadziejni i nudni. Albo raczej to ja jestem, a przy okazji tobie funduję takie rozrywki. - Stwierdził wciąż się śmiejąc. - No, ale zawsze masz chociaż kogoś kto cię złapie gdybyś miała zamiar wypaść z tego okna. To przecież istotne. - Dodał jeszcze patrząc na nią. Jej zaczerwieniony od zimna nos był nawet całkiem słodki. - A w Clouds Tower na pewno by ci się spodobało. Nie mam pojęcia jakie mają jedzenie, ale widok z dachu zapiera dech.
- Przestań gadać o tym, jaki jesteś nudny, bo jeszcze w to uwierzę - droczyła się z nim Ruby, przechylając głowę tak, żeby oprzeć ją o jego ramię. - Trzy minuty do nowego roku. Czego sobie życzysz? - zapytała, zwracając na niego swój wzrok. Ona chciała przede wszystkim utrzymać posadę szefowej kuchni w "American Dream", wieść w miarę spokojny żywot i, no cóż, może nareszcie się zakochać.
- Szczęścia. Przydała by się go chociaż odrobina. - Stwierdził cicho. Z pewną satysfakcją przyjął fakt, że pierwszym co przyszło mu do głowy było akurat to, a nie osoba, która niezmienne gościła w jego myślach od kilku miesięcy. Teraz właściwie nie myślał nawet o niej. Ważne było ciepło bijące od Ruby i jej miękka skóra.
- I większej wytrwałości w dążeniu co celów. - Dodał jeszcze po chwili posyłając jej miękki uśmiech. - Teraz ty. Lepiej się pośpiesz, bo nam się rok skończy.
- Ja też życzę sobie szczęścia. Tego, żebym nadal mogła się realizować we wszystkim co lubię. No i może trochę ciekawszych wątków w moim życiu - zaśmiała się Ruby, odsłaniając swoje białe zęby. Z dworu słychać było już ludzi, którzy odliczali od dziesięciu. Ruby mimowolnie wstrzymała oddech - to dziwne, ale Sylwester naprawdę był dla niej zapowiedzią czegoś nowego. Nowy rok mógł się okazać obiecujący, ważne tylko, żeby miała z kim spędzać czas. - Wszystkiego najlepszego, Donnie - powiedziała, kiedy na niebie rozbłysły pierwsze fajerwerki.
Nagłe wybuchy sprawiły, że Donnie najpierw zacisnął powieki, ale już po chwili otworzył oczy by spojrzeć na Ruby.
- Najlepszego. Słyszałem, że w Stanach macie pewną ciekawą tradycję noworoczną... - Nie miał czasu skończyć, bo tym razem to Ruby go pocałowała. Miał ochotę zacząć się śmiać, ale pocałował ją jeszcze mocniej. - No, mniej więcej o to mi chodziło. - Powiedział gdy oderwał się od jej ust.
- Bez tego nowy rok byłby po prostu do dupy - powiedziała Ruby, wzruszając ramionami. Zapatrzyła się przez chwilę na niebo, jaśniejące setką kolorów. Mimo, że nie była mugolką, zawsze uważała, że w sztucznych ogniach jest coś magicznego. Nic dziwnego, że ludzie, mający mniej szczęścia w życiu niż oni i nie mogący obcować na co dzień z magią, tak chętnie je oglądali. Zimny wiatr wzmógł się, a Ruby cała się zatrzęsła. Mimo koca naprawdę było jej zimno. - Obejrzymy jeszcze chwilę i włazimy do środka, co? Inaczej nabawię się zapalenia płuc.
Donnie skinął głową patrząc wciąż na wybuchające w powietrzu kawałki magii. Było w tym coś mistycznego i niesamowitego.
- Dobra, złazimy bo zamarzniesz. A do Clouds Tower kiedyś cię zabiorę. - Powiedział odkładając kubek i pomagając wstać Ruby z parapetu. Nie żeby wyglądała na dziewczynę, która potrzebuje pomocy przy takich drobnych czynnościach, ale on lubił jej dotykać. To był taki ukryty pretekst.
- No i mamy ten oczekiwany nowy rok. I co teraz? - Zapytał nie puszczając jej dłoni.
- Co teraz? Nie mam pojęcia - powiedziała szczerze Ruby, dopijając herbatę, która zdążyła już niestety wystygnąć. Usiadła na kanapie, nadal szczelnie owinięta kocem. Cholernie zmarzła, aż jej się nos zaczerwienił od tego potwornego zimna. - Siadaj - powiedziała, poklepując miejsce koło siebie. Donnie posłusznie spełnił jej prośbę, a ona splotła jego dłoń ze swoją. Popatrzyła przez chwilę na długie palce, zakończone paznokciami pokrytymi bordową emalią, a potem wbiła wzrok w Donniego.
Ruby zdawała się uciekać przed nim by za chwilę wrócić i patrzeć na jego reakcje. To chyba była jakaś niezrozumiała dla Donniego zabawa. Usiadł obok niej, spełniając jej życzenie. Jej dotyk był przyjemny, a skóra miękka.
- Nie powinienem sobie już iść? Jest w końcu jutro. - Zapytał lekko się uśmiechając, patrząc na jej palce. Nie śmiał zapytać czy mógłby zostać. Donnie nie wyznawał takich metod. - Czy chcesz mi jeszcze opowiedzieć swój życiorys? Za mało o tobie wiem. Gdzie uczyłaś się magii?
- Doskonale wiesz, że możesz zostać - powiedziała bez namysłu, niedbale machnąwszy wolną dłonią. Ciekawe, co powiedziałaby na to jej matka. Pewnie by się ucieszyła, że jej córka nareszcie wzbudziła czyjeś zainteresowanie. No, przynajmniej jakiegoś dobrego faceta. - Uczyłam się w Hogwarcie, wylądowałam w Gryffindorze. Mam okropne drugie imię, które moja mama nadała mi chyba dla żartu. No i mam psa, który wabi się Zidane. Tyle, że aktualnie jest u rodziców, ja go zobaczę w przyszłym tygodniu. - No, to się panna Jenkins rozgadała.
Donnie zaśmiał się słysząc tą jej przemowę.
- Masz psa o imieniu... jak? Cóż to za dziwaczne imię? - Zapytał ze śmiechem. Nie można winić biednego Donniego o to, że jest niedoinformowany w pewnych kwestiach. - I byłaś Gryfonką? Ja też byłem w Gryffindorze, chociaż ojciec zawsze mi mówił, że nadaję się do Huffelpuffu. Byłem nawet ścigającym w drużynie. Ale nie przypominam sobie ciebie ze szkoły. - Stwierdził przypatrując się jej spod przymkniętych powiek. Informacja o tym, że może zostać była zaskakująca, ale ważna.
- Zidane! - krzyknęła rozentuzjazmowana Ruby, jak zawsze, kiedy choćby myślała o futbolu. - Jeden z najlepszych mugolskich piłkarzy wszech czasów. Prawdziwy wirtuoz piłki nożnej. Musiałam to jakoś uczcić, dlatego nazwałam tak swojego psa. - Uśmiechnęła się do niego szeroko, rozsiadając się wygodniej w sofie. - A że mnie nie pamiętasz? Cóż, mam dziewiętnaście lat, kto by zwracał uwagę na takie małolaty. No, rocznikowo już dwadzieścia, niestety. Tragedia jakaś. - Skrzywiła się nieznacznie, a potem oparła głowę na ramieniu Donniego.
- A ja pięć lat więcej niż ty. Nie krzyw się, małolato. - Powiedział ze śmiechem. Ten jej entuzjazm kiedy mówiła o tym piłkarzu wywołał u niego kolejny atak śmiechu. - Naprawdę nazwałaś swojego psa na cześć jakiegoś mugolskiego gracza? Ten facet musi rzeczywiście być niesamowity. - Stwierdził z uznaniem.- Quidditcha też też lubisz? Dziwne, że ty mnie nie pamiętasz. Jako jednego z najprzystojniejszych graczy w drużynie. - Dodał z udawaną powagą.
- Oczywiście, że lubię quidditcha. Sport jest moją miłością, zapamiętaj to sobie - powiedziała, z szerokim uśmiechem na wdzięcznych, ładnie wykrojonych ustach. I wtedy zauważyła coś strasznego: czarny, włochaty stwór, przemierzający bezceremonialnie podłogę w JEJ domu. - Kurwa mać! - krzyknęła, zrywając się na równe nogi i stając na kanapie. Donnie spojrzał na nią, jak na dziwaczkę. - On.Tam.Jest - powiedziała, wskazując palcem powód jej lęków - mikroskopijnego pająka, który w jej oczach był olbrzymi.
To nie było uprzejmie to zrobił w tym momencie Donnie. Bo najpierw rozejrzał się w okół szukając wroga i wyciągnął różdżkę, a kiedy wskazała to małe... coś na podłodze zaczął się śmiać. Bezczelnie i głośno. Rycerz od siedmiu boleści.
- Ten mały pajączek? - Zapytał wstając i łapiąc go za jedną nogę. Ruby odskoczyła jeszcze dalej na kanapie. Pokręcił głową i otwarł okno by go wypuścić na parapet. - No już, nie ma go. I już wiem kolejną rzecz o tobie. Boisz się pająków. - Stwierdził wciąż uśmiechając się głupkowato.
- Tu nie ma się z czego śmiać, on czyhał na moje życie, rozumiesz? - powiedziała śmiertelnie poważnym tonem Ruby i odwróciła się w stronę okna, żeby upewnić się w tym, że zagrożenie zostało zlikwidowane. Po chwili usiadła na kanapie, oddychając z wyraźną ulgą. - Dzięki, bohaterze. Odwaga godna Gryfona - pochwaliła Donniego, kiedy znalazł się tuż obok niej. Położyła mu głowę na kolanach, czując nagły przypływ senności. Może przez to, że czuła się tak... błogo. To uczucie było dla niej czymś nowym.
Donnie nie wiedział czy to uczucie, które pojawiło się w jego gardle to była błogość czy raczej co innego. Nabrał powietrza w płuca, gładząc jej włosy.
- On nie potrafi zjadać ludzi. Nie musisz się już bać. - Powiedział cicho, kiedy oczy Ruby się powoli zamykały. Po kilku minutach już spała, oddychając równomiernie. Siedział jakiś czas patrząc na nią po prostu, ale w końcu wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni i położył na łóżku, przykrywając kołdrą. Ściągnął buty i sweter i wślizgnął się do jej łóżka, zasypiając prawie natychmiast.
Donnie i Ruby uwinęli się niezwykle szybko ze spacerem. Wymusiła to na nich zdecydowanie niesprzyjająca aura. Teraz zadowolony Zidane wylegiwał się na podłodze, podczas gdy Ruby i Donnie siedzieli na kanapie. Zupełnie tak samo jak wtedy.
- Może chcesz się czegoś napić? Albo zapalić? - zaproponowała luźno Ruby, prostując nogi. Naszła ją ogromna ochota na to, żeby zedrzeć z Donniego ubrania i zaproponować mu gorący seks w swojej sypialni, ale on chyba by się nie ucieszył.
Ruby miała chyba odrobinę skrzywiony obraz Donniego skoro uważała, że by się nie ucieszył. Jakby jakikolwiek facet się nie ucieszył na taką propozycję. To, że nie miał zamiaru po prostu jej 'przelecieć' wcale nie oznaczało, że nie miał na to ochoty. No dobra, w tej chwili miał na to wybitną ochotę.
- Jedynie herbaty. Palenie ograniczam. - Stwierdził uśmiechając się do niej. Pociągnął jej stopy na swoje kolana. - Jesteś zmęczona? Ja mogę się tym zająć, a później nawet zafunduję ci masaż stóp za ten stek. - Troska o nią przychodziła mu jakoś zadziwiająco naturalnie.
- Wiesz co? Mam lepszy pomysł. - Ruby odgarnęła do tyłu swoje włosy, odsłaniając tym samym część lewego ramienia, które wyglądało kusząco w tym kremowym swetrze z dekoltem w łódkę. Przysunęła się do niego bliżej, dotknęła palca podbródkiem i skierowała jego wzrok prosto na swoją twarz. - W czasie, kiedy ja będę przygotowywać herbatę wymyślisz nam jakieś mocno przejmujące zajęcie. - Uniosła ku górze jedną brew, jej twarz była naprawdę blisko. A potem po prostu podniosła się z sofy i zniknęła w kuchni. Zdecydowanie tęskniła za bliskością faceta.
Donnie prawie się zakrztusił słysząc jej propozycję i pewnie wyglądał nawet na dość przerażonego, ale już po chwili opanował wyraz swojej twarzy i zaśmiał się cicho. Bezpośredniość jest fajna, w wydaniu Ruby odrobinę go paraliżuje, ale kobiecie się nie odmawia, prawda?
Odetchnął dwa razy i zaczekał aż Ruby wróci z herbatą. Gorące napoje w pobliżu wcale nie są dobrym pomysłem. Nie trudno o poparzenie czy zalanie dywanu.
- Jeśli chodzi o ciekawe zajęcia ostatnio wykorzystałem już chyba możliwość wypchnięcia cię z okna. Zmarnowana szansa, więc może teraz spróbuję czegoś innego. - Stwierdził kiedy usiadła obok niego. Nie musiał za wiele mówić, bo w jakiś dziwny sposób jego usta znów wylądowały na jej wargach.
Ruby właśnie na to miała nadzieję. Z jednej strony wydawało jej się, że zachowała się jak kompletna kretynka tak otwarcie proponując mu seks, z drugiej jednak: czy naprawdę miała coś do stracenia? Kiedy usta Donniego dotknęły jej warg, po prostu się uśmiechnęła. I poddała chwili, wyrzucając wszelkie natrętne myśli z głowy. Jej dłoń samoistnie odnalazła drogę do jego koszulki, a raczej do tego, co miał pod nią. On również szybko poradził sobie z jej swetrem. I właśnie wtedy uzmysłowiła sobie, że dzisiaj ma na sobie ten słodko - dziewczęcy czarny stanik w białe grochy. To było tak bardzo nie w jej stylu, że była pewna, iż Donnie dostanie zawału, jak tylko go zobaczy.
Donnie z całą pewnością nie dostanie zawału, chyba że z wrażenia jakie zrobi na nim Ruby. To było dziwaczne, że mógł ją dotykać w ten sposób, ale nie potrafił powstrzymać swoich rąk, które pociągnęły ją na jego kolana ani kiedy po chwili ściągnęły z niej sweter i bluzkę. Pocałował jej usta, później zaznaczył pocałunkami jej szyję w końcu obojczyki. W tym czasie jego dłonie dotykały jej placów, poznając dokładnie fakturę jej skóry i każde żebro z osobna. Przejechał wzdłuż jej kręgosłupa wracając do jej ust.
Ruby czuła się błogo, gdy jego ręce dotykały jej delikatnej skóry. Przymknęła powieki, wytężając w ten sposób swój zmysł dotyku; chciała odbierać jak najdokładniej wszystkie bodźce. Kiedy ich usta złączyły się w kolejnym pocałunku, przesunęła swoją dłoń na jego włosy i wplotła je między ich kosmyki. Donnie pachniał tak przyjemnie, że przez to czuła się bezpieczna. Zresztą, Donnie zawsze wyglądał na dobrego chłopca i właśnie dlatego tak szybko zjednał sobie jej sympatię: bo był inny niż wszyscy, a jednocześnie wciąż był sobą. Jej dłoń samoistnie pokonała drogę do jego spodni. Częściowo chyba nie wierzyła w to, że to naprawdę się dzieje.
Donnie wyglądał na dobrego chłopca i zawsze starał się takim być, chociaż nieco zbuntowanym. Pogładzi jej plecy i dotknął zapięcia jej stanika. Cholernie słodkiego zresztą stanika, ale z całą pewnością to co znajdowało się pod spodem było jeszcze lepsze. Po chwili ramiączka zjechały wzdłuż jej ramion, a za nimi i biustonosz, który opadł na podłogę. Pozwolił Ruby na rozpięcie swoich spodni, a sam zajął się nowo odkrytymi partiami jej ciała. Dotykanie jej pierwszy raz było jak upajanie się dobrą whisky, rozgrzewające, palące i niesamowicie przyjemne.
Ruby nie lubiła swojego biustu, ale entuzjastyczne westchnienie Donniego przekonało ją o tym, że w tej chwili nie powinna się nad tym zastanawiać. Zsunęła z niego dżinsy z tym swoim zadziornym uśmiechem, a potem znów pochyliła się, żeby go pocałować. Lubiła smak jego ust, zdecydowanie.
- Chcesz zostać tutaj? - upewniła się, na chwilę się od niego odrywając. Patrzyła mu przy tym prosto w oczy, której z tej odległości wydawały jej się znacznie ładniejsze niż z daleka.
Właściwie miejsce nie miało większego znaczenia, ale Donnie chciał żeby nie wyglądało to jak szybki numerek na kanapie. Wcale nie potrzebował wiele siły by ją podnieść, szczególnie, że Ruby zaplotła mu nogi w ogół bioder.
- Sypialnia będzie lepszym rozwiązaniem. - Powiedział z rozbawieniem patrząc jej w oczy. Może nie wyglądał na siłacza, ale był umięśniony w każdym odpowiednim miejscu. Nie puszczają Ruby, trochę na oślep zaniósł ją do pokoju w którym stało duże łóżko. Położył ją na nim, opierając się na łokciach rozpoczął powolną eksploatację jej brzucha, trafiając bezbłędnie ręką na guzik jej jeansów. Ruby nabrała powietrza kiedy rozpiął jej spodnie, znacząc skórę poniżej jej pępka delikatnymi pocałunkami.
Ruby podobało się to, że Donnie był w tym wszystkim taki... subtelny. Brakowało jej tego, odkąd przyjechała tutaj z Londynu. Chciała, żeby w tym wszystkim tkwiło jakieś uczucie, żeby to nie było tylko zwykle pieprzenie jako jedna z form sportu. Jej ręce zwinnie pokonał drogę od jego twarzy do klatki piersiowej, a zwinne palce głaskały jego miękką w dotyku skórę. Uśmiechnęła się pod nosem, patrząc na jego zaangażowanie. Znów odnalazła po omacku jego usta, a jej ręka zgrabnym ruchem zaczęła zsuwać z niego bokserki.
Raz, dwa, trzy. Potrzebował chwili by się opanować i nie zedrzeć z niej brutalnie reszty ubrań. To miało być dobre, bez pośpiechu i w pełni przyjemne. Jednak tylko na kilka minut wstrzymał się z dalszym jej rozbieraniem, pozwalając swoim dłoniom błądzić po jej ciele. Nagle jednak złapał jej pośladki i przyciągnął je bliżej. Jedynym sprawnym ruchem ściągając z niej majtki.
Chyba szło to wszystko za wolno. Pocałował ją jeszcze głęboko i szukając przyzwolenie w jej oczach naparł na nią, słuchając jęku, który wyrwał się z jej ust. I zaczął się powoli poruszać jedną ręką dotykając jej piersi.
No cóż, chyba właśnie tego spodziewała się Ruby. Oplotła nogami jego biodra i zamknęła oczy, pozwalając sobie na niekontrolowane i niepohamowane niczym wyrażanie emocji. Przez chwilę zastanawiała się, czy to na pewno dobra decyzja i czy powinna tak szybko iść z nim do łóżka, ale w sumie: dlaczego nie? To uczucie, które teraz ją wypełniało, było tak dobre, że nie byłaby w stanie tego żałować. Mięśnie w jej ciele powoli zaczynały reagować na jego dotyk, napinając się wyrażały swoją aprobatę dla jego działań. To było wspaniałe uczucie; tak błogie, że zostawiło swój ślad na twarzy Ruby w postaci nieodgadnionego uśmiechu.
Donnie obserwował jej twarz, zmieniającą się z każdą minutą. Pochylił się i przygryzł jej dolną wargę, nie zwalniając tępa, by chwilę później pocałować ją dość brutalnie. Gdzie pojawiła się łagodna natura Donniego? Chyba postanowiła od niego uciec.
Słuchając jej westchnień nie potrafił powstrzymać tych odruchów. Zacisnął palce na jej kości biodrowej, z całą pewnością zostawiając w tym miejscu siniaki. Powoli zaczynało mu ciemnieć przed oczami z przyjemności.
Wow, zwolnij, kowboju.
Ruby za to była w tym momencie znacznie delikatniejsza i bardziej dziewczęca niż kiedykolwiek. Jej buntownicza postawa postanowiła chyba zostać na podłodze wraz z ciuchami. Zagryzła wargę, odczuwając niesamowitą przyjemność, ogarniającą całe jej ciało. Jej palce zacisnęły się na plecach Donniego, otworzyła oczy, chcąc widzieć jego twarz tuż nad swoją własną. A potem pozwoliła sobie na finalny okrzyk, który, nieproszony, wyrwał się z jej gardła.
Jeżeli tak smakowało niebo, to wato było od czasu do czasu stać się grzeczną dziewczynką.
Grzeczna czy nie Ruby była idealna. Właśnie w tej chwili, jej jęk, krzyk, ciało i szybki oddech. Donnie poczuł jej kurczące się mięśnie, a to szybko doprowadziło i jego do ekstazy. Po chwili opadł obok Ruby oddychając ciężko. - Wow. - Powiedział cicho i zaśmiał się. Wyciągnął dłoń by spleść ich palce razem.
- No właśnie, wow - powtórzyła za nim Ruby, obracając głowę w jego stronę. Na jej ustach pojawił się nieprzenikniony uśmieszek. Oparła głowę na jego ramieniu, znów wbijając wzrok w sufit. Że też nie przeszkadzała mu ta infantylna (na pewno nie dla Ruby) pościel w barwy FC Barcelony. - Mogę cię o coś prosić? - zapytała, nadal trzymając go za rękę. - Nie znikaj, okej? Nie na tak długo. - Nie chciała znów zostać sama; nie potrzebowała żadnych obietnic, oprócz tej jednej. A jeżeli już miałby uciec, to chociaż nie bez słowa.
Donnie spojrzał na nią, ale widział tylko jej profil. Było w tych jej słowach coś niepokojącego. Przysunął ją bliżej siebie, sięgając po kołdrę by ich przykryć.
Myślał chwilę nad jej słowami. Doskonale wiedział, że takie zniknięcia są bolesne, najbardziej te bez słowa pożegnania.
- Nie znikną. - Obiecał, całując ją w policzek. - Nie przez najbliższe kilka godzin, bo mam zamiar w końcu się wyspać. - Zażartował już, uśmiechając się w jej policzek. Na kolor pościeli nie zwrócił nawet uwagi. Po drugie, czy Donnie powinien wiedzieć co to w ogóle jest FC Barcelona?
- Podoba mi się ten pomysł - stwierdziła Ruby, a potem ziewnęła przeciągle, zupełnie jak jakaś mała kotka. Wtuliła się w jego bok i przymknęła powieki. Jego słowa sprawiły, że czuła się odrobinę bezpieczniej. A poza tym: nareszcie miała za sobą dobry seks w tym mieście! Może pomysł przeprowadzenia się do Cherietown nie był do końca beznadziejny. - Dobranoc - wyszeptała jeszcze, słysząc jego miarowy oddech.
Donniego obudziło, o dziwo, słońce wpadające do sypialni Ruby. Dzień chyba zapowiadał się w końcu słonecznie, a on mógł stwierdzić, że czuje się wypoczęty. Było mu przyjemnie ciepło i miękko. Otwierając oczy spojrzał w prawo, na pogrążoną we śnie Ruby, a później jego wzrok przykuła jej pościel. Zaśmiał się cicho i pocałował ją w czoło. Dziewczyna uniosła powoli powieki, by po chwili zmrużyć oczy pod wpływem jasnego światła.
- Cześć. - Mruknął Donnie, gdzieś w okolicach jej włosów. Podobał mu się sposób w jaki wiły się na poduszce. Zresztą podobała mu się cała Ruby. Pogładził jej ramię, pozwalając by się dobudziła. - Kawa? - Zapytał specjalista od napojów gorących.
Ruby uniosła się na łokciach, dmuchnięciem próbując pozbyć się wszędobylskich kosmyków, zasłaniających jej widok.
- Zdecydowanie kawa. Coś do jedzenia? - zapytała specjalistka od gotowania, posyłając mu delikatny, nieco senny uśmiech. Wygramoliła się z kołdry, natychmiast chwytając w dłoń jakiś nieco wyciągnięty, szary t-shirt i wkładając go na siebie wraz z czarnymi bokserkami. Nie chciała nawet myśleć o tym, jak bardzo źle musi się teraz prezentować.
Donnie skinął głową i uśmiechnął się do niej. Wyglądu Ruby w tym przypadku nie można było zakwalifikować do wyjściowych, ale na pewno prezentowała się uroczo. W każdym calu. Donnie usiadł na łóżku szukając swoich bokserek, bo tylko je mógł zlokalizować akurat w tym pokoju. Wciągnął je na siebie i bez skrępowania poszedł za Ruby, która zdążyła wyjść do kuchni.
- Śniadanie to najlepszy posiłek, ale jakoś nigdy nie mam czasu go zjeść. Gdzie masz kubki i kawę? Jaką pijesz? - Zapytał. Dostrzegł na jej kredensie ekspres ciśnieniowy do kawy i uśmiechnął się na ten widok. Ruby wskazała mu szafkę więc zabrał się do pracy.
Ruby podrapała się po głowie, tym samym czyniąc swoje włosy jeszcze bardziej niesfornymi.
- Espresso - powiedziała zdecydowanie, krzątając się wokół szafek. Naprędce wyjęła z niej chleb tostowy - naprawdę nie czuła teraz jakiejś wielkiej inwencji twórczej, a nie chciała się za bardzo kompromitować. - Mogą być tosty, co? Z czym lubisz? - zapytała. No ładnie, panno Jenkins, chodzisz do łóżka z człowiekiem, o którym wiesz zdecydowanie zbyt mało. Ale da się to szybko nadrobić, prawda?
Donnie zupełnie nie miał jakichś szczególnych wymagań żywieniowych, było to doskonale widać po jego dość wystających żebrach. Mama zawsze próbowała mu wmówić, że powinien przytyć. Ale jego masa mięśniowa wcale nie była mała, tylko pod skórą ciężko było znaleźć chociaż gram tłuszczu.
- Z czymkolwiek zrobisz, nawet z samym serem. - Powiedział z uśmiechem nastawiając ekspres, po chwili postawił przed nią espresso i zabrał się za swoje. Po kilku chwilach kawa była gotowa. Donnie oparł się o blat kredensu, obserwując Ruby. Jej koszulka się uniosła kiedy sięgała po coś, a jego oczom ukazał się dość spory siniak na kości biodrowej. Chyba przesadził.
- Cholera, przepraszam. - Powiedział podchodząc do niej by obejrzeć dokładnie swoje dzieło. Dziewczyna spojrzała na niego bez zrozumienia, ale po chwili zauważyła na co patrzy.
Ruby zbyła to machnięciem ręki - co prawda siniak nie prezentował się najlepiej na jej bladej skórze, ale nie był to przecież pierwszy ani ostatni raz.
- Nie jestem przecież ze szkła - stwierdziła, posyłając mu delikatny uśmiech. Wyglądał uroczo z tą zatroskaną miną. Jak sobie zażyczył, tak postąpiła, robiąc mu tosty z żółtym serem. - Hej, jak chcesz, mogę zrobić też z zielonym pesto, mozzarellą i pomidorem - zaproponowała. Nie byłaby sobą, gdyby pozostała przy kuchennych oczywistościach.
Co ona w ogóle do niego mówiła? A tak, coś o jedzeniu. Donnie zagapił się na jej biodro i całkiem ładną, gładką skórę. Wczoraj nie miał możliwości przyjrzeć się jej zbyt dokładnie.
- Hm. Brzmi pysznie. - Stwierdził pochylając się by zajrzeć je przez ramię na to jak robi tosty. Oparł przy tym ręce na jej biodrach. To było takie naturalne, że mógł odgarnąć jej włosy z szyi i pocałować ją w kąt żuchwy, a później ramię, po prostu, spontanicznie. Podobał mu się ten fakt.
Ruby była trochę zdekoncentrowana, kiedy Donnie dotykał jej podczas robienia mu śniadania. Prawie odcięła sobie palec krojąc pomidory, podniecenie dosłownie pulsowało jej w żyłach. W końcu skapitulowała, odwracając się gwałtownie i całując Donniego. Jego wargi były tak cudownie miękkie, że aż zakręciło jej się od tego w głowie.
- Jesteś całkiem niezła alternatywą dla śniadania - stwierdziła ze śmiechem w jego usta. Dobrze, że przynajmniej zrobiła już tosty z żółtym serem.
Donnie był głodny, bardzo głodny. Pewnie gdyby nie ten fakt olałby całe tosty i wrócił z nią do sypialni. Podobał mu się to jak Ruby reaguje na jego dotyk. Oparł ją o blat kredensu i pocałował mocno, nie słuchając tego co ma do powiedzenia. Dopiero po chwili oderwał się od niej.
- Śniadanie to posiłek obowiązkowy. Chociaż alternatywy są kuszące - Zaprotestował cicho i zaśmiał się odsuwając się od niej na wyciągnięcie ręki. Uśmiechnął się do niej na pocieszenie, opierając się o blat tuż obok niej, jednak starał się już jej nie dotykać. - Pracujesz dzisiaj? - Zapytał jej po chwili obserwowania jej zgrabnych palców, które trzymały nóż.
Ruby skrzywiła się na sam dźwięk tego słowa - no tak, praca. Nic przecież nie trwa wiecznie.
- Niestety, mam wieczorną zmianę - powiedziała, wzruszając bezradnie ramionami. Szybko uwinęła się z pomidorami i mozzarellą, niewiele później wszystkie tosty były już gotowe. - Voila. - Odwróciła się w jego stronę, dzierżąc w rękach spory talerz, po brzegi wypełniony tostami. Głową wskazała mu, żeby przemieścili się do salonu, gdzie zajęli miejsce na sofie. - Smacznego - dodała Ruby, chwytając kanapkę w dłoń i natychmiast odgryzła spory kawałek. Była głodna, cóż poradzić.
- Smacznego. - Odparł Donnie z uśmiechem zabierając się za tosta, najpierw tego z serem, a później z pesto. Donnie uwielbiał najlepsze zostawiać sobie na koniec. To jak z deserem i oczekiwaniem na niego. Spałaszował oba tosty i popił kawą. - Uwielbiam leniwe poranki. Zazdroszczę ludziom, którzy moją je spędzać tak na co dzień. - Stwierdził biorąc kolejnego tosta. Spojrzał na Ruby. Wyglądała naprawdę słodko, taka rozczochrana i całkiem blada.
- Ja też. Chociaż przez jakiś czas po ukończeniu Hogwartu właśnie tak miałam. Ale to było nudne, na dłuższą metę. Chyba nigdy nie da się sobie w pełni dogodzić - stwierdziła Ruby, prostując nogi i obsypując je okruszkami. Nigdy nie była mistrzynią elegancji i gracji, ale Donnie już chyba zdążył to zaobserwować. Chwyciła w dłoń swoją filiżankę i szybko wychyliła espresso, czując nagły przypływ energii. - A ty? Masz dzisiaj pracę? - zapytała, zwracając na niego spojrzenie swoich ładnych oczu.
- Właściwie mam kilka wolniejszych dni i rozkaz od szefowej, żeby się wyspać i wyglądać jak człowiek. Mam tylko po południu odbiór towaru na kolejny tydzień, więc spędzę tam z dwie godziny. Ale za barem nie muszę się stawiać. - Powiedział z uśmiechem sięgając po kolejnego tosta. Też kruszył i wcale nie wydawał się szczególnie elegancki. Donnie doceniał swobodę.
- Chyba musimy od czasu do czasu prowadzić sobie taki zwyczaj śniadań na kanapie. - Zaproponował. No przecież już jej mówił, ze nie ma zamiaru znikać, prawda?
Tak. A Ruby niezwykle to doceniała; słowa, które teraz padły z jego ust również bardzo ją ucieszyły, co odbiło się szybko na jej twarzy w postaci naprawdę ładnego uśmiechu.
- Jestem za, masz ostatnio wyjątkowo dobre pomysły - stwierdziła, biorąc w dłoń kolejnego tosta, a chwilę później podbiegł do nich Zidane, niewątpliwie wywęszywszy zapach jedzenia. Ruby przewróciła oczami, ale posłusznie poczęstowała psa swoją kanapką. Niewielu tak podbiło jej serce, jak jej własny podopieczny. - Masz, żarłoku.
Donnie już miał powiedzieć, że zawsze ma dobre pomysły kiedy zobaczył labradora Ruby. Kiedy mały potwór pochłonął już tosta Ruby spojrzał na niego maślanym wzrokiem. Te psy potrafiły wymusić wszystko samym spojrzeniem! Oddał mu też swój kawałek i wziął kolejny. Szczęście, że Ruby zdawała sobie sprawy z tego, że ma w mieszkaniu dwóch żarłoków.
- Sądzę, że zjadłby cały talerz. - Powiedział Donnie z powątpiewaniem patrząc na psa. Pogłaskał go po łbie i zaśmiał się wesoło kiedy Zidane zamerdał ogonem. - I chyba próbuje mnie przekonać do tego bym dał mu kolejnego tosta.
- Będzie gruby na starość, mówię ci - stwierdziła Ruby, siadając po turecku na kanapie. Była już wystarczająco najedzona, teraz wystarczyło jej patrzenie na tę słodką scenkę, którą właśnie miała przed oczami. Chyba robiła się zbyt ckliwa, naszedł czas, żeby wrócić do dobrej formy. Odgarnęła do tyłu włosy i poprawiła szarą koszulkę. - Hm, idę się wykąpać - zakomunikowała, badając palcem stan swoich ust. Były spierzchnięte, dokładnie tak, jak się spodziewała.
Donnie spojrzał najpierw na psa, później na nią i znów na niego. Jakby pytał o pozwolenie. Również wstał. Jak to było? Oszczędność wody!
- Fajnie, idę z tobą. - Oświadczył z uśmiechem, wyciągając do niej dłoń. Nie miał pojęcia skąd u niego ta ilość swobody, ale chyba chodziło o samą Ruby, o jej usposobienie. Gdzieś po drodze zaginęła jego nieśmiałość, niepewność i niezdecydowanie.
- Mogę? - Zapytał na wszelki wypadek.
- Jeszcze pytasz. - Ruby cudem powstrzymała się od przewrócenia oczami i ruszyła przodem w stronę łazienki, słysząc jego kroki. Nie wiedziała, co ją podkusiło do bycia tak odważną, ale po drodze zdjęła koszulkę i rzuciła ją na podłogę. Prowokowała go? Chyba trochę tak, chociaż nie wiedziała zupełnie, jakie były tego efekty. Nigdy nie była najlepsza w uwodzeniu mężczyzn. Ale Donnie nie musiał o tym wiedzieć, prawda? Jej oczy zalśniły, kiedy zobaczyła swoją białą, dużą wannę - jedno z dwóch ukochanych miejsc na ziemi.
Ruby, mała prowokatorka! Tylko nie miała pojęcia, że za nią człapie nie tylko Donnie, który zaśmiał się widząc Zidana, który postanowił iść z nimi do łazienki. Zamknął mu drzwi przed ciekawskim nosem i spojrzał na obiekt westchnień Ruby.
- Serio? Nie kąpałem się w wannie od pięciu lat. W mieszkaniu mam tylko prysznic. - Stwierdził Donnie patrząc na nią z uśmiechem. Myślał właśnie o prysznicu, ale wanna też jest fajną alternatywa. Chyba polubi słowo 'alternatywa'. Ruby odkręciła kurek z gorącą wodą.
- Żałuj, wanny są najlepsze, bez dwóch zdań - powiedziała Ruby, nie bardzo krępując się faktem, że stoi przed Donniem z gołymi cyckami. Zresztą, nie miała się i czego wstydzić, bo i piersi tych nie było za wiele. Ale od zawsze wmawiała, że ma wiele innych zalet, które rekompensują to z nawiązką. Niedoczekanie. Zgrabnym ruchem zsunęła z siebie bokserki i wskoczyła do wanny, napełnionej gorącą wodą w trzech czwartych. - Chodź - zachęciła go, opierając wygodniej głowę. To uczucie było cudowne.
Donnie musiał przecież najpierw popatrzyć sobie na nią, pod pozorem obejrzenia wanny. Ale stwierdził, że dużo lepsze od patrzenia jest dotykanie więc również ściągnął bokserki i wszedł do wanny. Chwilę zajęło im wygodne ułożenie się w wannie. Donnie oparł się o ścianę wanny, a Ruby o niego. Odgarnął jej włosy na jedną stronę i przejechał dłonią wzdłuż jej szyi.
Woda była przyjemnie ciepła, a skóra Ruby miękka.
- Serio musisz iść do tej pracy? Vicky cię nie wyleje przecież. - Zapytał niepewnie.
Ruby wcale się do niej nie spieszyło - nie, kiedy siedziała w wannie, pełnej gorącej wody i to w dodatku z facetem(!). Ale nie mogła ot tak zaniedbywać swoich obowiązków. Chyba właśnie na tym polegała dorosłość - na braniu odpowiedzialności za różne sprawy.
- Dobrze wiesz, że nie chce mi się tam iść. Ale po prostu muszę - powiedziała z wyraźnym żalem w głosie, wygodniej układając się w wannie. Błogość, która teraz jej towarzyszyła, była wprost nie do opisania.
Na pocieszenie, albo raczej w ramach eksploatacji tej części jej ciała, która wybitnie go interesowała, pocałował ją w ramię. Ruby miała niesamowita szyję. Później przejechał delikatnie palcami wzdłuż jej ramienia, aż po nadgarstek. Odwrócił go ku górze i pogłaskał wnętrze jej dłoni. Ta zabawa całkiem mu się podobała.
- Nie musisz, lubisz to, ale wolałabyś zostać ze mną. - Powiedział za nią, uśmiechając się lekko. - Ja też muszę być w Sweet Nothings więc jesteśmy kwita. - Powiedział przenosząc się z pieszczotami na jej brzuch.
- W zasadzie masz rację. Znowu - stwierdziła Ruby, przymykając powieki. Czuła się tak cudownie zrelaksowana, że była bliska uśnięcia w tej wannie. Nie, żeby zdarzyło jej się to pierwszy raz; robiła to notorycznie, a potem, kiedy wychodziła z wanny, była całkiem pomarszczona i wyglądała jak jakiś starzec. Zaśmiała się do swoich infantylnych myśli, a potem skupiła na jego dłoni, błądzącej gdzieś w okolicach jej brzucha. kto by pomyślał, że Donnie jest taki nienasycony? - Zapomniałam ci powiedzieć. Przywiozłam dla ciebie kokosowe m&msy, prosto ze Stanów.
Nie chodziło o nienasycenie, a o dokładne nauczenie się faktury jej skóry i każdej części ciała. Poznawanie ludzi różnymi zmysłami było fajne. Do tej pory mógł wykorzystywać tylko węch, słuch, wzrok, a teraz dołączył do tego dotyk.
Donnie był dziwakiem, możliwe, ale z całą pewnością akceptowalnym jeszcze.
- Kokosowe m&msy, naprawdę? To będzie szczyt kulinarnych doznań. - Powiedział ze śmiechem. - Przywiozłaś jeszcze coś ciekawego oprócz psa i m&msów? - Zapytał zaczepnie.
Ruby potrząsnęła swoimi włosami, mocząc je przy okazji w wodzie. To nic, że teraz ułożyły się na wodzie niczym węże. W końcu głównym celem wizyty w wannie miało być wykąpanie się, czyż nie? Och, gówno prawda, Ruby doskonale o tym wiedziała. Poza tym, z szamponem na włosach nie prezentowała się zanadto seksownie.
- Przywiozłam siebie, to ci powinno wystarczyć - odcięła się, odsłaniając białe zęby w szerokim uśmiechu, którego Donnie i tak nie mógł przecież zobaczyć.
Za to Donnie stwierdził, że w końcu był tu jakiś cel ich wizyty więc wziął jakiś żel, który stał na wannie, nalał sobie go na rękę i powoli roztarł na skórze brzucha Ruby. Brawo, dzielny chłopak.
- Zupełnie wystarczy. - Powiedział jej do ucha patrząc jak piana powoli zostaje rozprowadzona po jej brzuchu, później jego dłoń zdecydowanie przejechała na jej piersi, gdzie z pewnością pobędzie jakiś czas.
No, patrzcie go, jak się rozhulał. Ruby, zupełnie idiotycznie, miała ochotę się roześmiać, ale stłamsiła w sobie to uczucie, dochodząc do słusznego wniosku, że nie byłoby to najmądrzejsze posunięcie w historii. Miała ochotę zostać w tej wannie jak najdłużej, ba, najlepiej wcale nie musieć z niej wychodzić. Delektowała się dotykiem jego dłoni na swojej skórze, tymi cudownymi, kolistymi ruchami, którymi łaskotał jej piersi. Czuła się odrobinę tak, jakby wygrała jakiś los na pieprzonej loterii. I wszystko byłoby perfekcyjne, gdyby nie Zidane, który zaczął wyć pod zamkniętymi drzwiami łazienki.
- Cholerny zazdrośnik - powiedziała Ruby, przerywając ciszę, a potem w końcu się zaśmiała.
Brawo dla Zidana. Chyba zdecydowanie się nudził.
- Domaga się spaceru. Więc kąpiel trzeba szybko kończyć. - Stwierdził z rozbawieniem Donnie, posłusznie spłukując z niej wytworzoną pianę. Ruby się zaśmiała. Donnie wyszedł z wanny pozwalając Ruby się jeszcze umyć i wytarł się wskazanym przez nią ręcznikiem i założył bokserki. Zdecydowanie powinien wstąpić do mieszkania. Pojawianie się w pracy w dwudniowych ciuchach to niezbyt dobry pomysł.
No tak, mogłoby to wzbudzić pewne podejrzenia. Ruby dokończyła kąpiel, naprędce wsmarowując we włosy swoją odżywkę, a potem wysuszyła włosy jednym zaklęciem. Gdyby nie czary, z pewnością miałaby włosy nie dłuższe niż do połowy szyi. Wyszła z łazienki, po omacku wyciągnęła kilka ubrań z szafy i włożyła je na siebie, kompletnie nie przejmując się ich ogólnym zestawieniem. Chyba i tak trafiła całkiem nieźle; szary sweter i dżinsy były przecież kompletnie zwyczajne. Udało jej się jeszcze wykonać ekspresowy makijaż oczu, a usta pociągnąć brzoskwiniową szminką i już była gotowa do wyjścia.
- Możemy iść - zakomunikowała Donniemu, posyłając mu uśmiech.
Donnie stał już całkiem ubrany, czekając na nią w salonie. I musiał stwierdzić, że takie poranki są o wiele milszą alternatywą niż budzenie się w zimnym mieszkaniu i samotne picie kawy przed wschodem słońca. Donnie Blackwood cierpiał na bezsenność, dlatego najczęściej zasłaniał się pracą, ale tą noc przespał całą. I była to zasługa Ruby, albo seksu z Ruby, nie ważne oba te warianty zawierały istotę sytuacji.
Wyciągnął do niej rękę, którą złapała z uśmiechem.
- Idziemy. - Powiedział bardziej do Zidana niż do niej, a pies zaczął wesoło podskakiwać. Ubrali się i wyszli na mroźne powietrze.
Były te okropne walentynki. Walentynki, których Donnie nie znosił, ale zadzwonił do Ruby i wprosił się do niej na wieczór. Właściwie to było dość późno, bo pracował do samego zamknięcia. Zdążył się tylko przebrać i teleportować pod same drzwi jej mieszkania. Westchnął i zapukał trzy razy, mając nadzieję, że Ruby rozprawi się z jego wątpliwościami jednym uśmiechem.
Chociaż kiedy z nią rozmawiał rano wydawała się niezadowolona. Poczochrał sobie włosy i wsadził do ust gumę, żeby nie śmierdzieć fajkami, które palił zaraz przed przyjściem do niej.
Jeżeli Donnie uważał, że Ruby z samej definicji tego, że jest Amerykanką, kochała Walentynki - był w błędzie. Ale cóż, mimo wszystko zgodziła się na to cholerne spotkanie, chociaż nie ukrywając - była odrobinę wściekła. Teraz stała przed lustrem i dokonywała ostatnich poprawek w makijażu, rozcierając stalowy cień na powiece i nakładając czerwoną szminkę. Tak, oczywiście, włożyła tę sukienkę, którą pożyczyła jej Amy. Donnie widząc ją w takiej odsłonie powinien zemdleć z wrażenia. I z zaskoczenia, może nawet to bardziej. Usłyszawszy dzwonek, niespiesznym krokiem przemaszerowała z łazienki do przedpokoju i otworzyła drzwi, naprędce poprawiwszy włosy.
- Cześć - powiedziała, a w jej głosie pobrzmiewał ten cholerny entuzjazm, którego nie potrafiła ukryć, kiedy go widziała. Słabo jej wyszło to całe gniewanie się. - Wchodź.
Donnie trzymał w ręce niewielki bukiet kwiatów i nie były nimi róże, a słoneczniki. Brawo za pomysłowość dla tego pana! Ale kiedy ją zobaczył zamiast się przywitać, albo zrobić cokolwiek innego podszedł do niej całując ją mocno w czerwone usta. Wyglądała niesamowicie! I tego się trzymajmy.
Dopiero po kilkunastu sekundach oderwał się od niej nabierając powietrza do płuc.
- Nie miałem pojęcia czy obchodzisz w ogóle walentynki, ale to dla ciebie. - Powiedział wyciągając ten cholerny bukiet. - Ślicznie wyglądasz. - Powiedział jeszcze i uśmiechnął się. Naprawdę to zrobił. Pierwszy raz tego dnia szczerze.
No dobra, trochę ją zszokował tym entuzjastycznym powitaniem, ale nie była to niemiła niespodzianka, wręcz przeciwnie; na te kilka chwil wątpliwości kompletnie opuściły jej głowę.
- Słoneczniki? Wow, nie wiem skąd wiedziałeś, że nie znoszę róż. Czytasz mi w myślach? - zapytała, unosząc do góry jedną brew, a po chwili roześmiała się i zabrzmiało to naprawdę uroczo. - Chodź, chodź, zrobiłam nam kolację. - Wiadomo, każda okazja jest dobra do tego, żeby coś ugotować. Ruby pociągnęła Donniego za rękę w stronę kuchni, z której unosił się zapach mięsa.
Donnie zaśmiał się krótko na jej komentarz o różach.
- Też nie lubię róż, są tandetne i banalne. A słoneczniki chociaż odrobinę wiosenne. - Powiedział idąc za nią do kuchni. Objął ją w talii. Uff, wciąż mógł to zrobić bez wyrzutów sumienia. A powinien je mieć. - Kolację? Skąd wiedziałaś, że umieram z głodu? W restauracji był dzisiaj istny armagedon. - Powiedział opierając się o blat kredensu, kiedy Ruby zajęła się kolacją. Patrzyła na nią z prawdziwą przyjemnością. To było dobre.
- Mam po dziurki w nosie serduszek, konfetti i kupidynów. - Stwierdził krzywiąc się.
- Jak każdy normalny człowiek - odparła Ruby, właściwie porcjując dania. Miała w tym wprawę, ale teraz wcale nie czuła się, jakby była w pracy - robiła to dla swojego chłopaka. Ułożyła na każdym z talerzy jeszcze trochę sałaty, skropiła wszystko sosem i voila! potrawa była gotowa. - Wiem, nic wyszukanego, ale mam nadzieję, że będzie ci smakować. Smacznego - powiedziała, stawiając na stole dwa kolorowe talerze z mocno wysmażonym stekiem, pieczonymi kartoflami i sałatką. Jej czerwone wargi rozciągnęły się w uśmiechu, kiedy chwyciła w dłoń sztućce, gotowa na pierwszy posiłek tego dnia.
Donnie usiadł razem z nią przy stole i wziął sztućce w dłoń.
- Jakbyś nie wiedziała, że uwielbiam twoje steki. - Powiedział z uśmiechem. - Smacznego. - Powiedział i zabrał się za jedzenie. Właściwie dobrze, że odciągnęło jego uwagę, bo zagapił się na Ruby. Była śliczna, kobieca i wesoła. Czego on do cholery więcej chciał? No i potrafiła tak gotować! - Pycha. - Skomentował nabierając ziemniaczków, żeby wsadzić je sobie do ust. Donnie też nie miał czasu nic zjeść w pracy.
- A ty dzisiaj nie pracowałaś? - Zapytał jej przypominając sobie o jej pracoholizmie.
- Oczywiście, że pracowałam. Klientów było dzisiaj wyjątkowo dużo, wszyscy chcieli się najwyraźniej pochwalić swoją miłością - zauważyła, nie bez ironii w głosie. Naprawdę bawiła ją idea tego święta, chociaż z drugiej strony wiedziała, że dobrze jest mieć z kim je spędzać. Odkroiła sobie kawałek steku i wsadziła go do ust z niewymuszoną gracją. - Za to jutro wzięłam sobie wolne. Muszę odreagować te wszystkie serduszka - dodała, przewróciwszy oczami. Kiedy tak na niego patrzyła, wiedziała, że zdążyła się za nim stęsknić.
Skrzywił się na jej pierwsze słowa. Nie rozumiał tych tłumów wszędzie i całujących się na ulicy par. Jakby przez pozostałe 364 dni w roku nie dało się kochać.
- Ja idę dopiero po południu do pracy. Dzisiaj siedziałem tam cały cholerny dzień, dmuchając balony w kształcie serc. Moja szefowa ma fioła na punkcie walentynek. Założyła dzisiaj bluzkę w serduszka, a nam kazała przypiąć sobie zawieszki z sercem pod identyfikatory. - Przewróciła oczami i zaśmiał się cicho. - Trauma. Mam nadzieję, że dzisiaj zobaczę już czerwień tylko na twoich ustach. - Dodał uśmiechając się do niej.
Skoro szedł po południu do pracy to, cóż, wnioski nasuwały się same.
- Muszę cię rozczarować - powiedziała Ruby, unosząc ku ustom widelec z nabitym nań kartoflem. - Mam czerwoną bieliznę. Chociaż nie, tylko majtki. Stanika nie mam. - Posłała mu sugestywne spojrzenie, nawet się przy tym nie rumieniąc. Sama nie wiedziała, czy to zasługa dobrego podkładu, czy może raczej słów Amy, która kazała jej wybić mu wszystkie myśli o tej drugiej z głowy. A dopiero się przecież rozgrzewała!
To cóż, nie żeby wziął specjalnie następnego dnia drugą zmianę, może odrobinę. Chciał pobyć z Ruby, bez pośpiechu.
- Zamknę oczy i będzie dobrze. Albo ściągnę ja tak szybko, żeby nie patrzyć. - Stwierdził ze śmiechem. - Bo opcja bez rozbierania nie wchodzi w grę. - Dodał poważnie. Podobała mu się jej bezpośredniość i odwaga. Zjadł kolejny kawałek steku. - Mówiłem ci już, że ładnie wyglądasz? - Zapytał z rozanieloną twarzą.
Ruby zaśmiała się tylko, patrząc na niego z błyszczącymi oczami. Wyglądała teraz na wskroś kobieco, a przy tym zachowała swój unikatowy charakter. Chyba rzeczywiście to całe strojenie się nie było najgorsze, jeśli miała słyszeć takie komplementy od Dońka.
- Mówiłeś. Ale nie krępuj się, możesz to powtórzyć kilka razy, to może w nagrodę dostaniesz deser. - Donnie nie miał pojęcia, jak bardzo Ruby się postarała. A to, co przygotowała, było naprawdę wyborne! - Ale wiesz, na to trzeba zasłużyć - ostrzegła go lojalnie.
Donnie westchnął teatralnie i skinął głową. Zabrał się za jedzenie steku. Z zapałem. Jak miało być na deser coś oprócz Ruby to może warto się pospieszyć.
- Sądziłem, że deserem jesteś ty. Nie wiem czy coś zdoła cię przebić - Powiedział z uśmiechem. Miał zasłużyć prawda? Już trochę podlizał się kwiatami, prawda? I swoją czarną koszulą. - A jak w pracy tak poza walentynkowo? - Zapytał jej z zaciekawieniem.
No tak, w tej czarnej koszuli prezentował się wyjątkowo dobrze. Nie to, żeby kiedykolwiek wyglądał źle, ale ona wydobywała głębię jego oczu. Pierdolenie, po prostu wyglądał seksownie.
- W pracy jest okej, chociaż chyba spędzam w niej trochę za dużo czasu. Ale postanowiłam, że czas trochę o siebie zadbać i już nie biorę więcej niż osiem godzin na dobę. - Wsadziła do ust kolejny kawałek steku, który zadziwiająco szybko się kończył. No, nic dziwnego, jak się nic wcześniej nie jadło; apetyt był całkowicie zrozumiały. - Dzięki temu będę mieć też więcej czasu dla ciebie, panie zapracowany - rzuciła półkpiąco, posyłając mu uśmiech.
Tak, nie potrzebne są gadki o przemęczaniu się i takich innych, skoro można ją przekonać dobrym seksem. Donnie w sumie się cieszył z takiego podejścia Ruby.
- Jeszcze ja muszę w takim razie zamordować moją szefową i będę mógł być na każde twoje zawołanie. Pomożesz mi, hm? - Zapytał lekko i spojrzał na nóż w swojej ręce. Też właśnie skończył jeść. - Sądzisz, że jaki sposób morderstwa będzie najlepszy? - Tak, to było bardzo istotne. Jeśli Ruby chce mieć go częściej.
- Och, to musi być coś wysmakowanego. No wiesz, jakiś szpikulec od lodu, może - zastanowiła się Ruby, podnosząc się od stołu, a jej sukienka podjechała nieco do góry, odsłaniając spory kawałek uda. - Pewnie nawet mam tu coś takiego. Ale musimy mieć przy czym myśleć - zauważyła słusznie, podchodząc do lodówki i wyjmując z niej, no cóż, nic innego jak własnoręcznie robione makaroniki w trzech smakach: kawowe, pistacjowe i różane. Cholernie się przy tym napracowała i miała nadzieję, że Donnie to doceni. - Nie jestem najlepsza we francuskiej kuchni, ale spróbuj tym nie pluć. - Postawiła na stolę tacę, posyłając mu seksowny uśmiech.
Szpikulec do lodu, naprawdę? Może to nie taki zły pomysł.
Donnie stracił całe zainteresowaniem morderstwem swojej szefowej kiedy zobaczył co jest na deser. Przełknął głośno ślinę.
- Zrobiłaś to dla mnie? Jadłem makaroniki może ze dwa razy w życiu. - Powiedział przyglądając się ciasteczkom. - Aż nie wiem jak je mam jeść. - Zaśmiał się wesoło. Wziął tego różanego i wsadził sobie w całości do ust. Były pyszne. Zresztą, czy Ruby potrafi zrobić coś paskudnego?
- Bynajmniej nie będę pluć. - Powiedział z uśmiechem kiedy już przełknął.
- Ufff - powiedziała Ruby, ocierając dłonią czoło z iluzorycznego potu w geście ulgi. Sięgnęła po pistacjowy makaronik - jej zdecydowany faworyt, może dlatego, że była fanką orzechów - i wsadziła do ust, czując na języku słodki i intensywny smak kremu. Chyba naprawdę wyszły jej całkiem nieźle. - Tak, zrobiłam je specjalnie dla ciebie. Miewam przebłyski - oświadczyła, posyłając mu kolejny uśmiech, a jej stopa zupełnie przypadkiem znalazła się na jego kolanie. Podobno to działało za każdym razem, ale co ona tam mogła wiedzieć.
Działało. Donnie wpatrywał się w nią intensywnie. Będzie mu żal traktować w ten sposób jej misternego makijażu. Ale chyba nie będzie miał innego wyboru.
- Hej, Mała, chyba powinien być jeszcze jakiś walentynkowy taniec, co? - Powiedział wstając od stołu i podając jej rękę. Zaśmiał się przy tym wesoło. Przeszli do salonu, gdzie Ruby włączyła jakąś płytę z której popłynęło 'All you need is love'. Nie ma to jak romantyczny nastrój. Przyciągnął ją do siebie. Mistrz parkietu.
No, proszę, jeszcze trochę, a Ruby pomyśli, że Donnie potrafi być romantyczny.
Podobał jej się sposób w jaki trzymał dłoń na jej talii i ta niebezpiecznie bliska odległość między ich twarzami. Wpatrywała się w niego intensywnie, nie zamierzając spuszczać wzroku, już nie.
Może rzeczywiście to ten cały misterny makijaż i sukienka dodawały jej pewności siebie, ale nie mogąc dłużej wytrzymać nachyliła się tak, że ich wargi zetknęły się w namiętnym pocałunku. Aż jej w głowie zawirowało od tych emocji, ale nie zamierzała przestawać; jej dłoń sama powędrowała w kierunku jego twarzy, gładząc szorstką od zarostu skórę policzka. Tak było dobrze.
Donnie potrafi wiele rzeczy, ale nie zawsze to ujawnia. I może nie od razu romantyczny. Po prostu taniec to jedna z fajniejszych alternatyw dotykania kogoś. I dopiero teraz mógł poczuć ciepło bijące od Ruby, jej kobiece kształty i delikatną skórę pod palcami. To jak go pocałowała sprawiło, że nie mógł już myśleć o nikim innym, tylko o niej. Usta Ruby smakowały teraz pistacjami i czymś słodkim. Odgarnął jej włosy z ramienia i zaznaczył pocałunkami jej szyję. Ich taniec nie potrwa chyba dłużej niż jedna piosenkę.
Nie, chyba, że seks definiujemy jako jedną z form tańca.
Palce Ruby zręcznie rozpięły guziki jego koszuli, odnajdując skórę na klatce piersiowej. Robiła to wszystko już raczej instynktownie, tak, jakby znała mapę jego ciała na pamięć. Przez chwilę pociemniało jej pod powiekami od tych pocałunków Donniego, zwłaszcza tych w szyję - w prywatnej opinii Ruby były to jedne z najlepszych pieszczot w ogóle, ale ocknęła się na tyle, żeby zerwać z niego tę czarną koszulę. Jasne, seksownie się w niej prezentował, ale co z tego, skoro lepiej wyglądał bez niej?
Donnie zaśmiał się w jej szyję kiedy zaczęła go rozbierać, łaskocząc ją oddechem. Chwycił jej włosy w jedną dłoń i odciągnął jej głowę nieco do tyłu znacząc jej szyję pocałunkami i delikatnymi ugryzieniami. Teraz na pewno będzie wyglądać jakby napadł ją wampir. Później zajął się jej obojczykami i ramionami. Szukając jednocześnie zapięcia od sukienki. Znalazł zameczek, a kiedy go rozsunął spod materiału wyłoniły się piersi Ruby, a po chwili jej brzuch i nogi. Bez zbędnych pytań zaprowadził ją na kanapę. Seks na stojąco jest dobry tylko pod prysznicem.
No, to prawda, po co mieli się męczyć?
Ruby ułożyła się wygodniej na kanapie i oplotła go nogami w pasie, odchylając do tyłu głowę tak, żeby mógł do woli obsypywać ją pocałunkami. Sama, uznając za wielce niesprawiedliwy fakt, że pozostała w samych tylko majtkach, ściągnęła z niego spodnie i rzuciła je gdzieś w kąt. Niezły miała ten rzut, może powinna potrenować grę w kosza?
Na szczęście, usta Donniego skutecznie wybiły jej te idiotyczne myśli z głowy.
Donnie nie miał w głowie nic poza tym jak miękka jest jej skóra i jak cholernie podniecająco wygląda w tym momencie. Nie istotne były inne elementy układanki, czy fakt, że jego spodnie wylądowały gdzieś na podłodze. Przejechał dłonią wzdłuż jej boku, a jego usta pieściły jej skórę. Złapał jej pośladek, ciągle nie odrywając się od jej piersi. Cóż z tego, że były niewielkie, nie miał w tym kierunku szczególnych wymagań.
Po chwili wrócił do jej ust, całując je zachłannie. Jego dłonie nie przestawały błądzić po jej ciele. Najbardziej podobały mu się jej uda i ich gładka skóra.
Powinien jej to powiedzieć, Ruby nie przepadała za swoimi nogami i była zdania, że podobną opinię wystawia im cała reszta świata.
Jej wargi były już spierzchnięte od tej ilości pocałunków, ale to było cudowne; to, że w jednej chwili Donnie potrafił rozwiać wszystkie jej wątpliwości i sprawić, że czuła się szczęśliwa. Niecierpliwym ruchem zdjęła z niego bokserki, a jej dłonie sprawnie przesuwały się wzdłuż jego ramion, a potem pleców. Złapała jego spojrzenie i czekała aż wykona odpowiedni manewr.
Donnie jednym sprawnym ruchem ściągnął z niej majtki i bez zbędnych pytań wszedł w nią. Mocno, głęboko i gwałtownie. Podobał mu się sposób w jaki Ruby zagryzła usta próbując zatrzymać w nich jęk, ale nie wyszło jej to zanadto. Był odrobinę stłumiony, ale słyszalny. Pocałował mocno jej czerwone wargi i zaczekał aż otworzy oczy.
- Jesteś śliczna. - Powtórzył znów, zaczynając się w niej poruszać. Dłonie Ruby zacisnęły się na jego plecach, a jej uda oplotły go mocno. Patrzył na nią, na każdy jej grymas, jęk i westchnienie jedną ręką cały czas dotykając jej ud i pośladków.
Ruby gdzieś w swojej podświadomości czuła, że wygląda seksownie, zagryzając wargi i usiłując chociaż trochę powstrzymać słodkie jęki, które mnożyły się w jej wnętrzu, napierając z całych sił na gardło. Komplementy Donniego sprawiały, że czuła się bardziej pewna siebie; a to pozwalało jej na pełne skoncentrowanie się na przyjemności. Nic innego nie liczyło się dla niej w tej chwili; byli tylko ona i Donnie zawieszeni gdzieś w przestrzeni. Przyciągnęła go bliżej siebie i znów odnalazła jego usta, które smakowały tak słodko. Wszystkie mięśnie w jej ciele zaczęły się napinać, oczekując na ekstazę.
Ruby nie znająca swojej wartości była jeszcze mocniej podniecająca. To było jak odkrywanie jej. Kawałek po kawałku, seksownego oblicza panny Jenkins. Czują jak napinają się jej mięśnie Donnie zmienił nieco kąt, tak by sprawić jej jeszcze większą przyjemność. Usłyszał głuchy jęk i poczuł silne pulsowanie świadczące o tym, że Ruby osiągnęła szczyt. To było jeszcze bardziej motywujące, więc przyspieszył tempo by po chwili poczuć zalewającą go przyjemność. Opadł na nią po kilku chwilach, oddychając szybko i płytko.
Przygniótł przy tym trochę pannę Jenkins, ale kto by się tym przejmował. Ruby ledwo łapała oddech, a jej dłoń machinalnie podążyła w stronę głowy Donniego, czułym gestem gładząc go po włosach. Na jej ustach pojawił się leniwy, szeroki uśmiech pełen satysfakcji i zadowolenia.
- No - odezwała się po chwili milczenia. - Nie będę zgłaszać reklamacji. - Zaśmiała się po tym, tak, że Donnie musiał poczuć wbiracje, pochodzące wprost z jej brzucha.
Donnie zmienił nieco ich pozycję, kładąc się obok niej, ale i taki w niedużej odległości od niej piersi. Tak, tu było zdecydowanie wygodnie i przyjemnie. Sięgnął jeszcze tylko po koc, bo robiło się chłodno.
- Spróbowałabyś. - Powiedział ze śmiechem łaskocząc oddechem jej skórę. Cholera, to było naprawdę dobre. Jej bliskość, zapach i oddech który czuł pod swoim policzkiem. - Ja też nie mam zamiaru zgłaszać reklamacji. Czego więcej można chcieć? Kolacja, deser i seks. Idealne walentynki. - Dodał jeszcze z rozbawieniem.
- Widzisz, wcale nie muszą być takie paskudne. Obyło się bez serduszek i innych pierdół - powiedziała Ruby, prostując nogi i zginając. Zachciało jej się gimnastyki, cholera jasna. No właśnie, problem tkwił w tym, że wcale nie chciało jej się spać. Zupełnie odwrotnie; jak gdyby seks zaopatrzył ją w nowe siły. - Idziesz spać? - zapytała go idiotycznie, odwracając głowę w jego stronę. W jej oczach kryły się całe pokłady czułości, to było coś nowego.
Donniemu zrobiło się całkiem przyjemnie i błogo, a ona chce wstawać? Po takiej dawce wysiłku należał mu się odpoczynek!
- Może nie spać, ale wstawać nie mam ochoty. - Stwierdził patrząc na nią. - Nie mów, że masz jeszcze na coś siłę. - Zaśmiał się wyciągając rękę by odgarnąć jej w twarzy kosmyk włosów. Ruby miała chyba w sobie jakiś mały reaktor atomowy skoro miała tyle energii. Niebezpieczna kobieta.
Dziewczyna, która igrała z ogniem, przecież sama ostrzegała!
Ruby wciągnęła głęboko powietrze, przez chwilę patrząc na możliwe do policzenia żebra, a potem wpadła na pewien pomysł. Wymagający naprawdę niewiele energii.
- Mam siłę, ale w sumie możemy zapalić - powiedziała, gładząc Donniego po policzku. Czy to było normalne, że lubiła tę szorstką od zarostu skórę? - Tylko teraz ty decydujesz, czy wolisz fajki czy jointa. - Przejechała palcem po powierzchni piekących i spierzchniętych ust. Hm, była w stanie podjąć takie wyrzeczenia, jeśli Donnie miał ją raczyć takim seksem.
Donnie zaśmiał się słysząc jej propozycję.
- Możemy zapalić. Nawet bardzo chętnie. Wieki nie jarałem. - Powiedział unosząc się na łokciu. Ruby chyba zarobiła dużego plusa. - Zdecydowanie joint. - Stwierdził pochylając się by tym razem zaznaczyć jej dekolt kilkoma szybkimi pocałunkami. Pieprzone, idealne walentynki. Dosłownie.
Ruby podniosła się do pozycji siedzącej, a jej niesforne włosy opadły na ramiona, tworząc jakiś artystyczny nieład.
- Hm, nie widzę różdżki - powiedziała Ruby z wyraźnym niezadowoleniem i wstała z kanapy, nie bardzo przejmując się całkowitą nagością. Jedyne, co jej doskwierało, to zimno, które natychmiast omiotło całe jej ciało, wprawiając je w drżenie. Przemaszerowała przez cały pokój i wyciągnęła trawkę z szuflady, a potem, prawie w podskokach, wróciła do Donniego. - Skręcaj, mistrzu. - W jej głosie była tylko odrobina drwiny.
Donnie patrzył na nią kiedy szła przez pokój uśmiechając się głupkowato. Był skończonym idiotą, ale nie przeszkadzało mu to w tej chwili. Można nawet powiedzieć, że w jego głowie przyjemnie dryfował tylko obraz nagiej Ruby. Kiedy wróciła do niego wziął od niej woreczek z ziołem i bibułkę. Położył wszystko na jej brzuchu.
- Nie ruszaj się chwilę. - Powiedział ze śmiechem. To była wyższa szkoła jazdy, ale dał radę. Po chwili wziął zapalniczkę i odpalił jointa, zaciągając się i podał go jej. Przytrzymał słodki dym przez chwilę w płucach.
- Dobre. - Pochwalił wypuszczając go z płuc i zerkną na Ruby.
Donnie Blackwood był dzisiaj cholernym szczęściarzem - miał okazję widzieć pannę Jenkins w każdej z jej najlepszych odsłon. Ale to, co robiła teraz, było zdecydowanie najseksowniejsze. Ujęła skręta między dwa palce, wsadziła go sobie do ust i zaciągnęła się głęboko, czując słodki, cudownie rozluźniający dym. Odwróciła głowę w jego stronę, a z jej rozchylonych, poczerwieniałych od pocałunków warg wypłynął dym.
- Mam wrażenie, że jestem głównym zaopatrzeniowcem w tym mieście - zaśmiała się Ruby, podkuliwszy pod siebie nogi tak, że teraz siedziała po turecku.
Patrzył na jej zaczerwienione usta i nie mógł się powstrzymać by jej nie pocałować. Smakowała właśnie tym co palili. Wziął od niej jointa i znów się zaciągnął.
- W takim razie masz najlepszy towar w mieście. - Zaśmiał się cicho. - Znam kilku ludzi, którzy dealują, ale dawno nie przyszło mi do głowy, żeby zapalić. - Powiedział oddając jej skręta. Powoli zaczynało kręcić mu się przyjemnie w głowie. Od małej ilości tlenu i z całą pewnością od marihuany.
Ruby spojrzała na niego, zdziwiona.
- No coś ty, po co się ograniczać? Ja mam zawsze jakiś zapas, chociaż jasne, nie robię tego codziennie, to byłoby już uzależnienie. Ale od czasu do czasu, czemu nie? - Posłała mu przebiegły uśmiech, a potem odgarnęła z twarzy kilka kosmyków, które najwyraźniej chciały jej wejść do ust, ciekawskie. - Zwłaszcza w tak dobrym towarzystwie. - Boże, to niesamowite, jej apetyt na seks znów niebezpiecznie wzrastał, dlatego pochyliła się, żeby go pocałować i wypuściła dym wprost w jego usta.
Apetyt na seks po trawce to chyba całkiem normalna reakcja. Donnie poczuł się niesamowicie zrelaksowany, a jej pocałunek sprawił, że chyba wróciły mu siły. Tak długo jak dał radę utrzymać dym w płucach całował ją, a później wypuścił go nosem. I znów ją pocałował. Dopiero po chwili oderwał się od niej by znów się zaciągnąć, tym razem joint znajdował się między palcami Ruby.
- Zapomniałem jakie to może być dobre. Szczególnie, że nie ma po tym kaca. - Powiedział ze śmiechem i położyć dłoń na jej udzie, przesuwając ją w górę.
No proszę, co za zrozumienie! Właśnie tego chciała Ruby, dlatego jego dłoń wkomponowała się idealnie w jej życzenia.
- Mhm - powiedziała tylko, rzucając mu przeciągłe spojrzenie spod na wpół przymkniętych powiek. Chyba marihuana zaczynała na nią działać, bo czuła się w tym momencie tak cudownie lekka. I napalona na pana, który siedział obok. Zaciągnęła się po raz kolejny, usiadła mu okrakiem na kolanach, odrzucając do tyłu włosy i znów podzieliła się z nim dymem, płynnie przechodząc w namiętny pocałunek.
To były bez wątpienia najlepsze Walentynki w jej dwudziestoletnim życiu.
Ruby przejmująca kontrolę była nie tylko niesamowicie pociągająca, ale też zapewne zapadająca w pamięć. Jego dłonie sunęły wzdłuż jej nagich pleców, kiedy całował ją mocno.
- Zmienienie się jest fajne. - Powiedział ze śmiechem w jej usta zanim nie pocałował jej znów mocno. Zaciągnął się znowu dymem i zagasił skręta, który się już prawie wypalił. Było mu tak cholernie dobrze, że nie potrzebował niczego więcej. Tym razem on podał jej dym ustami, powoli zjeżdżając z pocałunkami na jej szyję i dekolt. Ścisnął mocno jej pośladki. Najbardziej chyba kręciły go właśnie kobiece pupy.
Ruby nie była obecnie w stanie sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek upalonej zdarzyło jej się uprawiać seks, ale całkiem prawdopodobne było to, że po prostu tego nie pamiętała.
Teraz jednak chciała zapamiętać każdy szczegół z tego, co miało niedługo nastąpić. Odczuwała intensywniej niż kiedykolwiek każdy dotyk dłoni i ust Donniego na swojej skórze; zachłysnęła się tą przyjemnością i pochyliła w jego stronę tak, że znów zetknęli się wargami. Jej dłonie odnalazły jego ramiona, gładząc je opuszkami palców.
Donnie chyba raz czy dwa doświadczył tego stanu, ale miał wrażenie, że to, teraz z Ruby było o wiele bardziej intensywne. Może chodziło o fakt, że nie była przypadkowa. Było w niej coś elektryzującego, drapieżnego. Może to tylko złudzenie spowodowane trawką, a może rzeczywistość. Cienka linia się zacierała. Ważne było to co czuł.
Pieszczenie jej ciała było tak niesamowite, że mógłby pewnie robić tylko to. Pozwolił jej jednak zdecydować o tym co będzie się działo dalej.
To też było interesujące doznanie: to, że Donnie pozwolił jej przejąć nad sobą całkowitą kontrolę, mimo że wiedział, iż Ruby bywa niebezpieczna. Ruby jeszcze przez chwilę pieściła językiem płatek jego ucha, a potem gwałtownie podniosła biodra i opuściła, czując go już w sobie. Z jej ust wyrwał się słodki jęk, który Donnie natychmiast scałował z jej ust, a ona zaczęła się powoli, rytmicznie unosić. Jej biust falował w rytm podskoków, a ona czuła się taka... wyzwolona.
Donnie nabrał gwałtownie powietrza czują ją, jej zapach, smak skóry i dotyk doprowadzały go do szaleństwa. Te doznania były dużo mocniejsze niż zwykle. Jego oczy były szeroko otwarte, bo widok Ruby sprawiał, że musiał zacisnął mocno zęby żeby nie odwrócić od razu ról. Samokontrola Donniego przechodziła nowy etap. Chwycił jej biodra, pomagając jej się unosić, pogłębiając ruchy. Pochylił się akurat w momencie, kiedy Ruby odsłoniła swoją szyję i ugryzł ją tuż powyżej obojczyka. Odrobina bólu wzmacnia doznania. Jej paznokcie wbijały mu się w ramiona.
Normalnie pewnie Ruby zareagowałaby inaczej na ugryzienie Donniego, ale teraz, kiedy była całkowicie upalona, uważała, że ta mieszanka bólu i podniecenia jest absolutnie obezwładniająca. Kolejne jęki wyrywały się z jej gardła wprost w usta Donniego, ta władza, którą teraz nad nim miała nakręcała ją jeszcze bardziej. Ruby odczuwała przyjemność każdą cząsteczką, ba!, każdym atomem swojego ciała, miała też wrażenie, że te doznania są spotęgowane do tego stopnia, że jej wytrzymałość trzymała się na cienkim włosku. Nachyliła się tak, że jej wargi znalazły się idealnie przy jego uchu.
- Dobra, teraz ty pokaż, na co cię stać.
Chyba wzięła jakąś lekcję uwodzenia od panny Archibald.
Takie prowokowanie Donniego nie jest pomocne. Jego samokontrola chyba właśnie legła w gruzach. Pocałował ją mocno zmieniając ich pozycję, tak że znalazł się znów na górze. Złapał jej nadgarstki unosząc je ponad jej głowę. Gdzieś pod czaszką tłukła mu się myśl, że jeśli nie zwolni tempa zabawa skończy się zbyt szybko, ale już było za późno na zatrzymywanie się. Odnalazł usta Ruby, przygryzając jej wargę, a później ją zassał. Po kilku sekundach krzyknęła w jego usta, a on dołączył do niej chwilę później.
Tym razem nie zmusi go by nie zasypiał. Poczuł taką błogość i lekkość kiedy opadł obok niej, że to mogłoby być pieprzonym rajem.
Wow, to było naprawdę coś. Tym razem panu Blackwoodowi udało się zmęczyć Ruby, która ledwo łapała oddech. Całe jej ciało kleiło się od potu, a makijaż miała kompletnie rozmazany, ale zupełnie nie zamierzała się tym przejmować. Ułożyła głowę na klatce piersiowej Donniego, rozsypując przy okazji swoje włosy, a potem automatycznie przymknęła powieki. Któreś z nich - nie wiedziała nawet, które - sięgnęło po koc i okryło ich nagie ciała, żeby przypadkiem nie skostnieli z zimna.
Donnie nie przywykł do dużej ilości snu. Często też budził się w środku nocy. Tym razem śniły mu się straszne głupoty. Jakieś smoki, gobliny i trolle, które tańczyły w jego mieszkaniu. Jeden z nich uderzył go w głowę maczugą więc się obudził. W nieswoim mieszkaniu, z Ruby u boku. Trochę zdrętwiała mu ręka na której ona spała. No i wzywały go potrzeby fizjologiczne. Próbował jakoś się wyswobodzić z jej rąk, ale udało mu się tylko uwolnić jedna rękę kiedy Ruby poruszyła się niespokojnie i otwarła oczy.
- Ciii. Śpij. - Powiedział cicho do jej ucha. Nie chciał jej przecież budzić. Musiała być zmęczona.
Teraz było już za późno - Ruby zmieniła pozycję na półleżącą, podpierając głowę na łokciu.
- Heej - powiedziała sennie, dostosowując do niego ostrość widzenia. Nie musiała za bardzo manewrować głową, żeby ich usta ponownie się zetknęły, tym razem na krótko. - Już się wyspałeś? - Gdyby ktoś zapytał ją o zdanie, dowiedziałby się, że jest głodna. A przecież nie zjedli jeszcze wszystkich makaroników! Nie było chyba nic lepszego od podjadania słodyczy w nocy. No, poza seksem.
Donnie zaśmiał się cicho w jej usta.
- Jest środek nocy, powinnaś spać. - Powiedział szeptem, tak jakby próbował kogoś nie obudzić. - Miałem się wymknąć bez pożegnania, ale cholera, obudziłaś się. Zniweczyłaś mój plan. - Powiedział uśmiechając się w sposób świadczący o tym, że żartował. Pogładził jej piękne włosy i znów ją pocałował.
- Zgłodniałem. - Powiedział chyba czytając w jej myślach. A tak naprawdę nie chciał jej opowiadać o swoich problemach z bezsennością. Zerknął na zegarek. Była 3:30.
- Nie gadaj. Też lubisz jeść w nocy? - zapytała Ruby, siadając na kanapie i obserwując rzeczy, które w zupełnym nieładzie walały się po podłodze. Miała nadzieję, że udało im się nie zniszczyć sukienki, którą pożyczyła jej Amy. Podniosła się z miejsca i sięgnęła po czarną koszulę Donniego, natychmiast ją na siebie wkładając. Też dobrze się niej prezentowała. - Makaronik? - spytała, stojąc już w kuchni i zajadając się pistacjowym ciasteczkiem. Pobudka w nocy wcale nie była najgorszym pomysłem.
Nie kiedy miało się towarzystwo. Zwykle Donnie brał prysznic, parzył sobie kawę i szedł do piekarni na rogu po świeże bułki na śniadanie, a później do pracy. Bezsenne noce nie są takie złe.
Założył szybko bokserki poszedł za nią do kuchni.
- Makaronik. - Powiedział biorąc ten kawowy i wsadził go sobie do ust. Kiedy przełknął pocałował ją jeszcze raz w słodkie usta. - Idę do łazienki i zaraz możemy zjeść makaronikowe śniadanie w środku nocy. Właściwie nie wiem dlaczego nie wymyślono nazwy posiłku nocnego. - Powiedział mądrze i zniknął w łazience. Wrócił po kilku chwilach.
Ruby w tym czasie zdążyła zjeść trzy makaroniki - każdy o innym smaku - a teraz stała właśnie przed lodówką i zastanawiała się, czego jeszcze mogłaby spróbować. No, tak na zmianę smaku.
- Dobra, to, co teraz powiem, będzie idiotyczne, ale może pójdziemy na spacer? - Odwróciła się w jego stronę i zrobiła parę kroków, żeby być bliżej niego. - Nawet nie ma ujemnej temperatury - spostrzegła słusznie i splotła dłonie na jego karku. Chyba właśnie chciała go przekonać, zresztą, miała całkiem niezłe argumenty, bo nie zdążyła jeszcze zapiąć koszuli.
Nie musiała szczególnie go przekonywać. Donnie był skłonny zrobić każdą głupotę dla niej, a akurat teraz czuł się wypoczęty więc nie miał nic przeciwko jej zachciankom.
- Pomyślmy. - Powiedział z zastanowieniem. - Jest tylko jeden minus. Będziesz mi musiała oddać koszulę. - Powiedział z uśmiechem pochylając się by ją pocałować. Położył dłoń na jej talii.
- Wracając wstąpimy po świeże bułki na śniadanie. - Stwierdził mądrze.
Ruby nie mogła się powstrzymać i udzieliła mu twierdzącej odpowiedzi za pomocą pocałunku.
- Zaraz wrócę, tylko się ubiorę, bo narzekasz - stwierdziła z lekką drwiną w głosie i zrzuciła koszulę, przez chwilę pozostając zupełnie nago. Donniemu chyba spodobał się ten widok, ale nie mógł się nim nacieszyć zbyt długo, bo Ruby zniknęła w swojej sypialni. Chcąc kontynuować bycie uwodzicielką, wybrała czerwoną bluzkę z dekoltem (naprawdę, posiadała taką w swojej szafie) i obcisłe dżinsy. Ubrała się stosunkowo szybko, wymyła zęby i poprawiła makijaż, a potem stanęła przed nim, w geście wyczekiwania kładąc rękę na biodrze.
- Idziemy?
No i poszli, a co.
No dobrze, zrobili po drodze te zakupy i wrócili do domu, gdzie Ruby automatycznie podążyła w stronę kuchni. Nawet najzwyczajniejsze śniadanie musiało mieć dla niej unikatowy charakter - zrobiła im świeże bułki z twarogiem, pomidorem, posypane bazylią i rukolą oraz kiełkami, słodkie tosty z bananami i czekoladą oraz oczywiście zaparzyła kawy - podwójne, mocne espresso, które powinno ich postawić na nogi.
- Smacznego - rzuciła w stronę Dońka, sadowiąc się na krześle i podstawiając mu pod nos talerz.
Donnie nie miał pojęcia czy większą ochotę ma na nią czy na to co leżało przed nim na talerzu. Ruby też wyglądała smakowicie. Ale mimo wszystko był już cholernie głodny.
- Smacznego. Dawno nie jadłem takiego śniadania. Wow. - Powiedziała z uśmiechem. Spróbował bułki z twarogiem i mruknął z przyjemnością. - Jesteś mistrzynią. - Ruby zaśmiała się wesoło na widok jego brudnego od twarożku policzka. Wytarł go wierzchem dłoni.
Oczywiście, że Ruby się zaśmiała - w końcu to było szalenie zabawne, taki upaćkany od twarogu Donnie. Ale udało jej się szczęśliwie uspokoić, kiedy przytknęła do ust kubek z parującą, cudownie aromatyczną kawą.
- Śniadanie to przecież najważniejszy posiłek w ciągu dnia, podobno. - Posłała w jego stronę rozbawione spojrzenie. - Ale w sumie coś w tym jest; jeśli zjesz najwięcej na śniadanie, możesz łatwiej spalić w ciągu dnia te wszystkie pochłonięte kalorie. - Nie to, żeby ona miała z tym problem, wręcz przeciwnie. Ale jej mama wiecznie była na diecie odchudzającej i kiedyś to od niej usłyszała.
Donnie raczej też nie miał z tym problemów. Zresztą miał teraz całkiem ciekawy sposób, żeby je spalić i cały poranek na to.
- Śniadania to najprzyjemniejszy posiłek dnia. Musimy je kiedyś zjeść w łóżku. Straszliwie krusząc i nie wychodząc z niego przez kolejną godzinę. - Miał marzenia i zachcianki, patrzcie go. Posłał jej uśmiech i napił się aromatycznej kawy.
Ruby przewróciła tylko oczami, a potem parsknęła śmiechem. Faceci, jednak naprawdę w głowie mieli tylko jedno. Ale ona wcale nie była lepsza, w końcu nie bez przyczyny tak się z nimi integrowała.
- Jasne. Na którą masz tę pracę, co? Bo możemy sobie zrobić próbkę - powiedziała, wsadzając do ust tosta i uśmiechnęła się, czując słodki smak czekolady na języku. Tak niewiele potrafiło ją uszczęśliwić, niesamowite.
Donnie zamyślił się marszcząc brwi. Ruby mogłaby być ideałem kobiety z tym ciągłym apetytem na seks. O ile jakikolwiek facet dałby jej radę.
- Dopiero za kilka godzin. Śniadanie możemy dojść tutaj, ale nie mam nic przeciwko temu, żeby później się przenieść do łóżka. - Zaśmiał się wesoło. Tym razem po zjedzeniu bułki wziął się za tosta.
Ruby odrzuciła do tyłu część włosów, po raz kolejny łapiąc się na tym, że powinna je najzwyczajniej w świecie związać. Była zbyt leniwa, żeby podnieść tyłek i wyciągnąć z szuflady gumkę. Zresztą, podświadomość podpowiadała jej, że Donnie woli ją z włosami puszczonymi luźno.
- Jasne - powiedziała, wpychając sobie do ust resztę tosta, którego zapiła kawą. To dało jej energetycznego kopa, nic więc dziwnego, że chętnie by się jakoś... rozładowała. Zwłaszcza z kimś takim, jak Donnie, któremu posłała śliczny uśmiech.
Donnie dojadł tego swojego tosta, zrobił dwa łyki kawy, przełknął szybko i złapał ją za rękę.
- No dobra, nie mam nic przeciwko żeby to było już teraz. - Stwierdził z rozbawieniem ciągnąć ja w stronę sypialni. Kanapę miała fajną, ale łóżko było o wiele bardziej wygodne. Bez ostrzeżenia popchnął ją na miękki materac i zaraz wylądował obok niej.
- I co, teraz będziemy skakać na łóżku? - zażartowała kompletnie głupkowato Ruby, poprawiając koszulkę, która podjechała jej do połowy brzucha. Odwróciła się w stronę Donniego i przez chwilę napawała się jego widokiem: to było cudowne, mieć go tak blisko, na wyciągnięcie ręki. Ale przecież mogła być jeszcze bliżej, dlatego niewiele myśląc przechyliła się w jego stronę i odnalazła jego wargi. Smakowały tak słodko i znajomo, że uśmiech sam pojawił się na jej ustach.
Donnie przyciągnął ją do siebie, całując ją mocno. Nie miał zamiaru odpowiadać, ewentualnie może jej zaprezentować. Jego dłonie nie mogły spokojnie pozostać w jednym miejscu. Gładził nimi jej plecy i ramiona.
Nagle ostry dźwięk telefonu wyrwał go z tego stanu, który był czymś pomiędzy letargiem, a snem. Odsunął się od niej, marszcząc brwi. Tak, to jego telefon dzwonił. Zaklął szpetnie pod nosem.
- Chyba muszę odebrać. Ale jeśli to szefowa to zażądam podwyżki i to znacznej. - Stwierdził wstając z łóżka. Było dopiero po siódmej. Odebrał i wysłuchał litanii swojej szefowej o tym, że Kate się rozchorowała i czy nie mógłby czasami...? Westchnął i rozłączył się.
- Za pół godziny muszę być w pracy. - Powiedział przepraszająco
Ruby westchnęła tylko, niechętnie siadając przy nim na łóżku. No cóż, nie mogła się na niego wściekać, za to całą złość przelała na jego szefową - słusznie.
- Cholera, naprawdę muszę sobie z nią kiedyś uciąć pogawędkę - stwierdziła, rzucając Donniemu krótkie spojrzenie. Ujęła jego dłoń w swoją i delikatnie się uśmiechnęła. - Wiesz co? W najbliższym czasie weź z dwa dni wolnego. Ja też zrobię sobie urlop i gdzieś pojedziemy, chyba nam się to przyda. - Nachyliła się w jego stronę i pocałowała go krótko w usta. - A teraz leć.
Już widział rozzłoszczoną Ruby rozmawiającą z jego szefową.
- Wezmę i ze trzy. - Rzucił zanim wyszedł z jej sypialni. I tak był zadowolony z przebiegu ich walentynek.
Ubrał swoją kurtkę i buty przyciągnął ją jeszcze raz do pocałunku i zniknął nagle.
Donnie przyszedł pod drzwi mieszkania Ruby prosto z pracy. Poprzedniego wieczoru wypił za dużo whisky, a i tego strzelił sobie szklaneczkę dla poprawy nastroju. Zapukał mocno trzy razy w drewnianą powierzchnię i włożył ręce w kieszenie kurtki. Dopiero co wypalił dwa papierosy podczas drogi ze Sweet Nothings. Był dzisiaj bez zapowiedzi. Miał nadzieję, że Ruby jest już w domu. Nie pomylił się. Otwarła mu drzwi po kilku minutach, a on jednym ruchem przyciągnął ją do pocałunku.
Tak, Ruby zgodnie z wcześniejszym założeniem postanowiła pracować już tylko po osiem godzin na dobę, nie biorąc dodatkowych, potwornie ją męczących dyżurów. Gdy zobaczyła Donniego w progu, chciała entuzjastycznie zareagować, ale nie dał jej szansy, natychmiast miażdżąc jej usta pocałunkiem. Chociaż szczerze mówiąc, ochota, z jaką go oddała, powinna być dla niego wystarczającą odpowiedzią.
- Czeeeść, przystojniaku - powiedziała, kiedy udało jej się od niego oderwać i spojrzała na niego z wyraźną radością w oczach. - Wchodź.
Donnie wszedł do środka nie puszczając jej od razu. Ściągnął buty w przedpokoju ciągle trzymając ją w talii.
- Cześć, Mała. - Odezwał się patrząc jej w oczy i uśmiechnął się lekko. Do rozebrania kurtki potrzebował dwóch rąk niestety. - Nie przeszkadzam, prawda? A nawet jak przeszkadzam to będziesz musiała zmienić plany. Zawłaszczam cię sobie. - Powiedział groźnie. Taki Donnie nie był tym samym Dońkiem co zwykle. Pocałował ją znów. Chyba próbował zabić to gorzkie uczucie, które ściskało mu gardło. - Poczęstujesz mnie whisky? - Zapytał puszczając ją by się swobodnie rozebrać.
Copyright (c) 2009 onlyifyouwant | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.