Skrzydło Szptalne
onlyifyouwant
Skrzydło Szpitalne składa się z wielkiej sali z łózkami oddzielonymi kotarami, kilkoma mniejszymi salkami z dwoma, górą trzema łózkami, gabinetu uzdrowiciela, malej salki zabiegowej i sporego składzika.Bezpośrednio ze Skrzydła można wejść tez do komnat osobistych uzdrowiciela oraz mniejszych komnat asystenta uzdrowiciela.
***
Misha pogłaskał dziesięciolatka po główce i dając mu karmelka, uśmiechając się do niego łagodnie.
- Dzielny chłopiec - pochwalił go, przemywając miejsce po ukłuciu strzykawka. Wstał, zabierając strzykawkę i gaziki, pozwalając chłopcu odwinąć rękaw. Posprzątał na szafeczce, machając jeszcze z uśmiechem chłopcu wychodzącemu ze skrzydła.
Gdy skończył sprzątanie po "zabiegu", postanowił przejść się po sali, doglądając kilku pacjentów obecnych aktualnie w skrzydle.
Miał na sobie czarne, luźne spodnie i rozpięty, jasny bezrękawnik, powiewający radośnie przy jego ruchach. Na szyi miał kilka naszyjników z kolorowych koralików, dane mu w prezencie przez Lawiego i Iseia. Własnoręcznie przez malców robione, należy dodać, wiec Misha z miejsca dal im je sobie założyć. dnia Śro 20:43, 23 Maj 2012, w całości zmieniany 1 raz
Damaris szedł korytarzem powolnym, jednak sprężystym krokiem. Miał wysoko uniesioną głowę i beznamiętne spojrzenie.
Miał na sobie białą koszulę, czarną marynarkę i ciasne, dopasowane spodnie. Na nogi miał założone buzy za kostki. We wszystko wplecione były złote nici.
Na lewym nadgarstku chłopaka wisiało od groma cieniutkich, złotych bransoletek, a na serdecznym palcu widział skromny pierścionek od jego brata.
Damaris zapukał do skrzydła medycznego i wszedł tam,nie czekając na odpowiedź.
Półczort właśnie częstował małych pacjentów karmelkami, gdy rozległo się pukanie.
- Misha! - uzdrowiciel bynajmniej nie zamierzał ruszyć swego szlachetnego tyłka z gabinetu, póki nie było to doprawdy konieczne. Ciemnowłosy wywrócił oczami, wychodząc zza jednego z parawanów. Zmierzył nowo przybyłego wzrokiem, rejestrując w umyśle po kolei "niezłe nogi", "ładna biżuteria" i "śliczna twarz".
- Cześć. Coś się stało, w czymś mogę pomóc? - zapytał, uśmiechając się do niego przyjaźnie i wbijając wzrok turkusowych ślepi w oczka ucznia.
Ładny, naprawdę ładny... Misha, w pracy jesteś.
Damaris zatrzymał się, cicho zamykając za sobą drzwi. Odgarnął kilka kosmyków za uch, spoglądając na medyka z politowaniem.
Podobała mu się twarz tego mężczyzny, jednak nie rozumiał jak można było sobie szpecić ciało kolczykami, a na dodatek tatuażami. Musiał jednak przyznać, że do tego młodzieńca, te ozdoby jak najbardziej pasowały.
-Witam - powiedział swoim melodyjnym, jednak surowym głosem. - Właściwie to nic takiego, jednak zraniłem się w nogę... - Właściwie to jakiś debil rozbił mu talerz na stopie. - I nie chciałbym, by została mi blizna. Ufam, że macie jakieś odpowiednie maści.
Misha uniósł brew, gdy - po słowach chłopaka - cała "słodka" otoczka pękła niczym bańka mydlana. Przypominał on pewnego pańczyka, którym Misha zajmował się na długo zanim przybyli do wieży. Też miał takie, cóż, "absurdalne" problemy, które jednak szybko dawały się rozwiązać... Bądź powodowały prawdziwe Problemy przez duże "P".
Ale nie o tym miał teraz myśleć.
- Jasne, na pewno coś się znajdzie... - odparł, kiwając na niego głową. - Przejdźmy do zabiegowego, Stary Pry... Znaczy, uzdrowiciel Narmir zaraz cię obejrzy - poprawił się szybko z uśmieszkiem, wskazując mu gestem drzwi do danej sali.
- Właściwie, możesz przejść sam czy ci pomóc? - zapytał jeszcze dla pewności, otwierając drzwi na oścież. Po raz kolejny zmierzył chłopaka wzrokiem. Był zaciekawiony i, niech cholera to weźmie, instynkt podpowiadał mu, iż trzeba wziąć chłopaka pod opiekuńcze skrzydła.
Damaris spojrzał na niego jak na idiotę. Nie spodobał mu się sposób, w jakim mężczyzna chciał nazwać swojego przełożonego. Nie uważał, by było to w jakimkolwiek stopniu zabawne.
Ruszył szybko we wskazanym mu kierunku, mijając czorta z niesmakiem na ustach. Tak w ogóle, jak mógł nosić się w ten niechlujny sposób w takim miejscu?!
Czort cieszył się, że musiał odwrócić się tyłem do chłopaka. Nie chciał, by ten zobaczył rozbawiony uśmiech na jego ustach. Ruszył do gabinetu i zapukał do drzwi.
- Panie Narmirze... Pacjent czeka na pana w zabiegowym - powiedział, uchylając lekko drzwi. Uzdrowiciel spojrzał na niego udręczonym wzrokiem i wstał ciężko zza biurka. Misha z trudem zachował powagę, gdy Narmir ruszył ku sali, przypominając sporą, toczącą się piłkę.
- Proszę usiąść na stole i rozebrać się. Co się stało? - mruknął umęczonym życiem tonem uzdrowiciel, nawet nie patrząc na chłopaka tylko od razu siadając przy biurku. Misha w tym czasie z gracją lawirował między biurkiem, małym stolikiem a stojącym na środku sali prostym, sporym stołem, na którym miało usiąść Książątko, jak go ochrzcił w myślach półczort.
- Misha, gazik, zielony, niebieski, rzeczy do zszywania, pomarańczowy i strzykawka - Narmir wyrecytował beznamiętnie, przekręcając jakiś papier na biurku. Półelf wywrócił oczami, szykując rzeczy i specyfiki, określane przez uzdrowiciela za pomocą kolorów. Ustawił to wszystko na małym stoliku obok głównego stołu.
- Bardzo źle to wygląda? - usłyszał zza siebie znudzony pomruk.
Damaris uniósł jedną z brwi w geście zdziwienia, jednak posłusznie usiadł na stole. Gdy medyk przerwał, chłopak zerknął na niego.
-Nie wiem czy pana asystent jest głuchy, czy nie jest w stanie zrozumieć prostych słów, jednak nic z tych rzeczy nie będzie potrzebne - powiedział, nie patrząc w stronę czorta. - Potrzebuję tylko maści która zapobiega powstawania blizn.
Skierował wreszcie wzrok na pomocnika Narmira i przewrócił oczami, znów zaczesując włosy za ucho.
Misha prychnął cicho, kręcąc głową. Nie ruszały go słowa Książątka, jednak wiedział, że nie wszyscy są tak odporni.
- Świetnie - mruknął, słysząc złowieszcze skrzypienie krzesła za sobą. Narmir wstał, czerwony na twarzy i oburzony.
- Kiedy tu przychodzisz, nie masz prawa podważać moich osądów. A Misha nie ma odpowiedniego wykształcenia, by decydować, co się przyda a co nie! To ja tu mówię, co trzeba zrobić, a co jest zbędne - warknął wściekły "balonik", a Misha instynktownie przysunął się do chłopaka, gdy ten sunął ku Książątku.
- Jeśli zależy ci, by nie mieć blizn, będziesz po prostu wykonywał polecenia! Uświadomię ci też, iż każde zadrapanie czy rana mogą prowadzić do infekcji, a ta natomiast do martwicy bądź nawet amputacji danej kończyny! - "balonik" pluł wściekle śliną, patrząc na chłopaka z oburzeniem.
Czort zjeżył się cały, krzywiąc się i warcząc cicho.
- Nie drzyj się na niego. Możesz go uświadamiać w spokojniejszy sposób. Łyknij sobie jakiś ziółek czy coś - powiedział, wyraźnie stając w obronie Książątka. Narmir spojrzał na niego ze złością.
- Misha, już cię uprzedzałem, żebyś nie podważał mojego autorytetu! Jesteś tu tylko asystentem!
- A ja cię uprzedzałem, że jak będziesz na nich wrzeszczał, to któregoś dnia okaże się, że twoja herbata jest doprawiona nie tylko alkoholem - warknął, mrużąc oczy. Narmir zapowietrzył się, prychnął, po czym wytoczył się z salki. Po chwili doszedł ich trzask zamykanych z hukiem drzwi od jego gabinetu.
Misha westchnął, unosząc rękę i przesuwając ją po włosach.
- Wybacz, że byłeś tego świadkiem - mruknął do chłopaka, odwracając się do niego przodem. - Pokaż tą stopę, przemyjemy, nasmarujemy, założymy bandaż i po krzyku. dnia Śro 23:53, 23 Maj 2012, w całości zmieniany 1 raz
Damaris patrzył na medyka ze spokojem i wyższością. Miał więcej pieniędzy niż on kiedykolwiek zarobi, miał piękną twarz i ciało. Nie pozwalał obrażać jego osoby, a co dopiero takim starym, brzydkim, grubym chamom.
Wstał ze stołu, ocierając zdegustowany twarz ze śliny starszego.
Już miał zacząć coś mówić, jednak ubiegł go czort. Chłopak spojrzał na niego i wysłuchał ze złośliwym uśmiechem na ustach. Zastanawiał się czemu tak się oburzył. Damaris dałby obie radę.
Po wysłuchaniu słów czorta, spojrzał na niego ze spokojem, a wręcz uśmiechnął się (jeśli to wykrzywienie warg można było nazwać uśmiechem) serdecznie.
-Nie potrzebuję bandaży - powiedział od razu i zsunął ze stopy buta oraz czarną, króciutką skarpetkę. - Tylko trochę maści i jakiś gazik, by nie wsiąkła w skarpetkę. dnia Śro 23:59, 23 Maj 2012, w całości zmieniany 1 raz
- Zsunie się, jeśli tego nie zabandażuję. Spokojnie, mam specjalny, cienki bandaż, nie będzie widać ani ci przeszkadzać - odparł, sięgając po potrzebne mu rzeczy. Rozłożył czysty ręcznik na stole.
- Połóż tutaj nogę - powiedział, samemu szybko odchodząc w kąt pomieszczenia i myjąc ręce w beczce z czystą wodą. Wrócił do chłopaka i sięgnął po gazik. Nasączył go niebieską cieczą i przysunął do ranki na stopie Książątka.
- Będzie szczypać - ostrzegł, przemywając delikatnie rankę. Wytarł ją po tym i delikatnym ruchem nałożył odpowiednią maść. Następnie położył na to czysty gazik i troskliwie obandażował stopę chłopaka tak, by nie krępować jego ruchów.
- No, skończone - powiedział, uśmiechając się lekko. Sięgnął do kieszeni i wyciągnął... Karmelka zawiniętego w kolorowy, specjalny papierek. Dał go Książątku, puszczając mu oczko.
- To dla cierpliwych pacjentów. I jak będziesz wychodził, zapisz swoje imię w księdze leżącej na stoliku przy drzwiach. Musimy prowadzić spis "pacjentów", żeby nie było, że bez powodu ubywa rzeczy - powiedział do niego, szybko zbierając rzeczy.
- Co do maści... Nie zamocz tego dziś, zostaw opatrunek na noc, a jutro rano zmyj maść letnią wodą - powiedział jeszcze, uśmiechając się do niego. dnia Czw 0:15, 24 Maj 2012, w całości zmieniany 1 raz
Damaris patrzył spokojnie na ręce czorta zajmujące się jego stopą. Wreszcie ktoś traktował go tutaj należycie. Dbał o dobro Damarisa, a nie zignorował wszystko dla własnego dobra.
Książę popatrzył chwilę na pomocnika, już po chwili wsuwając na stopę czarną skarpetkę. Po chwili założył również buta.
-Dziękuję - odparł grzecznie, patrząc na karmelka którego miał w dłoni. - Ale nie jestem dzieckiem żeby mnie nagradzać za dobre sprawowanie. - Prychnął pod nosem. - Jestem po prostu dobrze wychowany.
Odłożył cukierek na stolik i wyszedł z pomieszczenia, uprzednio żegnając się krótko.