ďťż

Lochy

onlyifyouwant

Kamienne komnaty, odgrodzone masywnymi drzwiami, wspieranymi żelazem. Było dokładnie sześć komór, każda wyposażona w łańcuchy z kajdanami.

W takim właśnie pomieszczeniu przebywał Shanae. Kilka dni temu zgłosił się do medyków, gdyż - mimo żywienia się - nadal odczuwał głód, nie zmniejszał się on, tylko narastał. Krew już nie smakowała, była nijaką cieczą, która nie miała już dla niego właściwości odżywczych. Podejrzewano u niego jakieś kłopoty z przewodem pokarmowym, jednak nic, co znali nie pomagało. A Shanae zrobił się dość agresywny, co było zresztą normalne. Zamknęli go tu, by nie zrobił komuś krzywdy, podczas gdy oni próbowali znaleźć przyczynę jego "choroby".
Teraz siedział w kajdanach na zimne, kamiennej podłodze ze zwieszoną głową. Runy naokoło niego, mające strzec wchodzących, którzy przynosili mu pożywienie w postaci zwierząt, jak i te, mające przynieść mu choć trochę ulgi, nie pomagały, a ich jasnoniebieskie, nikłe światło tylko drażniły czułe oczy wampira.
Nie ruszał się. Nie drżał, nie było widać, by oddychał.


Tmashi zszedł do lochów po stromych schodach, trzymając w ręku długą świecę. Oświetlała mu ona drogę, którą, swoją drogą, nie za bardzo znał. Westchnął cicho i naflugał na siebie w myślach. Po co on się tu pcha? Dobra... Był po prostu ciekaw, kto zwariował. Miał podejrzenie co do jednego z uczniów, gdyż od dłuższego czasu nie pokazywał się na zajęciach, lecz nie był niczego pewien.

Wszedł w długą alejkę i zgasił świecę, widząc niebieską poświatę wydostającą się z jednej z komór. Podszedł do niej i przekrzywił głowę.
Warknął cicho pod nosem, czując czyjś zapach. Ku jego zdziwieniu, czuł nawet aromat krwi jegomościa, który aż się prosił, by wbić kły w jego szyję, powalić na ziemię i pić z niego, by zaspokoić głód. Jednak często ostatnio miał ochotę się na kogoś rzucić, a nie mógł sobie na to pozwolić. Pozostał więc w bezruchu, czekając, czy ta osoba odważy się otworzyć dzielące ich drzwi czy jednak odwróci się i odejdzie.
Tamashi obserwował chłopaka w niemym zdziwieniu patrząc, jak ten żałośnie się prezentuje. Wyglądał, jak martwy.
Mężczyzna ostrożnie odsunął zasuwę i wszedł do pomieszczenia, słysząc skrzypnięcie krat. Trzymał się jednak na odległość od swego ucznia. Głupi nie był, nie miał zamiaru mu się podstawiać. Oparł się o metal i przypatrywał wampirowi z fascynacją. Dojrzał mocne kajdany, które trzymały go przy ścianie. Uśmiechnął się kącikiem ust. A co mu tam!

Nadgryzł delikatnie swoją wargę, aby do powietrza dostał się zapach jego krwi. Obserwował bacznie reakcję chłopaka.


Warknął trochę zwierzęco, zaczynając się trząść. Zamknął oczy i zacisnął mocno pięści, starając się cofnąć jeszcze bardziej w ścianę.
- Wyjdź stąd, kurwa. Albo ci rozerwę gardło, pierdolony idioto - warknął zachrypniętym od głodu głosem. Nie podniósł głowy, dalej zakrywał twarz włosami. Nie chciał, by go wywalono za to, że jakiś idiota postanowił podrażnić głodnego wampira. Warknął znowu, uderzając pięściami w ścianę i wsłuchując się w dźwięk poruszonych łańcuchów.
Tamashi uśmiechnął się ponownie, zakładając ręce na ramiona.

-Miło mnie witasz - sarknął, po namyśle kucając.

Ciekaw był, czy chłopak jest aż tak zdziczały, żeby nie móc gadać ze Smokiem. Jak na razie, wyglądało na to, że jako tako kontaktował. No, przynajmniej umiał nieźle dobrać bluźnierstwa.
Warknął ponownie, podnosząc wzrok na starszego. Był przeraźliwie blady, a jego oczy... Kolor białek zmienił się na czerń, zaś tęczówki były jaskrawo czerwone, bez źrenic. Miał wysuszone wargi, spod których wystawały kły.
- Gratuluję debilizmu, smoczku - warknął, starając się nie rzucić na mężczyznę.
- A witam cię tak miło, jak ty mnie - uśmiechnął się do niego złośliwie, co wyglądało dość makabrycznie w jego stanie. Jego wzrok spłynął na stróżkę krwi na brodzie smoka. Czerwień poruszył się, jakby stado wężów, ale chłopak ostatkami sił starał się pozostać w miejscu.
Tamashi zlizał krew i wykrzywił wargi w nieprzyjemnym uśmiechu. Dobra, był egoistą, przychodząc tutaj, ale bez przesady...

-Nie mogłem się powstrzymać - mruknął pod nosem. - Tęskniłem za tobą.

Oparł łokcie na zgiętych kolanach i przeniósł wzrok na błękitne runy wyryte na ścianie. Nie bardzo przejął się przerażającym widokiem chłopaka, gdyż nie raz widział w swym żywocie wygłodniałe wampiry. No, może nie przebywał z nimi w małych pomieszczeniach i nie kusił ich swoją krwią, ale... Nie mógł się teraz opanować.
Chłopak warknął, szczerząc kły. Wlepił w smoka wygłodniały wzrok, wciąż walcząc ze swą bardziej zwierzęcą naturą.
- Jassne. A może to ciekawość, którego z uczniów musieli zamknąć cię tu przysłała? - odparł, czując nieprzyjemne drapanie w gardle. Pochylił głowę, kaszląc cicho. Szarpnął rękoma zupełnie mimowolnie i znów zawarczał, zaciskając oczy.
Nadal czuł krew mężczyzny. Wzywała go, wabiła...
Tamashi poczuł, jak zaczynają mu drętwieć nogi, więc całkowicie opadł na zimną i niezbyt czystą posadzkę. Oparł brodę na otwartej dłoni i westchnął.

-Żadna krew cię nie syci? - zapytał cicho, cały czas obserwując jego ruchy.

Albo się chłopak czymś zaraził, albo miała tu wkład magia... Ale niby po co? A może całe to jego cośtam, dla czego pracuje? Smok nie wiedział, ale wyraźnie go to nurtowało.
- Tak - odparł, lekko unosząc głowę i patrząc na niego spod krwistej grzywki. W jego oczach był nieposkromiony głód, więc szybko znów opuścił głowę. Nie wiedział, ile wytrzyma. Aromat krwi smoka za bardzo wbił się w jego umysł, wciąż go czuł, co wcale nie pomagało. Wziął głęboki oddech, co jednak nie było dobre ze względu na problem z zapachem mężczyzny.
- Przyszedłeś tu tylko po to, by mnie wypytać, skoro to samo powiedzą ci medykowie? - zapytał, zamykając oczy.
Tamashi westchną i wstał, podpierając się o kraty.

-Medycy nie udzielają żadnych informacji - powiedział, wyjmując z kieszeni łaszcza rzemyk. - A poza tym... Mówiłem ci, stęskiłem się, chciałem popatrzeć.

Uśmiechnął się wrednie i zaczął zaplatać na swojej głowie koka. Gdy skończył, przewiązał go rzemykiem. Wyglądał, co prawda, jak kobieta, ale teraz przynajmniej nic nie ograniczało mu pola widzenia.
- To chciałeś popatrzeć czy się stęskniłeś? Nie, czekaj, chyba wiem, że pierwsza opcja jest prawdziwa - warknął, zaczynając lekko drżeć. Gy mężczyzna poruszył włosami, ich zapach... Zapach jego skóry... Warknął znów, tym razem do siebie, jakby chciał przestać obsesyjnie myśleć o krwi smoka.
Tamashi przewrócił oczami i ponownie westchnął.

-Dobra, przejrzałeś mnie - mruknął do niego. - Chciałem popatrzeć.

Mężczyzna oparł się barkiem o kraty i przypatrywał chłopakowi w skupieniu. Ciekawe, czy gdyby na prawdę wampir dopadł do smoka, to czy rozorałby mu całe gardło?
Odepchnął się od wrót i przeszedł powoli dwa kroki. Cóż... Zawsze istniało ryzyko, że sprawdzi.

-W sumie, dałbym ci się może napić - mruknął cicho. - Ale jeśli żadna cię nie syci, to po chust ci moja?
Kroki, zapach coraz bliżej...
Shanae przestał panować nad sobą. Nim smok zdołał zareagować, leżeli na podłodze, a wampir wbił kły w jego szyję, pijąc krew. Zerwane łańcuchy szurały po podłodze, gdy chłopak z nagłą siłą przyciskał starszego do posadzki tak, by ten nie mógł mu się wyrwać. Zmrużył oczy, mrucząc, gdy ciepła posoko spłynęła mu po gardle, o dziwo kojąc głód.
"Za głupotę się płaci" - było to jedyne zdanie, które zdążył pomyśleć, zanim poczuł zęby chłopaka na swojej szyi. Nie bolało aż tak, jak mógłby się spodziewać, ale też nie było to najprzyjemniejsze. Tamashi leżał bezwładnie, czując wysysaną z niego życiodajną ciecz.

Był mocno przyciśnięty do ziemi, więc nie mógł się ruszać. Zamknął oczy, poddając się woli wampira do reszty. W sumie, to nie uśmiechało mu się umierać...
Wystarczyło kilka dużych łyków, by wampir poczuł się nasycony. Zalizał rany na szyi smoka i pogłaskał go, zmniejszając nacisk na jego ciało.
- Ostrzegałem - powiedział normalnym, cichym tonem, patrząc na niego zielonymi oczami. Wrócił do dawnej formy, a jego oczy błyszczały. Miał ciepłą skórę, jak zawsze po sycącym posiłku. Zsunął się z niego, zastanawiając się nad tą sytuacją.
Tamashi otworzył oczy i zamrugał powiekami. Podparł się na łokciu, wzdychając cicho.

-Świetnie... - mruknął cicho, próbując przywołać się do porządku.

Całe szczęście, że zawiązał włosy, bo teraz miałby je całe w jakiejś dziwnej sadzy. Kaszlnął i zaśmiał się w duchu z własnego idiotyzmu. Właśnie został zaatakowany przez wygłodniałego wampira, a myśli o włosach.

-Mówiłeś, że nic cię nie syci, - zaczął, dostrzegając zmianę w jego oczach. - A wyglądasz na zdrowego.
Wampir pobawił się kolczykiem w wardze, patrząc na niego z zamyśleniem.
- Bo nie syciło. Piłem z czterech dziek i z około piętnastu zwierząt - odparł spokojnie, opierając się o ścianę. Poruszył palcami, stukając o posadzkę.
- Może zatrucie? - mruknął cicho.
Tamashi westchnął i złapał się krat, aby pomóc sobie wstać. Dobra... Fajnie, że chłopakowi się polepszyło, ale czemu akurat jego krew była lekarstwem? Nigdy więcej... Nigdy.

-Lepiej to zgłoś - mruknął, siadając jednak na ziemi, gdyż nie miał siły wstać.

Zakrył twarz dłońmi, przełykając ślinę.
- Zgłoszę - mruknął, kiwając głową i wstając. Podszedł do starszego i podał mu rękę.
- Pomogę ci... W końcu to moja wina, nie? - powiedział cicho, uśmiechając się delikatnie, trochę przepraszająco.
Tamashi mruknął i podał chłopakowi rękę.Po chwili już stał na dwóch nogach, przecierając powieki.

-Jasne, że twoja - mruknął, choć doskonale zdawał sobie sprawę, że wina jest obopólna. - Lepiej chodźmy.

Postał jeszcze chwilę, ponieważ kręciło mu się w głowie, po czym wyszedł z celi.
Znów tu trafił.
Shanae nie wiedział, ile już leży bez ruchu na zimnej, kamiennej podłodze. Przestał liczyć po dwóch tygodniach. Najgorsze było dla niego to, że już wiedział, czemu. Odpowiedź dostał od medyków Ostrzy, których list nadal miał w kieszeni.
Teraz to było jednak nie ważne. Wiedział, że zdechnie, nie wierzył w cuda. Nie miał siły nawet podnieść ręki czy otworzyć szerzej ust. Leżał na podłodze, tyłem do wejścia do komory, lekko skulony wśród świecących run. Włosy, niegdyś krwistoczerwone, teraz były niemal całe czarne. Popękane wargi, nieprzytomne, czarno-czerwone oczy, biel i zimno skóry. Nie zwracał na to uwagi, właściwie był na wpół-przytomny.
Tamashi zszedł do lochów, wcale nie ukrywając pośpiechu. Dowiedział się od medyków, że w lochach znów siedzi ten sam uczeń, praktycznie zdychający z pragnienia. No i jak tu się nie zlitować? Smok miał do siebie pretensje. To on wywalił chłopaka z pokoju i dał do zrozumienia, że nie chce go już widzieć. Prawda była jednak inna. Bał się o wampira.

Szybko dotarł do tego samego lochu, co poprzednio, z rosnącym niepokojem, patrząc na rozłożone na podłodze ciało. Wszedł do celi i uklęknął przy chłopaku, odrzucając na bok bordową pelerynę. Nie obawiał się, że Shanae się na niego rzuci. Zdołał wyciągnąć od medyków informacje, które wskazywały na to, że chłopak praktycznie się nie poruszał. Tamashi nie miał pojęcia, że jakikolwiek wampir jest w stanie tyle przeżyć bez picia.
Obrócił chłopaka na plecy i oparł jego głowę na przedramieniu. Wolną ręką sięgnął za pasek i wyciągnął stamtąd krótki sztylet. Syczał, gdy powolnym ruchem rozcinał sobie nadgarstek. Po chwili rozchylił wargi chłopaka i ustawił rękę tak, aby krew spływała między jego usta.

Miał tylko nadzieję, że i tym razem jego krew okaże się być zbawienna.
Nawet nie jęknął, nie drgną, gdy mężczyzna go dotknął. Nie odczuwał nawet zdziwienia, gdy zobaczył twarz smoka. Ledwo udało mu się zmusić, by przełknął wpływającą mu między wargi krew. Wystarczył łyk, by mógł lekko podnieść rękę i objąć nią delikatnie przedramię mężczyzny. Po dwóch uniósł lekko głowę. Po pięciu był w stanie samodzielnie siedzieć. Po ośmiu jego skóra w końcu zrobiła się ciepła, oczy wróciły do normalnego koloru, a włosy znów były dwu kolorowe. Zalizał delikatnie ranę smoka, nie chcąc wypić za dużo. Nadal było to za mało jak na jego stan, ale nie chciał, by smok miał większe problemy z wyjściem stąd. Popatrzył na niego niepewnie, nie wiedząc, co powinien powiedzieć.
Tamashi oparł się dłonią o zimną posadzkę i ze zgrozą odkrył, że uwalił ją w jakiejś dziwnej, tłustej sadzy. Westchnął, wycierając ją o spodnie na udzie i ponownie przeniósł wzrok na chłopaka. Widział niezrozumienie i zdziwienie na jego normalnej już twarzy.

-Nie mogłem cię zostawić - mruknął, odwracając wzrok. - Powinieneś napić się więcej.

Ręka nadal trochę go piekła, ale nie czuł się nawet znużony. Miał w głowie poczucie spełnionego obowiązku. Cieszył się, że jego krew pomogła.
Chłopak patrzył na niego przez chwile nieruchomo.
- Nie masz pojęcia jak to działa, prawda? - zapytał cicho, patrząc na niego uważnie. Bo jak wytłumaczyć smokowi, że tak będzie zawsze, gdy ten odmówi mu pożywienia się? Nie chciał litości, nie chciał być zdany na humory smoka, ale był. Mimowolnie był.
Cholera.
Tamashi spojrzał na niego z pewnym niezrozumieniem. Nie skojarzył faktów, nie wiedział, o co chodzi chłopakowi.

-A co ma działać? - zapytał cicho, nadal go obejmując.
Chłopak westchnął i zamknął oczy.
- Chodzi o to, że każdy wampir ma przydzielonych kilku żywicieli. Jeśli napije się krwi któregoś z nich, żadna inna go nie syci, choćby pił hektolitrami. Jeśli żywiciel odmówi żywienia wampira, ten zdycha. To tak w dużym skrócie. Nazywają to Tamanea Venta. Wybranek Krwi - mówił spokojnie, powoli, dając smokowi czas, by sam poskładał układankę.
Tamashi przełknął ślinę i opadł na pośladki. ... No cóż. I jak miał to wszystko rozumieć? Że będzie poił tego dzieciaka do usranej śmierci? Że od tej pory jego krew nie jest już tak całkiem jego...?

-Nie ma na świecie nikogo innego, kto byłby w stanie cię nasycić? - zapytał.

No on się na to nie pisał... Znaczy, oczywiście, życie Shanae nie było mu obojętne, ale nie wiedział, czy jest w stanie pożywiać go do końca życia.
- Aż do twojej lub mojej śmierci? Nie - odparł, dalej siedząc z zamkniętymi oczami. Przełknął ślinę i pokręcił głową.
- Chyba że masz klona. Kogoś idealnie identycznego - dodał ironicznie, znów kręcąc głową. Był wściekły, zagubiony... i przerażony, choć tego za nic by nie przyznał. Jego bycie bądź nie bycie zależało od nastroju smoka.
-Nie mam nawet brata - prychnął, odsuwając się od niego.

Westchnął i oparł czoło na otwartej dłoni. Nie radził sobie z tym. Czemu to na niego musiała spaść ta odpowiedzialność? Czemu to on musiał się okazać jakimś "Tamanea"?

-Gdy dowiedziałem się, że umierasz... - zaczął. - Miałem do siebie pretensje. Wiedziałem, a przynajmniej, przypuszczałem, że moja krew potrafi cię nasycić, a wygoniłem cię z dormitorium. Więc wraz z wiadomością, że leżysz tu na wpół przytomny, obudziły się we mnie wyrzuty sumienia - przysunął się do niego ponownie i oparł brodę na czubku jego głowy. - Ale jestem tylko zwykłym śmiertelnikiem. Nie wiem, co będzie jutro i za rok... Nie wiem, czy dam radę długo cię pożywiać.
- Nie brałem nawet pod uwagę, że zaczniesz - powiedział spokojnym, wypartym z emocji głosem. Był sztywny, nie patrzył na smoka. Nie podobała mu się ta rozmowa.
- Nie zamierzam żerować na twoim sumieniu - uśmiechnął się lekko kpiąco pod nosem.
Tamashi prychnął i zacisnął jedną z dłoni w pięść.

-Nie podoba mi się ten ton - powiedział, znów się odsuwając. - Ani te słowa. Zachowujesz się, jakbym ci się narzucał, jakbym to ja potrzebował ciebie, a nie na odwrót. Właśnie uratowałem ci życie,tylko po to, żeby usłyszeć od ciebie, że nie chcesz żerować na moim sumieniu.

Wstał i poprawił pelerynę, zwisającą mu luźno na plecach. Narzucił ją na ramiona, otrzepując po chwili spodnie.

-Nie żerujesz na nim właśnie dlatego, bo dałem ci się napić. Nie pierwszy raz z resztą.
Wampir wstał błyskawicznie, patrząc na niego spod krwistoczerwonej grzywki wściekle czerwonymi oczyma.
- Nie chcę być od ciebie zależny. Nie chcę zastanawiać się każdej nocy, czy znowu tu nie wyląduję, bo stwierdzisz, że jednak nie masz ochoty dzielić się krwią. Nie chcę byś do usranej śmierci był na mnie skazany! - warknął, ostatnie zdanie niemal wykrzykując. Puściły mu hamulce, odwrócił się, by ukryć krwawe łzy w kącikach oczu.
- Moje życie zależy teraz tylko od ciebie. Tak jakby nie należało do mnie - wyszeptał cicho, przerażony tą perspektywą.
Tamashi oparł się o kraty za plecami chłopaka i założył nogę na nogę, wypychając w bok jedno z bioder.

-Nie oczekuj ode mnie, że teraz ci powiem, że do końca życia będę cię żywił, lub nie - wycharczał, trochę już wściekły. - Jeśli bym ci obiecał, że będę się dzielił krwią, to taka obietnica gówno by była warta! Jeśli natomiast nie... Nie jestem taką bezduszną bestią, jak ty. Nie przebaczyłbym sobie nigdy, gdybyś umarł, bo podjąłem złą decyzję!

Złapał się ręką kraty i szarpnął lekko.

-Nie tylko ty jesteś tutaj w sytuacji bez wyjścia - warknął, już znacznie ciszej.
Uśmiechnął się lekko kpiąco.
- Przebacz sobie. W końcu jestem "bezduszną bestią", czy nie lepiej, by było takich jak ja mniej? - powiedział cicho. Odwrócił się przodem do starszego i podszedł bliżej. Stanął na palcach i pocałował go powoli, czule niemal.
- Beznadziejna sytuacja - mruknął, opierając czoło o tors smoka. Przytulił się do niego, chrzaniąc to, czy ten go odepchnie czy nie.
Pocałunek nie był dla smoka zbyt przyjemny, gdyż ewidentnie smakował czerwoną cieczą. Skrzywił się więc, jednak nic nie odpowiedział na zaczepne słowa chłopaka.

-Po prostu spotykajmy się tak często, jak to konieczne, abyś nie cierpiał - odparł. - Może kiedyś będę miał dość. Kiedyś - zaznaczył, obejmując go ramionami.

Rozczulało go to, że chłopak tak groźny z wyglądu był tak zachwycająco niski. Jego szczupła sylwetka idealnie wpasowywała się między ramiona starszego.
- Raz na trzy-cztery noce. Jak jest więcej, zaczynam świrować - odparł, z zadowoleniem wtulając się w smoka.
- Czyli... nie chcesz mnie widzieć więcej niż to koniecznie? - zamruczał, przesuwając nosem po szyi starszego. Liznął go na koniec w podbródek.
Odpowiedział pomrukiem, nie chcąc go jednak całować ze względu na krew w ustach wampira. Ułożył dłoń na jego czuprynie i przeczesał ją delikatnie.

-Do tej pory ty też nie wykazywałeś do tego chęci - odparł.
- A myślisz, że czemu dawałem się złapać, co? - zapytał psotnie, patrząc na niego ślicznie. Pokazał mu język figlarnie, po czym pocałował go w policzek.
- Aleee skoooroo niee chceeesz... - mruknął zadziornie, patrząc na niego z błyskami w oczach.
Tamashi mruknął, zadowolony. Pozwolił sobie na jakiś czas zapomnieć o dręczącej ich obu sprawie. Złapał chłopaka za rękę.

-Po prostu przychodź do mnie, gdy będziesz miał ochotę - odparł. - A ja z chęcią cie przyjmę.
- I nie wywalisz mnie z krzykiem za drzwi? - mruknął, po czym pocałował go zaczepnie w podbródek. Pokazał mu język i przeciągnął się.
- No i jest jeszcze sprawa naszego kolegi, który nas przyłapał - skrzywił się leciutko.
Tamashi uśmiechnął się i pocałował wampira w czoło.

-Może porozmawiajmy z nim najpierw - powiedział, rezygnując ze swojego wcześniejszego pomysłu. - Może mu się odwidzi.

Zawsze można było kupić w mieście eliksir niepamięci. Chłopak zapomniałby o całej sprawie i nie robił naokoło szumu.
- Można i tak. Zawsze są... cudowne "nalewki".. - mruknął cicho. Puścił mu oczko i uśmiechnął się lekko.
- Pogadam z nim. Może uda mi się iść z nim na jakiś układ - kiwnął głową, poprawiając ubranie
Tamashi pokiwał głową i wziął go za rękę, splatając z nim palce. Spojrzał na ich dłonie i westchnął. Pociągnął Shanae w kierunku wyjścia.

-Teraz trzeba załątwić sprawę z medykami - odparł. - Mówimy prawdę?
- Raczej - skrzywił się. - Będzie niezły bajzel. I wypytywanie, kiedy po raz pierwszy...
Pokręcił głową. Nie chciał o tym myśleć, nie miał ochoty. Za to miał ochotę na prysznic i łóżko.
I nie pogardził by, gdyby smok był w tym łóżku.
Tamashi przeczesał jego ubrudzone sadzą włosy i westchnął pod nosem. Pociągnął go w kierunku schodów, myśląc nad tym, gdzie go zabrać. Była noc, chłopak mógł więc teoretycznie pójść prosto do niego.

-Umyjesz się u mnie - powiedział cicho. - I ze mną położysz się spać.
- Brzmi... kusząco - mruknął, patrząc na niego hipnotyzującym wręcz spojrzeniem. Kiwnął głową i - ciągnąc go za rękę - radośnie zaczął wspinać się po kamiennych schodach.
- Prysznic, prysznic, prysznic...! - mamrotał pod nosem.
Copyright (c) 2009 onlyifyouwant | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.